Zimowy spływ Wartą

Relacje, zaproszenia i pomysły na ...

Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw

Awatar użytkownika
kamykus
Posty: 700
Rejestracja: 25 gru 2011, 19:47
Lokalizacja: Bielsko-Biała
Tytuł użytkownika: Leśny Dziad
Płeć:

Zimowy spływ Wartą

Post autor: kamykus »

Wybrałem się ze znajomym "Dynamitem" na swój pierwszy w życiu spływ, wcześniej nie pływałem w ogóle. Na szczęście dynamit w tym temacie był obeznany bardzo dobrze. Canoe używane, to miał być pierwszy jego rejs u nowego właściciela. Kanadyjka lekka 28kg, ale dodatkowo wzmocniona, co uratowało nam później tyłki.

Ruszyliśmy w Sobotę, pogoda niestety nie wróżyła nic fajnego. Noc spędziliśmy w lasach pod Rudą Śląską by z samego rana dotrzeć na Halembę skąd Canoe miało wyruszyć z nami do Częstochowy.

Na plan był ambitny, Częstochowa-Poznań w 10 dni, plan wykonalny gdyby udało się wstawać o cywilizowanej godzinie i płynąć do zmroku. Pomimo sporej ilości przeniosek, w jednym dniu zaliczyliśmy 5, plan pewnie dało się zrealizować, średnia prędkość płynięcia to 5km/h nie przykładając się do wiosłowania.

Ale jako że co do kwestii nigdzie się nie spieszenia byliśmy zgodni, ruszaliśmy w okolicach południa, a czasem nawet po 12:00, czyli zostawały 4,5h płynięcia, do tego trzeba doliczyć przenioski które szły nam coraz sprawniej, ale zajmowały ok 20 minut, trzeba było wyjść, popatrzeć którą stroną lepiej i gdzie. Wypakować się, przenieść graty, wrócić po canoe, znów się pakować...

Pierwszego dnia ruszyliśmy z Częstochowy około 13:00:
Warta wylała, niektóre mosty były za nisko aby można było pod nimi przepłynąć, ogromna ilość powalonych drzew przez wichury i bobry, powodowała że pierwsze 2 dni właściwie odbijaliśmy się od drzewa do drzewa, i więcej przeleżeliśmy na canoe niż na nim siedzieliśmy.

Zgubiliśmy plandekę, i większą część sznurków, albo zaczepiły się o gałąź albo wiatr który momentami wiał dość mocno, zajumał okrągły pakunek i się o nim zapomniało.
Ja miałem namiot ale Dynamit musiał nie musiał, ale zaczął organizować sobie wyrko pod kanadyjką. Pierwszy dzień to dystans ok 16km, rozbiliśmy się na jakimś bagnie za miejscowością Mstów, bo właściwie za późno kapnęliśmy się że zaraz będzie ciemno. Niebo zachmurzone więc ciemność zapadła w ciągu kilkunastu minut. Ale było kawałek suchego terenu, trochę drewna, nie było źle.

Dzień drugi też do spokojnych nie należał, ogromna ilość drzew, kilka przeniosek, minęliśmy Karczewice, naszą miejscówkę z rana odwiedził leśniczy która akurat szedł brzegiem i liczył powalone drzewa, wczoraj na odcinku od Karczewic nie było już ani jednego drzewa, ucieszony chłopina że nie musi iść dalej, pogadał z nami jeszcze chwilę, poinformował gdzie czekają nas przenioski i że w elektrowni wodnej za drogą nr 1, mieszka gość który nas przenocuje i da wody, czy podładować telefon.

Po drodze zaliczamy sklep w małym pięknym miasteczku, które zwało się chyba Pławno.
Tutaj jeszcze raz spotkanie z pędzącym ze sklepu, na rowerku leśniczym. I kolejne pół godziny gadania o wszystkim i niczym :)

Docieramy do elektrowni, ale decydujemy się rozbić w lesie kawałek dalej. Trafiamy już drugi raz na piękną miejscówkę. Na razie nam się udaje, pogoda w dzień super, w nocy lub nad ranem trochę leje. Oby tak dalej.

Trzeciego dnia zahaczamy o Płaczki i udajemy się do pierwszego lepszego domu by uzupełnić wodę, wszystko szybko i bezproblemowo, rzeka się uspokoiła, poziom wody szybko opada, na trasie nie ma już powalonych drzew. Płynie się super, pogoda piękna, słońce świeci. Płyniemy jeszcze kawałek, i rozbijamy się. Miejscówka okazała się być opanowana przez bobry, cały czas podgryzały drzewa w koło, i rzucały się do wody praktycznie z naszej miejscówki.

Czwarty dzień płynięcia a piąty w terenie, natrafiamy na próg wodny, niby niewielki ale mocną spiętrzony. Chwila namysłu, popatrzyliśmy się na siebie i już było widać że płyniemy, coś nas tknęło by wypakować graty. Po co mamy je zbierać po rzece jak się wywalimy.
Lecimy z progu i słychać trzask, łódka przywaliła w jakiś ogromny kamień, dopływamy do brzegu i widać 2 spore głębokie prawie na wylot rysy. Gdyby nie to że canoe jest wzmocnione i to że wypakowaliśmy graty, był by to pewnie ostatni dzień spływu. Taśma naprawcza dobra na wszystko, płyniemy dalej.

Ostatniego dnia mijamy Działoszyn, tu dynamit robi kilka zakupów, między innymi plandekę którą gdzieś zgubiliśmy. Właściwie to zgubiliśmy dużo więcej, ale aż wstyd się przyznać. O spalonej karimacie nie wspomnę. Do tego jeszcze nie wiemy że dziś rano dynamit zgubił jedyny nóż (scyzoryk).

Za Działoszynem znajdujemy zaciszna piękną miejscówkę, jutro muszę wracać do domu (Praca), ale dynamit płynie dalej do siebie, czyli do Poznania.
Siedzimy i śmiejemy się że kolejny spływ będzie w drugą stronę, i będziemy zbierać zgubione artefakty :)

Wrażenia? Super. Kto nie próbował to naprawdę warto. Szkoda że tak krótko! Mam nadzieję że sobie odbiję :)

Kilka wybranych fotek poniżej, reszta pod linkiem: https://www.flickr.com/photos/114198437 ... 357225472/

Aaa i mały bonus :p

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wincyj: https://www.flickr.com/photos/114198437 ... 357225472/
"Nie cierpię mojego rozdwojenia jaźni, jest świetne"
Awatar użytkownika
Dźwiedź
Posty: 690
Rejestracja: 22 wrz 2013, 21:25
Lokalizacja: GoldenCity
Tytuł użytkownika: brat cebka
Płeć:

Post autor: Dźwiedź »

No to gratuluję zabawy.
Zapraszam w maju na korytnicę.

Spływ zawsze wiąże się z jakimiś stratami w sprzęcie - nie przypominam sobie spływu bez choćby zgubienia klapka, przez któregoś z uczestników. :->
Ale spotyka to tylko tych co nie wypili zdrowia i nie odlali kielonka dla ducha rzeki, na początku spływu.

Nawet nie muszę zgadywać że tego nie zrobiliście. icon_twisted
BUK, HUMOR i DZICZYZNA
Awatar użytkownika
radekkanu
Posty: 15
Rejestracja: 09 gru 2010, 14:47
Lokalizacja: Raciąż
Płeć:

Post autor: radekkanu »

Udana wyprawa i fajne zdjęcia :)
Gratuluję zimowego spływu.
Kanu to moja pasja i hobby
Awatar użytkownika
drawa
Posty: 83
Rejestracja: 29 lip 2012, 13:50
Lokalizacja: zdwola
Płeć:

Post autor: drawa »

Jestem pod WIELKIM wrażeniem ! Już dokonanego spływu . Gratuluje. :-D Znając szlak z własnych dokonań , gdzie mi tam do Was [ lato , ponton, trasa spłynięta odcinkami ] moje wrażenie jeszcze rośnie :566: . Najtrudnie jeszcze przed kolegą - zapora na Jeziorsku w Skęczniewie i cztery kilometry za [ progi zwalniające ] dalej to już jak bułka z masłem ,równo. Da rade . :lol: Szkoda że nie wiem kiedy będzie mijał Sieradz ? pomachał bym z mostu ! 8-)
Awatar użytkownika
kamykus
Posty: 700
Rejestracja: 25 gru 2011, 19:47
Lokalizacja: Bielsko-Biała
Tytuł użytkownika: Leśny Dziad
Płeć:

Post autor: kamykus »

Znajomy właśnie dał znak życia, jest w Koninie. Czyli jeszcze z tydzień mu zejdzie :-)
"Nie cierpię mojego rozdwojenia jaźni, jest świetne"
Awatar użytkownika
drawa
Posty: 83
Rejestracja: 29 lip 2012, 13:50
Lokalizacja: zdwola
Płeć:

Post autor: drawa »

Dobra wiadomość :-D . 403 km Konin. 243 km most Chrobrego POZNAŃ. - tam kończyliśmy nasz spływ.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Imprezy, wyprawy oraz spacery”