ok - miałem dziś wolny poranek to mogłem sobie pozwolić na wypad do lasu w końcu... (bo moim zdaniem w las bez noclegu to nie ma po co iść... no chyba że na grzyby)
pochodnia zrobiona zgodnie z prawidłami, choć niestety fotorelacja gorzej niż zła, bo żelazko robi zdjęcia lepszej jakości niż mój telefon (a innego aparatu niestety nie miałem :/ ).
Wyszedłem koło 21 na azymut (księżyc już malutki, a las gęsty, więc bez latarki na łbie nie dałbym rady...) przez młodnik świerkowy porośnięty jeżynami kierując się w stronę wyjątkowego paśnika który znalazłem w lesie kilka miesięcy temu. Paśnik ów jest rewelacyjnym miejscem noclegowym - zadaszony eternitem z pięterkiem służącym za magazyn siana dla zwierzaków (i moją sypialnię).
Po dotarciu na miejsce ze smutkiem zauważyłem że WSZYSTKO w okolicy jest wilgotne- NAWET siano w zadaszonym paśniku, każda chromolona gałązka... No ale nic - wziąłem się do roboty- otworzyłem piwko i Apowym fiskarsem uciąłem kawałek bukowego konara z wiatrołomu leżącego nieopodal (30 cm wysokości, 20 cm średnicy). Rozłupałem dziada golokiem na ćwierci i zabrałem się za batonowanie drobnicy. Po bólach związanych z rozpaleniem (jak wspomniałem suche drewno było tylko w moich fantazjach...) otworzyłem drugie piwko i zagotowałem flaki z solidną dawką gałki muszkatołowej i pieprzu. Po konsumpcji wdrapałem się na pięterko i ułożyłem do snu. Stety/niestety na pobliskiej polanie jelenie urządziły sobie rykowisko więc zaśnięcie w tym harmidrze było nie lada sztuką....
Rano dokonałem ciekawego odkrycia - to co brałem w nocy za wyjątkowo upierdliwie bzyczącego komara było tak na prawdę... gniazdem os!. Na szczęście gniazdo było dość małe (wielkości sporej pomarańczy) więc i os było niewiele, niemniej dawno tak szybko nie ogarnąłem swojego majdanu...
Na tym jednak się nie skończyło! W momencie gdy schodziłem z paśnika podjechał samochód.... straży leśnej. Już się "cieszyłem" widokiem mandatu, lub -w optymistycznej wersji - upierdliwej rozmowy dotyczącej zakazu biwakowania w lesie, gdy spostrzegłem, że pasażerem jest znajomy leśnik. Okazało się że panowie tylko wpadli sprawdzić teren bo doszły ich słuchy o kłusownikach w rejonie.
Po kilku minutach kurtuazyjnej gadki zebrałem tyłek w troki i ruszyłem do domu posilając się po drodze grzybami, jeżynami i dzikimi śliwkami znalezionymi na skraju lasu.
coś co można hucznie nazwać "fotorelacją" (sorry za tę jakość - więcej się nie powtórzy) zamieściłem pod linkiem:
