Miejscówki wybrałem nie daleko ze względu na to co musiałem nieść na plecach może troche za dużo szpeju miałem ale wyznaje zasade lepiej nosić niż się prosić cały plecak ważył około 30 kg , sam piec 5 kg (niestety) może jeszcze uda mi się uciec troche z wagi modyfikując komin aby był z jednego arkusza blachy a nie łączonych rurek.
Pierwsza noc miałem już przygotowany opał zrobiłem to na oko i niektóre kawałki nie mieściły się w całości w palenisku rano jak czyściłem piec to dowiedziałem się dlaczego. Kawałki drewna które nie spaliły się na popiół w głębszej części paleniska zbryliły się w jedno i tym sposobem paliło się tylko w połowie paleniska przypuszczam że to słaby dopływ powietrza no i brak jakiegoś pogrzebacza aby zrobić porządek.
Do następnego tygodnia poprawiłem dopływ powietrza no i miałem czym pogrzebać , piec działał jak należy .
Dlaczego w tytule napisałem walka o ogień? teoretycznie drewno które nie leży na ziemi powinno się palić bez problemu, niestety tak nie było. Poprzycinałem klocki odpowiedniej długości i rozłupałem na cieńsze aby wygodnie wkładać do pieca, nie chciały się palić . Wziąłem ze sobą dwa klocki dębiny aby na noc włożyć do pieca aby długo się paliły co by często nie dokładać i to mnie uratowało wykorzystałem je wcześniej na podsuszenie mokrego drwa , jak wyschło piec działał jak malina w namiocie było ze 20 stopni spiwora praktycznie nie musiałem wyciągać z plecaka. Pies też był zadowolony warunki prawie jak w domu

plusy ciepełko komfort ciepłego jedzenia praktycznie cały czas jak stoi na piecu
minusy waga pieca dokładanie w nocy co 2-3 godziny zależnie od opału
To kilka fotek przepraszam za jakość ale z telefonu https://picasaweb.google.com/1073555126 ... nKPdltf8Pg