Wyprawowy jadłospis.

mniam, mniam...

Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw

Wedrowycz89
Posty: 409
Rejestracja: 26 sie 2007, 21:51
Lokalizacja: Szczecin
Płeć:

Post autor: Wedrowycz89 »

Kolejka aż pod mój namiot była ;)
Awatar użytkownika
Pratschman
Posty: 214
Rejestracja: 01 gru 2009, 13:31
Lokalizacja: Jarocin/Poznań
Płeć:

Post autor: Pratschman »

Mam jedną wątpliwość, wynikającą z codziennego życia- tłuszcze nienasycone, czyli de facto większość roslinnych, nie są wcale niewytrzymałe! Oliwa, czy nawet głupi rzepakowy olej kujawski stoją pootwierane u mnie w domu, często na świetle dobry miesiąc i nic się nie dzieje, można jeść na surowo, smażyć itd. To właśnie masło i smalec muszę trzymać w lodówce i chronic przed jełczeniem!

No i kto planuje wydawać krocie na olej palmowy czy kokosowy? Jak dla mnie sprowadzanie sobie z tropików takiego snobizmu jest nieekonomiczne, sprzeczne z normami troski o środowisko, bo ktoś przez 10 dni w roku na wypad w DZICZ musi mieć idealnie zbilansowany tłuszczyk. Trochę umiaru! Zdrowie- rozumiem doskonale, mam w planach medycynę. Ale połączenie zwykłego oleju słonecznikowego, tłuszczu z kabanosów i tłuszczu z orzechów włoskich na wyprawie ZUPEŁNIE wystarczy. A wszystko rosnie w Polsce, za grosze.
Awatar użytkownika
mgr_scout
Posty: 431
Rejestracja: 29 sie 2007, 16:29
Lokalizacja: inąd

Post autor: mgr_scout »

Do smalcu jabłek bym nie dodawał. Mają tendencje do szybkiego psucia się, a przez to psucia smalcu w ogóle.

BTW "smalec wegetariański" to jakiś dziwny oksymoron :P
Awatar użytkownika
Fredi
Posty: 1015
Rejestracja: 07 kwie 2008, 09:42
Lokalizacja: Skierniewice
Tytuł użytkownika: Fredne Zło..
Płeć:

Post autor: Fredi »

niestety wystarczy sama cebula by skrócić żywotność smalcu, ale bez przesady....ja niejednokrotnie i przez tydzień w upałach nosiłem i spożywałem smalcyk ;)

Pratschman: olej kokosowy i palmowy bez problemu kupisz w lepszych marketach czy hurtowniach.
A ty myslisz, że w knajpach to na kujawskim frytki smażą? Otóż na fryturze - a ta ma sporą zawartość oleju kokosowego bo ten bardziej odporny na temperaturę jest i można go dłużej używać :P

Inna sprawa, że zastanawianie się jakie tłuszcze mam w plecaku i co akurat powinienem z czym połączyć i jak zjeść....to wielka pomyłka. Je się to co organizm podpowiada :D

Magister: wegetarianie usilnie próbują sobie wynagrodzić te dziwne wyrzeczenia :)
"Nie sztuką jest umrzeć, znacznie trudniej jest żyć."
Awatar użytkownika
mgr_scout
Posty: 431
Rejestracja: 29 sie 2007, 16:29
Lokalizacja: inąd

Post autor: mgr_scout »

Fredi pisze:Magister: wegetarianie usilnie próbują sobie wynagrodzić te dziwne wyrzeczenia
tak, tak.. schabowe sojowe, parówki sojowe.. ba! widziałem nawet flaki sojowe kiedyś :lol: :lol:
Awatar użytkownika
Pratschman
Posty: 214
Rejestracja: 01 gru 2009, 13:31
Lokalizacja: Jarocin/Poznań
Płeć:

Post autor: Pratschman »

Nie skojarzyłem że tu się wegetarianka wypowiadała :D

Chodziło mi o to że będąc mięsożercą wystarczy mi dla zapewnienia tych całych Omega 3 i 6, NNKT itd. połączenie oleju roślinnego i tłuszczu zwierzęcego z kiełbasy ergo CZYSTEGO smalcu, jak wskazuje Fredi.

Fredi- ja rozumiem że w knajpach smażą na kokosowym i że w lepszym markecie go kupię, jednak moje żarcie domowe pochodzi głównie z Polski, ew. innych krajów europejskich i chyba mam awersję :P
Inna sprawa, że zastanawianie się jakie tłuszcze mam w plecaku i co akurat powinienem z czym połączyć i jak zjeść....to wielka pomyłka. Je się to co organizm podpowiada
Organiz podpowiada a ty w plecaku nie masz wielkiego wyboru :) A z dziczy tłuszczów w odp. ilościach tak łatwo nie pozyskasz..
Awatar użytkownika
Mazazel
Posty: 84
Rejestracja: 02 sty 2010, 20:36
Lokalizacja: Łódź
Gadu Gadu: 9008350
Płeć:
Kontakt:

Post autor: Mazazel »

Mam jedną wątpliwość, wynikającą z codziennego życia- tłuszcze nienasycone, czyli de facto większość roslinnych, nie są wcale niewytrzymałe! Oliwa, czy nawet głupi rzepakowy olej kujawski stoją pootwierane u mnie w domu, często na świetle dobry miesiąc i nic się nie dzieje, można jeść na surowo, smażyć itd. To właśnie masło i smalec muszę trzymać w lodówce i chronic przed jełczeniem!
Oliwa ma przewage tłuszczów jednonienasyconych (trwalsze od wielonienasyconych), ok 10 % nasyconych i mniej więcej tyle wielonienasyconych szeregu omega 6 i 9. Stąd mozna ją kilka mcy przechowywać. Oleju z 50% omega 3 już nie. To, że stoja miesiąc, to niedługo, i dobrze, że nie trzymasz ich dłużej; na świetle- nie powinny stać. Olej psuje sie po trochu już od otwarcia. Przy odpowiednim poziomie zjełczenia, zmienia smak i zapach; ale zanim to wyczujemy, on juz ma szkodliwe związki. A wątroba, jak wiadomo, jedna. Czemu masło i smalec sie łatwo psują- z powodu domieszek białka i wody. Spróbuj np masła klarowanego- ono się nie psuje nawet kilka miesięcy, bo jest z tych domieszek oczyszczone.
Jak dla mnie sprowadzanie sobie z tropików takiego snobizmu jest nieekonomiczne, sprzeczne z normami troski o środowisko, bo ktoś przez 10 dni w roku na wypad w DZICZ musi mieć idealnie zbilansowany tłuszczyk. Trochę umiaru! Zdrowie- rozumiem doskonale, mam w planach medycynę. Ale połączenie zwykłego oleju słonecznikowego, tłuszczu z kabanosów i tłuszczu z orzechów włoskich na wyprawie ZUPEŁNIE wystarczy. A wszystko rosnie w Polsce, za grosze.
Jeśli rzeczywiście konsekwentnie unikasz żywności importowanej, preferując lokalne produkty, jeszcze wyprodukowane z dbałością o środowisko- a tak by wynikało z powyższej wypowiedzi- to nic, tylko pogratulować:) Ja dla produktów, których dobrych krajowych zamienników nie mam, jak kokos, robie wyjątki.
Awatar użytkownika
Pratschman
Posty: 214
Rejestracja: 01 gru 2009, 13:31
Lokalizacja: Jarocin/Poznań
Płeć:

Post autor: Pratschman »

Już rozumiem, o co Ci chodziło :) Prawda- moje masełko ekologiczne nie jest klarowane i dlatego sie szybko psuje, tak samo smalcyk z mięsem i czosnkiem, który uwielbiam. Rozumiem Twój wywód o Omega 3,6,9 - rozumiem, że te, jako wielonienasycone są wrażliwe, choć sam produkt je zawierający- niekoniecznie. A oliwa stoi u nas krótko,bo szybko schodzi :)

W bardzo wielu przypadkach staramy się w domu trzymać tej zasady spożywania produktów polskich/ ew. europejskich, choć oczywiscie ryż jadamy. Ale jeśli jesteś wegetarianką, rozumiem sens spożywania tł. kokosowego, i to na codzień. A jesteś? ;)

Konkludując- tekst wywołał dobrą dyskusję, choć był trochę nieprecyzyjny, ale merytorycznie jest jak najbardziej poprawny. :D
Awatar użytkownika
Mazazel
Posty: 84
Rejestracja: 02 sty 2010, 20:36
Lokalizacja: Łódź
Gadu Gadu: 9008350
Płeć:
Kontakt:

Post autor: Mazazel »

A jestem:)
Ciek
Posty: 722
Rejestracja: 25 paź 2009, 10:06
Lokalizacja: z kanapy przed TV
Tytuł użytkownika: awski
Płeć:

Post autor: Ciek »

Ogólnie uważam, że na jedno - dwudniowych wypadach w ogóle nie ma potrzeby nic jeść. Nasze organizmy mają w sobie pełno nagromadzonej przed wycieczką energii. Dyskomfort po pół dnia bez jedzenia nie bierze się z rzeczywistych potrzeba naszego organizmu ale raczej z psychiki. Nie ma raczej większego sensu wyliczanie sobie ile kalorii mają nasze posiłki i upieranie się, żeby i w sobotę i niedzielę było po 2500 czy tam ile. Ludzie potrafili jeszcze nie tak dawno temu karczować tajgę przez 10 albo nawet 20 lat zjadając dziennie 350 gr czarnego chleba i żyją nawet do dziś, mają dzieci i wnuki. Od tego czasu biologicznie nie zmieniło się nic więc nie widzę powodów, dla których i my musielibyśmy codziennie przyjmować tonę żarcia by przeżyć.

Podobnie ma się kwestia z mięsem. Mięso 3 razy na dzień to jest wynalazek ostatnich kilkudziesięciu lat i dobrobytu, od którego przewraca się w głowach. Do ograniczenia spożycia mięsa trzeba się, niestety, przyzwyczaić i zima jest na to wspaniałym czasem, po kilku – kilkunastu wegetariańskich dniach każdego przestanie ssać w żołądku jeżeli danego dnia nie przyjmie pęta kiełbasy.

No, to tyle jeśli chodzi o zanudzanie a teraz kilka moich patentów i przemyśleń po przebrnięciu przez temat:

Materiały: mleko w proszku, jajka w proszku (susz jajeczny), płatki owsiane, grzyby suszone (chyba nikt o nich nie wspomniał w całym temacie ), soja (w dwóch postaciach – kotlety i miał), suszone pomidory (odkrycie tego sezonu), suszone owoce (rodzynki, daktyle, figi, morele, banany, ananasy), mąka, mąka ziemniaczana, drożdże suszone/proszek do pieczenia/soda, kostka rosołowa, ryż/kasza/makaron/puree ziemniaczane, prażona cebula. Wszystko lekkie, tanie, powszechnie dostępne w każdym supermarkecie, wygodne w porcjowaniu i transporcie, praktycznie się nie psuje i nie przyciąga zwierząt, owadów.

Szybkie i łatwe do przygotowania posiłki:

Musli - mleko w proszku rozrobić z wodą (jak ktoś lubi na zimno to przydaje się zamykana misja; wsypujemy mleko, dolewamy wody, zamykamy i wstrząsamy, odpada uciążliwe mieszanie), dodać płatki owsiane i suszone owoce. Płatki owsiane polecam trzymać osobno od owoców; nie robić w domu gotowego musli. Tym sposobem mamy pod ręką gotowy wypełniacz do innych posiłków albo innego zastosowania (patrz bannock)

Kisiel / kleik / owsianka – do garnka wrzucamy pół łyżeczki mąki ziemniaczanej, mieszamy z wodą (najpierw mąka, później woda bo inaczej się zrobią grudki), podgrzewamy. Jeżeli jest sezon na leśne owoce to wrzucamy garstkę znalezionych skarbów i jest prawdziwe niebo w gębie. Jeśli leśnych owoców nie ma, to można wrzucić suszone. Dodając mleka w proszku otrzymujemy budyń. Można dodać płatków i otrzymać owsiankę.

Risotto z grzybów suszonych: - płuczemy grzyby, gotujemy je, dorzucamy ryż, ewentualnie kostkę bulion grzybowy.

Risotto z ryby i cytryny (jedno z moich ulubionych dań ale nie każdy to trawi, niektórym smak skórki z cytryny przypomina płyn do mycia naczyń):
Potrzebne składniki: ryba (ja łapię właściwie tylko okonie więc nie wiem jak inne się sprawdzają), cytryna i ryż.
Rybę filetujemy i skórujemy. Jak nie umiemy albo się nie daje to nie ma sprawy. Z cytryny obieramy żółtą skórkę, najlepiej tak jak ziemniaka zrobić długi pasek (trzeba zwrócić uwagę by był tylko ten żółty materiał a nie biały, im bardziej dojrzała cytryna tym lepiej). Na 1 porcję ryżu ja daję około ¼ - 1/5 skórki z jednej cytryny. Jeżeli mamy odfiletowano rybę to gotujemy minimalną ilość wody potrzebną do zanurzenia naszego paska z cytryny, wrzucamy go do wrzątku i gotujemy ze 2-3 minuty aż zmięknie. Tym sposobem pozbędziemy się przynajmniej części goryczy. Pasek skórki wyciągamy, wodę wylewamy. Wstawiamy nową wodę teraz już w docelowej ilości na porcję ryżu. Do wody wrzucamy małe kawałki ryby. Wygotowaną cytrynę kroimy w małe kawałki (ja kroję w „paznokcie”) i dorzucamy, gdy woda się zagotuje wrzucamy ryż i czekamy aż dojdzie. Gotowe. Potrawie z pewnością pomogłoby nieco masła, ewentualnie przyprawa curry, kurkuma, ziele angielskie.
W przypadku jeżeli ryby nie filetujemy to najpierw wstępnie gotujemy rybę do czasu aż zmięknie mięso i odejdzie od ości i skóry i dopiero wtedy ją obieramy i porcjujemy. Zaletą takiej metody jest też to, że specjalnie nie trzeba skrobać łusek z okonia. Zaletą tej potrawy, jak wszystkich papek z ryżem, jest to, że z bardzo małej ilości wsadu mamy konkretny posiłek. Na jedną osobę wystarczy jeden okoń, którego w przypadku smażenia nad ogniskiem nawet by się nie poczuło.

Kilka uwag o cytrynie: moim zdaniem jest to jedyny owoc wart zabrania na wycieczkę. Zwykłą mdłą wodę zmieni w orzeźwiającego drinka. Poprawi smak herbaty. Można zrobić ryż z cytryną. Witamina C pomoże na zakwasy. Zastosowania pozakulinarne: odświeża oddech, zainstalowana gdzieś w namiocie nada powietrzu cytrusowy zapaszek. Sokiem można umyć ręce i zmyć np. plamy z jagód.

Zupa rybna: rybę patroszymy, wrzucamy do garnka i … i właściwie to już koniec Co tam jeszcze mamy pod ręką można też wrzucić będzie pasować każde warzywo, ryż, cytryna, Zupę można zagęścić mąką z mlekiem w proszku. Każda przyprawa będzie dobra, od papryki, przez curry, na ząbku czosnku skończywszy. Na zupę, moim zdaniem, najlepiej nadają się ryby spokojnego żeru, których mięso nie jest takie chude. Osobiście zawsze gotuję zupę z rybki możliwie na samym mięsie pozbawionym skóry. Skóra, płetwy itp. nadają potrawie śluzowatość.

Ryba zapiekana w folii: rybę patroszymy, przyprawiamy, owijamy folią i rzucamy koło żaru (najlepiej nad żarem na jakimś ruszcie). Powinna być gotowa w jakieś 10 minut. Razem z rybą w folii można zawinąć też jakieś warzywa, trzeba tylko pamiętać aby były w małych kawałkach bo ryba się robi szybko. Folię warto nasmarować tłuszczem, chyba, że ni zależy nam na skórce z ryby. W sklepach mozna kupić folię w wersji ekstra grubej. W takiej folii można rybkę rzucić prosto w żar i nie powinna się przepalić przez około 3-5 minut pieczenia z każdej strony.

Spaghetti / risotto - gotujemy w bulionie miał sojowy dodając suszone pomidory, na końcu dodajemy ryżu albo makaronu otrzymując albo risotto albo spaghetti. Szczypta oregano albo łyżeczka parmezanu zdecydowanie ulepszy potrawę. Jeżeli robimy risotto to da się to zrobić w jednym garnku. Stawiając na spaghetti lepiej makaron zrobić osobno bo potrzebuje on więcej wody.

Makaron z sosem pesto. Do potrawy potrzebny jest makaron i ... sos pesto (tego się nie spodziewaliście, nie?). Sos najlepiej zrobić przed wyjazdem miksując bazylię, żółty ser, dowolne orzechy i czosnek. ja do zmiksowanego sosu lubię dorzucić małe kawałki papryczki chili. W terenie gotujemy makaron, mieszamy go z sosem i mamy gotowe smaczne danie. Myślę, że makaron z improwizowanym sosem jest też do zrobienia w terenie z ze znalezionych orzechów, a być może też ługowanych żołędzi. Pewnym problemem jest mielenie orzechów ale to się rozwiązuje owijając je ciasno ścierką i waląc czymś ciężkim (kamieniem?). Sam czasem stosuje ten zabieg w domu w ścierce lnianej i ani razu mi nie pękła.

Makaron a la carbonara. Makaron gotujemy, w drugim garnku podsmażamy boczek / inną wędlinę (najlepiej z cebulką i czosnkiem i dodać bazylii lub oregano), zalewamy śmietaną (lub mlekiem) wyłączamy (odstawiamy?). Jak mamy jajko to do wyłączonego sos wrzucamy żółtko. Sos łączymy z makaronem.

Puree ziemniaczane. Puree robimy wg przepisu, dodajemy cokolwiek albo nic. Kolorytu nada mu prażona cebula albo smalec ze skwarkami. Dysponując możemy ziemniaki pieczone w ognisku przekształcić w samodzielne danie ziemniaki z omastą.

... z zasmażką. Robimy ... (obojętnie jaki zapychacz, mogą być ziemniaki, makaron). W osobnym garnku smażymy cokolwiek mięsnego z cebulką (najlepiej boczek albo dobrą kiełbasę), posypujemy lekko mąką, rumienimy, dodajemy stopniowo MLEKA. Gotową zasmażkę doprawiamy solą, pieprzem i przyprawą maggi albo inną przyprawą do zup. UWAGA, to jest mój rodzinny przepis przywieziony zza Buga, ma co najmniej kilkadziesiąt lat, najlepiej smakuje z drożdżowymi blinami. Zasmażkę można zrobić też z soi ale przyprawa maggi i czosnek są wtedy absolutnie niezbędne bo inaczej otrzymamy bezsmakową breję.

Kotlety sojowe – ekstra wynalazek ale do smaku (a właściwie jego braku) trzeba się przyzwyczaić. Można temu zaradzić rozkrajając takiego pacjenta i wsypując coś do środka. Może to być szczypta parmezanu, masło z czosnkiem, suszone grzyby (najlepiej prawdziwki, jeżeli mamy podgrzybki to trzeba je wpierw poddać obróbce cieplnej bo w kotlecie mogą się nie zrobić i później lubi boleć brzuch). To jest danie zdecydowanie warte polecenia ze względu na fakt, że soja jest pożywna, lekka, praktycznie się nie psuje i do tego tania i szybka do zrobienia. Genialne danie na wszelkie wypady.

Bannock – odsyłam na zieloną kuchnię by się nie powtarzać http://survival.strefa.pl/patenty.htm#jed W uzupełnieniu: jeżeli przed pieczeniem posypiemy blaszkę / manierkę / cokolwiek w czym albo na czym pieczemy płatkami owsianymi to zmniejszymy ryzyko przypalenia. Różnego rodzaju ciasta można zrobić też w wersji słonej, np. z grzybami, jajkami, kapustą (zobaczcie w guglach hasło "kulebiak"). W osobnym naczyniu można zrobić w kostki wołowej i mąki ciemny sos do polania. Na podobnej zasadzie można zrobić cebulaki (ciasto z drożdżami, a gdy podrośnie to wrzucić cebule, piec na ruszcie).

Omlet: proszek jajeczny+mleko w proszku+soda dla puszystości. Można zrobić w wersji słodkiej lub słonej. Właściwie tak jak z pizzą, cokolwiek wrzucimy, i tak będzie dobry.

Jak coś mi przyjdzie do głowy to uzupełnię.
Awatar użytkownika
yoger
Posty: 202
Rejestracja: 06 sie 2010, 06:43
Lokalizacja: Drammen
Płeć:

Post autor: yoger »

3 dni,2 osoby - cztery cebule + woda w ilości "litr na osobę"


wszystkie potrzeby pokarmowe były zaspokojone. nie mieliśmy w tym czasie żadnego kontaktu z cywilizacją, odległość od najbliższych zabudowań - 10km.

pozdrawiamy tych co do plecaka ładują lodówkę :)
sylwester2091
Posty: 277
Rejestracja: 10 lut 2010, 08:48
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Post autor: sylwester2091 »

napisz coś więcej
Awatar użytkownika
yoger
Posty: 202
Rejestracja: 06 sie 2010, 06:43
Lokalizacja: Drammen
Płeć:

Post autor: yoger »

Mamy jesień, wszystko jest dookoła, wystarczy mieć wodę, coś nad głową i trochę w głowie.
Dzielenie się przepisami to jedno, przykładowe zapasy na dłuższe, czy krótsze wędrówki drugie, ale zupełnie inną sprawą jest to, że w większości wypadków najlepiej sprawdza się improwizacja. Co z tego, że masz cały plecak żarcia? Zakładając, że wypadki się zdarzają możesz wszystko stracić w najmniej spodziewanym momencie. I co wtedy? Improwizacja
Awatar użytkownika
Dąb
Posty: 1050
Rejestracja: 08 lut 2008, 19:47
Lokalizacja: Gorzów
Płeć:
Kontakt:

Post autor: Dąb »

Tylko czy za każdym razem trzeba chodzić na pusto? Czy za każdym razem trzeba sobie udowadniać, że potrafię się obyć bez tego czy tamtego?
https://www.instagram.com/whittling_bushcraft/

Cała tajemnica wiedzy puszczańskiej, tkwi tylko i wyłącznie w chęci jej zdobycia. Nie są potrzebne do tego niezmierzone odmęty pierwotnej puszczy. Nie jest potrzebny super sprzęt czy ubranie rodem z kosmicznych technologi. Wystarczy chcieć, oglądać, czytać i próbować. Nie zrażać się niepowodzeniami. Proste - ale to cała tajemnica. Szkoda, że większość adeptów leśnej ścieżki nie potrafi tego zrozumieć...

"Płyń pod prąd - z prądem płyną tylko śmieci "
Awatar użytkownika
wolfshadow
Posty: 1050
Rejestracja: 17 kwie 2008, 07:30
Lokalizacja: Jaworzno
Tytuł użytkownika: tuptuś leśny
Płeć:
Kontakt:

Post autor: wolfshadow »

yoger, nie rób tajemnicy. Opisz co tam kopaliście/zbieraliście i jedliście przez te 3 dni (oprócz tych cebul). Tu nie chodzi o to aby się pochwalić tylko podzielić.
.:fortes fortuna adiuvat - Terencjusz:.
.:Miej odwagę posługiwać się własnym rozumem - I. Kant:.
Awatar użytkownika
Bastion
Posty: 392
Rejestracja: 05 maja 2010, 10:21
Lokalizacja: Gdansk
Tytuł użytkownika: nizinny taternik
Płeć:

Post autor: Bastion »

yoger pisze:3 dni,2 osoby - cztery cebule + woda w ilości "litr na osobę"
wszystkie potrzeby pokarmowe były zaspokojone. nie mieliśmy w tym czasie żadnego kontaktu z cywilizacją, odległość od najbliższych zabudowań - 10km.
pozdrawiamy tych co do plecaka ładują lodówkę :)
To zalezy, chodzi o stacjonarny biwak? Wtedy jak najbardziej.
Natomiast nie wobrazam sobie 3-4 dniowego ostrego marszu po 35-40 km w trudnym terenie bez gotowych wczesniej wysokoenergetycznych posilkow.
Co nas nie zabije to nas wzmocni...
Awatar użytkownika
yoger
Posty: 202
Rejestracja: 06 sie 2010, 06:43
Lokalizacja: Drammen
Płeć:

Post autor: yoger »

Dąb pisze:Tylko czy za każdym razem trzeba chodzić na pusto? Czy za każdym razem trzeba sobie udowadniać, że potrafię się obyć bez tego czy tamtego?
Nie zawsze chodzi o to żeby coś sobie udowadniać. Napewno w innych warunkach wzielibyśmy coś innego. Chodzi głównie samowystarczalność, po co targać masę żarcia, skoro wszystko jest w naturze? Jak sobie radzili (radzą) ludzie żyjący poza cywilizacją? Żyją, to znaczy, że sobie radzą bez biedronki i nowoczesnej technologii wkradającą się nawet do tak naturalnego hobby jakim jest sztuka przetrwania.
Awatar użytkownika
Jaca
Posty: 401
Rejestracja: 13 maja 2009, 16:06
Lokalizacja: okąd
Płeć:

Post autor: Jaca »

To co yoger zdradzisz nam w końcu czym tam się żywiliście przez te 3 dni, bo to bardzo ciekawe i naprawdę warto się tym podzielić.
...smelling the air when spring comes by raindrops reminds us of youthful days...
Awatar użytkownika
yoger
Posty: 202
Rejestracja: 06 sie 2010, 06:43
Lokalizacja: Drammen
Płeć:

Post autor: yoger »

Ło jezu może konkurs zrobię?
Las, początek jesieni...tony grzybów, jeżyny. Niedaleko rzeka - ryby, po drodze mijaliśmy jakiś sad, perę jabłek na kompot.
Ciekaw jestem czy usłyszę teraz to co podejrzewam, że usłyszę :lol:
Awatar użytkownika
Abscessus Perianalis
Posty: 919
Rejestracja: 24 mar 2010, 06:38
Lokalizacja: CK / Wa-wa
Gadu Gadu: 1505060
Tytuł użytkownika: Dziki Dzik
Płeć:

Post autor: Abscessus Perianalis »

Po cholerę wam były te cebule? :mrgreen:
"Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, kiedy umrzesz."

"Pokonał ich swoją siłą, poraził skrzeniem, oślepił światłem, ogłuszył rykiem, padł na nich strachem, zmógł mocą po stokroć większą niż ich pospólna siła."

Forumowa Facebookowa Grupa Szturmowa: http://www.facebook.com/groups/160111940703089/
Awatar użytkownika
wolfshadow
Posty: 1050
Rejestracja: 17 kwie 2008, 07:30
Lokalizacja: Jaworzno
Tytuł użytkownika: tuptuś leśny
Płeć:
Kontakt:

Post autor: wolfshadow »

yoger pisze:Chodzi głównie samowystarczalność, po co targać masę żarcia, skoro wszystko jest w naturze? Jak sobie radzili (radzą) ludzie żyjący poza cywilizacją?
Po prostu: Specjalnie chodzili (chodzą) szukać czegoś do żarcia. Czasem nawet wiele kilometrów, żeby znaleźć jedzenie na kolację. Dopiero rolnictwo i hodowla spowodowało, że zwiększyła im się ilość "wolnego" czasu.
Jeśli idę podglądać sobie zwierzątka do lasu to większość czasu spędzę na ich podpatrywaniu. Żarcie mam w plecaku i nie muszę włóczyć się po terenie żeby go szukać lub tracić czas na pozyskiwanie ryb (metodami legalnymi). W Twojej wersji na 3-dniowej wyprawie w nieznane 1,5 dnia straciłbyś na pozyskiwaniu, obróbce i spożywaniu roślin. Drugie 1,5 na szukaniu zwierząt wypłoszonych Twoim polowaniem na rośliny. No chyba, że cała dieta byłaby oparta na jednym (dwóch) powszechnie występującym gatunku. Tyle, że trudno ją wtedy nazwać urozmaiconą.
yoger pisze:Las, początek jesieni...tony grzybów, jeżyny. Niedaleko rzeka - ryby, po drodze mijaliśmy jakiś sad, perę jabłek na kompot
Grzybki, jeżyny, cebula, ryby (pewnie nie giganty ale przynajmniej brały) i "dziki kompot" - ubogo i jednak w oparciu o cywilizację.
Po poniższym:
yoger pisze:pozdrawiamy tych co do plecaka ładują lodówkę
spodziewałem się ciut większego zakresu spożywki a nie desery i przystawki.
Chyba, że jesteście na diecie. :-D

Ale dobra. Szliście na pewniaka - będą jeżyny, grzyby, ryby i ... jabłka. A gdyby ich nie było (wredni grzybiarze i jagodziary, rzeka wyschła, sadownik pogonił)? Czego byś jeszcze szukał? Czas: połowa września. Las mieszany i ekoton między tym lasem a polami.

Prośba do modów o niekasowanie ponieważ mieści się to w temacie wyprawowego jadłospisu i jednocześnie może stanowić pewną wartość edukacyjną.
.:fortes fortuna adiuvat - Terencjusz:.
.:Miej odwagę posługiwać się własnym rozumem - I. Kant:.
Awatar użytkownika
yoger
Posty: 202
Rejestracja: 06 sie 2010, 06:43
Lokalizacja: Drammen
Płeć:

Post autor: yoger »

Generalnie takie było założenie wyprawy, cały "wolny" czas spożytkować na przysporzenie sobie jak największego komfortu od podstaw. Odnośnie sadu - zapuszczony od wielu lat nie odwiedzany, wśród traw porozrzucane kamienie i omszone fundamenty od dawna zrównanych z ziemią zabudowań. Zakładając okoliczności, które przytaczasz dodając odemnie, że 2 z 3 dni padało non-stop, więc w wypadku braku rzeki, wodę mamy w dowolnej ilości, na bieżąco pozyskiwana ze strumieni cieknących z pałatki (dachu) do butelek (które mieliśmy po zapasach wody). Teraz jedzenie, napewno możnaby pobawić się w zupy pokrzywowe, rozejrzeć, jeżyny na obrzeżach też zazwyczaj można znaleść (tam były dosłownie wszędzie), dziki bez akurat owocuje, ze świerzszych pędów kory brzozowej (wewnętrznej warstwy) można robić "makaron", jeżeli miałaby to być kwestia być/nie być napewno doszłyby do tego jakieś "niesportowe" metody pozyskiwania zwierzyny.

Jeszcze jako ciekawostkę dodam, że wracając znaleźliśmy świerzo padłą sarnę, musiała zginąć dosłownie godzinę przed naszym przyjściem, ciągle była bardzo ciepła i żadna mucha jej nie ruszała. Powstrzymaliśmy się przed chęcią sprawdzenia wewnętrznej przyczyny śmierci, jako że z zewnątrz nie było żadnych obrażeń i zakopaliśmy zwierzaka.

@Dąb
Naprawde, nie jest naszym celem "kozaczyć" jacy to jesteśmy pro surivalowcy, mistrzowie bushcraftingu itp, poprostu chcemy uświadomić ludzi, którzy chcą się wybrać gdzieś daleko, odpocząć od codzienności nie zabierając jej jednocześnie ze sobą, a w lesie można naprawdę przyjemnie spędzieć czas, cały wokorzystując aktywnie do zapewnienia sobie bytu. Osobiście nie jestem jakimś przyrodnikiem, znawcą, ot lubię posiedzieć gdzieś, gdzie nie będzie dzwonił telefon, a praca dla siebie daje mi wiele satysfakcji.
Jeszcze odnośnie niskiego poziomu wody i połowu ryb. Jeżeli woda ciągle płynie, zazwyczaj jakaś ryba od czasu do czasu przepłynie, można zastawić pułapki z gałęzi, typu "wpłyniesz i już nie wyjdziesz" nie wiem jak to się profesjonalnie nazywa, ale chodzi o zwężające się wejście do "ogrodzenia" z palików, zawsze jest to jakaś opcja.
Ostatnio zmieniony 15 wrz 2010, 12:39 przez yoger, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Dąb
Posty: 1050
Rejestracja: 08 lut 2008, 19:47
Lokalizacja: Gorzów
Płeć:
Kontakt:

Post autor: Dąb »

wolfshadow, napisał to co sam miałem na myśli. Kiedyś wybrałem się bez żarcia w całkowicie nieznany teren i co się okazało, a to, że jednak rzeczka ma za niski stan aby ryby łowić ( to miał być jeden z filarów naszego jadłospisu).Jakieś tam kłącza znaleźliśmy ale szału nie było, na wysyp grzybów było za wcześnie. Nie ma co się oszukiwać, w nieznanym terenie trzeba mieć dużo szczęścia aby nie chodzić głodnym, z rybami też różnie może być ( kłusownicy i w następstwie przetrzebiony zbiornik wodny). Większość dzikich roślinek to są rośliny sałatkowe, którymi najeść się trudno. Można oczywiście nazbierać sporo takich roślin sałatkowych, ale zajmuje to sporo czasu, który można poświęcić na ciekawsze rzeczy. Rozumiem że dobrze jest podnieść samoocenę przez to, że ja poszedłem bez żarcia , a oni biorą je. Tylko ciekawe jakie były by wasze odczucia gdyby, po 3 dniach nie czekał ciepły obiadek w domu, wtedy skończyła by się zabawa w piaskownicy pełnej grzybów, a zaczęła prawdziwa walka o byt. Gwarantuje wam że marzyliście by o lodówce na plecach. Doświadczenia wybierania się na pusto, są też potrzebne. Jednak nie ma co się czuć z ich powodów nie wiadomo jakim „kozakiem” bo 3 dni się przeżyło bez żarcia, tak dla przypomnienia zdrowy człowiek może przeżyć miesiąc przez jedzenia, i nie musi być żadnym ekspertem.
Tak na zakończenie nie potępiam takich wypraw, bo one też mogą być fajne.
https://www.instagram.com/whittling_bushcraft/

Cała tajemnica wiedzy puszczańskiej, tkwi tylko i wyłącznie w chęci jej zdobycia. Nie są potrzebne do tego niezmierzone odmęty pierwotnej puszczy. Nie jest potrzebny super sprzęt czy ubranie rodem z kosmicznych technologi. Wystarczy chcieć, oglądać, czytać i próbować. Nie zrażać się niepowodzeniami. Proste - ale to cała tajemnica. Szkoda, że większość adeptów leśnej ścieżki nie potrafi tego zrozumieć...

"Płyń pod prąd - z prądem płyną tylko śmieci "
Awatar użytkownika
wolfshadow
Posty: 1050
Rejestracja: 17 kwie 2008, 07:30
Lokalizacja: Jaworzno
Tytuł użytkownika: tuptuś leśny
Płeć:
Kontakt:

Post autor: wolfshadow »

yoger, :-) Czyli idziecie na żywioł. Co będzie to będzie.

Przelecę z pamięci co mam teraz w okolicy bez makaronu z brzozy, sosen na herbatkę i podkorza z modrzewia oraz grzybów, jagódek, saren, dzików, jeży, rybek za wszelką cenę... itp.
Na obszarze 2km x 7km:

Dereń świdwa, czeremcha, dzika jabłoń, leszczyna, rokitnik (obsadzany sztucznie), głóg, dzika marchew, pasternak, komosa biała, barszcz zwyczajny, podagrycznik pospolity, kminek, dzwonek jednostronny, gwiazdnica pospolita i podobna do niej kościenica wodna, wyka ptasia, karagana syberyjska (obsadzana sztucznie - w tym roku niestety nie ma strąków), pokrzywy, żywokost lekarski, kilka odmian szczawiu, perz, dzika róża, łopian większy (od biedy można już kopać korzenie), ostrożeń lancetowaty, ostrożeń warzywny, groszek bulwiasty, topinambur (małe bulwki).

Nie wymieniłem roślin wiosennych, przyprawowych i takich, które należy poddać długiej obróbce (paproć orlica, kokoryczka wielokwiatowa). Na pałkę wodną jeszcze ciut za wcześnie a lelijek i grążeli nie ruszam. Mam też miejscówkę obsadzoną czyśćcem błotnym ale daję mu się rozrosnąć.


Dąb, Wiadomo 3 dni na ubogiej diecie to nic tragicznego. No chyba, że jest mroźna zima albo tupta się tak jak Rzeziu.
.:fortes fortuna adiuvat - Terencjusz:.
.:Miej odwagę posługiwać się własnym rozumem - I. Kant:.
Awatar użytkownika
yoger
Posty: 202
Rejestracja: 06 sie 2010, 06:43
Lokalizacja: Drammen
Płeć:

Post autor: yoger »

O i to jest dobra informacja, tego typu wiedza jest naprawdę pożyteczna. A swoją drogą, nie sądze żeby nasza 3 dniowa dieta była uboga, brakowało w sumie tylko mięsa do pełni szczęścia, ale ani osłabieni ani znudzeni nie byliśmy, przed samymi posiłkami tylko ślinka leciała i żołądek się domagał ;]
ODPOWIEDZ