ciekawe i z morałem

Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw

Awatar użytkownika
hycek
Posty: 348
Rejestracja: 04 mar 2016, 14:20
Lokalizacja: Śląsk
Gadu Gadu: 3364770
Tytuł użytkownika: hycek
Płeć:

ciekawe i z morałem

Post autor: hycek »

Tę opowieść można znaleźć w starych kronikach prowincji Yamaguchi.

Działo się to dawno temu. Pewien myśliwy polując na dziką zwierzynę zszedł w dolinę Ijazuke. Tego dnia nie miał szczęścia, mimo że zaczaił się w szałasie, nie upolował nawet bażanta.
W pewnej chwili spostrzegł dżdżownicę, która wyszła z ziemi czując deszcz.
Nagle z trawy wyskoczyła żaba i w mig połknęła dżdżownicę. Myśliwemu zrobiło się jej żal. Potem z drzewa spadła gałąź. Jednak, gdy myśliwy przyjrzał się uważnie, spostrzegł, że był to wąż, który powoli podpełzł do żaby i pożarł ją.
Wtem myśliwy posłyszał trzepot skrzydeł. To bażant zaatakował węża, lecz po chwili sam padł ofiarą rysia.
Ale cóż to? Nagle na polanę wyszedł niedźwiedź. Rzucił się na rysia i porwał go do lasu.
Myśliwy ruszył jego śladem. Gdy go dogonił, zobaczył, że niedźwiedź karmi tym rysiem małe niedźwiadki.
Myśliwy pomyślał, że nigdy jeszcze nie trafiła mu się taka gratka. Chwycił mocno strzelbę i wycelował. Lecz w tym momencie przypomniało mu się, co widział do tej pory: żaba, która zjadła dżdżownicę, wąż, który zjadł żabę, bażant, który zjadł węża, ryś, który zjadł bażanta a którego teraz jedzą niedźwiadki. Silniejsi atakowali słabszych. A teraz on sam chciał zastrzelić niedźwiedzia, mimo iż było mu żal dżdżownicy zjedzonej przez żabę.
- Przecież postąpię tak samo jak żaba, wąż, bażant, ryś i niedźwiedź - powiedział do siebie.
Zdał sobie sprawę, że zabicie niedźwiedzia nie przyniesie niczego dobrego. Odłożył strzelbę i opuścił dolinę. Od tego czasu nigdy więcej nie polował.


.....................................................................................................................

Dawno temu pewna żaba pomyślała, że znudziło się już jej rodzinne Kioto i zapragnęła przenieść się do Edo, które wydało jej się ciekawszym miejscem. Wylazła więc ze stawu.
A w tym samym czasie pewna żaba w Edo znudzona już do reszty tym miastem, postanowiła przeprowadzić się do Kioto. Wylazła ze starej studni, w której mieszkała. Ruszyła w drogę, a idąc napotkała niewielkie wzniesienie, na które wlazła. Znalazłszy się na wierzchołku, spostrzegła włażącą z przeciwnej strony żabę z Kioto.
- Cześć, skąd idziesz? - zarechotała żaba z Edo.
- Cześć, jestem z Kioto, a idę do Edo - odparła tamta - A ty dokąd?
- Wyobraź sobie, że ja jestem z Edo, a Kioto jest celem mojej wędrówki.
Skończywszy rechotać, obie żaby wytężyły wzrok, aby dojrzeć miasta, do których zmierzały. Ale upragnionych miast wciąż nie było widać. Więc żaby wyprostowały się na tylnich łapkach, a wtedy ponieważ ich oczy są umieszczone na czubku głowy, obie widziały nie to co na wprost nich, tylko to co z tyłu. Żaba z Kioto ujrzała Kioto. Żaba z Edo ujrzała Edo.
- Edo jest bardzo podobne do Kioto - zarechotała żaba z Kioto.
- A Kioto jest bardzo podobne do Edo - zarechotała żaba z Edo.
- To, po co się przenosić.
- No właśnie!
- Wracam skąd przybyłam.
- Otóż to.
Obie zlazły ze wzgórza i polazły do swych rodzinnych miast.


.......................................................................................................
,,- Mieszczuch jesteś.Twój porządek murami ogrodzony, tam też Twoje mądrości może i co warte. ''
Awatar użytkownika
lukasz_sp
Posty: 255
Rejestracja: 21 sty 2011, 13:55
Lokalizacja: Olsztyn
Płeć:

Post autor: lukasz_sp »

hycek pisze:Od tego czasu nigdy więcej nie polował.
...Po dwóch miesiącach umarł z głodu... Naprawdę kształcąca opowieść...
Awatar użytkownika
Sikor
Posty: 209
Rejestracja: 29 wrz 2014, 07:38
Lokalizacja: Radom
Płeć:

Post autor: Sikor »

hycek, udało ci się ;-) jednego już złapałeś :-)
Krótko i na temat.
Awatar użytkownika
hycek
Posty: 348
Rejestracja: 04 mar 2016, 14:20
Lokalizacja: Śląsk
Gadu Gadu: 3364770
Tytuł użytkownika: hycek
Płeć:

Post autor: hycek »

Sikor pisze:hycek, udało ci się ;-) jednego już złapałeś :-)
Cieszę się ;-)


.......................................
W bardzo zimnej północnej krainie żyli ojciec - drwal Mosaku i jego syn Minokichi. W zimie, kiedy góry pokrywała gruba warstwa śniegu brali strzelby i wyruszali na polowanie. Pewnego dnia jak zwykle udali się w góry, ale przez cały dzień nie mogli nic upolować.
W jednej chwili niebo pokryły czarne chmury, a ośnieżone góry stały się groźne i niedostępne. Śnieżyca i wiatr starły ślady na drodze, którą przybyli.
Mosaku i Minokichi z trudem znaleźli chatę, gdzie postanowili przeczekać śnieżycę.
- Chyba musimy tu przenocować - rzekł Minokichi.
- Mhm - przytaknął Mosaku. Ojciec i syn najlepiej wiedzą jak groźne mogą być zimowe góry.
Rozpalili ogień w palenisku znajdującym się na środku pokoju i usiedli obok, aby się ogrzać.
- Wiesz, Minokichi, powinieneś mieć żonę. Chciałbym zobaczyć wnuka! - rzekł Mosaku kładąc się na podłodze blisko ognia. Minokichi skinął tylko milcząco głową.
Znużeni trudami dnia, ojciec i syn zapadli wkrótce w sen. Na zewnątrz hulał wiatr, a był tak silny, że w pewnej chwili otworzył drzwi chaty, śnieg przedostał się do środka i zgasił ogień w palenisku. Jaki ziąb, było tak zimno, że Minokichi obudził się. Na podłodze, na której tańczył śnieg ujrzał cień człowieka.
- Kto to, Kto tam? - zawołał Minokichi drżącym głosem.
Postać wyszła z cienia i jego oczom ukazała się piękna kobieta o białej cerze i zimnym spojrzeniu. Była to Yukionna, czyli Śnieżna Panna, stanęła nad nogami śpiącego Mosaku i widać było unoszący się w powietrzu jej śnieżny oddech.
Śnieżna Panna jest duchem góry. Minokichi widział jak owija Mosaku szalem swego zimna. Na twarzy Mosaku zaczął pojawiać się śnieżny oddech, a jego skroń stawała się coraz bielsza.
Ojciec oddychał spokojnie jak we śnie. Minokichi zakrył twarz dłońmi.
- Jakie to straszne! - ojciec zamarzał przed jego oczami. Śnieżna Panna podeszła teraz wolno do Minokichiego.
- Pomocy! - zawołał Minokichi, próbując uciec, ale Śnieżna Panna zwróciła się do niego z łagodnym uśmiechem na twarzy:
- Jesteś jeszcze bardzo młody, piękny i pełen życia i dlatego cię uchronię. Ale jeśli powiesz komuś o dzisiejszej nocy, twoje piękne życie skończy się. To powiedziawszy zniknęła nagle jakby wchłonięta przez szalejącą wokół śnieżycę.
- Co to było? - Minokichiemu zakręciło się w głowie i stracił przytomność.
Wkrótce nastał ranek. Minokichi obudził się i ujrzał zamarzniętego ojca.
Wieśniacy pomogli mu złożyć ciało Mosaku do grobu, a Minokichi nie wspomniał ani jednym słowem o dziwnych zdarzeniach poprzedniej nocy.
Minął rok. Pewnego deszczowego dnia, przed domem Minokichi ujrzał dziewczynę.
Był dobrym człowiekiem, ulitował się i zaprosił dziewczynę do domu, aby nie musiała moknąć na deszczu i odpoczęła chwilę u niego.
W domu zaczęli rozmawiać. Minokichi dowiedział się, że ma na imię Oyuki, czyli Śnieżka, nie ma żadnych bliskich, gdyż jej rodzice umarli i jest w drodze do miasta, gdzie chce szukać pracy.
Minokichiemu zrobiło się jej żal i ze współczuciem popatrzył na dziewczynę. Oboje poczuli, że są sobie bardzo bliscy i w jednej chwili pokochali się.
Po krótkim czasie zostali małżeństwem i wiedli szczęśliwe życie. Wkrótce dom wypełnił się gromadką dzieci i wspólne życie nabrało więcej radości.
Nastały ciepłe dni, a wraz z nimi Śnieżka zaczęła słabnąć i zdarzało się, że przewracała się w czasie pracy.
Uczynny Minokichi pomagał jej często i tak zgodnie wiedli życie. Minokichi czuł się bardzo szczęśliwy czując bliskość pięknej żony i rosnących w zdrowiu dzieci.
Pewnego dnia Minokichi przyjrzał się robiącej na drutach żonie i przypomniał sobie zdarzenie tamtej nocy.
- Wiesz, Śnieżko, wyglądasz tak samo, jak wtedy, kiedy tu przyjechałaś, bardzo młodo i pięknie jak wtedy. Raz tylko widziałem tak piękną kobietę jak ty. Ona była bardzo podobna do ciebie - powiedział.
- Kim była ta kobieta? - zapytała Śnieżka, nie przerywając pracy.
- Kiedy miałem chyba dwadzieścia lat byliśmy z ojcem w zimie w górach i zatrzymaliśmy się w górskiej chacie z powodu śnieżycy. Tam właśnie spotkałem tę kobietę. Była nią Yukionna Śnieżna Panna.
- Jednak powiedziałeś o tym, mimo tego, że wtedy obiecałeś - rzekła smutnym głosem Śnieżka.
- Co się stało Śnieżko?
Śnieżka wstała nagle, a jej kimono zmieniło kolor na biały.
- To ty jesteś... Tak, to Śnieżka była Śnieżną Panną, którą spotkał w górach.Minokichi dowiedział się o tym i Śnieżka nie może zostać dłużej w ludzkiej postaci.
- Nie odchodź! - zawołał.
- Dlaczego jednak powiedziałeś? Chciałam zawsze być z tobą. Nigdy nie zapomnę ciebie, ani czasu, jaki spędziliśmy razem.
Bądź zdrów zawsze... zawsze - rzekła Śnieżka, a w jej oczach zabłysły łzy. Nagle drzwi się otworzyły, przyleciał zimny wiatr i Śnieżki już nie było. Minokichi wybiegł z domu, ale nikogo nie było.
- Śnieżko! Wróć! - wołał.
Ludzie mówią, że w północnej, śnieżnej krainie w górach nawet teraz można spotkać Śnieżną Pannę. Podobno szuka ona pewnego człowieka, który ogrzałby jej zimne ciało i płacząc smutno krąży po górach.

.....................................................................................................

Dawno temu żył chłopak ze swoją matką.
Pewnego dnia matka poprosiła syna, aby poszedł do miasta i kupił kilka sadzonek bakłażanów. Ale on kupił tylko jedną sadzonkę. Wtedy matka obruszyła się:
- Dlaczego nie kupiłeś więcej tańszych sadzonek?
A chłopak rzekł:
- Ja sam nie wiem - ale pomyślał sobie w duchu, że ta jedna, chociaż droga sadzonka wyda obfity plon.
No i właśnie po kilku dniach bakłażan urósł tak wysoki, jak chłopiec przewidywał, wtedy więc rzekł do mamy:
- Widzisz mamo, droższa sadzonka urosła wysoko, aż do nieba.
Rzeczywiście, roślinka przebiła chmury.
- Jaka piękna - powtarzał chłopiec i podziwiał jej wielkość.
Po wypuszczeniu pięknych, białych kwiatów bakłażan obficie zaowocował.
Nazajutrz, wczesnym rankiem chłopiec wyszedł z domu, niosąc ze sobą wysoką drabinę. Matka zapytała go:
- Dokąd idziesz synu z tą drabiną? Zostaw ją natychmiast!
Ale chłopiec oparł już drabinę o łodygę bakłażana i zaczął się po niej wspinać.
- To nie jest takie niebezpieczne - rzekł do matki - chcę tylko obejrzeć sobie chmurę z bliska.
- Nie rób tego! - zawołała matka - Jeszcze spadniesz i połamiesz wszystkie kości - mówiąc to patrzyła na syna, a w oczach miała łzy.
Nie bacząc na jej prośby, chłopiec wspinał się wyżej i wyżej radośnie pogwizdując. Po chwili dotarł do chmur. Jego oczom ukazał się wielki, wspaniały pałac.
Zdziwiony podszedł do bramy i po cichutku otworzył ją.
- O!!! - ile gwiazd! - zdumiał się chłopiec.
To była niebiańska kraina.
Nagle do chłopca podszedł staruszek trzymający w ręku bakłażana.
- Czy to mój bakłażan? - zapytał chłopiec.
- Acha, więc to twój! - odpowiedział staruszek.
- Twoje bakłażany są naszym codziennym pokarmem, musimy więc ci się odwdzięczyć.
I staruszek zaprosił chłopca do swego pałacu, gdzie w wielkiej sali siedziały dwie, piękne dziewczyny. Były to córki staruszka. Po chwili podano smaczne potrawy. Gdy ucztowano, córki tańczyły. Chłopiec szybko zaprzyjaźnił się z wszystkimi.
Biesiada trwała tak długo, aż pogasły gwiazdy.
A kiedy zajaśniał pierwszy promyk słońca, zmęczony chłopiec wpadł w głęboki sen. Nie wiadomo jak długo spał, a gdy otworzył oczy i rozejrzał się, w komnacie nie było żywego ducha.
- Gdzie oni wszyscy poszli? - powiedział sam do siebie.
A wtedy usłyszał głos staruszka dobiegający zza drzwi:
- My idziemy do pracy, a ty pilnuj dobytku.
Chłopak nie posiadał się ze zdziwienia.
- Co to za praca w chmurach?
- Wszędzie znajdzie się coś do zrobienia. Pracy nam nie brakuje.
- Zabierzcie mnie ze sobą! - poprosił chłopiec.
- Ja też chcę z wami pracować - to powiedziawszy otworzył drzwi.
- Ojej! Oni! - w rzeczywistości staruszek i jego córki okazali się być potworami Oni.
Chłopak niezwłocznie padł jak długi na posadzkę i rzekł:
- Uwaga, jestem martwy! - a wszystkim przecież wiadomo, że Oni prędzej umarliby z głodu niż pożywili się padliną. Jednakowoż najstarszy Oni podszedł smakowicie się oblizując i rzekł:
- A my lubimy nieświeże mięso.
Słysząc to chłopiec zerwał się na równe nogi i wykrzyknął:
- Żyję, żyję, ja tylko udawałem!
Staruszek zachichotał:
- Chi, chi, ale się nabrałeś. My nie jesteśmy złymi Oni, jesteśmy Deszczowcami. Za chwilę udowodnimy ci to - co powiedziawszy uderzył w bęben, a jego córki zaczęły wychlustywać wodę chochelkami.
Chłopiec pojął wszystko w lot.
- A więc to ty jesteś Królem Burz.
- O tak - odrzekł Król - będziemy teraz zsyłać deszcz na ziemię.
- Ja też chcę z wami! - wykrzyknął chłopiec radośnie. Wskoczył na chmurkę, na której siedziała cała reszta i pożeglowali w dal.
A kiedy chłopiec spojrzał w dół, jego oczom ukazał się znajomy widok.
- To moja wioska! - zawołał.
W tej samej chwili staruszek wstał i zabębnił donośnie. Jedna z jego córek podniosła lusterko, a chłopcu się zdawało, że rzuca na ziemię słoneczne zajączki. Druga zaś, wychlusnęła chochelką trochę wody.
Owego dnia wieśniacy mieli wielkie święto i tłumnie wylegli przed swoje domostwa. A tu nagle burza z piorunami wprawiła ich w popłoch. Widząc to, chłopiec zaśmiewał się, aż wreszcie poprosił jedną z dziewczyn, aby podała mu chochelkę. Gdy miał już ją w garści, nie znał umiaru, a tym czasem we wsi lało jak z cebra. W końcu tak się zamachnął chochelką, że aż spadł z chmury.
- Ratunku! - wrzasnął - ja nie chcę tak młodo umierać!
Los jednak czuwał nad nim i chłopak po chwili zawisł na gałęzi drzewa morwowego.
Król Burz nie posiadał się z żalu, bowiem upatrzył sobie w chłopcu swego następcę.
A jeszcze większy żal owładnął córki, które pragnęły gorąco pojąć go za męża.
Od tego czasu mówi się, że drzewo morwowe chroni przed burzą. To Król odwdzięcza się drzewu, które uratowało mu zięcia.
Dlatego też, gdy nadciąga burza, ludzie wieszają sobie pod dachem gałązki drzewa morwowego.


.......................................................................................
,,- Mieszczuch jesteś.Twój porządek murami ogrodzony, tam też Twoje mądrości może i co warte. ''
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowieści ukryte w szumie drzew”