into the wild- co zabrać ze sobą?

przyroda, turystyka, survival

Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw

Awatar użytkownika
tomekk
Posty: 4
Rejestracja: 10 lut 2009, 14:05
Lokalizacja: bochnia
Płeć:

into the wild- co zabrać ze sobą?

Post autor: tomekk »

no właśnie
z dyskusji na temat filmu into the wild
wiemy już, że od głównego bohatera nie bardzo możemy się uczyć- co najwyżej na jego błędach :-(

co więc zabrać na rozłąkę z cywilizacją(na długo- kilka lat, albo całe życie) i jakie przygotowanie zdobyć żeby dać radę?

zapasy jedzenia dźwigane na grzbiecie dadzą nam możliwość przetrwać max kilka tygodni
zatem jakie poradniki odnośnie polowania, jedzenia dzikiej roślinności?

jaki sprzęt?
-do mieszkania
-do spania
-do gotowania
-narzędzia
można wymienić wiele rzeczy, ale trzeba to później wszystko nosić, z kolei zestaw ultra minimum- nie zapewni wygody, a nie idziemy na dwa dni, tylko na całe życie- zatem sprawa taka prosta nie jest :566:

jeżeli ktoś ma sugestie to niech pisze jak przygotował by się do wyprawy

(ps: bez szaleństw- żeby nie było za łatwo ogranicza nas to co mamy w domu + np 1000zł
i musimy to zabrać na własnym grzbiecie- czyli w plecaku powiedzmy do 100litrów ;-) )
Wedrowycz89
Posty: 409
Rejestracja: 26 sie 2007, 21:51
Lokalizacja: Szczecin
Płeć:

Post autor: Wedrowycz89 »

Warto Robinsona Crusoe przeczytać.

Myślę że trzeba by głównie wziąź jedzenie na parę pierwszych dni, dużo wiedzy, i materiałów budowlanych typu linki, folia, taśma klejąca, gwoździe, itp. I sprzęt do polowania, a później trzeba radzić sobie z tym co się znajdzie, albo zbuuje.

A co przygotowania do zombiozy że taki temat? :)
Awatar użytkownika
tomekk
Posty: 4
Rejestracja: 10 lut 2009, 14:05
Lokalizacja: bochnia
Płeć:

Post autor: tomekk »

Wedrowycz89 pisze:A co przygotowania do zombiozy że taki temat?
hehe
nie- po prostu zastanawiam się, czy da się być włóczykijem w 100% niezależnym,
ot łazić sobie po Polsce (albo świecie) bez konieczności jakiejkolwiek interakcji ze społeczeństwem

materiały budowlane sa ok, ale jak chcesz gdzieś osiąść na stałe- jak nie, to chyba lepszy nie wielki, ale solidny namiot?
a odzież? tyle co na grzbiecie?

ps: co do mat. budowlanych to po zastanowieniu nie widzę sensu ich zabierania
budować to akurat można nieźle z tego co na miejscu
raczej skoncentrował bym się na odzieży, narzędziach i naczyniach- ale to wasze propozycje mają być
Awatar użytkownika
palowski
Posty: 332
Rejestracja: 18 kwie 2008, 14:07
Lokalizacja: Podbeskidzie
Gadu Gadu: 5301996
Tytuł użytkownika: wiszę w hamaku
Płeć:

Post autor: palowski »

Plan oderwania się od cywilizacji i życia na własną rękę jest ekstremalnie trudny do wykonania, jeżeli mamy zamiar spędzić tak kilka lat.
Pierwszym zgrzytem który od zawsze zauważałem w idei samotnego, niezależnego wędrowca jest fakt niemożliwości pełnego oderwania się od cywilizacji, nawet żyjąc już kilka lat na odludziu... bo przecież ciągle będziemy używać narzędzi, ubrań, ubioru, który wynieśliśmy z miasta! Dlatego też ogólną ideę ucieczki uważam za udawanie ucieczki. To troszkę jak bunt nastolatka, który nie chce władzy rodziców, ale zabiera ze sobą ich pieniądze, a na noc wraca do domu. Być może jest to zdanie budzące kontrowersje, ale jeżeli zastanowimy się nad nim dłużej to jest ot jedyny wniosek, jaki można wyciągnąć na temat zależności po ucieczce.

Można do sprawy podejść inaczej i moim zdaniem bardziej sensownie - "uciec", ale na pewien okres i z założeniem nie oderwania się od cywilizacji, bo to niemożliwe, ale z założeniem chęci przebywania sam na sam z przyrodą i dbaniu o siebie z wykorzystaniem możliwości danym przez cywilizację. Ale dość już filozofii.

Moim zdaniem przejście w stan ostatecznego przebywania na łonie natury to proces koniecznie długotrwały. Obejmowałby pewnie kilkanaście lat przygotowań i treningów np. tydzień, miesiąc, trzy miesiące, rok w terenie i tak dalej. A kiedy przyjdzie czas ostatecznego oderwania to znalezienie swojego miejsca także potrwa etapami: najpierw mieszkanie w namiocie, później budowa szałasu, później szałasu mocniejszego, z zapleczem gospodarczym, z piecem, później ciągłe wzmacnianie i ulepszanie. Podobnie z pozyskiwaniem żywności - na samym początku własne zapasy, potem urozmaicenie ich o owoce, grzyby, rybkę, zajączka, może coś większego. Na początku jednak zadbałbym o zapasy "na czarną godzinę", np. raz na tydzień sprawdzałbym spiżarkę i ewentualnie wracałbym do cywilizacji po np. kaszę. Z czasem powroty nie byłyby już potrzebne.
Po roku takie życia można by mówić o jako takiej samodzielności. Przy sprzyjających warunkach hodowalibyśmy już jakieś roślinki, gdzieś tam leżałoby zakonserwowane mięso... Później przyszedłby czas na własnoręcznie zrobione ubranie z materiałów zdobycznych. Kiedy wszystkie narzędzia, ubrania, sprzęty i jedzenie byłyby wynikiem naszej własnej pracy - wtedy dopiero ucieklibyśmy w dzicz.

Sprzęt jaki należałoby zabrać ze sobą różniłby się poziomem przeistoczenia w dzikość, na którym byśmy się znajdowali. Na początku konieczny byłby namiot, śpiwór, kuchenka, naczynia, ogólnie wszystko, co nosiłby ze sobą turysta trekker na miesięcznej wyprawie. Po każdym kolejnym wypadzie bralibyśmy mniej, bo wiadome byłoby czym zastąpić śpiwór, jak gotować, itp.

Na czas ostatecznej próby i finalnego odejścia zabrałbym poza ogromnym, wieloletnim doświadczeniem siekierkę, żyłki, haczyki, jeden komplet ubrania, nóż, sznury, może płachtę, jakąś siatkę... Zapewne po kilkunastoletnim przygotowywaniu się wiedziałbym dokładnie co mi potrzebne do przeżycia pierwszego, dajmy na to, pół roku, czyli do czasu zastąpienia wszystkich rzeczy z cywilizacji ich odpowiednikami wykonanymi z materiałów z dziczy.

Inne problemy jakie się nasuwają to gdzie znaleźć teren, który zapewniłby nam zaspokojenie tak wielu potrzeb - zdobywanie pożywienia na wiele sposobów, prowadzenie małej roli, zdobywanie materiałów na narzędzia i sprzęty, surowców bardziej ekskluzywnych (metal? węgiel?) i mnóstwa innych potrzebnych do życia, a nie tylko do przebywania, w dziczy.

Czy dalibyśmy radę sami? A może łatwiej byłoby żyć w grupie np. 3 osób?

No i na koniec... i tak nie ucieklibyśmy od świata. Dlaczego? bo korzystalibyśmy z wiedzy, która ludzkość zbierała przez 40 000 lat. Prawdę mówiąc tylko odtwarzalibyśmy w przyspieszonym tempie całą historię.

----------------
Listening to: Pink Floyd - Take It Back
Treasure Hunter
Posty: 722
Rejestracja: 01 lut 2008, 02:11
Lokalizacja: Górny Śląsk
Tytuł użytkownika: DD Hammocks
Kontakt:

Post autor: Treasure Hunter »

Polecam obejrzeć Snowshoes and Solitude. ( Jest w dziale "Linki") Można wyciągnąć pewne wnioski. Szczególnie co do ilości osób potrzebnych do uczynienia takiego życia znośnym i generalnie co do nakładu pracy jaki trzeba wkładać aby zapewnić sobie wszystkie potrzeby życiowe.
Awatar użytkownika
PA
Posty: 298
Rejestracja: 28 sty 2008, 21:01
Lokalizacja: Toruń
Gadu Gadu: 3500980
Płeć:

Post autor: PA »

Jest kilka znanych mi sposobów oderwania się od rzeczywistości ale pewnie nie tego szukasz ;) A serio - zamiast zastanawiać się nad osobliwymi ideami ucieczki od świata proponuję się weń zanurzyć pełną gębą. Zamiast uciekać od cywilizacji idź sobie na wycieczkę na tydzień tam gdzie nie ma ludzi. Weź to co uważasz za właściwe (żywność, sprzęt). Spróbuj podróżować sam prze ten tydzień. Jeśli taki sposób życia Ci się spodoba wróć i podziel się z nami swoimi przemyśleniami. Jeśli polubisz takie życie sam dojdziesz do tego co jest Ci potrzebne, a co zbędne i nikt tutaj nic Ci w tej materii nie doradzi.

Kilka rzeczy wydaje mi się dziwnymi w twoim pytaniu:
1. jakie podręczniki ? Żadne. Jeśli nie masz już wiedzy to znaczy, że nie jesteś przygotowany.
2. Jeśli będziesz się włóczył/podróżował to nie ma takiego sposobu byś nie wszedł w interakcje ze społeczeństwem i cywilizacją.
3. Jeśli chcesz być niezależny i nie mieć do czynienia z cywilizacją to zapomnij o podróżach. Musisz nauczyć się hodować bydło, uprawiać rośliny i osiąść w jednym miejscu. Inaczej musiałbyś polować/kłusować i cywilizacja szybko Cię znajdzie.
4. To o czym mówisz może się udać w dosłownie kilku miejscach świata. W Europie Ci się to nie uda na pewno.
Dużo sprzeczności jest w twoim pytaniu. Może i dużo naiwności ale nie mi to stwierdzać.
Awatar użytkownika
zdybi
Posty: 435
Rejestracja: 01 lut 2009, 22:46
Lokalizacja: zachpom
Gadu Gadu: 9522989
Płeć:
Kontakt:

Post autor: zdybi »

PA pisze:i cywilizacja szybko Cię znajdzie.
Polska to zbyt mały kraj,u nas gdybyś chciał być takim włóczykijem "na całe życie" i zupełnie odizolować się od cywilizacji to prędzej czy później nazwano by cię "zagrożeniem".Po prostu popadł byś w konflikt z prawem.Można żyć bardzo blisko przyrody i jakąś część życia spędzić na włóczędze(piękną część :lol: )ale do końca uciec się nie da. :-(
http://lukaszzdyb.blogspot.com
http://mybushcraft.blogspot.com
"Bo życie przecież po to jest,żeby pożyć"
Awatar użytkownika
tomekk
Posty: 4
Rejestracja: 10 lut 2009, 14:05
Lokalizacja: bochnia
Płeć:

Post autor: tomekk »

troszkę za mało odpowiedzi na zadane pytania
a za wiele wniosków, że się gdzieś wybieram :591:

postawiłem takie zagadnienie, bo byłem ciekaw jak byście się przygotowywali

punkciki podałem przykładowo- jak coś się gryzie to proszę o propozycje lepszego sformułowania zagadnienia
np: jak książki nie dobre- piszemy, że nie dobre i co zamiast (ew. że należałoby przyswoić wcześniej)


aha- nie wiem dlaczego wszyscy używacie słowa "ucieczka" boicie się czegoś?

edzia:
Mózg pisze: No i na koniec... i tak nie ucieklibyśmy od świata. Dlaczego? bo korzystalibyśmy z wiedzy, która ludzkość zbierała przez 40 000 lat. Prawdę mówiąc tylko odtwarzalibyśmy w przyspieszonym tempie całą historię.
widzisz to nie koniecznie jest kwestia odejścia od sposobu życia znanego ludziom od zarania- tylko od cywilizacji współczesnej- od społeczeństwa, zaawansowanej techniki etct. ;-)
Awatar użytkownika
wolfshadow
Posty: 1050
Rejestracja: 17 kwie 2008, 07:30
Lokalizacja: Jaworzno
Tytuł użytkownika: tuptuś leśny
Płeć:
Kontakt:

Post autor: wolfshadow »

Ehh. Ja powiem tak. Marzenie. Obecnie byłoby to życie na granicy dziczy i cywilizacji. Całkowite wyeliminowanie interakcji z innymi ludźmi jest możliwie jedynie w takich rejonach świata, gdzie człowiek bez zaopatrzenia z "zewnątrz" nie jest w stanie samodzielnie się utrzymać. I tak jak zauważył Wedrowycz89. Takie warunki zaistniałyby tylko w sytuacji jakiejś "zombiozy" aby w optymalnych do życia warunkach zostać samotnikiem (I am Legend/Jestem Legendą się kłania). I co do utrzymania się w takich warunkach to albo osiadłość albo pół-osiadłość się kłania.
U mnie (śląsk) w okolicy hałd pokopalnianych spotykałem szałasy bezdomnych. Żyli właściwie z tego co uzbierali. Głównie metale kolorowe zbierane z miejskich śmietników (inna nazwa-utylizatorzy) lub po prostu - kradzione. Zima w przytułku albo w kanale ciepłowniczym. Żywność pozyskiwana w trybie zakupu lub żebractwa/złodziejstwa. W pewnym sensie survival a bardziej dosadnie przejażdżka po "bandzie" na granicy (lub poza) prawa.
Rację ma PA. Największą samodzielnośc/samowystarczalność można uzyskać przekwalifikowując się na rolnika. Kawałek żyznej ziemi na uboczu. Trochę łąk. Staw z rybami. Żywy inwetarz. I poza dobrami luksusowymi nic więcej nie potrzeba.
No może poza legalnym zaopatrzeniem w opał. ;-)
Wedrowycz89
Posty: 409
Rejestracja: 26 sie 2007, 21:51
Lokalizacja: Szczecin
Płeć:

Post autor: Wedrowycz89 »

Życie po apokalipsie
Jestem w lesie z wysokim mężczyzną i martwym bażantem. Krew jest wszędzie: na moich butach, rękach, twarzy. Mężczyzna - Leon Durbin – przygotowuje mnie na nadejście apokalipsy.

Co by było, gdybyś się obudził pewnego dnia, a wszyscy byliby martwi? Albo świat taki jaki znamy przestał funkcjonować? Czy potrafiłbyś przeżyć? Czy ja bym potrafiła?

Jestem dziewczyną z miasta. Ledwie potrafię otworzyć paczkę herbatników bez nożyczek. Jednak zdecydowałam się przygotować na Koniec i jestem gotowa podzielić się wiedzą. Oto przewodnik po apokalipsie. Wytnij go i włóż do szuflady. Pewnego dnia możesz go potrzebować.

Tak więc budzisz się i wszyscy są martwi. Wyobraź sobie, że jest jak w ”Survivors”, interpretacji apokalipsy w wykonaniu BBC, w której epidemia unicestwia ludzkość i wszyscy są nieco zirytowani, że pociągi się spóźniają. Można sobie wyobrazić totalną zapaść finansową czy ekologiczną, prowadzącą do upadku struktur społecznych, ale powiedzmy, że chodzi o epidemię. Jak długo mógłbyś pozostać w domu?

Niedługo. Według specjalistów z National Grid zabraknie elektryczności. Podobnie z wodą. Te systemy potrzebują żywych ludzi. Elektryczność zniknie po jednym, dwóch dniach. Zostaniesz w ciemności, nie mogąc nawet umyć twarzy.

Możesz kraść żywność z supermarketów, ale gnijące ciała na podłodze sklepu będą źródłami infekcji. A próbując przesiedzieć zarazę w domu, możesz spłonąć albo utonąć. Po uderzeniu pioruna zaczną się pożary, a jeśli mieszkasz w Londynie, bariera na Tamizie nie będzie działała bez elektryczności i nisko położona część miasta ulegnie zatopieniu.

Dokąd wyruszyć? Zgodnie z apokaliptyczną normą – jak filmie ”28 dni później” czy serialu ”Survivors” – ci, którzy przeżyli powinni siedzieć w wiejskiej rezydencji, jeść pomidory z puszki, wpaść w psychozę i powystrzelać się nawzajem. W żadnym apokaliptycznym scenariuszu filmowym (a widziałam wszystkie), nikt nie próbuje żyć z ziemi. Wolą żywić się okruchami upadłej cywilizacji. To się nie sprawdza. Musisz uprawiać własną żywność.

Ale gdzie? Wybieram Devon. Jest ciepłe, wilgotne i urodzajne, mam stamtąd dobre wspomnienia. Są tam krowy. Oto miejsce, w którym mogę się wyżywić, ale muszę się nauczyć, jak to robić. Ten tok myślenia doprowadził mnie do Durbina i martwego ptaka.

Durbin to rodzaj człowieka, który na wszelki wypadek trzyma w kieszeni drewienka do rozpalania ognia. Jest właścicielem firmy Wildwood Bushcraft, która uczy, jak przeżyć gdy znajdziesz się w dziczy. Durbin prowadzi mnie wśród drzew wskazując różne rodzaje gałęzi i krzaków. Jego zdaniem las jest jak sklep, który dostarczy ci wszystkiego. – Korę wierzby można ugotować, by złagodzić ból głowy - mówi. Cis nadaje się do wyrobu łuków, dąb - do budowy schronienia, a jesion – na rękojeści narzędzi.

Aby być kompetentnym w sztuce przetrwania, musisz mieć ekwipunek: nim opuścisz miasto, zaopatrz się w piłę, dłuto, łopatę, siekierę i nóż myśliwski. Durbin ma je wszystkie.

Docieramy na polankę i Durbin demonstruje, jak rozpalić ogień. Kładzie na ziemi kawałek drewna i umieszcza na nim drewniany palik, ostrym końcem do dołu. Bierze łuk z drewna i sznurka, owija sznurek wokół palika i sprawia, że zaczyna się on bardzo szybko obracać. Tarcie tworzy gorące opiłki. Może od nich zapłonąć suche siano albo kora.

Skąd wziąć wodę? Durbin wie, gdzie jest mały strumyk. – Ostrożnie – mówi. – Musimy przefiltrować wodę przez skarpetkę wypełnioną piaskiem, a potem przegotować.

Gorzej z jedzeniem - jest zima. Jak wyjaśnia Durbin, dwoma głównymi wegetariańskimi posiłkami będą korzeń łopianu i orzechy laskowe. Dają dużo energii. Z łopianu można zrobić chipsy, a z gotowanych, roztartych i wysuszonych orzechów laskowych – rodzaj herbatników. Durbin chwyta za łopatę i zaczyna kopać w poszukiwaniu korzeni łopianu. Znajduje trochę, ale są zgniłe. – Zima - zauważa.

Teatralnym gestem wyciągam z torby bażanta. Poprzedni dzień spędziłam negocjując z ”Guardianem” moralne i prawne implikacje zamordowania królika na potrzeby artykułu. Ostatecznie poszłam do rzeźnika z Mayfair i kupiłam bażanta za 3,5 funta. Durbin wydaje się być pod wrażeniem. – Musisz mu urwać głowę. Po prostu ją przekręć – mówi.

Zamykam oczy i przekręcam. Odrywa się łatwo. Następnie Durbin dziurawi brzuch bażanta. Wkładam tam dłoń i wyciągam wszystko na zewnątrz. Durbin rozcina serce. – Bardzo pożywne – mówi. Trochę mi niedobrze. Skubię i wkrótce mam stosik zakrwawionych piór - i gołego ptaka. Durbin nabija go na kijek i umieszcza nad ogniem. Upieczony, w smaku przypomina ekskrementy, jednak czuję się dziwnie wzmocniona. Rozszarpanie ptaka było łatwiejsze niż myślałam.


Czuję żądzę krwi. Pytam Durbina, jak łapać zwierzęta w pułapki. Teoretycznie mogłabym je zastrzelić, jednak zastawianie pułapek jest łatwiejsze dla osób leniwych czy niekompetentnych. Wygląda na zdenerwowanego. – To nielegalne - mówi powoli. Jednak nalegam i w końcu opowiada mi o różnych rodzajach pułapek. Mogłabym spróbować wilczego dołu - wykopać w lesie dziurę, umieścić w niej zaostrzone pale i zamaskować. Jest przeznaczony na grubą zwierzynę: jelenie, dziki, rodziców, innych dziennikarzy. Pułapka z opadającą kłodą chwyta drobne zwierzęta. Nadeptują mechanizm spustowy i kawał drewna spada im na głowę.

A co bym jadła nie mogąc zastawiać pułapek? – Owady. Robaki - mówi radośnie Durbin. – Robak ma 40 kalorii, to odpowiednik dwóch czekoladowych kuleczek Maltesers. Albo ślimaki. Jednak przed zjedzeniem trzeba poddać ślimaka trzydniowej kwarantannie. Mógł jeść trujące rośliny i trzeba poczekać, aż je wydali.

Teraz survivalowe schronienie. Durbin opiera kłody o pień i przykrywa trzydziestocentymetrową warstwą liści, paproci i błota. – Wodoodporne – mówi. Wchodzę do środka. Dziura dobra dla trolla. Ale mamy cztery filary survivalu: jedzenie, wodę, ogień i schronienie.

Następnego dnia idę praktykować do Pullabrook Wood w Devon. To uroczy las. Pełno szczęśliwych spacerowiczów i labradorów. Ale nie wiedzie mi się z rozpalaniem ognia. Znajduję strumyk, jednak Durbin mówi, że woda jest trująca, nawet jeśli ją filtrować przez skarpetkę. – Zanieczyściły ją owcze odchody – wyjaśnia.

Pierwsze schronienie, jakie buduję, jest za małe, by wejść do środka. Drugie się zapada. Porzucam sztukę przetrwania. Spróbuję na farmie. Kobieta nie może się żywić tylko robakami.

Kilka dni później stoję wewnątrz okrągłej chaty z epoki żelaza w Butser Ancient Farm w Hampshire. To projekt odtwarzający życie w epoce żelaza. Chata jest wielka, okrągła i ciemna.

Steve Dyer jest kierownikiem archeologicznym. - Taką chatę łatwo zbudować - mówi. Potrzeba 27 dużych i 60 małych dębów, 100 leszczyn, 100 jesionów, słomy na strzechę oraz zwierzęcej sierści, gliny, obornika, ziemi i wody na ściany.

Potrzebne są też zwierzęta. Dyer prowadzi mnie do chlewu z dwiema bezimiennymi świniami. Jak mówi, by udomowić zwierzęta trzeba je po prostu trzymać na coraz mniejszej przestrzeni. Zapewnij im jedzenie, wodę i uwagę - a będą posłuszne. Później możesz je zjeść, a skórę wygarbować. - Ale strzeż się owiec – mówi. - Znam faceta zwanego Si. Rozbrykany baran złamał mu nos.

Telefonuję do psycholog Cecelii De Felice. Czy oszaleję w moim nowym jednoosobowym świecie, zwłaszcza w obliczu zadań takich jak zrąbanie 27 wielkich dębów? – Będziesz w stanie traumy - przyznaje. – Staniesz się samotna i wpadniesz w paranoję. Może doznasz załamania. – A jeśli spotkam innych ocalałych? – Bądź ostrożna – doradza. – Oni też będą samotni i ze skłonnością do paranoi. W grupie jesteście silniejsi, ale nie wiesz, czy ci pomogą, czy tylko ukradną twoje zasoby. Nikomu nie ufaj.

Jestem pewna, że nie umrę z głodu. Ale o dreszcze przyprawiają mnie elektrownie jądrowe. Profesor Alan Weisman napisał książkę ”The World Without Us”, która opisuje, co jego zdaniem zdarzyłoby się na Ziemi gdybyśmy wszyscy zniknęli. Dzwonię do niego. Mówi, że mam rację martwiąc się. Większość elektrowni jądrowych jest chłodzona wodą. Woda powinna krążyć w reaktorach – inaczej eksplodują. Gdyby nie było ludzi do obsługi, elektrownia wyłączyłaby się automatycznie, a woda byłaby chłodzona dzięki paliwu dieslowskiemu – mniej więcej przez tydzień. Później ciepło z reaktora odparowałoby wodę i odsłoniło rdzeń, który stopiłby się albo spowodował radioaktywny pożar. Co więc by pan zrobił, profesorze Weisman? – Prawdopodobnie udałbym się do Kanady. Tam jest niewiele elektrowni atomowych – mówi.

Zatem Wielka Brytania prawdopodobnie stanie się skażonym nuklearnie nieużytkiem. Uważam, czytelniku, że powinieneś zacząć budować statek żaglowy, który zabierze cię do Kanady. Nim opuścisz miasto, powinieneś ukraść z biblioteki półkę poświęconą budowie i utrzymaniu łodzi. Kanada może być jedyną nadzieją na ocalenie. Gdy nastąpi Koniec, nie wystarczy być bohaterem ”Survivors”. Musisz być także cholernym Noe.

Przydatne umiejętności

Chleb

Oczyść ziemię, zrób bruzdy, weź ziarna dziko rosnącej pszenicy, wysiej co 20 centymetrów i przykryj ziemią. Upewnij się, że ptaki nie wyjadają ziarna. Otocz poletko żywopłotem i wyrwij chwasty. Gdy ziarno dojrzeje, wymłóć je kijem i zmiel rozcierając między dużymi kamieniami. Zmieszaj mąkę z wodą, by uzyskać ciasto. Piecz na patelni. Rezultat? Pełnoziarnisty podpłomyk!

Produkty sanitarne i papier toaletowy

Znajdź trochę mchu torfowca i użyj go. Jest bardzo gąbczasty i zawiera jod, ma więc pewne właściwości antyseptyczne.

Jak jeść ślimaki

Zawsze poddawaj ślimaki kwarantannie. Umieść ślimaka w miejscu, gdzie nie ma nic do jedzenia. Odczekaj trzy dni i go zjedz.

Jak oczyszczać wodę

Nabierz możliwie najczystszej wody, najlepiej ze źródła, z możliwie najmniejszą ilością osadu, unikaj zanieczyszczeń chemicznych. Przefiltruj przez skarpetkę napełnioną piaskiem. Wysterylizuj wodę, doprowadzając ją na parę sekund do wrzenia.

Jak upiec rybę w glinie

Owiń rybę w duże liście, wiążąc paczkę łodygą pokrzywy. Nakop gliny. Po zmieszaniu z wodą, pokryj rybę centymetrową warstwą gliny, nie pozostawiając szczelin. Wygrzeb płytki dołek pośrodku ognia i połóż tam rybę. Przykryj żarem. Po godzinie wyciągnij rybę i rozbij skorupę. Powinna być idealnie upieczona.

Jak obedrzeć krowę ze skóry

Możesz zabić krowę, dusząc ją, choć nie spotkałam nikogo, kto by to zrobił. Możesz też jej poderżnąć gardło albo dźgnąć w serce. Rozetnij krowie brzuch od pachwiny aż do gardła. Usuń narządy wewnętrzne. Powieś krowę za kopyta na kilka dni, by wypłynęła z niej krew. Krowy są ciężkie - nie próbuj robić tego samemu. Aby zdjąć skórę wprowadź nóż lub ostry kamień pomiędzy skórę a mięso. Gdy uda ci się wprowadzić narzędzie pod skórę, możesz po prostu obrać z niej krowę.

Jak ustrzelić z łuku jelenia

Jelenie są wrażliwe na zapach człowieka i hałas. Przedzierając się przez las z łukiem, nigdy na nie nie trafisz. Zorientuj się, gdzie bywają jelenie - często chodzą tą samą drogą. Zamaskuj swój zapach, bądź cicho i nie ruszaj się. Gdy zobaczysz jelenia, strzelaj z odległości 20 metrów. Idealny strzał jest zabójczy, na przykład w płuco. Gdy trafisz w zad, ucieknie i nie dostaniesz obiadu.




http://portalwiedzy.onet.pl/4868,11127, ... pisma.html

Link znalazłem na tactical.pl może się przyda :)[/quote]
Pies
Posty: 106
Rejestracja: 11 lut 2024, 14:11
Płeć:

Re: into the wild- co zabrać ze sobą?

Post autor: Pies »

"co więc zabrać na rozłąkę z cywilizacją(na długo- kilka lat, albo całe życie) i jakie przygotowanie zdobyć żeby dać radę?
zapasy jedzenia dźwigane na grzbiecie dadzą nam możliwość przetrwać max kilka tygodni
zatem jakie poradniki odnośnie polowania, jedzenia dzikiej roślinności?
jaki sprzęt?
-do mieszkania
-do spania
-do gotowania
-narzędzia
można wymienić wiele rzeczy, ale trzeba to później wszystko nosić, z kolei zestaw ultra minimum- nie zapewni wygody, a nie idziemy na dwa dni, tylko na całe życie- zatem sprawa taka prosta nie jest
jeżeli ktoś ma sugestie to niech pisze jak przygotował by się do wyprawy

(ps: bez szaleństw- żeby nie było za łatwo ogranicza nas to co mamy w domu + np 1000zł
i musimy to zabrać na własnym grzbiecie- czyli w plecaku powiedzmy do 100litrów"

Takich decyzji nie powinien podejmować człowiek niedojrzały.
Szaleńcowi - desperatowi może się udać, gdy mu los da farta, ale to jak w totolotku.
Polscy sybiracy podejmowali takie próby. Nie wszyscy przeżywali w konfrontacji z przyrodą, ale byli też tacy, którzy wrócili do domu. To dopiero wyzwanie (byli zwierzyną łowną) życiowe.

Jaki skrawek ziemskiego globu masz na myśli "bajkopisarzu"?
W tropiki czy koło podbiegunowe? Bo nawet dziecko wie że to 2 skrajności! A ja nie jestem wróżką.
A' Propos jedzenia na plecach na kilka tygodni. Dam Ci fory. będziesz niósł w tym plecaku 100 L jedzenie , samo jedzenie + narzędzia i ubrania (bez domku i spania), noclegi w hotelach. Jedzenie tylko z plecaka na rzeczone 3-4 tygodnie (niby kilka tygodni). Może w takich cieplarnianych warunkach dasz radę, ale woda bez której padniesz, tylko z przyrody, nie kranu! Na ile dni uniesiesz wody zużywając 3 L/ dzień? Więc musisz chodzić wzdłuż cieków wodnych.
Nie widzę Ciebie, ani twoich kumpli wśród żywych przed upływem roku.
Trzeba wpierw znać, tą przyrodę w którą się zapuszczasz. Na plecach uniesiesz max na 3 tygodnie jedzenia (weź i dobierz sobie optymalnie!). No w jaką porę roku ruszasz? Bo ja nie wiem, jaka temperatura? Umiesz strzelać bardzo dobrze? (jeśli średnio, przepadłeś). Masz pozwolenie na broń? Etc. Już dalej nie muszę pisać!
Trzeba być traperem z wieloletnią praktyką przy domu, by móc w pełni zdrowy jechać w dzicz na rok.
Pewno nie wiesz jak oprawić upolowane zwierzę, garbować wstępnie skóry, znać się na ciesielce ... .
Ośnika w ręku nie trzymałeś!
Jedź na wakacje nad morze, fajne panienki itd.

Nosiłem plecaki 100-120 L (idziesz jak czołg) wyprawowe, to nie na rok w dzicz, cięższe i gnojące noszącego.
Taki ekwipunek, musi być zbliżony do traperskiego, wiedza też i broń + wnyki.
Ogólnie wyjdzie podobnie, bez wozu, sań które cię wywiozą w dzicz (koń), umiesz jeździć konno?, to nie rower!

Już jesteś w ciemnej D, i dalej pisać nie muszę i nawet sensu nie ma. Bo chciałbyś przeżyć, a lepsi od ciebie nie dali rady: brak dentysty, lekarza, apteki, dzikie drapieżniki, katastrofy naturalne, no i pech.
Mieć farta, trafić w fajną okolicę (indianie/eskimosi) bez naturalnych niespodzianek terenowych
Trzeba jeszcze przezimować!
ODPOWIEDZ