KNIEJA (moja druga miłość)
: 11 gru 2012, 18:22
Pracując i obserwując non stop pogodę byłem nad wyraz ucieszony, że najbliższy dzień wolny od pracy będzie również w pięknej białej powłoce.
Pomyślałem również o chłopakach z Reconna, że Ci biegają po lasach uprawiając survival czy bushcraft, zwał jak zwał, a ja ostatnimi czasy jeno lakoniczne posty piszę na forum i siedzę na necie...
Wstałem krótko po piątej i ku mojemu zadowoleniu nadal sypał śnieg. Tak jakoś przed siódmą rano ruszyłem na szlak. Czy ja wiem, czy to szlak?. Od pewnego czasu lubię omijać turystyczne szlaki, wybieram leśne wąskie zwierzęce ścieżki, przesmyki wśród młodników czy dukty.
Tak też, ominąłem Uroczysko Mosty i Prochownię mając oba te miejsca nieco na wschód. Ominąłem też jedno z piękniejszych miejsc, Uroczysko Bunkry, te zostawiłem lekko na południe. Do pokonania w jedną stronę miałem siedmiokilometrowy odcinek. Zamierzeniem była jedna z ambon i tam chciałem zjeść śniadanie popijając kawą. Cały wypad miał być „obejściem terenu” a przy okazji zrobieniem kilku ciekawych zdjęć typu scenerie.
Jak się okazało szlak był trudniejszy niż przewidywałem. Powłoka śniegu około 25/ 30cm a chwilami nawet do kolan. Nie przejmowałem się tym zbytnio. Dobre śniegowce i stuptuty wystarczyły na takie warunki. Dodatkowo ciepły polar w plecaku, śniadanie i w termosie kawa dodawały otuchy i komfort wędrowania. O każdej innej porze roku pokonuję ów odcinek w około 1, 5 godziny. Tym razem, brnąc w wysokim śniegu, zajęło mi to aż trzy godziny. Zziajany niczym pies zasiadłem wreszcie na ambonie. Pierwsze trudy wędrówki odczuła moja połamana niegdyś stopa tuż przed wejściem na ambonę.
Iii tam, pomyślałem, odpocznę pół godziny (jak zwykle) i ruszę w drogę powrotną. Kolejne siedem kilometrów będzie nieco łatwiejsze bo przecież będę wracał nieco przetartym przez siebie szlakiem.
Ruszyłem.
Już pierwsze kilkanaście kroków zaczęło się udręką. Długie lekkie wzniesienie jakie musiałem pokonać zaowocowało przeniesieniem bólu z palców aż po pachwinę. Przetarty przeze mnie szlak okazał się zasypanym. Doszedłem do bruku który łączył wojskową strzelnicę z drogą biegnącą do wioski Radziszewko. Zawahałem się, pomyślałem chwilę i zrezygnowałem z zamierzonej drogi po „własnych tropach”. Wybrałem łatwiejszy lecz dłuższy o trzy kilometry szlak. Ubity przez samochody z dłużycą śnieg był „o niebo” lżejszy, no i ten komfort, że bliskość „sadyb ludzkich”.
Podsumowując;
Mniejsza częstotliwość łażenia po szlaku, praca za „kółkiem”, latka już nie te, źle spakowany plecak (brak żelaznego prowiantu, podpałki kubka i wody) wędrówka z dala od ludzi zrodził spory dyskomfort. Nie ukrywam, poczułem się bardzo nieswojo, myśląc „gdzieś podświadomie”, że gdyby kontuzja jakaś...
Dla siebie i innych na szlaku;
zachodniopomorskie to przecież nie góry, zatem, szlaki niby łatwe. Jak się okazuje, w warunkach jakie miałem dziś okazje wędrować, mogą być nieco zdradliwe. Już nigdy nie ruszę na szlak bez dodatkowego prowiantu, podpałki, wody...
KLIK
Pomyślałem również o chłopakach z Reconna, że Ci biegają po lasach uprawiając survival czy bushcraft, zwał jak zwał, a ja ostatnimi czasy jeno lakoniczne posty piszę na forum i siedzę na necie...
Wstałem krótko po piątej i ku mojemu zadowoleniu nadal sypał śnieg. Tak jakoś przed siódmą rano ruszyłem na szlak. Czy ja wiem, czy to szlak?. Od pewnego czasu lubię omijać turystyczne szlaki, wybieram leśne wąskie zwierzęce ścieżki, przesmyki wśród młodników czy dukty.
Tak też, ominąłem Uroczysko Mosty i Prochownię mając oba te miejsca nieco na wschód. Ominąłem też jedno z piękniejszych miejsc, Uroczysko Bunkry, te zostawiłem lekko na południe. Do pokonania w jedną stronę miałem siedmiokilometrowy odcinek. Zamierzeniem była jedna z ambon i tam chciałem zjeść śniadanie popijając kawą. Cały wypad miał być „obejściem terenu” a przy okazji zrobieniem kilku ciekawych zdjęć typu scenerie.
Jak się okazało szlak był trudniejszy niż przewidywałem. Powłoka śniegu około 25/ 30cm a chwilami nawet do kolan. Nie przejmowałem się tym zbytnio. Dobre śniegowce i stuptuty wystarczyły na takie warunki. Dodatkowo ciepły polar w plecaku, śniadanie i w termosie kawa dodawały otuchy i komfort wędrowania. O każdej innej porze roku pokonuję ów odcinek w około 1, 5 godziny. Tym razem, brnąc w wysokim śniegu, zajęło mi to aż trzy godziny. Zziajany niczym pies zasiadłem wreszcie na ambonie. Pierwsze trudy wędrówki odczuła moja połamana niegdyś stopa tuż przed wejściem na ambonę.
Iii tam, pomyślałem, odpocznę pół godziny (jak zwykle) i ruszę w drogę powrotną. Kolejne siedem kilometrów będzie nieco łatwiejsze bo przecież będę wracał nieco przetartym przez siebie szlakiem.
Ruszyłem.
Już pierwsze kilkanaście kroków zaczęło się udręką. Długie lekkie wzniesienie jakie musiałem pokonać zaowocowało przeniesieniem bólu z palców aż po pachwinę. Przetarty przeze mnie szlak okazał się zasypanym. Doszedłem do bruku który łączył wojskową strzelnicę z drogą biegnącą do wioski Radziszewko. Zawahałem się, pomyślałem chwilę i zrezygnowałem z zamierzonej drogi po „własnych tropach”. Wybrałem łatwiejszy lecz dłuższy o trzy kilometry szlak. Ubity przez samochody z dłużycą śnieg był „o niebo” lżejszy, no i ten komfort, że bliskość „sadyb ludzkich”.
Podsumowując;
Mniejsza częstotliwość łażenia po szlaku, praca za „kółkiem”, latka już nie te, źle spakowany plecak (brak żelaznego prowiantu, podpałki kubka i wody) wędrówka z dala od ludzi zrodził spory dyskomfort. Nie ukrywam, poczułem się bardzo nieswojo, myśląc „gdzieś podświadomie”, że gdyby kontuzja jakaś...
Dla siebie i innych na szlaku;
zachodniopomorskie to przecież nie góry, zatem, szlaki niby łatwe. Jak się okazuje, w warunkach jakie miałem dziś okazje wędrować, mogą być nieco zdradliwe. Już nigdy nie ruszę na szlak bez dodatkowego prowiantu, podpałki, wody...
KLIK