integracja reconetowiczów Północy - pierwsza próba ;)
: 09 sie 2012, 23:44
Wszystko na wariackich papierach.
PW latały na prawo i lewo, potem rozdzwoniły się telefony. A na forum oczywiście cisza, jak gdyby nigdy nic.
Ale w końcu zarysowały się sylwetki ludzi, którzy zechcieli się spotkać. A byli to: Bastion, magsg, Martyna i Weissmann. I pojawiło się miejsce, owiane nieco tajemnicą a noszące kryptonim „pod Kościerzyną”.
Lecę z roboty na łeb, na szyje. Leje w 3mieście, normalnie ściana deszczu. „Świetnie” myślę. Ale na razie nikt nie pisze, że nie jedzie, widocznie ani w Olsztynie, ani w Poznaniu padać nie padało
Wpadam do domu, szybkie pakowanie. Magsg już w pociągu, pisze, że będzie za jakieś pół godziny. No to lecę go odebrać z Gdyni Głównej. Jeszcze sms od Bastiona: „Qazimodo jedzie na 100%. Zabrać was z Gdyni?” No to my z Magsg na piwko i potem na SKMkę, którą ruszamy do Oliwy. Z Oliwy autem zabierają nas Bastion i Qazimodo.
Po drodze ustalamy gdzie w ogóle będziemy obozować tej nocy. W planach było jez. Wierzysko lub jez. Osuszyno. Jednak Martyna z Weissmannem ruszali do nas rowerami ze Zblewa, więc postanowiliśmy im skrócić trochę drogę. Padło na miejscówę, którą odkryłam w zeszłym sezonie. Zajechaliśmy tam późnym wieczorem. Rozbiliśmy obozowisko. Rozpaliliśmy ogień, z którym były trochę problemy po ulewnych deszczach. W tym czasie dojechały poznaniaki. Jak zwykle idealnie trafili
Winszuję im po raz drugi, gdyż potrafią nocą zajechać na takie zakuprza, że głowa mała
Po szybkiej kolacji (wszyscy głodni), i małym piwie nasza mała grupka udała się na spoczynek. Panowie Qazimodo i Bastion pod swoje tarpy, magsg zakokonił się w hamaczku (również pod tarpem), Martyna z Weissmannem udali się do namiotu a ja tradycyjnie przy ogniu..
Poranek przywitał nas piękny i słoneczny


Qazimodo musiał niestety rano nas opuścić, więc dalszy wypad kontynuowaliśmy bez niego (nie mniej dziękuję za przybycie, fajnie było w końcu poznać „rejonowego sąsiada”
). Po dobrym śniadaniu Bastion, magsg i ja ruszyliśmy w trasę. W tym czasie Martyna i Weissmann zwiedzali okolicę rowerowo (to już oni zrelacjonują), umówiliśmy się na zbiórkę o. 17/18 w okolicach „Wdzydzkiego Krzyża”.
Ruszyliśmy w trasę o dość przystępnej godzinie rannej (no… powiedzmy, że ruszyliśmy późniejszym rankiem
)

Cały czas nie mogę się nadziwić pięknem naszych Borów Tucholskich. Doprawdy są tam miejsca bardzo dzikie, niedostępne a urokliwe! A piękne! Ehhhh…
Po dość sprawnym marszu dotarliśmy do Olpucha, gdzie w sklepie zostały poczynione małe zakupy. Po krótkiej przerwie ruszyliśmy dalej przez las w stronę jez. Wdzydze, ale bez konkretnego celu. Ot kierowaliśmy się mniej więcej w kierunku wyznaczonego miejsca spotkania. Po drodze jednak zrobiliśmy dłuższy popas nad jez. Chadzie. Piękne małe jeziorko w środku lasu.


(foto made by magsg)
Po biologicznych dysputach (kończyliśmy z Bastionem ten sam wydział na UG) udaliśmy się w dalszą trasę mijając po drodze Rezerwat Krwawe Doły w którym to ochronie podlega przede wszystkim starodrzewie boru świeżego oraz masa porostów.

Dalej kontynuowaliśmy naszą wędrówkę w kierunku jez. Czyste, które wpadło nam w oko podczas studiowania mapy.

Po drodze odwiedziliśmy paśnik

obejrzeliśmy pseudoczeczowatą narośl na sośnie

przeszliśmy obok mokradeł

i dotarliśmy nad jez. Czyste.

(foto made by magsg)
W tym miejscu zrobiliśmy też kolejny popas. Daliśmy też znać rowerzystym pyrkom gdzie przebywamy. Popilim, pojedlim, pogadalim. Bastion ruszył do sklepu do Wdzydz Tucholskich, ja z magsg do leśniczego prosić o pozwolenie na nocleg
Leśniczy okazał się miłym kolesiem, który oczywiście zgodził się na nocleg „pod chmurką” (uwaga! Decydujący tu był fakt, iż stwierdziliśmy, że jesteśmy bez namiotu – mamy ino karimaty!), ogniska nie radził palić (chociaż jak sam stwierdził „zagrożenie pożarowe podczas palenia ogniska przy jeziorze uważam za minimalne”), ale tylko ze względu na okolicznych „domkowiczów”, którzy z lubością dzwonią na policję i inne straże pożarne. Leśniczy wskazał nam też wspaniałomyślnie altanę, obok (pod??!!) której możemy się rozbić. Oto ona:

Nie trudno się domyślić, iż postanowiliśmy się rozbić nieco dalej
Odpaliliśmy GPSa (GPSa magsg’owego
), przesłaliśmy kordy rowerzystom. Niebawem spotkaliśmy się już całą i zdrową 5-tką nad jez. Czystym (rzeczywiście takie było) i oddaliśmy się kąpieli 
Po taplaniu się w cieplutkiej wodzie udaliśmy się „pod altanę”
żeby urządzić obozowisko, zjeść kolację, pogadać.
Martyna dzielnie próbuje zapalić ognisko

mając czujnego widza niedaleko

Kolejnego dnia pozostało już tylko ustalić gdzie kto się rozjeżdza.

(foto made by Martyna)
Tutaj niezbędnym narzędziem okazał się Internet w telefonie oraz mapa.
Magsg ruszył bladym świtem. Bastion opuścił nas rankiem. My zaś w pozostałą trójkę bezczelnie korzystaliśmy z dobrodziejstw ciepłej wody jeziornej oraz.. jedzenia XD

(foto made by Martyna)


(foto made by Martyna)
Niestety chmury dawały nam wyraźnie znać, że już pora powoli kończyć nasz wyjazd.. Poznaniaki wsiadły na rowery, ja ubrałam buty i ruszyliśmy.. niestety już do domu.
Oby do następnego!
PW latały na prawo i lewo, potem rozdzwoniły się telefony. A na forum oczywiście cisza, jak gdyby nigdy nic.
Ale w końcu zarysowały się sylwetki ludzi, którzy zechcieli się spotkać. A byli to: Bastion, magsg, Martyna i Weissmann. I pojawiło się miejsce, owiane nieco tajemnicą a noszące kryptonim „pod Kościerzyną”.
Lecę z roboty na łeb, na szyje. Leje w 3mieście, normalnie ściana deszczu. „Świetnie” myślę. Ale na razie nikt nie pisze, że nie jedzie, widocznie ani w Olsztynie, ani w Poznaniu padać nie padało

Wpadam do domu, szybkie pakowanie. Magsg już w pociągu, pisze, że będzie za jakieś pół godziny. No to lecę go odebrać z Gdyni Głównej. Jeszcze sms od Bastiona: „Qazimodo jedzie na 100%. Zabrać was z Gdyni?” No to my z Magsg na piwko i potem na SKMkę, którą ruszamy do Oliwy. Z Oliwy autem zabierają nas Bastion i Qazimodo.
Po drodze ustalamy gdzie w ogóle będziemy obozować tej nocy. W planach było jez. Wierzysko lub jez. Osuszyno. Jednak Martyna z Weissmannem ruszali do nas rowerami ze Zblewa, więc postanowiliśmy im skrócić trochę drogę. Padło na miejscówę, którą odkryłam w zeszłym sezonie. Zajechaliśmy tam późnym wieczorem. Rozbiliśmy obozowisko. Rozpaliliśmy ogień, z którym były trochę problemy po ulewnych deszczach. W tym czasie dojechały poznaniaki. Jak zwykle idealnie trafili


Poranek przywitał nas piękny i słoneczny


Qazimodo musiał niestety rano nas opuścić, więc dalszy wypad kontynuowaliśmy bez niego (nie mniej dziękuję za przybycie, fajnie było w końcu poznać „rejonowego sąsiada”

Ruszyliśmy w trasę o dość przystępnej godzinie rannej (no… powiedzmy, że ruszyliśmy późniejszym rankiem


Cały czas nie mogę się nadziwić pięknem naszych Borów Tucholskich. Doprawdy są tam miejsca bardzo dzikie, niedostępne a urokliwe! A piękne! Ehhhh…
Po dość sprawnym marszu dotarliśmy do Olpucha, gdzie w sklepie zostały poczynione małe zakupy. Po krótkiej przerwie ruszyliśmy dalej przez las w stronę jez. Wdzydze, ale bez konkretnego celu. Ot kierowaliśmy się mniej więcej w kierunku wyznaczonego miejsca spotkania. Po drodze jednak zrobiliśmy dłuższy popas nad jez. Chadzie. Piękne małe jeziorko w środku lasu.


(foto made by magsg)
Po biologicznych dysputach (kończyliśmy z Bastionem ten sam wydział na UG) udaliśmy się w dalszą trasę mijając po drodze Rezerwat Krwawe Doły w którym to ochronie podlega przede wszystkim starodrzewie boru świeżego oraz masa porostów.

Dalej kontynuowaliśmy naszą wędrówkę w kierunku jez. Czyste, które wpadło nam w oko podczas studiowania mapy.

Po drodze odwiedziliśmy paśnik

obejrzeliśmy pseudoczeczowatą narośl na sośnie

przeszliśmy obok mokradeł

i dotarliśmy nad jez. Czyste.

(foto made by magsg)
W tym miejscu zrobiliśmy też kolejny popas. Daliśmy też znać rowerzystym pyrkom gdzie przebywamy. Popilim, pojedlim, pogadalim. Bastion ruszył do sklepu do Wdzydz Tucholskich, ja z magsg do leśniczego prosić o pozwolenie na nocleg

Leśniczy okazał się miłym kolesiem, który oczywiście zgodził się na nocleg „pod chmurką” (uwaga! Decydujący tu był fakt, iż stwierdziliśmy, że jesteśmy bez namiotu – mamy ino karimaty!), ogniska nie radził palić (chociaż jak sam stwierdził „zagrożenie pożarowe podczas palenia ogniska przy jeziorze uważam za minimalne”), ale tylko ze względu na okolicznych „domkowiczów”, którzy z lubością dzwonią na policję i inne straże pożarne. Leśniczy wskazał nam też wspaniałomyślnie altanę, obok (pod??!!) której możemy się rozbić. Oto ona:

Nie trudno się domyślić, iż postanowiliśmy się rozbić nieco dalej



Po taplaniu się w cieplutkiej wodzie udaliśmy się „pod altanę”

Martyna dzielnie próbuje zapalić ognisko


mając czujnego widza niedaleko


Kolejnego dnia pozostało już tylko ustalić gdzie kto się rozjeżdza.

(foto made by Martyna)
Tutaj niezbędnym narzędziem okazał się Internet w telefonie oraz mapa.
Magsg ruszył bladym świtem. Bastion opuścił nas rankiem. My zaś w pozostałą trójkę bezczelnie korzystaliśmy z dobrodziejstw ciepłej wody jeziornej oraz.. jedzenia XD

(foto made by Martyna)


(foto made by Martyna)
Niestety chmury dawały nam wyraźnie znać, że już pora powoli kończyć nasz wyjazd.. Poznaniaki wsiadły na rowery, ja ubrałam buty i ruszyliśmy.. niestety już do domu.
Oby do następnego!