Strona 1 z 1

jeziorne "trójmiasto"

: 04 maja 2012, 18:45
autor: Apo
Obrazek


01.05.2012, pogańska godzina 5 rano - dzwoni budzik. Olałam budzik. Dzwoni Johnson "Apo wstawaj!", no to wstaję. Kawopet i jazda na pociąg. Ok 11:30 pociąg zatrzymuje się na stacji Szczecin Główny. Johnson z Ozim i zimnym reedsem żurawinowym już na mnie czekają. Montujemy się w las. Jeszcze rzut okiem na mapę i stwierdzamy, że zmieniamy miejscówkę - ruszamy nad jez.Piaski. Auto zostawiamy w Dobierzczynie, bierzemy plecaki i drałujemy w nieznane. Po drodze mijamy piękne lasy do bólu przypominające moje kochane Bory Tucholskie. Mapa coś słabo nas prowadzi, Johnson wyjmuje kompas i ruszamy na azymut. W końcu udało nam się dotrzeć w okolice jeziora. Brzegi porośnięte w cholere tatarakiem czy innym sitowiem, ale dzielnie się przedzieramy do dojrzanego przez nas szybciej ładnego mostku. Po przybyciu okazuje się, iż jacyś wspaniali grillowicze już się tam urządzili. No nic. Rozkładamy karimaty i czekamy aż towarzystwo się oddali w cholere do domów. Długo czekać nie musieliśmy, gdyż przyjechała znana mi już ( :P ) straż leśna i rozgoniła towarzystwo na 4 wiatry. Szybka dyskusja - tutaj nie zostajemy, trzeba się bardziej zaszyć. Cofamy się po własnych śladach na z góry upatrzone pozycje - po drodze znaleźliśmy fajną polankę. Tam osiadamy :)

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Ognisko, kiełbadrony, rozkładanie szpeju no i info od Martyny: "GPS padł, mapy brak". Pięknie. Jak oni nas znajdą na tym zadupiu? I to jeszcze z rowerami? Summa summarum wysłaliśmy im mms'em mapki, dla dali radę bez. No tośmy się w końcu spotkali. Takie jeziorskie "trójmiasto" :) No to częstowanie! Staropolskim obyczajem trza było strudzonych wędrowców posilić i napoić. Sądzę, iż Poznaniacy z kiełbasy i browarka bardziej się ucieszyli, niźli z chleba i soli :) No to poszły trójmiejskie Specjale czarne, Johnson zarzucił żołądkową z trawą żubrową, Martyna z Weissmanem uraczyli nas pyszną kiełbasą (wurst?? czy jak jej tam?) oraz naleweczkami wiśniową i miodową. Rozmowy i śpiewy do późnych godziny :) Tak upłynął poranek, dzień i wieczór pierwszy. (w tym miejscu pragnę dodać po chamsku, że szukuje nam się reconnowe wesele, pyrki pamiętajcie o reconie! :) )

Obrazek
Obrazek

Kolejny dzień z nieco ciężką głową dla niektórych powitał nas piękną pogodą. Poranna, jeziorna toaleta, wspólny posiłek (którego co niektórzy odmówili z racji dolegliwości żołądkowych ;) ). No i problem. Pyrki chciały pojeździć i pozwiedzać, ale jeden z rowerów padł. Dzielny Weissman ruszył więc w nieznane po części do tegoż pojazdu, nie było go z pół dnia. A my z braku chęci i z nadmiaru ładnej pogody bezczelnie byczyliśmy się na łonie natury. Johnson zabawiał się z łukiem ogniowym, chyba bardziej dla zabicia czasu, niż z chęci rozniecenia ognia. Kosztowanie zaglonionej wody jeziornej oczywiście również miało miejsce, gdyż zapasy wody pitnej zostały wyczerpane, ale nikt się nie pochorował :) A! Jeszcze wycieczka na wspomniany szybciej pomost celem wykąpania się totalnego z którego nota bene nic nie wyszło, gdyż paskudnie stchórzyłam ;) Gotowanie jajek w popiele i pieczenie kiełbas w cieście. Późnym popołudniem przyjechał Weissman z częściami rowerowymi oraz różnymi specjałami jedzeniowo-trunkowymi. Wieczór upłyną już spokojniej i bez śpiewów, które to z kolei serwowali nam jacyś popaprańcy rozbici po drugiej stronie jeziora a dudniąca "muza" z samochodu niosła się aż do nas. Tak upłynął poranek, dzień i wieczór drugi.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

3 maja pyrki wstały szybciutko i zwijały się w drogę, gdyż chcieli coś w trasie jeszcze pozwiedzać (tutaj już opowieść snuć dalej mogą tylko Poznaniaki). Ja z Johnsonem pomarudzilismy jeszcze trochę na miejscówie i ruszyliśmy na drugą stronę jeziora celem wykąpania się totalnego. Niestety pomost, który upatrzyliśmy nie nadawał się do skoków do wody, jak i cała okolica skutecznie nas odstraszyła od kąpieli. Zawinięliśmy się więc w drogę powrotną do auta. Tym razem już wiedzieliśmy jak i gdzie iść, chociaż na końcowym odcinku z lasu wyprowadził nas Ozi. Siup do samochodu i ruszamy zwiedzać ruiny fabryki ukrytej w Policach. Piękna sukcesja roślinna i osmalone, porozwalane budynki dawały niesamowity, postapokaliptyczny klimat. Trza tam będzie wrócić ze specjalistycznym szpejem wspinaczkowym. Ok 19 zawinęlismy się do dom, kebab, Jeremy Johnson, Valhalla Rising i sen. Tak upłynął ranek, dzień i wieczór drugi. Kolejnego dnia rankiem pozostało już tylko wtranżolić śniadanie i ruszyć do Gdyni ciapągiem.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Wypad należy zaliczyć zdecydowanie do udanych, cieszę się niezmiernie, że Poznaniaki dotarły. Wspaniali ludzie :) Do kolejnego moi mili!

Reszta fot na picassie (niestety trochę nie pokolei, bo z 2 aparatów):
https://picasaweb.google.com/1162188725 ... Mbe3tPFhQE

: 04 maja 2012, 19:06
autor: johnson
i pieczenie kiełbas w cieście
Ekhem... Zapomniałaś dodać czyjego autorstwa są takowe przysmaki :D

: 04 maja 2012, 19:16
autor: Apo
johnson pisze:
i pieczenie kiełbas w cieście
Ekhem... Zapomniałaś dodać czyjego autorstwa są takowe przysmaki :D
Czy
kiełbadrony w cieście zaserwował dzielny kuchmistrz Johnson
wystarczy? ;)

: 04 maja 2012, 19:25
autor: johnson
Czy
kiełbadrony w cieście zaserwował dzielny kuchmistrz Johnson
wystarczy?
Nie bardzo Apo... To musi być kojarzone jednoznacznie jako "kiełbasy johnsona" lub też "podpłomyki johnsona" ;)

No ale do reszty nie ma się jak przyczepić. Piękna relacja z super imprezy i forumowego mini zlotu.

Jeśli kogoś by przywiało w okolice Polic, polecam rejon zbombardowanej fabryki paliw syntetycznych. Zwiedzania na cały dzień.

: 04 maja 2012, 19:46
autor: Apo
johnson pisze:Nie bardzo Apo... To musi być kojarzone jednoznacznie jako "kiełbasy johnsona" lub też "podpłomyki johnsona" ;)
Hmmm.. Johnsonowe kiełbadrony w podpłomyku :) albo kiełbadrony podpłomykowe a la Johnson :D
johnson pisze:Jeśli kogoś by przywiało w okolice Polic, polecam rejon zbombardowanej fabryki paliw syntetycznych. Zwiedzania na cały dzień.
Racja. Mnie na pewno tam jeszcze zawieje.

: 04 maja 2012, 21:37
autor: johnson
kiełbadrony podpłomykowe a la Johnson
Dokładnie tak :D

: 04 maja 2012, 22:34
autor: BRAT_MIH
Eeeee szkoda, ze nie daliście znaka jakiegoś wcześniej. Bym do Was przyjechał rowerem w celu zapoznania :)

: 05 maja 2012, 20:38
autor: johnson
Kurcze... Ziomek, też żałuje.. Drugi raz to się nie powtórzy.

: 05 maja 2012, 20:54
autor: Pratschman
Powiem krótko - Martyna, Weissman - jak Was poznałem to byliście dwojgiem obcych ludzi (dobrze mówię?) a teraz... :mrgreen: co ten las robi z ludźmi :-D

: 06 maja 2012, 09:32
autor: siux
Pratschman pisze:Powiem krótko - Martyna, Weissman - jak Was poznałem to byliście dwojgiem obcych ludzi (dobrze mówię?) a teraz... :mrgreen: co ten las robi z ludźmi :-D
Niemożliwe, żeby las im zaszkodził!!! To bez wątpienia wina rowerów!!! :mrgreen: :mrgreen:

: 11 maja 2012, 17:33
autor: martyna
Śledziki BARDZO się cieszę ze spotkanie! :-D Istotnie
Apo pisze: "GPS padł, mapy brak"
ale nad jezioro trafilibyśmy nawet po omacku, ale śledzie tak się zabunkrowały w krzaczorach ,że miejscówki pewnie byśmy nie znaleźli. Powitanie iście królewski - jeszcze raz dzięki. :mrgreen:

Apo, opisała jak bezczelnie nie robiliśmy dosłownie NIC i jakie to było przyjemne. Pokrótce opisze nasza trasę od rozstania nad brzegiem j. Piaski.
Plan był taki, że skoro z powodu awarii Weissmannowego koła nic w okolicy nie zwiedziliśmy, zrobimy to ostatniego dnia.
Udaliśmy się na zachód z zamiarem szybkiego odbicia na północ w stronę Nowego Warpna. Chcieliśmy się trochę pogapić na niemiaszków i wrócić trasą wzdłuż granicy do Szczecina na pociąg. Czasowo wyglądaliśmy ok, więc plan miał szansę się powieść.

Miał szansę, która zaczęła się zmniejszać już przy pokonywaniu pierwszego wzniesienia.
Poszły przerzutki w moim rowerze.
Pewna, ze popsuł je Weissmann jadąc naprawiać swoje koło, nie omieszkałam go o tym poinformować icon_twisted.
2 biegi pozostały sprawne, wiec ruszyliśmy w dalsza drogę. Po pokonaniu kolejnych, niespełna 3km postanowiłam dokręcić kiwające się siodełko. Oczywiście ukręciliśmy śrubę. I od tej chwili nie miałam już niedokręconego siodełka, a kiwające się na wszystkie strony siedzisko na rurce ( obojętnie jak to brzmi).
Źli na siebie, że nie naprawiliśmy sprzętu przed podróżą ( bo trzeba dodać, ze usterki wyszły już na poprzednich wyjazdach) zawróciliśmy w stronę Szczecina.
W Tanowie bardzo miły Pan sołtys podarował mi śrubę do siodełka. Koniec języka za przewodnika :-)

Dotarliśmy do Szczecina, kupiliśmy bilety, poszwędaliśmy się jeszcze po nabrzeżu - Szczecin bardzo mnie zauroczył, przepiękne miasto, mogłabym tam mieszkać. Tylko zatrzęsienie żulków. Na ulicach, pod sklepami, w okolicach PKP. W Poznaniu też są, ale jakoś tak nie rzucają się w oczy.

Podsumowując :
Rewelacyjne spotkanie z Apo, i johnson,
Miejscówka fajna i zabunkrowana, że hej !
Nauczka, żeby jednak naprawiać usterki przed podróżą a nie liczyć na to, że sprzęt dożyje.
i nie pożyczać roweru Weissmannowi :mrgreen:

Dosłownie kilka naszych fotek, z lenistwa nawet aparatu mi się nie chciało wyciągać:
https://picasaweb.google.com/1108480823 ... directlink

: 11 maja 2012, 18:04
autor: Apo
martyna pisze:Poszły przerzutki w moim rowerze. (...) ukręciliśmy śrubę.
Hahaha! Nie wierzę! :D
martyna pisze:Szczecin bardzo mnie zauroczył, przepiękne miasto, mogłabym tam mieszkać.
To racja, coś w tym Szczecinie ładnego jest :)

Do kolejnego Pyrki :* Mam nadzieję, że jakoś niebawem :)

: 12 maja 2012, 10:11
autor: Morg
No raczej ze Szczecin jest przepiekny ;]