O śmieciach w lesie słów kilka...
: 20 kwie 2012, 21:56
Nie wiem jak was, lecz jak je widzę w lesie, nad wodą lub innym pięknym miejscem to się włos na karku jeży, zębiska ostrzą a gardło samo warczeć zaczyna. Z drugiej strony, nie bywam w lasach zbyt często, ot taki ze mnie bardziej teoretyk
co czyta dużo a mało chodzi, lecz teraz się zaczynam za siebie brać, mimo że obowiązków wszelakich narasta. To tak trochę tytułem wstępu
Korzystając z zacnej pogody i wyczekiwanemu nadejściu książki Meissnera wybrałem się do lasku aby poczytać i odpocząć na łonie natury. Zajechałem rowerkiem na moją czasem odwiedzaną leśną miejscówkę, posprzątałem po nieudanej próbie rozpalenia ogniska w trudnych warunkach pogodowych którą kiedyś tam przeprowadziłem, rozbiłem się z plandeczką (pojedyncze krople, ale czasem coś na nos zleciało), książka w łapę i czytam. Trochę gości (a raczej gospodarzy bo ja gościnnie) pasa młodych świerków miałem, radowałem się ich wizytą wielce, a gdy troszkę ich się zebrało to przerwałem czytanie dla cieszenia oka. Jednak to co się zdarzyło w drodze powrotnej jest związane z treścią tematu.
Wielu z nas oglądało zapewne cykl "Bushcraft" Raya Mearsa.Przy powrocie rzuciły mi się na myśl jego słowa o tym, że jeśli coś się bierze z lasu, należy ten dług spłacić. Ja z lasu czerpałem tylko kilka uschniętych kijków na "śledziowanie" plandeki, lecz widząc stertę śmieci która jest moim punktem nawigacyjnym do odbicia na miejscówkę stwierdziłem że tak być nie będzie. Zsiadłem z roweru bo jakoś mi się nie spieszyło, a myśli kotłowały się w okół "długu" i śmieci. Doszedłem do wniosku że nawet nie robiąc ogniska, nie zbierając żadnych darów lasu zrobię coś dla niego za sam fakt że mogłem się cieszyć jego pięknem. Przez całą drogę powrotną szedłem schylając się tu i ówdzie zbierając do przeznaczonej specjalnie na to kieszeni kapoty "dary cywilizacji" jakie ludzie zapewne zupełnie przypadkiem upuścili
w niedalekim promieniu od ścieżki po której dreptałem oraz na niej samej. Robiąc to po raz kolejny przypomniała mi się rozmowa z Kopkiem podczas naszego pierwszego spotkania, o tym że on też kiedyś trochę zbierał, lecz stwierdził że nie ma sensu.
Wyrzucając śmieci do własnego kosza na podwórku stwierdziłem że w miarę swoich możliwości i nie koniecznie zawsze, lecz będę dziękował lasowi w ten sposób za to, że mogłem się nacieszyć jego pięknem. Niech mi w tym wszystkie siły niebiańskie i inne tajemne moce dopomogą
. A przy okazji chciałem trochę bujnąć temat który już był nieraz poruszany na forum (nawet ostatnie akcje z bunkrem). Poza tym że zbierając śmieci z mojej kieszeni wydobywał się znany każdemu zapach śmieciary, oraz że za każdym schyleniem moje poniekąd młode plecy klnęły na tych co to rzucili, aby spłonęli na stosie icon_twisted , przypomniało mi się jak z Kopkiem wpadliśmy na inicjatywę która podobno na forum się przewalała odnośnie jakiegoś grupowego sprzątania, gdzie w miarę możliwości uczestnicy w porozumieniu z leśnikami oczyściliby stałe tereny poszczególnych grup forumowych. Raz na bunkrze, raz gdzie indziej, przy okazji byłaby to dobra okazja do integracji (bo po robocie Harnaś się należy, a co
). Co o tym myślicie, co myślicie ogólnie o samym zjawisku śmieci, czy też jeśli ktoś już w sprzątaniu uczestniczył niech się podzieli przemyśleniami (albo chociaż z zażenowaniem odeśle do tematu co już był
). Może coś konkretnego z tego wyniknie.
A się naprodukowałem, ufff


Korzystając z zacnej pogody i wyczekiwanemu nadejściu książki Meissnera wybrałem się do lasku aby poczytać i odpocząć na łonie natury. Zajechałem rowerkiem na moją czasem odwiedzaną leśną miejscówkę, posprzątałem po nieudanej próbie rozpalenia ogniska w trudnych warunkach pogodowych którą kiedyś tam przeprowadziłem, rozbiłem się z plandeczką (pojedyncze krople, ale czasem coś na nos zleciało), książka w łapę i czytam. Trochę gości (a raczej gospodarzy bo ja gościnnie) pasa młodych świerków miałem, radowałem się ich wizytą wielce, a gdy troszkę ich się zebrało to przerwałem czytanie dla cieszenia oka. Jednak to co się zdarzyło w drodze powrotnej jest związane z treścią tematu.
Wielu z nas oglądało zapewne cykl "Bushcraft" Raya Mearsa.Przy powrocie rzuciły mi się na myśl jego słowa o tym, że jeśli coś się bierze z lasu, należy ten dług spłacić. Ja z lasu czerpałem tylko kilka uschniętych kijków na "śledziowanie" plandeki, lecz widząc stertę śmieci która jest moim punktem nawigacyjnym do odbicia na miejscówkę stwierdziłem że tak być nie będzie. Zsiadłem z roweru bo jakoś mi się nie spieszyło, a myśli kotłowały się w okół "długu" i śmieci. Doszedłem do wniosku że nawet nie robiąc ogniska, nie zbierając żadnych darów lasu zrobię coś dla niego za sam fakt że mogłem się cieszyć jego pięknem. Przez całą drogę powrotną szedłem schylając się tu i ówdzie zbierając do przeznaczonej specjalnie na to kieszeni kapoty "dary cywilizacji" jakie ludzie zapewne zupełnie przypadkiem upuścili

Wyrzucając śmieci do własnego kosza na podwórku stwierdziłem że w miarę swoich możliwości i nie koniecznie zawsze, lecz będę dziękował lasowi w ten sposób za to, że mogłem się nacieszyć jego pięknem. Niech mi w tym wszystkie siły niebiańskie i inne tajemne moce dopomogą



A się naprodukowałem, ufff
