Wielkanoc 2012 - Bobrzy raj
: 10 kwie 2012, 11:24
Jak przystało, wybrałem się w święta wielkanocne, aby dzień święty święcić. Tym razem padło na nieodkryty jeszcze przeze mnie południowy odcinek rzeki. Wyruszyłem w sobotę rano, pogoda zapowiadała się obiecująco.
Musiałem przebić się kawałek przez las żeby ominąć okoliczne zabudowanie, by potem wyjść na tory kolejowe i wzdłuż nich dotrzeć do linii wysokiego napięcia, która od jakiegoś czasu mnie intrygowała.
Gdy w końcu do niej dolazłem oczom mym ukazał się taki oto widok.

Lazłem tak sobie pod tymi drutami z lekką obawą bo syczały niemiłosierni. Następnym moim celem była wreszcie rzeka, która jak wskazywała mapa przecinała się z linią wysokiego napięcia. Po drodze mijałem kilka ambon i bardzo osobliwą brzozę.
Liczyłem, że na tak otwartej przestrzeni uda mi się dojrzeć jakieś zwierzę, ale mijając kolejne słupy nic się nie pojawiało. Widząc w oddali kolejną ambonę uznałem, że zrobię na niej mały odpoczynek. Tuż przed amboną był mały pagórek, zrezygnowany tym, że jednak nie uda się ujrzeć żadnego leśnego potwora moja czujność strasznie spadła. Nie zaważywszy na nic przedarłem się przez krzaki porastające pagórek i gdy byłem na jego szczycie oczom moim ukazał się koziołek podgryzający trawę na polanie. Gdy tylko mnie ujrzał od razu wziął nogi za pas, zanim zdążyłem odpalić aparat ten już sporymi susami pokonywał odległość. Udało mi się strzelić tylko jedną niewyraźną fotkę na oślep, ale jakoś tam widać delikwenta.
Gdy w końcu dotarłem do miejsca gdzie rzeka miała krzyżować się z linią oniemiałem. Oczom mym ukazał się prawdziwy bobrzy raj. Byłem zdziwiony, że bobry potrafią tak sobie zorganizować miejsce do życia na tak małej i wąskie rzece. Zrobiły sobie taki oto basen rekreacyjny.
Udało im się zalać trochę lasu.
Powyżej głównej tamy było jeszcze kilka mniejszych, które spowalniały przepływ wody.

Postanowiłem rozbić się niedaleko ich siedziby, licząc na to, że rankiem może uda się jakieś sfotografować. Obóz jak zwykle rozmieściłem tuż nad samą rzeką.
Godziny mijały, a ja spokojnie przygotowywałem sobie drwa na opał czekając na zmrok, żeby rozpalić ogień i zjeść w końcu coś ciepłego. Niestety tuż po tym jak przygotowałem drwa, rozpałkę z kory brzozowej zaczęło skromnie kropić. Wytrąciło mnie to lekko z równowagi bo przecież miało być tak pięknie. Postanowiłem rozpalić jednak ognisko jeszcze przed zmrokiem i przygotować żarcie, nie czekając aż rozpada się na dobre i drewno zacznie moknąć.
Po kolacji uraczyłem się jeszcze winem i około 21 udałem się na spoczynek.
Noc minęła spokojnie, po za tym, że jeden delikwent zadzwoniło do mnie koło 23. Nie powiem kto i w jakim był stanie, ale tak przegadaliśmy z pół godziny. Niestety rozmowa ta odbywała się na raty bo co chwilę traciłem zasięg. Potem już spokojny sen, tym razem przerywany coraz to mocniejszymi porywami wiatru i silniejszymi opadami deszczu. W środku nocy temperatura spadło do około -1*C i słychać było, że deszcze zamienił się w drobny śnieżek. Wstałem około 6, o 6:30 byłem już spakowany i gotów aby odwiedzić biver paradise. Niestety nie spotkałem, żadnego osobnika, może jeszcze śpią, albo wyczuwały mnie z daleka i się pochowały. Miejsce urokliwe i bardzo ciche, teren trudny wiec poruszając się robiłem sporo hałasu. przystąpiłem zatem do realizacji planu i podążałem na północ w górę rzeki, miejscem docelowym miała być jedna z często odwiedzanych prze zemnie miejscówek, w której nie byłem już od roku. Tak oto prezentuje się rzeka, po obu stronach dużo zwalonych drzew, krzaków i ogólnie gęsto porośnięta. Do tego strasznie meandruje więc poruszając się ściśle wzdłuż niej można się trochę namęczyć, pokonując tym samym niewielkie odległości.
Dalszy plan był taki, by po dojściu do znanego mi już odcinka rzeki odbić na wschód wzdłuż jej odnogi również mi nie znanej i z wolna kierować się w stronę domu.
Po drodze trafiłem na kilka okazów pomarańczowych grzybów, które ładnie kontrastowały z otaczającą zielenią.
Niemal przez cały czas marszu ciągle prószył drobny śnieżek z różnym natężeniem i wiał dość silny wiatr. Można by powiedzieć, piękna zima tej wiosny, las na szczęście był na tyle wilgotny, że ów śnieg nie utrzymywał się zbyt długo, jedynie resztki pozostawały na pajęczynach czy innych gałązkach.
Gdy dotarłem na miejsce docelowe odwiedziłem swojego starego przyjaciela, mianowicie słonia rzecznego. Niestety ma trochę postrzępione uszy
Stąd już był rzut mokrym psem do odnogi rzeki, która prezentowała się tak, że była sporo węższa, a i teren wokół niej był bardziej urozmaicony. Oprócz świerków i sosen pojawiły się olchy, dęby i buki.
Po drodze natrafiłem na samotnie rosnący piękny kwiat, może ktoś wie co to za ustrojstwo? Niestety okazało się, że zdjęcia wyszły dość niewyraźne, ale nie mniej widać o co chodzi.
Maszerując tak ciągle z 5h przez te trudne tereny, ze sporym plecakiem i aparatem na szyi, bez dalszych zapasów żywności uznałem, że najwyższy czas wyleźć w końcu na jakąś drogę i z wolna udać się w stronę domu. Gdy natknąłem się w końcu na najbliższą z nich oczom mym ukazał się taki oto żółty potwór pozostawiony na pastę losu. Niestety od jakiegoś roku budują nową sieć dróg ppoż. Nie mam nic do takich rozwiązań, ale naprawdę urokliwe przecinki zmieniają się w prawdziwe leśne autostrady.
Drzwi do pojazdu okazały się otwarte więc postanowiłem skorzystać z tego schronienie aby w końcu bez pomocy wiatru wypalić sam całego papierosa. W stacyjce był jakiś kluczyk, ale myślę, że potrzebny był jeszcze jeden do odpalenia tego ustrojstwa więc nawet nie próbowałem, nie mniej korciło
Dotarłem w końcu do domu, udało się sfotografować trochę rudzików grasujących na mym podwórku. W poniedziałek wybrałem się z aparatem nad inną rzekę nieopodal mego domu w pięknych okolicznościach przyrody jak i przy pięknej pogodzie.
Udało mi się ustrzelić jednego nartnika
I jakiegoś małego skrzydlatego robaczka, który machając skrzydłami poruszał się po wodzie.
Na koniec napotkałem mrówki, które gorączkowo naprawiały swoje mrowisko rozgrzebane przez jakiegoś zwierza.
To chyba było by na tyle, ogromna porcja zdjęć z wycieczki w linku poniżej. Mam nadzieję, że modzi nie zrugają mnie za ilość zdjęć w poście. Jeśli ich rozmiar jest przesadzony to proszę o znak sygnał, może uda się jakoś temu zaradzić.
Cała galeria
Musiałem przebić się kawałek przez las żeby ominąć okoliczne zabudowanie, by potem wyjść na tory kolejowe i wzdłuż nich dotrzeć do linii wysokiego napięcia, która od jakiegoś czasu mnie intrygowała.
Gdy w końcu do niej dolazłem oczom mym ukazał się taki oto widok.
Lazłem tak sobie pod tymi drutami z lekką obawą bo syczały niemiłosierni. Następnym moim celem była wreszcie rzeka, która jak wskazywała mapa przecinała się z linią wysokiego napięcia. Po drodze mijałem kilka ambon i bardzo osobliwą brzozę.
Liczyłem, że na tak otwartej przestrzeni uda mi się dojrzeć jakieś zwierzę, ale mijając kolejne słupy nic się nie pojawiało. Widząc w oddali kolejną ambonę uznałem, że zrobię na niej mały odpoczynek. Tuż przed amboną był mały pagórek, zrezygnowany tym, że jednak nie uda się ujrzeć żadnego leśnego potwora moja czujność strasznie spadła. Nie zaważywszy na nic przedarłem się przez krzaki porastające pagórek i gdy byłem na jego szczycie oczom moim ukazał się koziołek podgryzający trawę na polanie. Gdy tylko mnie ujrzał od razu wziął nogi za pas, zanim zdążyłem odpalić aparat ten już sporymi susami pokonywał odległość. Udało mi się strzelić tylko jedną niewyraźną fotkę na oślep, ale jakoś tam widać delikwenta.
Gdy w końcu dotarłem do miejsca gdzie rzeka miała krzyżować się z linią oniemiałem. Oczom mym ukazał się prawdziwy bobrzy raj. Byłem zdziwiony, że bobry potrafią tak sobie zorganizować miejsce do życia na tak małej i wąskie rzece. Zrobiły sobie taki oto basen rekreacyjny.
Udało im się zalać trochę lasu.
Powyżej głównej tamy było jeszcze kilka mniejszych, które spowalniały przepływ wody.
Postanowiłem rozbić się niedaleko ich siedziby, licząc na to, że rankiem może uda się jakieś sfotografować. Obóz jak zwykle rozmieściłem tuż nad samą rzeką.
Godziny mijały, a ja spokojnie przygotowywałem sobie drwa na opał czekając na zmrok, żeby rozpalić ogień i zjeść w końcu coś ciepłego. Niestety tuż po tym jak przygotowałem drwa, rozpałkę z kory brzozowej zaczęło skromnie kropić. Wytrąciło mnie to lekko z równowagi bo przecież miało być tak pięknie. Postanowiłem rozpalić jednak ognisko jeszcze przed zmrokiem i przygotować żarcie, nie czekając aż rozpada się na dobre i drewno zacznie moknąć.
Po kolacji uraczyłem się jeszcze winem i około 21 udałem się na spoczynek.
Noc minęła spokojnie, po za tym, że jeden delikwent zadzwoniło do mnie koło 23. Nie powiem kto i w jakim był stanie, ale tak przegadaliśmy z pół godziny. Niestety rozmowa ta odbywała się na raty bo co chwilę traciłem zasięg. Potem już spokojny sen, tym razem przerywany coraz to mocniejszymi porywami wiatru i silniejszymi opadami deszczu. W środku nocy temperatura spadło do około -1*C i słychać było, że deszcze zamienił się w drobny śnieżek. Wstałem około 6, o 6:30 byłem już spakowany i gotów aby odwiedzić biver paradise. Niestety nie spotkałem, żadnego osobnika, może jeszcze śpią, albo wyczuwały mnie z daleka i się pochowały. Miejsce urokliwe i bardzo ciche, teren trudny wiec poruszając się robiłem sporo hałasu. przystąpiłem zatem do realizacji planu i podążałem na północ w górę rzeki, miejscem docelowym miała być jedna z często odwiedzanych prze zemnie miejscówek, w której nie byłem już od roku. Tak oto prezentuje się rzeka, po obu stronach dużo zwalonych drzew, krzaków i ogólnie gęsto porośnięta. Do tego strasznie meandruje więc poruszając się ściśle wzdłuż niej można się trochę namęczyć, pokonując tym samym niewielkie odległości.
Dalszy plan był taki, by po dojściu do znanego mi już odcinka rzeki odbić na wschód wzdłuż jej odnogi również mi nie znanej i z wolna kierować się w stronę domu.
Po drodze trafiłem na kilka okazów pomarańczowych grzybów, które ładnie kontrastowały z otaczającą zielenią.
Niemal przez cały czas marszu ciągle prószył drobny śnieżek z różnym natężeniem i wiał dość silny wiatr. Można by powiedzieć, piękna zima tej wiosny, las na szczęście był na tyle wilgotny, że ów śnieg nie utrzymywał się zbyt długo, jedynie resztki pozostawały na pajęczynach czy innych gałązkach.
Gdy dotarłem na miejsce docelowe odwiedziłem swojego starego przyjaciela, mianowicie słonia rzecznego. Niestety ma trochę postrzępione uszy

Stąd już był rzut mokrym psem do odnogi rzeki, która prezentowała się tak, że była sporo węższa, a i teren wokół niej był bardziej urozmaicony. Oprócz świerków i sosen pojawiły się olchy, dęby i buki.
Po drodze natrafiłem na samotnie rosnący piękny kwiat, może ktoś wie co to za ustrojstwo? Niestety okazało się, że zdjęcia wyszły dość niewyraźne, ale nie mniej widać o co chodzi.
Maszerując tak ciągle z 5h przez te trudne tereny, ze sporym plecakiem i aparatem na szyi, bez dalszych zapasów żywności uznałem, że najwyższy czas wyleźć w końcu na jakąś drogę i z wolna udać się w stronę domu. Gdy natknąłem się w końcu na najbliższą z nich oczom mym ukazał się taki oto żółty potwór pozostawiony na pastę losu. Niestety od jakiegoś roku budują nową sieć dróg ppoż. Nie mam nic do takich rozwiązań, ale naprawdę urokliwe przecinki zmieniają się w prawdziwe leśne autostrady.
Drzwi do pojazdu okazały się otwarte więc postanowiłem skorzystać z tego schronienie aby w końcu bez pomocy wiatru wypalić sam całego papierosa. W stacyjce był jakiś kluczyk, ale myślę, że potrzebny był jeszcze jeden do odpalenia tego ustrojstwa więc nawet nie próbowałem, nie mniej korciło

Dotarłem w końcu do domu, udało się sfotografować trochę rudzików grasujących na mym podwórku. W poniedziałek wybrałem się z aparatem nad inną rzekę nieopodal mego domu w pięknych okolicznościach przyrody jak i przy pięknej pogodzie.
Udało mi się ustrzelić jednego nartnika
I jakiegoś małego skrzydlatego robaczka, który machając skrzydłami poruszał się po wodzie.
Na koniec napotkałem mrówki, które gorączkowo naprawiały swoje mrowisko rozgrzebane przez jakiegoś zwierza.
To chyba było by na tyle, ogromna porcja zdjęć z wycieczki w linku poniżej. Mam nadzieję, że modzi nie zrugają mnie za ilość zdjęć w poście. Jeśli ich rozmiar jest przesadzony to proszę o znak sygnał, może uda się jakoś temu zaradzić.
Cała galeria