07.01.2012 - Kilka godzin w lesie
: 07 sty 2012, 19:32
Witam.
Tym razem zacząłem później, bo w terenie byłem dopiero o 9.40, jednak do 15.30. Pochodziłem po łąkach i miejscach w których jeszcze nie byłem. Początkowo miałem kłopoty z bólem brzucha, ale Apap 'na wszystko' poskutkował i ból ustąpił, dzięki czemu humor mi się poprawił. Po drodze napotkałem się na buchtowiska, borchowiska dzików, ślady żerowania łosi na korach różnych drzew, niektóre na wysokości około 2.3m, odkryłem strumyk płynący w wąwozie (po opadach jest, natomiast wiosna-lato nic nie płynie. Standardowo śmietniki: kilkanaście opon, szyby, szkła, worki ; złodziei (najprawdopodobniej) drewna. Znalazły się też łosie, lecz odpuściłem tropienie, wiewiórki biegające po modrzewiach, sosnach, dzięcioły czarne i duże ich ślady żerowania. Dziwi mnie tylko czemu tyle śladów dzików, saren, a nic jeszcze nie spotkałem... W innym lesie nawet jak się głośno zachowuje to saren biega po 5-15. Pod koniec wędrówki rozpaliłem ognisko i zrobiłem na szybko filtr mechaniczny. Nie był on profesjonalnie zrobiony, bo robiłem go na szybko bez namysłu z użyciem kawałka materiału, znalezionej, oczyszczonej w terenie butelki i znalezionego sznurka - mimo wszystko swoje zadanie spełnił. Woda pozyskana z mchu (nie wiem jaki to gatunek) - potem przegotowana. Smakowała jak ziemia, ale pić się dało. Na ognisku chlebek, herbatka z młodych pędów sosny pospolitej - znów wyszła bardzo smacznie. Ognisko się wypaliło, zalałem wodą, ziemią i postanowiłem wracać ze względu na powoli zapadający zmrok.
Opis podobny do poprzednik, bo nic tu nadzwyczajnego nie ma.
ZDJĘCIA wrzucę potem [dzisiaj]. (około 100)
Pozdrawiam
Tym razem zacząłem później, bo w terenie byłem dopiero o 9.40, jednak do 15.30. Pochodziłem po łąkach i miejscach w których jeszcze nie byłem. Początkowo miałem kłopoty z bólem brzucha, ale Apap 'na wszystko' poskutkował i ból ustąpił, dzięki czemu humor mi się poprawił. Po drodze napotkałem się na buchtowiska, borchowiska dzików, ślady żerowania łosi na korach różnych drzew, niektóre na wysokości około 2.3m, odkryłem strumyk płynący w wąwozie (po opadach jest, natomiast wiosna-lato nic nie płynie. Standardowo śmietniki: kilkanaście opon, szyby, szkła, worki ; złodziei (najprawdopodobniej) drewna. Znalazły się też łosie, lecz odpuściłem tropienie, wiewiórki biegające po modrzewiach, sosnach, dzięcioły czarne i duże ich ślady żerowania. Dziwi mnie tylko czemu tyle śladów dzików, saren, a nic jeszcze nie spotkałem... W innym lesie nawet jak się głośno zachowuje to saren biega po 5-15. Pod koniec wędrówki rozpaliłem ognisko i zrobiłem na szybko filtr mechaniczny. Nie był on profesjonalnie zrobiony, bo robiłem go na szybko bez namysłu z użyciem kawałka materiału, znalezionej, oczyszczonej w terenie butelki i znalezionego sznurka - mimo wszystko swoje zadanie spełnił. Woda pozyskana z mchu (nie wiem jaki to gatunek) - potem przegotowana. Smakowała jak ziemia, ale pić się dało. Na ognisku chlebek, herbatka z młodych pędów sosny pospolitej - znów wyszła bardzo smacznie. Ognisko się wypaliło, zalałem wodą, ziemią i postanowiłem wracać ze względu na powoli zapadający zmrok.
Opis podobny do poprzednik, bo nic tu nadzwyczajnego nie ma.
ZDJĘCIA wrzucę potem [dzisiaj]. (około 100)
Pozdrawiam