Zwariowane opowieści

Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw

Awatar użytkownika
Hillwalker
Posty: 271
Rejestracja: 03 wrz 2009, 09:10
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Płeć:

Zwariowane opowieści

Post autor: Hillwalker »

Dział z opowiadaniami tak dziwnymi, że można posądzać autora o pisanie ich pod wpływem „czegoś”. A to oczywiście nieprawda. Dwa pierwsze moje, a jak ktoś ma w szufladzie schowane podobne „odjechane” teksty, to niech śmiało zamieszcza. Chętnie poczytam.



[center]MAGICZNY PILOT[/center]

Leszek zdziwiony czytał ulotkę, jaką znalazł w drzwiach swojego mieszkania. Tym razem nie była to reklama najnowszych promocji w miejskich pizzeriach, ani akcja kredytowania dłużników. Na szczęście nie wpadł w pułapkę jaką zastawiają banki i ich pomagierzy, a pizzy zwyczajnie nie lubił. Ta ulotka była mała, wielkości dwóch wizytówek. Zawierała dużo szczegółów i zaintrygowany wziął ją do pokoju i sięgnął po lupę.

Zachęcała do wypróbowania niezwykłego urządzenia. Kilka razy powtarzał się tekst - „urządzenie nie z tego świata”. Uniwersalny pilot do telewizora. Za jego pomocą widz mógł podobno wpływać na akcję na ekranie, nawet na występujących „na żywo” prezenterów. Leszek uśmiechnął się, bo już wiedział, że jest to żart. Na dole podany był adres mailowy. Obiecywano też, że kurier bezpłatnie dostarczy pilota na godzinę, do wypróbowania. Potem można go kupić, za niemałe zresztą pieniądze.

Leszek zasiadł do komputera i wysłał wiadomość.

- A co mi szkodzi. Może dostanę jakąś zabawną odpowiedź, albo list z załącznikiem pełnym wirusów. Cóż, mój komputer oprze się każdemu najeźdźcy, ale niepewnego załącznika i tak nie otworzę.

Ależ był zaskoczony, kiedy pół godziny później usłyszał dzwonek, a gdy podchodził do drzwi, dobiegł go głos kuriera:

- Pilocik na próbę, proszę potwierdzić odbiór.

Otworzył i zobaczył chudego młodego człowieka w kolorowym pasiastym swetrze, dredach na głowie i wełnianej czapce pomiędzy nimi. Podał mu małą paczkę.

- Witaj, Lesze. Tutaj podpis i zabawka na godzinę jest twoja. Powiadam ci, zabawa przednia, Lesze.

W zabawny sposób skracał imię, w dodatku mówił w luzacki sposób, jakby nie chciało mu się składać zdań. Podał dokument do podpisania.

- Kornik – powiedział kurier zerkając na kartkę – Zajefajne nazwisko, człowieku. Masz jeszcze jakieś meble? Heh, żarcik, bez urazy. Odliczam godzinę, baw się dobrze, tylko nie zrób komuś krzywdy. Nara!

I poszedł, a raczej zbiegł, po schodach. Leszek trzymał w ręce mały pakunek. Co ten rastaman mógł mieć na myśli, kiedy mówił, żeby nikogo nie skrzywdzić?

Odpieczętował małe zawiniątko i spojrzał na przedmiot. Pilot jak pilot. Różnił się może ilością przycisków, i były one mniejsze niż zazwyczaj. Miał być uniwersalny, zatem od razu to sprawdził. Odbiornik włączył się posłusznie. Minęła piętnasta, więc prawdopodobnie przed czwartą po południu usłyszy pukanie do drzwi. Nie ma czasu do stracenia. Spojrzał jeszcze raz na urządzenie. Doszedł do wniosku, że przyda się lupa, obrazki na przyciskach przedstawiały coś, ale nie potrafił odróżnić szczegółów.

Szkło powiększające pomogło. Zobaczył narysowaną twarz z dziwnym grymasem. Na ekranie transmitowali mecz piłkarski. Leszek nacisnął na buźkę, ale nic się nie stało.

- Nie działa, no jasne – stwierdził smętnie – Dobrze, że nic nie zapłaciłem. Co może oznaczać ta twarz?

Przełączył na inny kanał. Prezenter coś gotował. Wrzucał na patelnię posiekane warzywa. Leszek nacisnął guzik. Znowu nic. Zabawna sytuacja w programie, bo kucharz potężnie czknął i na moment stracił wątek. Odłożył pilota i roześmiał się.

- To nieładnie, ale nikt nie widzi – rzekł cicho Leszek. Nagle coś go olśniło. Jeszcze raz nacisnął przycisk. Potem jeszcze dwa razy. Za każdym razem prowadzący czkał okrutnie i głośno.

- Ale jaja... - Leszka wprost zatkało z wrażenia – To nie może być przypadek. Tylko jak to możliwe? Przecież te programy nie są kręcone na żywo? Co my tu jeszcze mamy? - ponownie spojrzał przez lupę i zobaczył przycisk z nutką.

- O, to ciekawe. Już sprawdzamy – zmienił program, nie chciał już męczyć kucharza. Na stacji podającej bieżące informacje zaangażowany młody dziennikarz relacjonował wypadek w pewnym mieście, dokładnie pisząc, wybuch gazu w bloku mieszkalnym. Jeden ruch palca i nutka została naciśnięta.

Budynek jest / Jest on poważnie / Uszkodzoooooooony! - dziennikarz zaczął śpiewać.

- Chryste Panie – szepnął Leszek

Lokator był/ To pewne jest / Tak mówią tu / Sąsiedzi jego / Pijaaaaaaany!
Bo on za dużo pił / Za dużo pił / I zwykłym żulem był / Hej! / Żulem był.
Sensacji jednak mało / Nikomu nic się nie staaaało!!!

- Nie mogę! - Leszek płakał ze śmiechu na dywanie – Kupię pilota choćby na raty.

Kiedy dziennikarzowi przeszło, uciekł sprzed kamery. Leszek poczuł chęć dalszych eksperymentów. Na następnym guziku przedstawiono napis, nie symbol. „Prawda”. Akurat przełączył na kanał pogodowy. Pogodynka w kusej spódniczce przedstawiała prognozę długoterminową. Klik! Na moment przestała mówić, a potem stwierdziła z przekonaniem:

Przepowiadanie pogody na więcej niż dwa dni do przodu to gówno warte wróżenie z fusów – po czym zamilkła i spłonęła rumieńcem, który przebił się przez makijaż.

- Dobre! - krzyknął Leszek – Gdzie są politycy?

Szybko znalazł program publicystyczny. Akurat mówił minister finansów. Co za okazja! „Prawda”.

- Budżet który przedstawiliśmy, najoględniej mówiąc, w ogóle nie trzyma się kupy i w zasadzie już powinien być nowelizowany.

- Chłopie, zdaje się że straciłeś stołek – śmiał się właściciel, prawie właściciel, pilota. Postanowił na zdemaskowanym ministrze wypróbować guzik z niepozornym przyciskiem z narysowaną dłonią. Prowadzący program ze zdumieniem zapytał:

- Ależ panie ministrze, to oczywiście żart, wyjaśnijmy telewidzom.

Leszek wcisnął „rączkę”.

Dziennikarz został spoliczkowany. Mocno, bo spadł z krzesła. Minister stał w niemym zdumieniu, nie rozumiejąc, dlaczego to zrobił, i to w programie „na żywo”.

- Tym sposobem mogę obalić Rząd – ze zdumieniem stwierdził Leszek – I to z kanapy przed telewizorem.

Jego entuzjazm nieco opadł, kiedy lupa przybliżyła mu kolejny guzik. Akurat w telewizji, bo przełączył kanał na którym skompromitował ministra finansów, wypowiadał się prezes Banku Centralnego. Człowiek przez wielu znienawidzony, poniekąd słusznie, bo uwielbiał sięgać do kieszeni podatników, możliwie głęboko i skutecznie. Odpowiadał kiedyś za finanse Państwa i nie miał litości dla pieniędzy rodaków, zabierał im nawet część ich oszczędności, tych resztek, które ocalili przed pazernością fiskusa. Z wrednym uśmieszkiem mówił, że Polacy będą musieli zacisnąć pasa, bo jest kryzys. A Leszek trzymał kciuk nad guzikiem z wizerunkiem trupiej czaszki. I wahał się.

Ostatecznie podjął decyzję, że nie kupi urządzenia. Rastaman, który zjawił się punktualnie, pokiwał głową z uznaniem i schował niepozorny przedmiot do torby.

Następnego dnia cały kraj huczał po wystąpieniu jednego z najważniejszych ministrów. Leszek usmażył sobie frytek i popijał słabym piwem. Pozostał zwykłym obywatelem, który nie ma najmniejszego wpływu na losy kraju. Prezes banku nadal uśmiechał się od ucha do ucha, ciesząc się, że dla niego pojęcie „kryzys” to zupełna abstrakcja.



[center]NA ZLOCIE[/center]

Mała grupka ludzi poruszała się wąską ścieżką. Wokół rosły drzewa, było zielono i przyjemnie, choć powietrze zawierało sporo wilgoci i piechurzy odczuwali to jako pewien dyskomfort, przyspieszający zmęczenie. Ubrani byli rozmaicie, choć dominowały stroje w kamuflażu, dzięki którym nie rzucali się w oczy postronnym obserwatorom, ale przecież nikt nie przebywał w okolicy. Czy aby na pewno? Prowadził Admin forum leśnego.

To on pierwszy usłyszał podejrzany dźwięk. Nagle krzyknął: „Na bok! Zejść ze ścieżki!”. Była to dobra rada, bowiem coś pędziło z niewiarygodną prędkością, ścinając gałązki nieroztropnie wychylające się na zieloną dróżkę. Podmuch wiatru strącił wiele liści, a przecież o jesieni nikt jeszcze nie myślał.

- To Marcel! - rzekł głośno Admin. Po chwili dał się słyszeć dźwięk ostrego hamowania. Wiatr przywiał swąd palonych podeszw.

- Szybki jest – przyznał przywódca grupy. Pozostali dopiero gramolili się z krzaków, w które wpadli – Fast and light, znaczy butów już pewnie nie ma. Hej, Korba, co ty wyprawiasz?

Najmłodszy uczestnik zlotu wpadł pomiędzy krzewy malin. Zrywał je teraz, po czym wyjadał ze środka wijące się robaki.

- Bear nigdy nie traci okazji, żeby zjeść coś pożywnego – odparł spokojnie.

- A nie mogłeś wziąć kanapek? - zapytał Klon, jeden z moderatorów

-Grylls nie nosi kanapek – powiedział Wilq - To i Korba nie ma zamiaru. Smacznego. Widzę że nie lubisz malin.

Wkrótce w powiększonej o Marcela grupie szli dobrym tempem w stronę miejsca obozowiska.

Zlot obfitował w wiele wydarzeń, sympatycznych dla uczestników, czasem też denerwujących. Na przykład w czasie jego trwania Administrator Manto wybrał się na przechadzkę ze swoją lustrzanką. Spotkał zgrabną mieszkankę lasu i umiejętnie ją podszedł.

Długi obiektyw bezgłośnie wycelował w dorodną sarnę. Zupełnie nie wiedziała, że jest obserwowana. Manto już wiedział, że zdjęcie będzie udane. Jakby pozowała. Wszystko idealnie się zgrało, tło, oświetlenie, pozycja zwierzęcia. Zaraz scena zostanie uwieczniona.

Niespodziewanie, na skraju tej samej polany, tylko dwadzieścia metrów dalej, zza drzewa wychyliła się głowa Fredka. Kiedy zobaczył sarnę, uśmiechnął się i uprzejmie powiedział:

- Pozdrawiam, Maciek.

Zwierzę podskoczyło jak oparzone. Wydawało się, że zawróciła w powietrzu. Czmychnęła niezmiernie szybko, błyskając jasnym zadem.

- No nie! - wściekł się Administrator – To mogło być doskonałe ujęcie, a mam na zdjęciu rozmytą d..pę na tle lasu.

Wilq cierpliwie prowadził szkolenia ze znajomości dzikich roślin.

- A te niepozorne owoce są tak trujące, że już kilka sztuk może zabić silnego mężczyznę. Korba, dobrze że nie jesz roślin. Robaki są bezpieczniejsze. W każdym razie przenigdy nie dodawajcie tych jagódek do obozowego żarcia.

- Czy można właściwości tej rośliny wykorzystać na masową skalę? - zapytał Bombardier.

Nieopodal, na zwalonym pniu, usiedli trzej przyjaciele. Znali się z licznych spotkań w terenie. NorbertM sięgnął do plecaka i sprawnym ruchem wyjął bukłaczek.

- Co tam masz dobrego? - zapytał Sslaq

- Napitek.

- A jaki? - Mik zerkał z wielkim zaciekawieniem.

- Chlorówka – odparł NorbertM

- Dziwna nazwa. To nie brzmi zbyt zachęcająco, jakem Sslaq, wielbiciel bagien.

- Uwierz mi, smak wciąga.

- Ale dlaczego chlorówka?

- Łyknij, a zobaczysz.

- No dobra, nie odmówię. Poczęstuj.

Spróbował. Stwierdził, że mocne. Kiedy już przestało palić w przełyku, spojrzał pytająco na kolegę:

- To co z tą nazwą?

- Oto masz małe lusterko. Zerknij na siebie.

Spodziewał się zobaczyć zrelaksowaną twarz Sslaqa, lecz ujrzał zielonkawe rysy przypominające zdenerwowanego Szreka, któremu ktoś wyperfumował bagno.

- Lubię zielony – stwierdził Sslaq spokojnie – Czasem i na buzi kamo się przydaje. Polej teraz sobie, mądralo.

Tak spędzali czas ludzie lasu, którzy kiedy tylko mogli, oddalali się od cywilizacyjnych udogodnień, by spotkać się w doborowym towarzystwie wśród drzew, zapewniających schronienie, ciszę i majestat przyrody, doceniany już tylko przez nielicznych.



Więcej podobnych tekstów będę systematycznie zamieszczał na blogu: www.scenki-hillwalker.blogspot.com/
Ostatnio zmieniony 11 gru 2011, 20:58 przez Hillwalker, łącznie zmieniany 3 razy.
" YOU create your own reality "
Awatar użytkownika
Dąb
Posty: 1048
Rejestracja: 08 lut 2008, 19:47
Lokalizacja: Gorzów
Płeć:
Kontakt:

Post autor: Dąb »

Drugie opowiadanie, wywołało salwy śmiechu , chlorówka, robaki i pęd marcela wgniatają :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
https://www.instagram.com/whittling_bushcraft/

Cała tajemnica wiedzy puszczańskiej, tkwi tylko i wyłącznie w chęci jej zdobycia. Nie są potrzebne do tego niezmierzone odmęty pierwotnej puszczy. Nie jest potrzebny super sprzęt czy ubranie rodem z kosmicznych technologi. Wystarczy chcieć, oglądać, czytać i próbować. Nie zrażać się niepowodzeniami. Proste - ale to cała tajemnica. Szkoda, że większość adeptów leśnej ścieżki nie potrafi tego zrozumieć...

"Płyń pod prąd - z prądem płyną tylko śmieci "
Awatar użytkownika
mwitek
Posty: 1111
Rejestracja: 23 lut 2010, 15:09
Lokalizacja: Łódź
Gadu Gadu: 4861234
Tytuł użytkownika: HopsasaDoLasa
Płeć:
Kontakt:

Post autor: mwitek »

mnie rozwaliło "pozdrawiam, maciek" :)
Obrazek
Awatar użytkownika
Hillwalker
Posty: 271
Rejestracja: 03 wrz 2009, 09:10
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Płeć:

Post autor: Hillwalker »

Kolejny absurdalny tekst na blogu: http://scenki-hillwalker.blogspot.com/2 ... -busa.html
Tym razem coś dla turystów.
Ostatnio zmieniony 26 gru 2011, 10:35 przez Hillwalker, łącznie zmieniany 2 razy.
" YOU create your own reality "
Awatar użytkownika
Morion
Posty: 97
Rejestracja: 24 lis 2011, 15:33
Lokalizacja: Śląsk
Tytuł użytkownika: tuptuś wędrowniczek
Płeć:

Post autor: Morion »

Jechałem kiedyś w takim "wesołym" autobusie. 10 kg plecak co chwilę wyrywał mi się z rąk tylko po to żeby po chwili odbić się od oparcia z przodu i dać mi po pysku :D

Masz talent chłopie.
Droga wybiega zawsze w przód
Spod progu, gdzie początek ma.
Odeszła już daleko tak...
Podążać nią, ile sił
Muszą ochoczo stopy me,
Aż dotrze na rozległy trakt,
Gdzie celów wiele splata się.
A stamtąd kędy? Nie wiem, nie.
Awatar użytkownika
Hillwalker
Posty: 271
Rejestracja: 03 wrz 2009, 09:10
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Płeć:

Post autor: Hillwalker »

[center]Psychotaxi
część 2[/center]


Pogoda się poprawiła, pokazało słońce. Ulice i chodniki schły i zmieniały kolor na jaśniejszy, a trzy młode dziewczyny, również lubiące zmiany koloru, szczególnie włosów, uznały że oto nadeszła pora, by się zabawić, pozwolić sobie na odrobinę wieczornego szaleństwa.

Stały przy krawędzi drogi, mając za plecami niski lecz długi budynek pełen butików i innych małych sklepów, rozglądały się szukając jadącej taksówki, i trzeba przyznać, że długo nie czekały. Oto podjechała, i stanęła dokładnie obok, podstawiając precyzyjnie klamkę pod dłoń pierwszej z dziewcząt.

Otworzyła drzwi i zajrzała do środka. Kierowca miał na sobie czapkę z długim daszkiem, osłaniającym większą część twarzy, trzymał swobodnie kierownicę chudą ręką. Miał na sobie zbyt duszą koszulkę z wytartym rysunkiem.

- Dokąd, maleństwa? - zapytał bezpośrednio.

- Chcemy się wkręcić na jakąś konkretną imprezę, a taksiarze najlepiej wiedzą, dokąd jeżdżą takie lajtowe panny jak my.

- Lajtowe, hmmm... No tak. Wiedzą, wiedzą. Znam wiele takich miejsc. Pojeździmy, wybierzecie. Drogo nie wezmę, ze dwie dychy od główki, to zależy od trasy. Blondynki mają zniżki. Rude normalnie drożej, ale dzisiaj, no niech stracę.

Już wszystkie wepchały się do środka. Brunetka, ruda i blondynka. W miniówkach, z torebkami, pachnące i zakolczykowane, szminki na ustach i rzęsy jak japońskie wachlarze.

- To dokąd uderzamy? - zapytała siedząca z przodu brunetka.

Edward spojrzał na nią i nieznacznie podniósł daszek. Widział jej zaskoczone i niechętne spojrzenie, kiedy błyskawicznie i negatywnie oceniła jego wygląd. Rzeczywiście, blada skóra opinała ciasno kości twarzy, szczególnie policzki. Włosy spod czapki, choć bujne, miały nieokreślony, szarawy kolor. Dziewczyna wysiadłaby natychmiast, jednak jego przeszywające spojrzenie sprawiło, że poczuła się jak przyklejona do fotela.

- Niech to będzie niespodzianka – powiedział. Taksówka ruszyła sprawnie. Napis na dachu, wcale aż tak nie rzucający się w oczy, brzmiał: Psychotaxi. Na drzwiach zachęcające zdanie: Chcesz jechać? Zadzwoń – 45 21 912 666. Dość nietypowy numer telefonu, ale znaczący.

Przecięli dwa skrzyżowania, panny na tylnym siedzeniu szczebiotały, brunetka milczała, a Edward skręcił w stronę parku, potem ominął go, wjechał między stare kamienice, dalej na wprost ujrzeli ładniejszy dom, do którego dostępu broniła kuta brama. Kierowca jechał pewnie, choć była zamknięta. Otwarła się w samą porę, ominęli dom i zatrzymali po drugiej stronie. Rosły tam duże kasztanowce, zieleniła się trawa, a wzdłuż alejek stały ławki. Szedł w ich stronę zgarbiony emeryt, stukając laseczką.

- W tym budynku jest jakiś klub? - zapytała blondynka, spoglądając do tyłu, a ignorując nadchodzącego dziadka. Tymczasem z drugiej strony wyszedł wysoki, dystyngowany pan, ale choć trzymał się nieźle, wiekiem był bardziej zaawansowany niż kolega z laseczką.

- Klub? Niezupełnie, ale jest tu sporo facetów którzy chętnie zamieniliby drewniane laski na inne – wyjaśnił Edward – Możliwości chłopaków niewielkie, lecz założyłem, że impreza ma być bezpieczna.

- Hej, zaraz! Przecież to chyba dom starców! - zawołała brunetka, odzywając się chyba po raz pierwszy od początku jazdy.

- Nie macie ochoty na małe Tetryk Party? - zdziwił się kierowca – Gorące dziewczyny rozkręcą każde towarzystwo – widział jednak, że panny zaczynają się gniewać, więc zawrócił i szybko opuścił park – Żart, to tylko żart, moje drogie.

- Niezły kawał – powiedziała ruda i, szturchając blond koleżankę, dodała – Ale jazda, co nie?

- Wolimy silnych chłopaków, a nie jakichś dziadków – burknęła brunetka.

- Dobrze już, będę pamiętał, mocni, napakowani faceci. Tacy na przykład? - zapytał.

Taksówka wjechała na wąską drogę prowadzącą wprost na stadion. Szły nią hordy umalowanych i ubranych w odpowiednie barwy kibiców. Edward szybko pogrzebał w schowku samochodowym i wydobył szalik w odpowiednich kolorach. Położył go pod przednią szybą.

- Teraz jesteśmy swoi dla tych baranów – rzekł – Warto jeszcze skrytykować ich rywali - dodał i wrzasnął przez okno – Gwiazda biała znak pedała!!

Jeden z osiłków mijających taksówkę wyszczerzył zęby ku niebu i wydał z siebie przeciągłe – Aaaargh!

Niestety okazało się, że dziewczyny może i lubiły podobnych mięśniaków, lecz nie przed meczem, kiedy ich mózgi są jednostronnie nastawione na możliwie sprawne dorwanie kibiców drużyny przeciwnej i spuszczenie im solidnego lania. W dodatku blondi zaczęła marudzić:

- Zjadły by my co...

Edward oddalił się od stadionu i podjechał pod sklep swojego znajomego, Tłustego Toma. Na witrynie napis: Serdelek, obok niego narysowana główka świni, nie wiedzieć dlaczego uśmiechniętej. Jasną ścianę sklepu zdobił napis, który sprayem pozostawił jakiś vege fan: „mięso to morderstwo”.

- Dziewczyny, macie tu wszystko, golonki, serca, wątroby, kaszanki, nawet śmieszne indycze szyje. Tomek może wam je przyrządzić na zapleczu, trochę tam śmierdzi...

Panny zakrzyczały go i musiał odjechać . W samochodzie zrobiło się niezłe zamieszanie, słyszał komentarze, że nie potrafi znaleźć normalnego klubu.

- I musi być zespół, chłopaki z instrumentami – dodała brunetka a z tylnego siedzenia dobiegły chichoty.

- Aaa, to już wiem o co chodzi – Edward udał zdziwienie. Trzy minuty później byli przy cmentarnej bramie. Kondukt żałobny szedł miarowo, przestrzeń wypełniały smutne melodie.

- Coś dla was, dziewczyny – stwierdził z przekonaniem Edward – Ludzi dużo, postawne chłopy. Jest zespół, mają instrumenty, wszystko gra. Zaraz wam policzę należność.

- Jak to? - stęknęła ruda, zaraz po niej to samo pytanie zadała blondynka.

- Co, znowu coś nie tak? - zdziwił się kierowca – Grają same standardy. Nie ma się do czego przyczepić.

Okazało się, że panny wcale nie są zadowolone i nie bardzo chciały zapłacić. Edward miał dar przekonywania i w końcu uiściły, niewielką zresztą, sumkę, po czym zostały niemal zmuszone do opuszczenia taksówki, która natychmiast odjechała. Trzy młode kobiety, ubrane wyzywająco, trochę pstrokato, znalazły się pośród żałobników, wśród czerni, budząc zdziwienie i prowokując ponure spojrzenia. Nie zapomną tej przejażdżki do końca życia.



Część pierwsza “Psychotaxi” i inne teksty oczywiście na blogu: http://scenki-hillwalker.blogspot.com/
" YOU create your own reality "
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowieści ukryte w szumie drzew”