O tym jak napadli mnie piraci,
: 10 wrz 2011, 20:43
O tym wypadzie na ryby chciałbym napisać jak zazwyczaj, że miało być fajnie ale wyszło jak zawsze jednak wyszło jeszcze gorzej, więc może zacznę od początku …
Na moją wspaniałomyślną propozycję uczestnictwa w wyprawie w poszukiwaniu miejscówki na zlot Siux i Hiskiasz nie zareagowali więc poczułem się zwolniony z tego obowiązku i polazłem sobie pomachać kijem nad wodą.
Nad rzekę dotarłem około godziny 14ej. Okolice wsi Promnice ze mostem w Biedrusku. Po kilku rzutach szczupakowym zestawem straciłem na zaczepie pierwszą przynętę. Nieco mnie to zdziwiło bo nawet ostro nie targałem no ale okej, chodzą wypadki po ludziach, chodzą i po wolframach. Drugą przynętę straciłem minutę później , znów strzelił wolfram. W niedługim czasie jeszcze dwie, ostatnia w ten sposób, że po energicznym rzucie blaszka poszybowała w siną dal, znów wolfram.
W tym miejscu chciałbym podziękować dystrybutorowi tego sprzętu, firmie APS Fishing z Łodzi za 4 stracone blaszki, a braci wędkarskiej polecam wyroby sygnowane przez delikwentów omijać możliwie szerokim łukiem, lepiej sobie przynęty wiązać na gumce od majtek niż na „wolframie” z tej stajni. To jakaś kpina.
Około godziny 14:45 zauważyłem 3 cywilne motorówki płynące pod prąd w górę rzeki. Mijając mnie jedna z nich zwolniła i po chwili zauważyłem że znajdujący się na niej delikwent w czarnej koszulce z napisem "Jestem z Warszawy" (sorry chłopaki z ekipy warszawskiej, nic osobistego, pewnie ćwok zrobił sobie pamiątkę ze stolicy ) coś pokrzykuje intensywnie gestykulując. Po chwili zbliżył się na tyle, że usłyszałem, że chodzi mu o "dokumenty". Motorówka podpłynęła do brzegu. Nie mam w zwyczaju otwierać portfela dla każdego komu się to zamarzy więc grzecznie acz stanowczo poprosiłem delikwenta o wylegitymowanie się. Niechętnie wyciągnął swój portfel i machnął mi nim przed nosem. Jako że nic tam nie zauważyłem, poprosiłem o ponowne okazanie. Tym razem dostrzegłem napis "Inspektor służby więziennej" oraz nazwisko, którego w stresie zwyczajnie nie zapamiętałem. Stojąc bliżej osobnika poczułem ostrą woń przetrawionego piwa i dostrzegłem na pokładzie kilka puszek. Z kabiny zerkała na mnie jakaś kobita. W miarę grzecznie (na serio grzecznie bo nie bardzo wiedziałem o co chodzi) odparłem, że nie jestem więźniem i proszę o pozostawienie mnie w spokoju. W tym momencie delikwentowi zaczęły wyraźnie puszczać nerwy i tak jak dotychczas był w miarę grzeczny, tak teraz przeszedł już na tzw. gwarę uliczną, gdzie co drugie słowo przeplatane było łaciną. Zagroziłem wezwaniem Policji. Delikwent na chwilę się uspokoił bąkając coś o tym, że nie zrozumiałem żartu. Utwierdziłem go w tym przekonaniu bo zabawne mnie się to wcale nie wydawało i ponownie zagroziłem Policją. Sprawy zaczęły się toczyć szybko, delikwent zrobił się czerwony na twarzy, a ja usłyszałem , że mnie [...] (jak komuś z zielonych się nie podobają cytaty dosłowne to proszę ocenzurować) i spuści z wodą. Delikwent zaczął przechodzić od słów do czynów, w lewą rękę chwycił leżącą na pokładzie kotwicę, a w prawą jakiś niewielki ciemny przedmiot. Wyciągnąłem wiszący przy pasku nóż i unosząc go do góry żeby na pewno go zauważył krzyknąłem do kobity pod pokładem, żeby pijaka zatrzymała bo ja nie chcę kłopotów. Kobieta schowała się tylko głębiej pod pokładem...
W tym miejscu, dla podbicia napięcia, chciałbym zboczyć z tematu głównego na temat uboczny, a mianowicie kwestię zastosowania noża jako narzędzia do samoobrony. Właściwie tylko raz miałem go okazję (a właściwie to próbowałem) do tego użyć, a mianowicie gdy rzucił się na mnie pies. Już wtedy zorientowałem się, że do ochrony przed psem nóż nadaje się słabo lub wcale. Przed atakiem pies przypada do ziemi, a największe zagrożenie może powstać gdy dopadnie do delikatnych części ciała, w szczególności szyi i twarzy. Gotującemu się do ataku psu zwyczajnie nie da się zadać ciosu bo nie jest w zasięgu. Żeby to zrobić, trzeba by się pochylić, ba, nawet kucnąć. W ten sposób zbliża się obszary wrażliwe do napastnika oraz pozbawia się mobilności, czyli jest to bez sensu. Teoretycznie możnaby użyć noża gdy pies już się na nas rzuci ale to też jest ryzykowne. Mało który pies dopadnie do twarzy, na atak narażone są przede wszystkim nogi (może się to różnić dla psów tresowanych do walki). Gdy pies dziabnie w giry to najprawdopodobniej by się dźgało go z góry w dół, a tam zaraz twardej psiej czaszencji, mięciutka tętnica udowa, czyli też źle, a nawet bardzo źle bo wystarczy tylko, że ostrze się ześlizgnie i koniec z nami. Tak więc organoleptycznie stwierdziłem, że do obrony przed psem nóż nadaje się kiepsko lub wcale, odrzuciłem bydle od siebie kopniakiem i zwiększyłem dystans odgradzając się rowerem. Psa okiełznała właścicielka, na smyczy i w kagańcu go nie prowadzała bo on taki milusiński i w ogóle. Odpowiedzialny za całe zdarzenie byłem ponoć ja bo jechałem rowerem. Pewnie gdybym np. niósł rower na plecach to pies by nie zaatakował i w sumie to racja, bo widząc kolesia wystylizowanego na Rambo, z zadyszką drałującego przez pole z rowerem na plecach i wędką zębach sam nie byłbym w stanie zrobić nic innego jak tylko gapić się z rozwartą gębą, a co dopiero pies. Musiała mieć rację ta kobita.
Gdy tak stałem na brzegu z nożem w ręku to przelotnie wspomniałem przygodę z psem. Próbując bezskutecznie zidentyfikować trzymany przez delikwenta w prawej ręce przedmiot, zacząłem się zastanawiać czy strażnicy więzienni mogą sobie nosić po służbie służbową broń, a przede wszystkim jak właściwie bronić się nożem, żeby samemu nie wylądować w pace. Będę szczery, nic mi do głowy nie przyszło i nadal nic nie przychodzi. Opracowany na poczekaniu plan był taki, że będę starał się ciąć po odsłoniętych ramionach, o ile oczywiście nie zostanę wcześniej zastrzelony. Nie ma się co oszukiwać, jako broń, nóż służy do zabijania. Do obrony nie nadaje się prawie wcale, poza pełnieniem funkcji odstraszającej. Każde użycie to ryzyko przekroczenia granic obrony koniecznej, poza tym nóż wymaga zwarcia, czego zawsze powinno się unikać.
W moim przypadku funkcja odstraszająca się nie sprawdziła. Delikwent albo go nie zauważył albo nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Zaczął złazić z motorówki... a ja zacząłem się cofać cały czas patrząc na to co robi. No i skończyło się tak, że ja się wycofałem, a samiec alfa został sobie na brzegu przy swojej motorówce, prężąc klatę przed swoją samicą. Ale mi pokazałeś, kolego ...
Co właściwie trzymał w ręce to się nigdy nie dowiem.
Było ostro, nadal jestem nieco roztrzęsiony. Co mogłem zrobić "lepiej", to ciężko powiedzieć. Ja mam to do siebie, że w przypadku problemów wzbudzam agresję. Patrzę w oczy, to ponoć błąd ale jakoś o tym zawsze zapominam. "Żart", którego jakoś nie załapałem chyba polegał na tym, że delikwent chciał sprawdzić czy mam kartę wędkarską. Kartę miałem ale jej nie okazałem. Może gdybym mu ją dał ...Z drugiej strony, niby czemu mam cokolwiek byle jakiemu śmieciowi pokazywać lub dawać, a jak mi ukradnie? Stosunkowo późno zacząłem się też wycofywać ale to miało dwa powody. Po pierwsze, na początku myślałem, że faktycznie ma prawo mnie wylegitymować. Po drugie, gdzieś pomiędzy żądaniem dokumentów a groźbą śmierci zauważyłem na dachu motorówki małego niebieskiego kogucika, oznakę władzy...
Na wyprawie udało mi się zrobić tylko dwa zdjęcia, oba przedstawiające piracki okręt. Oto on w całej swojej okazałości:
Nazwa nieco mniej mrożąca krew w żyłach niż "Latający Holender " ale też ją sobie zapamiętam na całe życie: "Inspektor Gadget" ...
Udałem się prosto na komisariat, prosiłem o wezwanie Policji rzecznej i wystawienie mandatu pijakowi za sterem. Zadzwoniono na posterunek rzeczny i spisano notatkę. Co będzie dalej to nie wiem. Mają się ze mną kontaktować. Sprawa dotycząca gróźb karalnych ma charakter skargowy, musiałbym sam sporządzić akt oskarżenia i wnieść go do sądu. Z tym nie ma w zasadzie problemu, natomiast co będzie jeśli w opowieści drugiej strony sam okażę się pijakiem rzucającym w płynącą sobie spokojnie łódź kamieniami, grożącym spokojnym marynarzom, że ich [...] i spuszczę z wodą … nie wiem. Jest dwa do jednego dla nich.
P.S. Stres śmierdzi. Kobita powiedziała mi w czasie pisania, że w całej chacie "śmierdzi tchórzem". Dzięki ;(
Edytka: Teraz chyba to zdjęcie jest okej, dzięki Thrackan
Na moją wspaniałomyślną propozycję uczestnictwa w wyprawie w poszukiwaniu miejscówki na zlot Siux i Hiskiasz nie zareagowali więc poczułem się zwolniony z tego obowiązku i polazłem sobie pomachać kijem nad wodą.
Nad rzekę dotarłem około godziny 14ej. Okolice wsi Promnice ze mostem w Biedrusku. Po kilku rzutach szczupakowym zestawem straciłem na zaczepie pierwszą przynętę. Nieco mnie to zdziwiło bo nawet ostro nie targałem no ale okej, chodzą wypadki po ludziach, chodzą i po wolframach. Drugą przynętę straciłem minutę później , znów strzelił wolfram. W niedługim czasie jeszcze dwie, ostatnia w ten sposób, że po energicznym rzucie blaszka poszybowała w siną dal, znów wolfram.
W tym miejscu chciałbym podziękować dystrybutorowi tego sprzętu, firmie APS Fishing z Łodzi za 4 stracone blaszki, a braci wędkarskiej polecam wyroby sygnowane przez delikwentów omijać możliwie szerokim łukiem, lepiej sobie przynęty wiązać na gumce od majtek niż na „wolframie” z tej stajni. To jakaś kpina.
Około godziny 14:45 zauważyłem 3 cywilne motorówki płynące pod prąd w górę rzeki. Mijając mnie jedna z nich zwolniła i po chwili zauważyłem że znajdujący się na niej delikwent w czarnej koszulce z napisem "Jestem z Warszawy" (sorry chłopaki z ekipy warszawskiej, nic osobistego, pewnie ćwok zrobił sobie pamiątkę ze stolicy ) coś pokrzykuje intensywnie gestykulując. Po chwili zbliżył się na tyle, że usłyszałem, że chodzi mu o "dokumenty". Motorówka podpłynęła do brzegu. Nie mam w zwyczaju otwierać portfela dla każdego komu się to zamarzy więc grzecznie acz stanowczo poprosiłem delikwenta o wylegitymowanie się. Niechętnie wyciągnął swój portfel i machnął mi nim przed nosem. Jako że nic tam nie zauważyłem, poprosiłem o ponowne okazanie. Tym razem dostrzegłem napis "Inspektor służby więziennej" oraz nazwisko, którego w stresie zwyczajnie nie zapamiętałem. Stojąc bliżej osobnika poczułem ostrą woń przetrawionego piwa i dostrzegłem na pokładzie kilka puszek. Z kabiny zerkała na mnie jakaś kobita. W miarę grzecznie (na serio grzecznie bo nie bardzo wiedziałem o co chodzi) odparłem, że nie jestem więźniem i proszę o pozostawienie mnie w spokoju. W tym momencie delikwentowi zaczęły wyraźnie puszczać nerwy i tak jak dotychczas był w miarę grzeczny, tak teraz przeszedł już na tzw. gwarę uliczną, gdzie co drugie słowo przeplatane było łaciną. Zagroziłem wezwaniem Policji. Delikwent na chwilę się uspokoił bąkając coś o tym, że nie zrozumiałem żartu. Utwierdziłem go w tym przekonaniu bo zabawne mnie się to wcale nie wydawało i ponownie zagroziłem Policją. Sprawy zaczęły się toczyć szybko, delikwent zrobił się czerwony na twarzy, a ja usłyszałem , że mnie [...] (jak komuś z zielonych się nie podobają cytaty dosłowne to proszę ocenzurować) i spuści z wodą. Delikwent zaczął przechodzić od słów do czynów, w lewą rękę chwycił leżącą na pokładzie kotwicę, a w prawą jakiś niewielki ciemny przedmiot. Wyciągnąłem wiszący przy pasku nóż i unosząc go do góry żeby na pewno go zauważył krzyknąłem do kobity pod pokładem, żeby pijaka zatrzymała bo ja nie chcę kłopotów. Kobieta schowała się tylko głębiej pod pokładem...
W tym miejscu, dla podbicia napięcia, chciałbym zboczyć z tematu głównego na temat uboczny, a mianowicie kwestię zastosowania noża jako narzędzia do samoobrony. Właściwie tylko raz miałem go okazję (a właściwie to próbowałem) do tego użyć, a mianowicie gdy rzucił się na mnie pies. Już wtedy zorientowałem się, że do ochrony przed psem nóż nadaje się słabo lub wcale. Przed atakiem pies przypada do ziemi, a największe zagrożenie może powstać gdy dopadnie do delikatnych części ciała, w szczególności szyi i twarzy. Gotującemu się do ataku psu zwyczajnie nie da się zadać ciosu bo nie jest w zasięgu. Żeby to zrobić, trzeba by się pochylić, ba, nawet kucnąć. W ten sposób zbliża się obszary wrażliwe do napastnika oraz pozbawia się mobilności, czyli jest to bez sensu. Teoretycznie możnaby użyć noża gdy pies już się na nas rzuci ale to też jest ryzykowne. Mało który pies dopadnie do twarzy, na atak narażone są przede wszystkim nogi (może się to różnić dla psów tresowanych do walki). Gdy pies dziabnie w giry to najprawdopodobniej by się dźgało go z góry w dół, a tam zaraz twardej psiej czaszencji, mięciutka tętnica udowa, czyli też źle, a nawet bardzo źle bo wystarczy tylko, że ostrze się ześlizgnie i koniec z nami. Tak więc organoleptycznie stwierdziłem, że do obrony przed psem nóż nadaje się kiepsko lub wcale, odrzuciłem bydle od siebie kopniakiem i zwiększyłem dystans odgradzając się rowerem. Psa okiełznała właścicielka, na smyczy i w kagańcu go nie prowadzała bo on taki milusiński i w ogóle. Odpowiedzialny za całe zdarzenie byłem ponoć ja bo jechałem rowerem. Pewnie gdybym np. niósł rower na plecach to pies by nie zaatakował i w sumie to racja, bo widząc kolesia wystylizowanego na Rambo, z zadyszką drałującego przez pole z rowerem na plecach i wędką zębach sam nie byłbym w stanie zrobić nic innego jak tylko gapić się z rozwartą gębą, a co dopiero pies. Musiała mieć rację ta kobita.
Gdy tak stałem na brzegu z nożem w ręku to przelotnie wspomniałem przygodę z psem. Próbując bezskutecznie zidentyfikować trzymany przez delikwenta w prawej ręce przedmiot, zacząłem się zastanawiać czy strażnicy więzienni mogą sobie nosić po służbie służbową broń, a przede wszystkim jak właściwie bronić się nożem, żeby samemu nie wylądować w pace. Będę szczery, nic mi do głowy nie przyszło i nadal nic nie przychodzi. Opracowany na poczekaniu plan był taki, że będę starał się ciąć po odsłoniętych ramionach, o ile oczywiście nie zostanę wcześniej zastrzelony. Nie ma się co oszukiwać, jako broń, nóż służy do zabijania. Do obrony nie nadaje się prawie wcale, poza pełnieniem funkcji odstraszającej. Każde użycie to ryzyko przekroczenia granic obrony koniecznej, poza tym nóż wymaga zwarcia, czego zawsze powinno się unikać.
W moim przypadku funkcja odstraszająca się nie sprawdziła. Delikwent albo go nie zauważył albo nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Zaczął złazić z motorówki... a ja zacząłem się cofać cały czas patrząc na to co robi. No i skończyło się tak, że ja się wycofałem, a samiec alfa został sobie na brzegu przy swojej motorówce, prężąc klatę przed swoją samicą. Ale mi pokazałeś, kolego ...
Co właściwie trzymał w ręce to się nigdy nie dowiem.
Było ostro, nadal jestem nieco roztrzęsiony. Co mogłem zrobić "lepiej", to ciężko powiedzieć. Ja mam to do siebie, że w przypadku problemów wzbudzam agresję. Patrzę w oczy, to ponoć błąd ale jakoś o tym zawsze zapominam. "Żart", którego jakoś nie załapałem chyba polegał na tym, że delikwent chciał sprawdzić czy mam kartę wędkarską. Kartę miałem ale jej nie okazałem. Może gdybym mu ją dał ...Z drugiej strony, niby czemu mam cokolwiek byle jakiemu śmieciowi pokazywać lub dawać, a jak mi ukradnie? Stosunkowo późno zacząłem się też wycofywać ale to miało dwa powody. Po pierwsze, na początku myślałem, że faktycznie ma prawo mnie wylegitymować. Po drugie, gdzieś pomiędzy żądaniem dokumentów a groźbą śmierci zauważyłem na dachu motorówki małego niebieskiego kogucika, oznakę władzy...
Na wyprawie udało mi się zrobić tylko dwa zdjęcia, oba przedstawiające piracki okręt. Oto on w całej swojej okazałości:

Nazwa nieco mniej mrożąca krew w żyłach niż "Latający Holender " ale też ją sobie zapamiętam na całe życie: "Inspektor Gadget" ...
Udałem się prosto na komisariat, prosiłem o wezwanie Policji rzecznej i wystawienie mandatu pijakowi za sterem. Zadzwoniono na posterunek rzeczny i spisano notatkę. Co będzie dalej to nie wiem. Mają się ze mną kontaktować. Sprawa dotycząca gróźb karalnych ma charakter skargowy, musiałbym sam sporządzić akt oskarżenia i wnieść go do sądu. Z tym nie ma w zasadzie problemu, natomiast co będzie jeśli w opowieści drugiej strony sam okażę się pijakiem rzucającym w płynącą sobie spokojnie łódź kamieniami, grożącym spokojnym marynarzom, że ich [...] i spuszczę z wodą … nie wiem. Jest dwa do jednego dla nich.
P.S. Stres śmierdzi. Kobita powiedziała mi w czasie pisania, że w całej chacie "śmierdzi tchórzem". Dzięki ;(
Edytka: Teraz chyba to zdjęcie jest okej, dzięki Thrackan
