: 09 cze 2009, 22:11
Witajcie leśni Bracia i Siostry znalazłem chwilę więc zasiadam z Wami przy wirtualnym ogniu. I aby tradycji stało się za dość prozę podajcie mi czaju do czareczki.
Bolsze spasiba Mały Jastrzębiu.
Czaj jest, wszyscy są więc opowieść czas zacząć.
Zima na dobre skuła śnieżno- lodowymi okowami krainę piękną a za razem straszną. Nie na darmo Tatarzy nazywają ją Śpiącą Panią. Surowy klimat i dzika przyroda, nieprzebrane bogactwa naturalne zaklęte w złocie, srebrze i skórach cennych zwierząt futerkowych.
Nad pobieloną śniegiem tajgą wstawał kolejny, krótki ,piękny zimowy dzień. Tajga spała snem zimowym. Nawet wiatr nie zakłócał ciszy świtu. Stare świerki, modrzewie, cedry stały majestatycznie okryte białymi szubami śniegu.
A pośród nich nad brzegiem zamarzniętego leśnego jeziora stał szałas przykryty płatami brzozowej kory. Ze szczytu szałasu unosiła się wąska lekka smuga dymu. Co wskazywało na to , że jest zamieszkały. Przy nim piętrzył się stos drewna przeznaczonego na opał.
Skóra marala zasłaniająca wejście poruszyła się nagle, z szałasu wyszedł wysoki , chudy podrostek lat około 13. Rozebrany do pasa tylko w skórzanych portkach. Stanął przed wejściem i przeciągnął się niczym młody basior po dobrym wypoczynku.
Chłopiec przetarł oczy rękom, ziewnął i tak jak stał rzucił się w śnieg. Przy tym sapał i prychał co jeszcze bardziej z zachowania upodobniło go do wilka, który z lubością tarza się w śniegu. Po takiej porannej toalecie szybko zanurkował powrotem w ciemnym wejściu szałasu.
Tam ze śpiwora w którym spał wyciągnął skórzaną miękką koszulę ze skóry młodego marala, założył ją szybko i wdział buty z reniferowej skóry. Po czym przykląkł przy palenisku i zaczął podkładać do ognia. Ogień tak jak jego pan lekko się ożywił i zaczął wesoło pełgać po podanych przez Ude bierwionach.
Chłopiec był sam w szałasie. Jednak uważny obserwator zauważył by dwa miejsca do spania. Jednak ojciec Ude , myśliwy Bold ruszył o świcie poprzedniego dnia na obchód pułapek na sobole i miał dopiero wrócić wieczorem tego dnia. Ude był sam.
Jednak nie był już chłopcem od czasu polowania na łosia stał się dorosłym łowcą. Ojciec ufał mu i powierzał coraz poważniejsze zadania. Jeszcze zimę temu zabrał by Ude ze sobą na obchód odległej linii paści na sobole. Ale teraz kiedy Ude udowodnił swoją dorosłość zostawił go aby pilnował obozu. Poza tym w ten sposób uczył młodzika samodzielności.
Ude był bardzo dumny z tego, że ojciec powierzył mu takie ważne zadanie. Więc szybko zabrał się do codziennych prac obozowych. Po podłożeniu do ognia wziął siekierę i kociołek założył wilczą czapkę na głowę i ruszył po wodę.
Kiedy szykował się do wyjścia jego śpiwór poruszył się, rozległo się powarkiwanie i z wnętrza śpiwora wyszedł bury szczeniak. Podobnie jak jego pan ziewnął , przeciągnął się ale poranna toaleta ograniczyła się do podrapania się za uchem.
Ude spojrzał w stronę szczeniaka, uśmiechnął się i powiedział - W końcu wstałeś śpiochu, chodź idziemy po wodę, mamy dzisiaj dużo pracy. Po czym cicho zagwizdał przez zęby i wyszedł z szałasu. Szczeniak podreptał za nim.
Psiak był brzydki a zarazem śmieszny w swej dziecięcej pokraczności, Był tak nieforemny jak tylko potrafi być nieforemny młodzik. Grube łapy i wielki kanciasty łeb. Chudy tułów i krótka szyja. Jednak myśliwi plemienia Hakasów patrzyli z uznaniem na tego szczeniaka. Bo z tego pokracznego psiaka już wkrótce wyrośnie duży mocny bury pies myśliwski.
Ude dostał go od przyjaciela swojego ojca starego łowcy Czajmaka. Czajmak znany był jako hodowca znakomitych psów. Był to więc cenny podarek dla młodzika.
Ude podszedł do strumienia, który cicho szemrał pod lodem. Wybił siekierą przerębel i zaczerpnął wody. Po czym ruszył w stronę szałasu. Szczeniak jednak miał inny zamiar, znalazł świeży trop zająca i ruszył w tajgę z nosem przy tropie. Nagle zatrzymał się i spojrzał w stronę swojego pana. Ude cicho zagwizdał, szczeniak zawahał się jednak gdy usłyszał powtórnie ciche gwizdnięcie ruszył za Ude.
Chłopiec zawiesił kociołek z wodą nad paleniskiem po czym ogarnął swoje legowisko założył kurtkę z wilczych skór przepasał się pasem na którym wisiał nóż oraz sakiewka, a w niej znajdowało się krzesiwo, hubka i parę innych cennych przedmiotów mniej lub bardziej potrzebnych w tajdze.
Następnie wziął siekierkę i dziwny przedmiot, czyli kościany hak przywiązany rzemieniem do krótkiego drzewca na stałe. Był to hak, którego używa się do wyciągania ryb z przerębla. Dorzucił jeszcze do ognia parę grubych bierwion i ruszył biegiem w stronę leśnego jeziora.
Szczeniak żwawo podążył za nim. Ude zatrzymał się na brzegu i przysłonił dłonią oczy przed blaskiem słońca, które pięknie świeciło swoim zimowym blaskiem, rozświetlając śnieg tysiącami iskier.
Kiedy oczy młodego Hakasa przyzwyczaiły się do światła, Ude ruszył w stronę kopczyków, które wyraźnie odcinały się na równej tafli jeziora. Podszedł do jednego i rozgarnął śnieg.
Pod śniegiem była założona samołówka na szczupaki i miętusy. Taka samołówka składa się z poprzecznego kija do którego po środku dowiązany jest rzemieniem rozwidlony kij, na który z kolei nawinięta była linka z końskiego włosia zakończona dużym hakiem. Cały zestaw był zanurzony aby nie zamarzł a linka wciśnięta w nacięcie na jednym z ramion widełek utrzymywała przynętę parę centymetrów nad dnem. Kiedy ryba chwyciła hak, wyciągała linę z nacięcia i odpływała. Kiedy linka kończyła się ryba sama się zacinała na haku.
Ude butem odrzucił śnieg z kopczyka, jego oczom ukazały się jodłowe gałęzie wetknięte w przerębel to zaznaczenie właśnie pozwalało wyróżnić przeręble na tle płaskiej tafli jeziora nawet kiedy zasypał je śnieg. Po wyjęciu gałęzi z przerębla lekko podniósł kij do którego była przywiązana samołówka. Od razu spostrzegł, że linka jest wysunięta z nacięcia i całkowicie rozwinięta. Uśmiechnął się do siebie. Powoli zaczął wybierać linkę aż poczuł lekki ciężar na jej końcu, wtedy zaciął energicznie i poczuł jak ciężar ożył i ruszył szybko w ucieczce. Ude powoli pozwolił wybierać rybie luźną linkę lekko ją hamując w palcach. Odjazd ryby nie był długi i powtórzył się jeszcze parokrotnie jednak za każdym razem był krótszy bo ryba opadała z sił. Kiedy podciągnął ją do przerębla to wyjął za pasa hak do podbierania ryb i sprawnym, szybkim ruchem złapał nim rybę pod pokrywę skrzeli. Następnie płynnym ruchem wydobył ją na lód. Kiedy piękny szczupak był już na lodzie Ude spokojnie chwycił go za kark i uderzył trzonkiem siekierki w tył głowy. Dobrze pamiętał słowa swojego ojca - Jeżeli polujesz to rób to tak aby zwierze się męczyło jak najmniej”. Później wyjął nóż z pochwy i szybkim ruchem naciął skrzela aby wykrwawić szczupaka. Kiedy krew uchodziła z ryby Ude uporządkował i zwinął samołówkę, za stawi ją później.
Podobnie było i przy kolejnym śnieżnym kopczyku i następnym jedyną różnicą przy piątym było to, że zamiast szczupaka wyciągnął pięknego dużego miętusa.
Niespodzianka dopiero czekała go przy szóstej a zarazem ostatniej samołówce. Ude zaciął rybę jednak po lekkim holu nagle przy drugim odejściu ryby od przerębla chłopiec poczuł mocne szarpnięcie i ryba z niewiarygodną siłą ruszyła do ucieczki. Ude podjął walkę ze zdobyczą. Mocniej przytrzymywał linkę w dłoni stawiając tym samym większy opór rybie, która uciekała. Kiedy ryba stanęła Ude zaczął powoli podciągać ją do przerębla, kiedy była już blisko i zobaczyła światło wpadające pod wodę przez przerębel znów rzuciła się do ucieczki. Chłopiec znów ją przytrzymał. Widać był po nim podniecenie ale starał zachować spokój. Cieszył się zdobyczą i holem, który temu młodemu łowcy sprawił wiele radości. Dzika krew Ude krążyła mocno i szybko w żyłach. Podniecała Ude walka o przetrwanie. Cieszył się nią całą swoją dziką duszą.
W końcu Ude podciągnął rybę do przerębla i jego oczom ukazał się wielki zębaty pysk. Chłopiec sięgnął za pas po hak i kiedy już miał go włożyć pod skrzele wielkiego szczupaka ten zawinął się i zasłoniwszy wielkim biało-kremowym brzuchem przerębel dał nura w głębinę. Ude sprawnie zatrzymał rybę w ucieczce i podprowadził znów do otworu w lodzie tam sprawnie ją podebrał za pomocom haka i wywlókł na lód. Szczupak był naprawdę imponujących rozmiarów. Młody hakaski łowca sprawnie ogłuszył rybę i wykrwawił.
Kiedy zebrał połów, nawlekając ryby na rzemień za dolną szczękę to nie był w stanie ich unieść do góry. Więc wlókł je do szałasu po śniegu. Szczeniak radośnie biegał w koło niego i dzielił swoim zachowaniem radość swojego pana.
Po dotarciu na miejsce Ude sprawnie sprawił ryby, wnętrzności , płetwy dał psiakowi a łby przeznaczył na zupę. Jedynie wielki łeb szczupaka postanowił zawiesić na drzewie w podzięce dla duchów łowiska za obfite łowy. Kiedy sprawił ryby ich tusze złożył w wiklinowym dużym koszy który wisiał z dala od szałasu wysoko w konarach modrzewia aby chronić jego zawartość przed leśnymi rabusiami.
Po schowaniu zapasów Ude udał się z powrotem do szałasu. Przed szałasem szczeniak bawił się wielkim ogonem szczupaczym. Ude podszedł do niego i zaczął go czochrać za uszami i po bokach. Szczeniak merdał ogonem i łasił się do nóg Ude.
Nagle zabawę przerwał odległy wilczy gon, który zakłócił ciszę śpiącej tajgi złowróżbną nutą śmierci. Młodziki przerwali zabawę Ude wyprostował się a szczeniak instynktownie przywarł swojemu panu do nóg. Trwali tak chwilę łowiąc w ciszy głosy tajgi. Wilczy gon niósł się w mroźnym powietrzu. Młody Hakas stał nieruchomo i widać było po zmarszczonym jego czole, że tysiące myśli kłębią się w jego młodej głowie. Tam gdzieś jest jego ojciec, sam w tajdze. Może skoczyć mu na ratunek czy chociaż naprzeciw wyjść. Przecież jego ojciec na pewno by tak zrobił. Wyszedł by mu na przeciw i to tak szybko jak by tylko mógł. Ale gdzie on jest ? A jak się miną w drodze? Ojciec wróci do szałasu i nie spotka go w nim? Co w tedy zrobi? Będzie się na pewno martwił..... . Chłopiec myślał, z nerwów przygryzł dolną wargę. Co robić ? Co robić?
To, że wilki właśnie są na tropie i polują to od razu nie znaczy, że to ślad jego ojca był powodem zewu wilczej złaji. Ponadto ojciec to doświadczony i silny łowca – da sobie radę . Uspakajał sam siebie Ude.
Postanowił jednak pozostać w szałasie i czekać na ojca. Co pewien czas do jego uszu dobiegało wilcze wołanie. Jednak młody Hakas starał się go nie słyszeć. Wiedział czym grozi samotne spotkanie w tajdze z wilczą watahą. Im więcej myślał o tym, tym większy niepokój ogarniał jego młode serce. Próbował się czymś zająć. Znosił drewno na opał, poprawił swoją wędkę i splótł może z trzy siągi linki na ryby z końskiego włosia. Ale myśl o ojcu go nie opuszczała.
W końcu poderwał się na równe nogi, ubrał na siebie kurtkę i założył czapkę. Zdjął ze ściany szałasu kołczan i łuk, za pas zatknął toporek i w rękę ujął oszczep. Tak uzbrojony ruszył w stronę z której spodziewał się nadejścia ojca.
Ude bał się choć sam przed sobą nie chciał się do tego przyznać. Westchnął głośno i ruszył w drogę. Jego czworonożny przyjaciel podążył za nim. Nie świadom niebezpieczeństwa raźno ruszył na szlak. Wilczy gon już dawno ustał w tajdze zrobiło się cicho.
Ude szedł znanym sobie szlakiem, który przemierzał wcześniej z ojcem. Wiedział gdzie może zastać ojca. Szedł szybko podpierając się drzewcem oszczepu. Psiak dreptał za nim brnąc w śniegu. Przeszli tak dobry kawał drogi. Krótki zimowy dzień chylił się ku wieczorowi.
Chłopiec wiedział , że nie znajdzie teraz ojca a do szałasu przed zmrokiem nie wróci. Szybko więc przygotował się do zimowej nocy. Z ciął , suchy modrzew i pociął go na polana. Sprawnie rozpalił ogień i przygotował szałas. Podłogę szałasu wymościł grubo gałęziami świerku i pokrył nimi zadaszenie. W worku podróżnym miał na szczęście trochę wędzonego mięsa i miedziany kociołek. Mięso zjadł wcześniej dzieląc się ze szczeniakiem. Do kociołka nagarnął śniegu i zawiesił go nad ogniem. Kiedy woda się zagotowała dodał do niego świerkowych igieł i tłuczonych pędów malin wydobytych z pod śniegu. Dobrze wiedział, że taki napar wzmacnia i rozgrzewa. Kiedy się pokrzepił wstał i nazbierał jeszcze duży zapas drewna na opał. To co miał starczyło by ale chciał czym się zająć a pyzatym wmyśl jego ojca- „Że lepiej drewno zostawić kiedy się opuszcza obozowisko, niż go w nocy szukać" wolał postępować tak jak jego ojciec. To dawało mu w pewien sposób poczucie bezpieczeństwa. Kiedy skończył nad tajgą na dobre zaległa zimowa noc. Gdzieś w oddali dało się słyszeć pohukiwanie sowy.
Ude siedział na posłaniu ze skrzyżowanymi nogami i wsłuchiwał się w tajgę. To nie była jego pierwsza samotna noc w tym prastarym groźnym borze. Jednak była to dziwna noc inna od wszystkich. Chłopiec czuł się bardzo samotny, martwił się o ojca. Raz po raz zapadał w niespokojny sen. W śnie to uciekał przed wilkami to znów polował z ojcem na łosia, którego nie mógł trafić. To znów porwał go lodowaty nurt wezbranej rzeki. Za każdym razem budził się z lękiem. Hakaski podrostek chciał żeby ta noc już się skończyła. Dorzucał do ognia. Ogień dawał mu poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Kiedy znów zapadł w sen, obudził go szczenięcy warkot. Szczeniak tulił się do jego nóg i warczał jeżąc sierść. Za ognia Ude usłyszał niewyraźny stłumiony warkot i posapywanie. Wstał i ujął w lewą dłoń płonące polano w prawą wziął oszczep do szczeniaka powiedział jeszcze tylko- zostań! I wyszedł za linię ognia. W świetle polana zobaczył rosomaka. Leśny demon bał się ognia jednak jego wrodzona zapalczywość i opiewana przez łowców dzika, okrutna odwaga nie pozwalała mu ustąpić. Po przez dym wyczuł zapach szczeniaka i to go skusiło aby podejść do ognia. Ude krzyknął i cisnął polanem. Rosomak wycofał się w cień mrucząc pod adresem młodego łowcy obelgi w swoim języku.
Ude wrócił do ogniska usiadł na posłaniu ze świerkowych gałęzi wziął na ręce szczeniaka, który dalej jeżył sierść i cicho powarkiwał. Szczeniak pod wpływem pieszczot uspokoił się i tak razem siedzieli wsłuchani w ciszę nocnej tajgi.
Nagle szczeniak zeskoczył z kolan chłopca i szczekając pobiegł w ciemność. Ude skoczył za nim. Nagle stanął jak wryty bo usłyszał dobrze znajomy głos i zobaczył wyłaniającą się z mroku sylwetkę ojca. Bold szedł niosąc szczeniaka na ręku.
Syn skoczył na powitanie ojca. Bold uścisnął syna i spokojnie zapytał – Co ty tu robisz Ude?
Malec zmieszał się i cicho odpowiedział – Wyszedłem Ci na spotkanie bo słyszałem wilczy gon i się martwiłem o ciebie tato.
Bold objął ramieniem syna i skierował się z nim w stronę ognia.
Kiedy już siedzieli chłopiec ożywił się i zaczął opowiadać o dużym szczupaku i wilczym gonie o rosomaku i..... nawet sam nie zauważył kiedy zasnął z głową na ojcowskim udzie. Bold powoli zdjął swoją kurtkę z bajkalskiej nierpy podbitej wilczymi skórami dla ciepła i okrył nią syna. Dorzucił do ognia. Obok niego ułożyła się jego wierna suka a w nią wtulił się mały kudłaty, bury szczeniak. Noc była już w pełni.
Gdzieś w oddali znów dał się słyszeć wilczy zew łowów i śmierci. Bold wsłuchał się w noc chłonąc całym sobą dziką przyrodę, której był częścią.
Bolsze spasiba Mały Jastrzębiu.
Czaj jest, wszyscy są więc opowieść czas zacząć.
Zima na dobre skuła śnieżno- lodowymi okowami krainę piękną a za razem straszną. Nie na darmo Tatarzy nazywają ją Śpiącą Panią. Surowy klimat i dzika przyroda, nieprzebrane bogactwa naturalne zaklęte w złocie, srebrze i skórach cennych zwierząt futerkowych.
Nad pobieloną śniegiem tajgą wstawał kolejny, krótki ,piękny zimowy dzień. Tajga spała snem zimowym. Nawet wiatr nie zakłócał ciszy świtu. Stare świerki, modrzewie, cedry stały majestatycznie okryte białymi szubami śniegu.
A pośród nich nad brzegiem zamarzniętego leśnego jeziora stał szałas przykryty płatami brzozowej kory. Ze szczytu szałasu unosiła się wąska lekka smuga dymu. Co wskazywało na to , że jest zamieszkały. Przy nim piętrzył się stos drewna przeznaczonego na opał.
Skóra marala zasłaniająca wejście poruszyła się nagle, z szałasu wyszedł wysoki , chudy podrostek lat około 13. Rozebrany do pasa tylko w skórzanych portkach. Stanął przed wejściem i przeciągnął się niczym młody basior po dobrym wypoczynku.
Chłopiec przetarł oczy rękom, ziewnął i tak jak stał rzucił się w śnieg. Przy tym sapał i prychał co jeszcze bardziej z zachowania upodobniło go do wilka, który z lubością tarza się w śniegu. Po takiej porannej toalecie szybko zanurkował powrotem w ciemnym wejściu szałasu.
Tam ze śpiwora w którym spał wyciągnął skórzaną miękką koszulę ze skóry młodego marala, założył ją szybko i wdział buty z reniferowej skóry. Po czym przykląkł przy palenisku i zaczął podkładać do ognia. Ogień tak jak jego pan lekko się ożywił i zaczął wesoło pełgać po podanych przez Ude bierwionach.
Chłopiec był sam w szałasie. Jednak uważny obserwator zauważył by dwa miejsca do spania. Jednak ojciec Ude , myśliwy Bold ruszył o świcie poprzedniego dnia na obchód pułapek na sobole i miał dopiero wrócić wieczorem tego dnia. Ude był sam.
Jednak nie był już chłopcem od czasu polowania na łosia stał się dorosłym łowcą. Ojciec ufał mu i powierzał coraz poważniejsze zadania. Jeszcze zimę temu zabrał by Ude ze sobą na obchód odległej linii paści na sobole. Ale teraz kiedy Ude udowodnił swoją dorosłość zostawił go aby pilnował obozu. Poza tym w ten sposób uczył młodzika samodzielności.
Ude był bardzo dumny z tego, że ojciec powierzył mu takie ważne zadanie. Więc szybko zabrał się do codziennych prac obozowych. Po podłożeniu do ognia wziął siekierę i kociołek założył wilczą czapkę na głowę i ruszył po wodę.
Kiedy szykował się do wyjścia jego śpiwór poruszył się, rozległo się powarkiwanie i z wnętrza śpiwora wyszedł bury szczeniak. Podobnie jak jego pan ziewnął , przeciągnął się ale poranna toaleta ograniczyła się do podrapania się za uchem.
Ude spojrzał w stronę szczeniaka, uśmiechnął się i powiedział - W końcu wstałeś śpiochu, chodź idziemy po wodę, mamy dzisiaj dużo pracy. Po czym cicho zagwizdał przez zęby i wyszedł z szałasu. Szczeniak podreptał za nim.
Psiak był brzydki a zarazem śmieszny w swej dziecięcej pokraczności, Był tak nieforemny jak tylko potrafi być nieforemny młodzik. Grube łapy i wielki kanciasty łeb. Chudy tułów i krótka szyja. Jednak myśliwi plemienia Hakasów patrzyli z uznaniem na tego szczeniaka. Bo z tego pokracznego psiaka już wkrótce wyrośnie duży mocny bury pies myśliwski.
Ude dostał go od przyjaciela swojego ojca starego łowcy Czajmaka. Czajmak znany był jako hodowca znakomitych psów. Był to więc cenny podarek dla młodzika.
Ude podszedł do strumienia, który cicho szemrał pod lodem. Wybił siekierą przerębel i zaczerpnął wody. Po czym ruszył w stronę szałasu. Szczeniak jednak miał inny zamiar, znalazł świeży trop zająca i ruszył w tajgę z nosem przy tropie. Nagle zatrzymał się i spojrzał w stronę swojego pana. Ude cicho zagwizdał, szczeniak zawahał się jednak gdy usłyszał powtórnie ciche gwizdnięcie ruszył za Ude.
Chłopiec zawiesił kociołek z wodą nad paleniskiem po czym ogarnął swoje legowisko założył kurtkę z wilczych skór przepasał się pasem na którym wisiał nóż oraz sakiewka, a w niej znajdowało się krzesiwo, hubka i parę innych cennych przedmiotów mniej lub bardziej potrzebnych w tajdze.
Następnie wziął siekierkę i dziwny przedmiot, czyli kościany hak przywiązany rzemieniem do krótkiego drzewca na stałe. Był to hak, którego używa się do wyciągania ryb z przerębla. Dorzucił jeszcze do ognia parę grubych bierwion i ruszył biegiem w stronę leśnego jeziora.
Szczeniak żwawo podążył za nim. Ude zatrzymał się na brzegu i przysłonił dłonią oczy przed blaskiem słońca, które pięknie świeciło swoim zimowym blaskiem, rozświetlając śnieg tysiącami iskier.
Kiedy oczy młodego Hakasa przyzwyczaiły się do światła, Ude ruszył w stronę kopczyków, które wyraźnie odcinały się na równej tafli jeziora. Podszedł do jednego i rozgarnął śnieg.
Pod śniegiem była założona samołówka na szczupaki i miętusy. Taka samołówka składa się z poprzecznego kija do którego po środku dowiązany jest rzemieniem rozwidlony kij, na który z kolei nawinięta była linka z końskiego włosia zakończona dużym hakiem. Cały zestaw był zanurzony aby nie zamarzł a linka wciśnięta w nacięcie na jednym z ramion widełek utrzymywała przynętę parę centymetrów nad dnem. Kiedy ryba chwyciła hak, wyciągała linę z nacięcia i odpływała. Kiedy linka kończyła się ryba sama się zacinała na haku.
Ude butem odrzucił śnieg z kopczyka, jego oczom ukazały się jodłowe gałęzie wetknięte w przerębel to zaznaczenie właśnie pozwalało wyróżnić przeręble na tle płaskiej tafli jeziora nawet kiedy zasypał je śnieg. Po wyjęciu gałęzi z przerębla lekko podniósł kij do którego była przywiązana samołówka. Od razu spostrzegł, że linka jest wysunięta z nacięcia i całkowicie rozwinięta. Uśmiechnął się do siebie. Powoli zaczął wybierać linkę aż poczuł lekki ciężar na jej końcu, wtedy zaciął energicznie i poczuł jak ciężar ożył i ruszył szybko w ucieczce. Ude powoli pozwolił wybierać rybie luźną linkę lekko ją hamując w palcach. Odjazd ryby nie był długi i powtórzył się jeszcze parokrotnie jednak za każdym razem był krótszy bo ryba opadała z sił. Kiedy podciągnął ją do przerębla to wyjął za pasa hak do podbierania ryb i sprawnym, szybkim ruchem złapał nim rybę pod pokrywę skrzeli. Następnie płynnym ruchem wydobył ją na lód. Kiedy piękny szczupak był już na lodzie Ude spokojnie chwycił go za kark i uderzył trzonkiem siekierki w tył głowy. Dobrze pamiętał słowa swojego ojca - Jeżeli polujesz to rób to tak aby zwierze się męczyło jak najmniej”. Później wyjął nóż z pochwy i szybkim ruchem naciął skrzela aby wykrwawić szczupaka. Kiedy krew uchodziła z ryby Ude uporządkował i zwinął samołówkę, za stawi ją później.
Podobnie było i przy kolejnym śnieżnym kopczyku i następnym jedyną różnicą przy piątym było to, że zamiast szczupaka wyciągnął pięknego dużego miętusa.
Niespodzianka dopiero czekała go przy szóstej a zarazem ostatniej samołówce. Ude zaciął rybę jednak po lekkim holu nagle przy drugim odejściu ryby od przerębla chłopiec poczuł mocne szarpnięcie i ryba z niewiarygodną siłą ruszyła do ucieczki. Ude podjął walkę ze zdobyczą. Mocniej przytrzymywał linkę w dłoni stawiając tym samym większy opór rybie, która uciekała. Kiedy ryba stanęła Ude zaczął powoli podciągać ją do przerębla, kiedy była już blisko i zobaczyła światło wpadające pod wodę przez przerębel znów rzuciła się do ucieczki. Chłopiec znów ją przytrzymał. Widać był po nim podniecenie ale starał zachować spokój. Cieszył się zdobyczą i holem, który temu młodemu łowcy sprawił wiele radości. Dzika krew Ude krążyła mocno i szybko w żyłach. Podniecała Ude walka o przetrwanie. Cieszył się nią całą swoją dziką duszą.
W końcu Ude podciągnął rybę do przerębla i jego oczom ukazał się wielki zębaty pysk. Chłopiec sięgnął za pas po hak i kiedy już miał go włożyć pod skrzele wielkiego szczupaka ten zawinął się i zasłoniwszy wielkim biało-kremowym brzuchem przerębel dał nura w głębinę. Ude sprawnie zatrzymał rybę w ucieczce i podprowadził znów do otworu w lodzie tam sprawnie ją podebrał za pomocom haka i wywlókł na lód. Szczupak był naprawdę imponujących rozmiarów. Młody hakaski łowca sprawnie ogłuszył rybę i wykrwawił.
Kiedy zebrał połów, nawlekając ryby na rzemień za dolną szczękę to nie był w stanie ich unieść do góry. Więc wlókł je do szałasu po śniegu. Szczeniak radośnie biegał w koło niego i dzielił swoim zachowaniem radość swojego pana.
Po dotarciu na miejsce Ude sprawnie sprawił ryby, wnętrzności , płetwy dał psiakowi a łby przeznaczył na zupę. Jedynie wielki łeb szczupaka postanowił zawiesić na drzewie w podzięce dla duchów łowiska za obfite łowy. Kiedy sprawił ryby ich tusze złożył w wiklinowym dużym koszy który wisiał z dala od szałasu wysoko w konarach modrzewia aby chronić jego zawartość przed leśnymi rabusiami.
Po schowaniu zapasów Ude udał się z powrotem do szałasu. Przed szałasem szczeniak bawił się wielkim ogonem szczupaczym. Ude podszedł do niego i zaczął go czochrać za uszami i po bokach. Szczeniak merdał ogonem i łasił się do nóg Ude.
Nagle zabawę przerwał odległy wilczy gon, który zakłócił ciszę śpiącej tajgi złowróżbną nutą śmierci. Młodziki przerwali zabawę Ude wyprostował się a szczeniak instynktownie przywarł swojemu panu do nóg. Trwali tak chwilę łowiąc w ciszy głosy tajgi. Wilczy gon niósł się w mroźnym powietrzu. Młody Hakas stał nieruchomo i widać było po zmarszczonym jego czole, że tysiące myśli kłębią się w jego młodej głowie. Tam gdzieś jest jego ojciec, sam w tajdze. Może skoczyć mu na ratunek czy chociaż naprzeciw wyjść. Przecież jego ojciec na pewno by tak zrobił. Wyszedł by mu na przeciw i to tak szybko jak by tylko mógł. Ale gdzie on jest ? A jak się miną w drodze? Ojciec wróci do szałasu i nie spotka go w nim? Co w tedy zrobi? Będzie się na pewno martwił..... . Chłopiec myślał, z nerwów przygryzł dolną wargę. Co robić ? Co robić?
To, że wilki właśnie są na tropie i polują to od razu nie znaczy, że to ślad jego ojca był powodem zewu wilczej złaji. Ponadto ojciec to doświadczony i silny łowca – da sobie radę . Uspakajał sam siebie Ude.
Postanowił jednak pozostać w szałasie i czekać na ojca. Co pewien czas do jego uszu dobiegało wilcze wołanie. Jednak młody Hakas starał się go nie słyszeć. Wiedział czym grozi samotne spotkanie w tajdze z wilczą watahą. Im więcej myślał o tym, tym większy niepokój ogarniał jego młode serce. Próbował się czymś zająć. Znosił drewno na opał, poprawił swoją wędkę i splótł może z trzy siągi linki na ryby z końskiego włosia. Ale myśl o ojcu go nie opuszczała.
W końcu poderwał się na równe nogi, ubrał na siebie kurtkę i założył czapkę. Zdjął ze ściany szałasu kołczan i łuk, za pas zatknął toporek i w rękę ujął oszczep. Tak uzbrojony ruszył w stronę z której spodziewał się nadejścia ojca.
Ude bał się choć sam przed sobą nie chciał się do tego przyznać. Westchnął głośno i ruszył w drogę. Jego czworonożny przyjaciel podążył za nim. Nie świadom niebezpieczeństwa raźno ruszył na szlak. Wilczy gon już dawno ustał w tajdze zrobiło się cicho.
Ude szedł znanym sobie szlakiem, który przemierzał wcześniej z ojcem. Wiedział gdzie może zastać ojca. Szedł szybko podpierając się drzewcem oszczepu. Psiak dreptał za nim brnąc w śniegu. Przeszli tak dobry kawał drogi. Krótki zimowy dzień chylił się ku wieczorowi.
Chłopiec wiedział , że nie znajdzie teraz ojca a do szałasu przed zmrokiem nie wróci. Szybko więc przygotował się do zimowej nocy. Z ciął , suchy modrzew i pociął go na polana. Sprawnie rozpalił ogień i przygotował szałas. Podłogę szałasu wymościł grubo gałęziami świerku i pokrył nimi zadaszenie. W worku podróżnym miał na szczęście trochę wędzonego mięsa i miedziany kociołek. Mięso zjadł wcześniej dzieląc się ze szczeniakiem. Do kociołka nagarnął śniegu i zawiesił go nad ogniem. Kiedy woda się zagotowała dodał do niego świerkowych igieł i tłuczonych pędów malin wydobytych z pod śniegu. Dobrze wiedział, że taki napar wzmacnia i rozgrzewa. Kiedy się pokrzepił wstał i nazbierał jeszcze duży zapas drewna na opał. To co miał starczyło by ale chciał czym się zająć a pyzatym wmyśl jego ojca- „Że lepiej drewno zostawić kiedy się opuszcza obozowisko, niż go w nocy szukać" wolał postępować tak jak jego ojciec. To dawało mu w pewien sposób poczucie bezpieczeństwa. Kiedy skończył nad tajgą na dobre zaległa zimowa noc. Gdzieś w oddali dało się słyszeć pohukiwanie sowy.
Ude siedział na posłaniu ze skrzyżowanymi nogami i wsłuchiwał się w tajgę. To nie była jego pierwsza samotna noc w tym prastarym groźnym borze. Jednak była to dziwna noc inna od wszystkich. Chłopiec czuł się bardzo samotny, martwił się o ojca. Raz po raz zapadał w niespokojny sen. W śnie to uciekał przed wilkami to znów polował z ojcem na łosia, którego nie mógł trafić. To znów porwał go lodowaty nurt wezbranej rzeki. Za każdym razem budził się z lękiem. Hakaski podrostek chciał żeby ta noc już się skończyła. Dorzucał do ognia. Ogień dawał mu poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Kiedy znów zapadł w sen, obudził go szczenięcy warkot. Szczeniak tulił się do jego nóg i warczał jeżąc sierść. Za ognia Ude usłyszał niewyraźny stłumiony warkot i posapywanie. Wstał i ujął w lewą dłoń płonące polano w prawą wziął oszczep do szczeniaka powiedział jeszcze tylko- zostań! I wyszedł za linię ognia. W świetle polana zobaczył rosomaka. Leśny demon bał się ognia jednak jego wrodzona zapalczywość i opiewana przez łowców dzika, okrutna odwaga nie pozwalała mu ustąpić. Po przez dym wyczuł zapach szczeniaka i to go skusiło aby podejść do ognia. Ude krzyknął i cisnął polanem. Rosomak wycofał się w cień mrucząc pod adresem młodego łowcy obelgi w swoim języku.
Ude wrócił do ogniska usiadł na posłaniu ze świerkowych gałęzi wziął na ręce szczeniaka, który dalej jeżył sierść i cicho powarkiwał. Szczeniak pod wpływem pieszczot uspokoił się i tak razem siedzieli wsłuchani w ciszę nocnej tajgi.
Nagle szczeniak zeskoczył z kolan chłopca i szczekając pobiegł w ciemność. Ude skoczył za nim. Nagle stanął jak wryty bo usłyszał dobrze znajomy głos i zobaczył wyłaniającą się z mroku sylwetkę ojca. Bold szedł niosąc szczeniaka na ręku.
Syn skoczył na powitanie ojca. Bold uścisnął syna i spokojnie zapytał – Co ty tu robisz Ude?
Malec zmieszał się i cicho odpowiedział – Wyszedłem Ci na spotkanie bo słyszałem wilczy gon i się martwiłem o ciebie tato.
Bold objął ramieniem syna i skierował się z nim w stronę ognia.
Kiedy już siedzieli chłopiec ożywił się i zaczął opowiadać o dużym szczupaku i wilczym gonie o rosomaku i..... nawet sam nie zauważył kiedy zasnął z głową na ojcowskim udzie. Bold powoli zdjął swoją kurtkę z bajkalskiej nierpy podbitej wilczymi skórami dla ciepła i okrył nią syna. Dorzucił do ognia. Obok niego ułożyła się jego wierna suka a w nią wtulił się mały kudłaty, bury szczeniak. Noc była już w pełni.
Gdzieś w oddali znów dał się słyszeć wilczy zew łowów i śmierci. Bold wsłuchał się w noc chłonąc całym sobą dziką przyrodę, której był częścią.