puchalsw pisze:nie raz cierpiałem z powodu insekta w oku.
Noo, choć wyczynowo nie jeżdżę to jednak kiedy mam się przemieścić w określony teren zasiadki używam roweru. Nienawidzę w takim przypadku samochodu bo nim nie wszędzie wjedziesz. Rower to rower, zawsze da się przenieść.
puchalsw pisze:A na poważnie, to lepiej przemywać takie oko wodą.
Właśnie problem w tym, że cały bidon straciłem i zapowiadało się, że ostatnie pół litra wody z butelki też pójdzie. Meszka siedziała pod górną powieką i nie mogłem sobie z tym poradzić...
Survival survivalem, ale mimo wszystko moim skromnym zdaniem powinieneś był zgłosić się do lekarza. Nóż z tego co opowiadasz nie mógł wejść głęboko, skoro nie utknął (chyba, że <<o zgrozo!>> go wyjmowałeś) ale zakażenie (jak już wcześniej wspomnali) mogło się wdać.
Wogóle to mogłeś wrzucić fotkę tej ręki Chciałbym zobaczyć jak to wygląda.
O zgrozo się wyjmuje. To jest dłoń, nie brzuch. To nie jest bezpośrednie zagrożenie życia. Zastanawiałbym się czy wyjmować, gdyby przeszedł na wylot - natomiast kolega zwyczajnie się dziabnął.
Ja rozumiem, że w PP jest mowa o nie wyciąganiu przedmiotów z rany, ale do tego punktu trzeba podejść z głową!
"Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, kiedy umrzesz."
"Pokonał ich swoją siłą, poraził skrzeniem, oślepił światłem, ogłuszył rykiem, padł na nich strachem, zmógł mocą po stokroć większą niż ich pospólna siła."
^Tak, rozumiem. No bo fakt, faktem, jakby mi się coś wbiło na np 1-2 cm w rękę, pewnie tez bym to wyjął. Ale na więcej, to raczej zabezbieczyć i nie ruszać.
CHYBA ŻE
Rozpatrujemy przypadek, gdzie jesteśmy zgubienie i nie mamy fizycznej możliwości, żeby w ciągu załóżmy paru godzin znaleźć się u lekarza. Wtedy bym rozpatrywał wyjęcie tego.
// Nie doczytałem, że to dłoń sorry. Cały czas wyobrażałem sobie, że ma to gdzieś w przedramieniu. ;/ Mój błąd.
Ja też bym sobie starał wyjąć nóż jakbym był w takim miejscu że do lekarza daleko. Cóż ból na pewno byłby wielki ale potem już byłby spokój. Zabezpieczyć ranę i do lekarza. Ostatnio mój kolega wbił długopis chłopakowi w dłoń. Ta metalowa końcówka została. Zero krwi i nic go nie bolało. Szkoła zadzwoniła na pogotowie i zabandażowali mu bardzo mocno i go wzięli do szpitala a więc nawet taki małe wbicie najwidoczniej nie bezpieczne.
Kobra. Przeczytaj i popraw błędy. Proszę
Ostatnio zmieniony 20 paź 2010, 22:47 przez Kobra, łącznie zmieniany 1 raz.
Kobra jak wyjmiesz wbity nóż to jeszcze bardziej możesz sobie zaszkodzić wykrwawiając się. Ja wiem że Ty jesteś super Rambo-Komando, ale jakbyś dostał nożem np. w brzuch to naprawde nie był by to dobry pomysł żeby go samemu wyciągać.
...smelling the air when spring comes by raindrops reminds us of youthful days...
Kobra pisze:Ja też bym sobie starał wyjąć nóż jakbym był w takim miejscu że do lekarza daleko. Cóż ból na pewno byłby wielki ale potem już byłby spokój.
Potem to byś zaczął krwawić, mógłbyś uszkodzić niżej położone tkanki, a po kilku minutach straciłbyś tyle krwi, że można by było zrobić kilka kilo dobrej kaszanki icon_twisted
Kobra pisze:Zabezpieczyć ranę i do lekarza.
Jak chciałbyś ją zabezpieczyć? Plasterkiem, czy polać wódą, nóż do ognia i przypalamy!
"Zarozumiałością oraz bezczelnością człowieka jest mówienie, że zwierzęta są nieme, tylko dlatego, że są nieme dla jego tępej percepcji" - Mark Twain.
Jaca, ja nie mówię o brzuchu bo jak bym dostał nożem w brzuch to już by było po mnie... Ja mówię o dłoni...
Numlock, aby mniej krwi leciało. Wszystkim co bym miał w apteczce. Trzeba improwizować
A ja mam pytanie, wprawdzie wszystko przeczytałam, ale w końcu pomieszało mi się.
Tak, muszę się zaopatrzyć w apteczkę podręczną. Postaram się.
Sprawa jest taka, dzień zaczął się apokaliptycznie, najpierw rozbolało mnie kolano z niezbadanych przyczyn, ale dziś rano o godz około 5,30 widzę mojego kocura na korytarzu i duże, liczne krople krwi, ale takie dość wodniste. Miał plamę krwi na szyi. Wytarłam papierem toaletowym, ale dalej krwawił. Przypomniałam sobie żyworódkę - to ten sam gatunek rośliny co aloes. Przyłożyłam liść, ale przez palce dalej ciekła powoli krew, wodnista. I myślę co mam zrobić, bo nie wiedziałam dokładnie co on sobie zrobił. Potem okazało się, że to jest taka rana jakby się nadział na gruby gwóźdź.
Czytałam gdzieś o zastosowaniu krwawnika, czy ktoś może mi przypomnieć kto o tym pisał?
Zbieram krwawnik, zamiast rumianku, więc tak około pół łyżeczki drobno pokruszonego krwawnika (listków) na papierze toaletowym przycisnęłam kotu do rany i chwilę trzymałam. Chyba pomogło. Potem zaparzyłam kilka listków orzecha włoskiego i przemywałam, On ma gęste futro, to trudno. Nie da sobie założyć opatrunku, więc co jakiś czas przemywam tym orzechem. Czasem coś wodnistego się sączy, ale on się drapie.
Chciałabym wiedzieć dokładnie jak to było z tym krwawnikiem i jakie są możliwości postępowania w wypadku zranienia w dzikim terenie, gdy przypadkiem nic nie ma pod ręką, czyli apteczki.
Można olać ( moczem) ale jakoś niesporo mi było sikać na kota.
Na dodatek, żeby było ciekawiej od wczoraj telefon ogłuchł i zaniemówił całkowicie.
Zdarza się u nas że gdy coś się dzieje i trzeba by zadzwonić np do weterynarza okazuje się, że wieźli duży transport drewna z lasu i zerwali kabel...Pozostaje często jedynie silna wiara, że kot to taka bestia co zawsze z każdej opresji w końcu wychodzi cało.
Annael9 pisze:Czytałam gdzieś o zastosowaniu krwawnika, czy ktoś może mi przypomnieć kto o tym pisał?
Ja o tym pisałem, i pewnie jeszcze wielu innych. Co do kota to może ktoś go postrzelił? nie ma nic twardego pod skórą czy w mięśniu? Jeżeli tak obficie krwawiło to musi być jakaś przyczyna?
Jeśli jeden człowiek coś potrafi , to i ja mogę się tego nauczyć...!
Kot nie wychodził z domu. Mają okienko w piwnicy do wyjścia ale z powodu mrozu było zamkni ęte. Muszę dokładnie sprawdzić czy gdzieś nie ma wystającego gwoździa albo coś podobnego. Zapewne gonił myszy albo kotki.
Śpi teraz na moim łóżku, jak głaszczę to mruczy, choć nie pozwala dotykać rany ale głową rusza sprawnie, pił dużo wody i apetyt ma w normie.
Więc jak to jest z krwawnikiem? Można nim posypywać rany? Oczywiście przyklejając plaster?
makaron pisze:z krwawnika zrób papkę i nałóż na ranę
Dziękuję, mam nadzieję, że wyjdzie z tego.
To taka mała apokalipsa. Nie mogę zawieść do weta ponieważ, nie mam jak. Nawet rower stracił dech w oponach. Auta nie mam, a na dodatek telefon ogłuchł. Internet też działa z przerwami. Coby mi za dobrze nie było i abym nie ustała w drodze w zgłębianiu tajnik survivalu. Moje koty nieco dzikawe i tylko ziołowe kuracje tolerują. Bardzo dziękuję za radę.
A komórki nie masz? U mnie stacjonarnego nie ma , bo nikt mnie się nie zapytał czy chcę , jak ciągnęli do pobliskiej wioski , ale pewnie by im się nie opłaciło , zresztą w wiosce ludzie polikwidowali telefony , gdyż trzeba płacić za utrzymanie nili , a komórka bardziej mobilna jest , nawet na grzybach będąc można zadzwonić do domu aby grzali patelnię A internet jaki masz? Ja mam radiówkę CDMA z Plusa , a od biedy jak zaistnieje potrzeba to mogę wykorzystać komórkę jako modem.Kot jak każdy zwierz się wyliże Pozdrawiam.
Sa w tym kraju (szczesliwie) miejsca gdzie GSM nie ma zasiegu, oddalone od cywilacji o 20- 30 km. W takich okolicznosciach proponuje zeby kazdy, potencjalny wedrowiec zapoznal sie z 3-4 podstawowymi technikami tamowania krwotokow tetniczych:
- rosliny tamujace krwawienie (krwawnik, nawloc)
- opatrunek uciskowy
- opaska uciskowa
- przyzeganie
Dziękuję, tak to ta rada z krwawnikiem była skuteczna. Kot ma strupa na ranie, posmaruję mu jaką maścią nagietkowa. Na przyszłość jak nie będzie podobnej do tegorocznej suszy, nazbierać krwawnika na proszek. O nawłoci nie słyszałam, a tego u nas pełno. Jest jeszcze krwiościąg, mam gałązkę w suchym bukiecie, dużej ilości rośliny nie spotkałam
To ten rudy, zdjęcie starsze, ale ma się tak właśnie