survival nieco w innym sensie
: 29 sie 2010, 21:52
Survival utożsamia się z bytowaniem w lesie, teoretycznie przy zachowaniu jakiejś samowystarczalności i wykorzystaniu miejscowych zasobów. Ale w istocie to angielskie słowo oznacza ogólnie: przetrwanie, a w sensie zbioru technik bywa tłumaczone jako: sztuka przetrwania. Czy musi więc dotyczyć tylko przetrwania poza cywilizacją?
Ostatnio sporo czytałem książek i oglądałem programów, w których jakiś człowiek rzucony nagle do innego miasta albo i kraju, odcięty od rodziny i pieniędzy, zachowywał pełen optymizm i dobrze sobie radził. Jakim cudem? Czasami jako uchodźca znajdował sympatię i pomoc wśród miejscowej ludności. To jednak, że ktoś dał mu pajdę chleba, nie czyniło jeszcze jego sytuacji rewelacyjną. Szybko wszakże był w stanie ją poprawić, wkręcając się w różne przedsięwzięcia zapewniające mu jakiś zarobek i miejsce do spania.
Zacząłem się więc zastanawiać, czy ja również umiałbym sobie poradzić w obcym mieście jak owi bohaterowie powieści i programów? Odpowiedź, poparta analizą życiowych doświadczeń, wypadała negatywnie – ja, odcięty od swoich, w przeciągu tygodnia musiałbym umrzeć z głodu.
Można się pocieszać, że przecież powieści i programy opowiadają o wybitnych bohaterach, nic więc dziwnego, że takie asy poradziły sobie lepiej ode mnie...
To prawda, trzeba jednak pamiętać, że dla nich zapewnienie sobie przetrwania było tylko marginesem działalności, zaś głównym celem np. podjęcie walki zbrojnej z przeważającymi siłami wroga; ja natomiast, gdybym miał zatroszczyć się tylko o swoje bierne przetrwanie, to już by mnie przerosło. Chciałbym oczywiście to zmienić, ale nie wiem, jak? Wszelkie znane mi podręczniki przetrwania zasadzają się na dziwnym przekonaniu, że samo dotarcie do cywilizacji już zapewni byt.
Co prawda są też jakieś tam opracowania na temat przetrwania w mieście, ale dotyczą raczej technik utrzymania już wcześniej zapewnionego bytu (np. zabezpieczenia się przed kradzieżami), tymczasem nie znalazłem nic na temat tego pierwszego krytycznego etapu organizacji sobie przetrwania – poza wspomnianymi już powieściami i programami o uchodźcach, kurierach AK itp., ale więcej tam sensacji, niż praktycznych rad.
Mój ojciec opowiadał, że w młodości "za komuny" uprawiał "wycieczki samowystarczalne", np. kupował tanio w Polsce kryształy, jechał do Czechosłowacji, tam sprzedawał je wielokrotnie drożej, kupował tanio papierosy, wracał do Polski i sprzedawał wielokrotnie drożej... W ten sposób wycieczka sama na siebie zarabiała.
Handlel przeważnie zajmował tylko kilkadziesiąt minut na początku po przyjeździe (wielu ludzi chciało kupować), a potem już miał wolny czas. Niestety nie umiał mi powiedzieć, jak dzisiaj zorganizować taką samowystarczalną wycieczkę - ustrój się zmienił, realia się zmieniły. Zresztą bohaterowie w/w powieści i programów byli w gorszej sytuacji niż mój ojciec, bo początkowo nie mieli niczego do przehandlowania, a jednak jakoś sobie radzili.

Ostatnio sporo czytałem książek i oglądałem programów, w których jakiś człowiek rzucony nagle do innego miasta albo i kraju, odcięty od rodziny i pieniędzy, zachowywał pełen optymizm i dobrze sobie radził. Jakim cudem? Czasami jako uchodźca znajdował sympatię i pomoc wśród miejscowej ludności. To jednak, że ktoś dał mu pajdę chleba, nie czyniło jeszcze jego sytuacji rewelacyjną. Szybko wszakże był w stanie ją poprawić, wkręcając się w różne przedsięwzięcia zapewniające mu jakiś zarobek i miejsce do spania.
Zacząłem się więc zastanawiać, czy ja również umiałbym sobie poradzić w obcym mieście jak owi bohaterowie powieści i programów? Odpowiedź, poparta analizą życiowych doświadczeń, wypadała negatywnie – ja, odcięty od swoich, w przeciągu tygodnia musiałbym umrzeć z głodu.

To prawda, trzeba jednak pamiętać, że dla nich zapewnienie sobie przetrwania było tylko marginesem działalności, zaś głównym celem np. podjęcie walki zbrojnej z przeważającymi siłami wroga; ja natomiast, gdybym miał zatroszczyć się tylko o swoje bierne przetrwanie, to już by mnie przerosło. Chciałbym oczywiście to zmienić, ale nie wiem, jak? Wszelkie znane mi podręczniki przetrwania zasadzają się na dziwnym przekonaniu, że samo dotarcie do cywilizacji już zapewni byt.

Co prawda są też jakieś tam opracowania na temat przetrwania w mieście, ale dotyczą raczej technik utrzymania już wcześniej zapewnionego bytu (np. zabezpieczenia się przed kradzieżami), tymczasem nie znalazłem nic na temat tego pierwszego krytycznego etapu organizacji sobie przetrwania – poza wspomnianymi już powieściami i programami o uchodźcach, kurierach AK itp., ale więcej tam sensacji, niż praktycznych rad.
Mój ojciec opowiadał, że w młodości "za komuny" uprawiał "wycieczki samowystarczalne", np. kupował tanio w Polsce kryształy, jechał do Czechosłowacji, tam sprzedawał je wielokrotnie drożej, kupował tanio papierosy, wracał do Polski i sprzedawał wielokrotnie drożej... W ten sposób wycieczka sama na siebie zarabiała.
