Od laika, ku przestrodze ;)
: 24 lip 2010, 12:46
				
				Witam!
na wstępie, jako żem świeżak na forum, chciałem się przywitać (choć przeglądam forum już od jakiegoś czasu) a więc "cześć wszystkim jestem Igor"
Chciałem się podzielić z Wami moją ehm historią wczorajszej wyprawy, tzn mam nadzieje że może szereg błędów które popełniłem a które wynikają głównie z tego że mam tendencje do porywania się z motyką na słońce, będą dla kogoś przykładem jak nie zaczynać przygody z "koczowaniem w lesie"
Pare dni temu postanowiłem że w końcu wybiorę się sam na noc do lasu, tzn może las to za dużo powiedziane, jest taka skała - Biakło - nieopodal zamku olsztyńskiego (bardzo blisko ludzkich osad ) no i zaplanowałem sobie w Swojej małej główce że spędze noc gdzieś w sosnowym lasku pod skałą, obejrze wschód słońca, spróbuje herbaty z sosnowych igieł itd itp, wizja piękna... no ale.. Przede wszystkim, wczoraj "pogodynka" zapowiadała burze, no ale co to dla mnie... burza była, ale o godzinie 18stej, stwierdziłem więc że pewnie drugiej już nie bedzie...  Skompletowałem więc jakiś tam sprzęt tj. karimata, koc, menażka, nóż, troche wody i prowiantu, aparat i dobre chęci
 ) no i zaplanowałem sobie w Swojej małej główce że spędze noc gdzieś w sosnowym lasku pod skałą, obejrze wschód słońca, spróbuje herbaty z sosnowych igieł itd itp, wizja piękna... no ale.. Przede wszystkim, wczoraj "pogodynka" zapowiadała burze, no ale co to dla mnie... burza była, ale o godzinie 18stej, stwierdziłem więc że pewnie drugiej już nie bedzie...  Skompletowałem więc jakiś tam sprzęt tj. karimata, koc, menażka, nóż, troche wody i prowiantu, aparat i dobre chęci  nie zabrałem czołówki bo nie chciało mi sie iśc po nią do kolegi, nie kupiłem foli ogrodniczej bo byłem przekonany że skoro już tyle poczytałem i poogladałem to bez problemu zmajstruje sobie jakieś "legowisko".. no to w droge
 nie zabrałem czołówki bo nie chciało mi sie iśc po nią do kolegi, nie kupiłem foli ogrodniczej bo byłem przekonany że skoro już tyle poczytałem i poogladałem to bez problemu zmajstruje sobie jakieś "legowisko".. no to w droge
 
Po godzinie 20stej byłem na miejscu, znalazłem miejsce na "obóz" pomiędzy sosenkami no i zaczeły sie problemy. Nie mogłem znaleść materiału na jakiś szałasik, ale niezrażony tym postanowiłem zrobić ognisko.. znalazłem jakas brzoze od której pożyczyłem troche kory, uschnietą sosne z której pozyskałem troche badyli , jakiejś tam drobnicy i heja... zmrok zapadał coraz szybcie, w końcu po omacku juz prawie walczyłem o ogień prawie godzinie, ale zawilgotnienie materiału+brak umiejętności dały taki skutek że więcej dymu poszło z fajek które wypaliłem niż z "ogniska"
Nie ostudziło to jednak mojego entuzjamzu, bez ognia też przeżyje, nie jest w końcu zimno...
Brak ognia i zmasowany atak komarów skłonił mnie do zmiany miejsca, zabrałem klamoty i polazłem na pobliskie skałki, pomiedzy którymi jest taki wąwozik w którym kiedyś nocowałem ze znajomymi, połozyłem się, nakryłem kocem i zasnałem. O 1 w nocy obudziło mnie dwóch ludków którzy stali pare metrów odemnie i byli nie mniej zdziwieni moją obecnością jak ja ich, poszli.. Leże... obserwuje niebo, "hmm coś juz gwiazd nie widać"... zaczeło grzmieć troche i wiatr sie zrywał. Coś mi podpowiedziało że trzeba się ewakuować w niższe partie. Schowałem się pod sosnami na dole i sie zaczeło, ściana deszczu i taka kanonada że momentami byłem naprawde przestraszony. Po 20-30 minutach siedzenia zwnięty w kulke , przemoczony do samych majtek, gdy burza sie oddaliła skaptiolowalem, deszcz dalej padał. Na piechote wracał 10 km do domu, przemoczony do suchej nitki, w kiepskich butach i troche zawiedziony... tą bitwe przegrałem
Wnioski, "mame oszukasz, kolege oszukasz, matki natury nie oszukasz", w teorii wszystko wydaje się łatwiejsze o ile nawet nie łatwe, rzeczywistośc weryfikuje jednak nasze wyobrażenia Było nie było, jestem jednak zadowolony z tego wypadu, dostałem solidnego kopa w dupe, następnym razem przygotuje sie lepiej i przede wszystkim zmienie koncepcje wypadów, najpierw powoli, za dnia, nabierać praktyki i podstawowych umiejętności obozowych w miare sprzyjających warunkach, co by potem się tak nie błaźnić.
  Było nie było, jestem jednak zadowolony z tego wypadu, dostałem solidnego kopa w dupe, następnym razem przygotuje sie lepiej i przede wszystkim zmienie koncepcje wypadów, najpierw powoli, za dnia, nabierać praktyki i podstawowych umiejętności obozowych w miare sprzyjających warunkach, co by potem się tak nie błaźnić.
Mam nadzieje że takim początkującym zapaleńcom jak ja, którzy naogladali się programów z cyklu "i ty możesz pić wode z kałuży spiąc pod liściem paproci, da to do myślenia i nie popełnią takich błędów :]
ps. wybaczcie długość, zapewne jest to oczywista oczywistośc co napisałem powyżej, ale może "włąsne doswiadczenie" trafi lepiej do kogoś tam po coś tam gdzieś tam
pozdrawiam
			na wstępie, jako żem świeżak na forum, chciałem się przywitać (choć przeglądam forum już od jakiegoś czasu) a więc "cześć wszystkim jestem Igor"
Chciałem się podzielić z Wami moją ehm historią wczorajszej wyprawy, tzn mam nadzieje że może szereg błędów które popełniłem a które wynikają głównie z tego że mam tendencje do porywania się z motyką na słońce, będą dla kogoś przykładem jak nie zaczynać przygody z "koczowaniem w lesie"

Pare dni temu postanowiłem że w końcu wybiorę się sam na noc do lasu, tzn może las to za dużo powiedziane, jest taka skała - Biakło - nieopodal zamku olsztyńskiego (bardzo blisko ludzkich osad
 ) no i zaplanowałem sobie w Swojej małej główce że spędze noc gdzieś w sosnowym lasku pod skałą, obejrze wschód słońca, spróbuje herbaty z sosnowych igieł itd itp, wizja piękna... no ale.. Przede wszystkim, wczoraj "pogodynka" zapowiadała burze, no ale co to dla mnie... burza była, ale o godzinie 18stej, stwierdziłem więc że pewnie drugiej już nie bedzie...  Skompletowałem więc jakiś tam sprzęt tj. karimata, koc, menażka, nóż, troche wody i prowiantu, aparat i dobre chęci
 ) no i zaplanowałem sobie w Swojej małej główce że spędze noc gdzieś w sosnowym lasku pod skałą, obejrze wschód słońca, spróbuje herbaty z sosnowych igieł itd itp, wizja piękna... no ale.. Przede wszystkim, wczoraj "pogodynka" zapowiadała burze, no ale co to dla mnie... burza była, ale o godzinie 18stej, stwierdziłem więc że pewnie drugiej już nie bedzie...  Skompletowałem więc jakiś tam sprzęt tj. karimata, koc, menażka, nóż, troche wody i prowiantu, aparat i dobre chęci  nie zabrałem czołówki bo nie chciało mi sie iśc po nią do kolegi, nie kupiłem foli ogrodniczej bo byłem przekonany że skoro już tyle poczytałem i poogladałem to bez problemu zmajstruje sobie jakieś "legowisko".. no to w droge
 nie zabrałem czołówki bo nie chciało mi sie iśc po nią do kolegi, nie kupiłem foli ogrodniczej bo byłem przekonany że skoro już tyle poczytałem i poogladałem to bez problemu zmajstruje sobie jakieś "legowisko".. no to w drogePo godzinie 20stej byłem na miejscu, znalazłem miejsce na "obóz" pomiędzy sosenkami no i zaczeły sie problemy. Nie mogłem znaleść materiału na jakiś szałasik, ale niezrażony tym postanowiłem zrobić ognisko.. znalazłem jakas brzoze od której pożyczyłem troche kory, uschnietą sosne z której pozyskałem troche badyli , jakiejś tam drobnicy i heja... zmrok zapadał coraz szybcie, w końcu po omacku juz prawie walczyłem o ogień prawie godzinie, ale zawilgotnienie materiału+brak umiejętności dały taki skutek że więcej dymu poszło z fajek które wypaliłem niż z "ogniska"
Nie ostudziło to jednak mojego entuzjamzu, bez ognia też przeżyje, nie jest w końcu zimno...
Brak ognia i zmasowany atak komarów skłonił mnie do zmiany miejsca, zabrałem klamoty i polazłem na pobliskie skałki, pomiedzy którymi jest taki wąwozik w którym kiedyś nocowałem ze znajomymi, połozyłem się, nakryłem kocem i zasnałem. O 1 w nocy obudziło mnie dwóch ludków którzy stali pare metrów odemnie i byli nie mniej zdziwieni moją obecnością jak ja ich, poszli.. Leże... obserwuje niebo, "hmm coś juz gwiazd nie widać"... zaczeło grzmieć troche i wiatr sie zrywał. Coś mi podpowiedziało że trzeba się ewakuować w niższe partie. Schowałem się pod sosnami na dole i sie zaczeło, ściana deszczu i taka kanonada że momentami byłem naprawde przestraszony. Po 20-30 minutach siedzenia zwnięty w kulke , przemoczony do samych majtek, gdy burza sie oddaliła skaptiolowalem, deszcz dalej padał. Na piechote wracał 10 km do domu, przemoczony do suchej nitki, w kiepskich butach i troche zawiedziony... tą bitwe przegrałem

Wnioski, "mame oszukasz, kolege oszukasz, matki natury nie oszukasz", w teorii wszystko wydaje się łatwiejsze o ile nawet nie łatwe, rzeczywistośc weryfikuje jednak nasze wyobrażenia
 Było nie było, jestem jednak zadowolony z tego wypadu, dostałem solidnego kopa w dupe, następnym razem przygotuje sie lepiej i przede wszystkim zmienie koncepcje wypadów, najpierw powoli, za dnia, nabierać praktyki i podstawowych umiejętności obozowych w miare sprzyjających warunkach, co by potem się tak nie błaźnić.
  Było nie było, jestem jednak zadowolony z tego wypadu, dostałem solidnego kopa w dupe, następnym razem przygotuje sie lepiej i przede wszystkim zmienie koncepcje wypadów, najpierw powoli, za dnia, nabierać praktyki i podstawowych umiejętności obozowych w miare sprzyjających warunkach, co by potem się tak nie błaźnić.Mam nadzieje że takim początkującym zapaleńcom jak ja, którzy naogladali się programów z cyklu "i ty możesz pić wode z kałuży spiąc pod liściem paproci, da to do myślenia i nie popełnią takich błędów :]
ps. wybaczcie długość, zapewne jest to oczywista oczywistośc co napisałem powyżej, ale może "włąsne doswiadczenie" trafi lepiej do kogoś tam po coś tam gdzieś tam

pozdrawiam
 . Ale przyjemnie się czytało, masz przynajmniej już o czym opowiadać
 . Ale przyjemnie się czytało, masz przynajmniej już o czym opowiadać 
 ), i mimo, że dążę do minimum to zawsze jest za dużo (pozdro PA
 ), i mimo, że dążę do minimum to zawsze jest za dużo (pozdro PA  ). Szkoda, że się poddałeś, trzeba improwizować, nawet gdy się nie chce.
 ). Szkoda, że się poddałeś, trzeba improwizować, nawet gdy się nie chce.  . W gruncie rzeczy cały urok początków. Mnie się bardzo to podobało, miałem satysfakcje, chociaż w niektórych dziedzinach nadal ze mnie początkujący.
 . W gruncie rzeczy cały urok początków. Mnie się bardzo to podobało, miałem satysfakcje, chociaż w niektórych dziedzinach nadal ze mnie początkujący. , próbowaliśmy kiedyś
 , próbowaliśmy kiedyś  finał taki ze jak tylko miejscowi  się dowiedzieli ze worki wiszą zaczęli zwozić swoje śmieci z gospodarstwa domowego  i nie tylko
  finał taki ze jak tylko miejscowi  się dowiedzieli ze worki wiszą zaczęli zwozić swoje śmieci z gospodarstwa domowego  i nie tylko   , musieliśmy zabrać worki bo w mig tworzyły się dzikie wysypiska
  , musieliśmy zabrać worki bo w mig tworzyły się dzikie wysypiska