Puławy czyli bory, lasy i kompasy
: 17 maja 2010, 12:33
W poniedziałek zadzwonił do mnie Slaq i mówi, że jadą z Jacą do Puław odwiedzić tereny wypadowe Stalkera i czy się nie wybiorę. Dwa razy nie trzeba było powtarzać, szczególnie, że akurat zakupiłem kilka nowych rzeczy.
W piątek od rana byłem już myślami w lesie. Umówiłem się z Jacą wieczorem na centralnym i ruszyliśmy w poszukiwaniu przygody. Slaq miał dojechać rano. W Puławach czekał na nas Stalker, zacny gość, i po szybkich zakupach w „Stokrotce” ruszyliśmy w las. Idąc na zaplanowaną miejscówkę podziwialiśmy zakłady azotowe nocą, które z jednej strony wyglądały jak by miał zaraz startować prom kosmiczny, a z drugiej jak elektrownia w Czarnobylu. Kosmos.
Lekko zroszeni deszczem rozłożyliśmy obóz i do czwartej nad ranem rozprawialiśmy przy ognisku, rozpracowując zapoznawczą butelczynę
. W międzyczasie okazało się, że Slaq nie dojedzie tak, więc zawiedzeni wymyślaliśmy dla niego jakąś karę
(żarty oczywiście). Dopiero nad ranem zobaczyliśmy w pełni piękno miejsca obozu. Z jednej strony wyrobiska piasku, pustynia, piaszczyste skarpy, z drugiej powykręcany las brzozowy. Po szybkim śniadanku w trakcie, którego przez nasz obóz przebiegł koziołek goniący łanię, (co ta chuć robi z człowieka… sorry, zwierzęcia) ruszyliśmy na północ, w kierunku rzeki Wieprz i Dęblina. Idąc śródleśną drogą zaskakujące było, że z jednej strony rośnie wyłącznie brzezina a z drugiej sośnina. Maszerując dzielnie, podziwialiśmy wspaniałe krajobrazy.
Co ciekawe, idąc przeważnie ścieżkami nie napotykaliśmy śmieci. Naliczyłem tylko dwie paczki po papierosach ze trzy butelki po winie/wódce i dwie butelki po piwie zatknięte na gałęzi. Jak to pamiętam? Ano właśnie dlatego, że było ich tak mało.
Po drodze spotkaliśmy tylko cztery osoby i to w okolicach rezerwatu. Jednym słowem piękne tereny.
W rezerwacie, który tworzą ogromne rozlewiska porośnięte trzciną, weszliśmy na wierzę widokową i słuchaliśmy odgłosów żurawi. Postanowiliśmy przed nocą zajść jeszcze do wsi i zrobić zakupy. Okazało się, że sklep jest zamknięty, lecz jeden bardzo miły Pan powiedział nam abyśmy zapukali do drzwi, które nam wskazał. Idąc za jego radą, pukamy i zakupujemy z partyzanta, ukraińskie specyfiki w postaci fajek i…. czegoś mocniejszego, chyba się domyślacie, że później trochę nas sponiewierało
.
Zimne piwko w środku wioski, dajemy odpocząć nogom i ruszamy w las szukając miejsca na obóz. Znaleźliśmy czaszkę jakiegoś zwierza i robiąc z niej coś na wzór totemu ochroniliśmy nasz obóz przed siłami zła :diabel2: . Noc minęła pod znakiem deszczu, jednak nad ranem się uspokoiło, tak, że zjedliśmy w suchości śniadanko i ruszyliśmy w kierunku rzeki. Jeszcze nie dotarliśmy na miejsce jak zerwał się wiatr i oberwanie chmury. Dzielnie rozłożyliśmy tarpa, trochę nieudolnie, byle by nie lało za kołnierz, i siedząc na plecakach podziwialiśmy siłę natury. Gdy się uspokoiło ruszyliśmy na spotkanie taty Stalkera, który miał nas odwieźć z powrotem do Puław na PKP.
W butach mokro, wsiadamy zadowoleni do samochodu, jedziemy, aż tu zonk – paliwo się skończyło a na CPN daleko. Chwila namysłu i survivalowo zatrzymujemy inny pojazd, który doholował nas na stację benzynową w Puławach. Kto ma samochód ten wie, że przy wyłączonym silniku hamulec ciężko chodzi, tak więc z duszą na ramieniu modliliśmy się aby przy hamowaniu nie wjechać temu miłemu kierowcy w tzw. d..ę. Na szczęście obyło się bez tego, dotarliśmy na stację, gdzie przy zimnym piwku pożegnaliśmy się z Stalkerem.
Załączam moje zdjęcia robione telefonem, lecz relacja zostanie zapewne uzupełniona przez chłopaków, w treść i dalsze zdjęcia.
http://picasaweb.google.pl/112010100794 ... 1416052010#
Pozdrawiam całą ekipę, a Slaq i tak trafi do kotła.
W piątek od rana byłem już myślami w lesie. Umówiłem się z Jacą wieczorem na centralnym i ruszyliśmy w poszukiwaniu przygody. Slaq miał dojechać rano. W Puławach czekał na nas Stalker, zacny gość, i po szybkich zakupach w „Stokrotce” ruszyliśmy w las. Idąc na zaplanowaną miejscówkę podziwialiśmy zakłady azotowe nocą, które z jednej strony wyglądały jak by miał zaraz startować prom kosmiczny, a z drugiej jak elektrownia w Czarnobylu. Kosmos.
Lekko zroszeni deszczem rozłożyliśmy obóz i do czwartej nad ranem rozprawialiśmy przy ognisku, rozpracowując zapoznawczą butelczynę


Co ciekawe, idąc przeważnie ścieżkami nie napotykaliśmy śmieci. Naliczyłem tylko dwie paczki po papierosach ze trzy butelki po winie/wódce i dwie butelki po piwie zatknięte na gałęzi. Jak to pamiętam? Ano właśnie dlatego, że było ich tak mało.
Po drodze spotkaliśmy tylko cztery osoby i to w okolicach rezerwatu. Jednym słowem piękne tereny.
W rezerwacie, który tworzą ogromne rozlewiska porośnięte trzciną, weszliśmy na wierzę widokową i słuchaliśmy odgłosów żurawi. Postanowiliśmy przed nocą zajść jeszcze do wsi i zrobić zakupy. Okazało się, że sklep jest zamknięty, lecz jeden bardzo miły Pan powiedział nam abyśmy zapukali do drzwi, które nam wskazał. Idąc za jego radą, pukamy i zakupujemy z partyzanta, ukraińskie specyfiki w postaci fajek i…. czegoś mocniejszego, chyba się domyślacie, że później trochę nas sponiewierało

Zimne piwko w środku wioski, dajemy odpocząć nogom i ruszamy w las szukając miejsca na obóz. Znaleźliśmy czaszkę jakiegoś zwierza i robiąc z niej coś na wzór totemu ochroniliśmy nasz obóz przed siłami zła :diabel2: . Noc minęła pod znakiem deszczu, jednak nad ranem się uspokoiło, tak, że zjedliśmy w suchości śniadanko i ruszyliśmy w kierunku rzeki. Jeszcze nie dotarliśmy na miejsce jak zerwał się wiatr i oberwanie chmury. Dzielnie rozłożyliśmy tarpa, trochę nieudolnie, byle by nie lało za kołnierz, i siedząc na plecakach podziwialiśmy siłę natury. Gdy się uspokoiło ruszyliśmy na spotkanie taty Stalkera, który miał nas odwieźć z powrotem do Puław na PKP.
W butach mokro, wsiadamy zadowoleni do samochodu, jedziemy, aż tu zonk – paliwo się skończyło a na CPN daleko. Chwila namysłu i survivalowo zatrzymujemy inny pojazd, który doholował nas na stację benzynową w Puławach. Kto ma samochód ten wie, że przy wyłączonym silniku hamulec ciężko chodzi, tak więc z duszą na ramieniu modliliśmy się aby przy hamowaniu nie wjechać temu miłemu kierowcy w tzw. d..ę. Na szczęście obyło się bez tego, dotarliśmy na stację, gdzie przy zimnym piwku pożegnaliśmy się z Stalkerem.
Załączam moje zdjęcia robione telefonem, lecz relacja zostanie zapewne uzupełniona przez chłopaków, w treść i dalsze zdjęcia.
http://picasaweb.google.pl/112010100794 ... 1416052010#
Pozdrawiam całą ekipę, a Slaq i tak trafi do kotła.