Strona 1 z 1

Opowieści Rzeki

: 19 lut 2010, 08:54
autor: Mazazel
Są opowieści wiatru, będą też i rzeki. Muszą, bo zbliża się pora wzbierania rzek. Niedługie będą, bo niedługo trwa ślad kamienia na połyskującej tafli wody.

Wiosna

Nieporuszone a stęsknione, owiewane wodnistym zapachem lutowego lasu. Bezszelestne wśród mrozu, nagie pod gwiaździstym niebem. Drzewa przeczuwają wiosnę, czekają.

I ja czekam na deszcz. Wiosenny, nagły, deszcz który wydrze z ziemi krzyk pachnący, który wejdzie w rzekę aż do dna, który umyje oczy drzewom. Deszcz po którym las weźmie głęboki oddech, po którym świat oślepi tęcza. Deszcz tańca słonych kropel i bąbelków śliny. W który będziemy zaklinać urodzaj, gniotąc świeżą zieloność łąki; biegając po polach, po kostki w błocie, płoszyć ptaki.

Wiosna przychodzi jak nagła śmierć, jak bezbłędny sztylet odnajdujący drogę do serca. Stopami ledwo dotyka ziemi, ale topi ją swym gorącem. Odurzająca. Chętna. Wilgotna. Mocna. Wszystko co stare, obraca w niwecz. Czary czyni i wśród zgliszcz zgniłego świata, wbrew nadziei i logice, wychyną tłumy zieleni, wygłodniałe zimą ptaki odzyskają głos i podziękują jej pieśnią. Władczyni, która nie ogląda się za siebie. Za nią płonące mosty, przed nią ukwiecony dywan traw. Oddzieli rok przeszły od nowego, starych od młodych, martwych od żywych. Jest początkiem, od niej rok zaczyna toczyć swój bieg. Jeszcze zwodnicza i wymykająca się, ale wie, ze świat już jest jej.

: 19 lut 2010, 16:09
autor: Hillwalker
Mazazel pisze:Odurzająca. Chętna. Wilgotna.
:591:
robi wrażenie ;-)


Hakas, Hillwalker, Zdybi a teraz Mazazel. Niedługo na stronie głównej trzeba będzie dokonać małej zmiany:

Reconnet.pl
survival turystyka militaria literatura

Mazazel, a gdzie drzewa mają oczy?

: 19 lut 2010, 17:43
autor: Mazazel
Mazazel, a gdzie drzewa mają oczy?
W lesie :p
A poważniej, mają, zwłaszcza moje ukochane buki; na pniach, generalnie, tak się kora układa, w oczy zdziwione, oczy rozmarzone, śpiące, czujne, zmęczone, zaciekawione. To takie widoczne oczy. Mają jeszcze te niewidoczne w swojej drzewnej duszy, tak ja to czuję.

: 19 lut 2010, 18:38
autor: Dąb
po przeczytaniu rozmarzyłem się, ach ten wiosenny deszcz...

: 19 lut 2010, 19:46
autor: Tanto
Hillwalker pisze: Niedługo na stronie głównej trzeba będzie dokonać małej zmiany:

Reconnet.pl
survival turystyka militaria literatura
Jestem jak najbardziej ZA.
Sztuką nie jest przeżycie samotnej nocy w lesie, prawdziwym wyzwaniem jest opowiedzenie o tym tak, żeby czytelnik poczuł ciepło ogniska i chłód poranka, by jego pokój wypełnił zapach ściółki i szum wiatru....

: 18 mar 2010, 19:06
autor: Hakas
Tanto pisze:
Hillwalker pisze: Niedługo na stronie głównej trzeba będzie dokonać małej zmiany:

Reconnet.pl
survival turystyka militaria literatura
Jestem jak najbardziej ZA.
Sztuką nie jest przeżycie samotnej nocy w lesie, prawdziwym wyzwaniem jest opowiedzenie o tym tak, żeby czytelnik poczuł ciepło ogniska i chłód poranka, by jego pokój wypełnił zapach ściółki i szum wiatru....
Miłe uwieranie cięciwy w palce i łzawienie oka wpatrzonego w tentniący życiem cel. Zapach końskiego potu i mdławy zapach sprawianej tuszy oraz ciężar plecaka gniotącego ramiona...
Hakas

: 18 mar 2010, 23:02
autor: Treasure Hunter
Co to się na forum porobiło :-P

Proszę więcej takich tekstów.

: 05 kwie 2010, 22:15
autor: Mazazel
Zapis historii przeżytej, drogi przebytej, którą się tęskni, by znowu przejść.

Opowieść o odnajdywaniu się w lesie

Miejsce spotkania jest w sercu Bieszczad, instrukcja każe wysiąść na ostatnim przystanku PKS-u, chwile zawrócić, i hop-hop-hop, zgodnie z mapką po 3 kwadransach meldować się w obozie.

Jestem jedyną osobą wysiadająca z ostatniego wieczornego autobusu. Wioska układa się do snu, od niechcenia zerka na mnie jasnymi okienkami nielicznych domostw. Zgodnie z mapką, od asfaltowej drogi odbija dróżka białych kamyków. Wchodzę w las, las we mnie. Jest mglisty i zażywa właśnie lekkiej mżawki. Oddycha, zielono, mocno, ziołowo i drzewnie, a ja oddycham z nim. Otwiera się przede mną, zamyka za mną, po chwili okala prawie cały widnokrąg. Tak jakby żartował sobie "patrz, nie ma wsi, zniknęła, nigdy nie była, jestem tylko ja". Łaskocze wiechciami traw. Dziwne uczucie jakby opadał ze mnie pył, zapach miasta, każde muśnięcie chłodnej rośliny jest jak oczyszczający dotyk. Chrupanie kamyków zmienia się w kląskanie błota. Szybko nikną ostatnie prześwitujące przez drzewa zabudowania, gasną ostatnie światła, milkną psy. Zapada zmierzch, słychać tylko kropelki deszczu, kaskady kropelek kapiące po niezliczonych igłach, listkach, splątanych łodyżkach, gąszczu jeżyn. W pozornej ciszy każdy listek, kropla, gałązka, ma swój głos. Ludzkie kroki brzmią trochę jak z innego świata. Ale jak się stanie spokojnie, to prawie tak, jakby cie nie było, albo bardziej, jakbyś był tym wszystkim, zielenią, drzewami, deszczem, kroplą na włosach, na szyszce, na kamyczku, powiewem powietrza, trzaskiem gałązki, zaśpiewem ptaka. Jest jedność, i w tej jedności wielka, pierwotna siła.

Ale jest i cel drogi. I niepewność, po kolejnym rozwidleniu, czy to nie już, czy dobrze idę, czy w ogóle zdołam wrócić. I gdy dam przystęp swoim lękom, obce zdają się nagle drzewa, odwracają oczy, cienie wyciągają długie palce, a za kamieniami i krzakami czai się trwoga...ale nie, wyrzucam te myśli z głowy, tu jest dobry las, dobre miejsce, i czuję, ze nic złego nie może mi się przydarzyć. I w środku nocy i nieznanego lasu, odnajdę drogę- a może droga mnie. Czasem widzę ścieżkę a czasem ją wyczuwam, liczę sobie czas, powinno być niedaleko. A jeśli nie? Nie stanę przecież na środku drogi, o nie! Znajdę obóz albo będę wędrować do rana.

Szum rzeki. Więc blisko, bo za nią trzeba skręcić do obozu! Przyspieszam ale okazuje się, że szum się oddala, rzeka gdzieś dalej kieruje swój nurt. I jakiś dźwięk. Przystaje. Nic. Idę. Cóż dudni z głębi lasu? Staję- cisza. Idę, idę, z rozpaczą a nadzieją nasłuchuję. I nic..A jednak po chwili znów, dalekie tętnienie, tak, teraz już jestem pewna, to bębny. I już ich znajdę, choćby za siedmioma górami byli, przywiedzie mnie ten dźwięk do celu wędrówki. Znajduję oznaczone miejsce skrętu w las- jak ciemny teraz, jak mokry- sztuczne światełko kiwające się jak wisielec na drzewie. Jeszcze kawałek prosto, skręcić przy starym cmentarzu i jestem...idę prosto, jest tu całkiem ciemno bo nie ma już białych kamieni na drodze a drzewa są niższe i gęściejsze...nawet w pewnym momencie słyszę ludzi, lecz oni mnie nie, głosy się oddalają...o jaka to szkoda, a na przełaj nie mogę, dzieli mnie od nich bagienko, nasyp...Brnę w las i nijak nie widzę skrętu do cmentarza, mam wrażenie że błądzę, ale oto, między drzewami, błyska ogień! O jaki odblask znajduje w mym sercu, po perspektywie spędzenia nocy pod choineczką! Prawie biegnę ku temu ognikowi, między czarnymi szkieletami wymarłej wioski, przez podmokłą łąkę, podcina mnie cieniutki drut starego ogrodzenia, ale nie zważam na to, i oto jestem.

Szopka owczarzy to dwa skośne daszki i dwa otwarte boki; wewnątrz płonie ognisko, stoją kubki z herbata i czymś mocniejszym; i oni, pasterze, czy może smolarze, zresztą nie pyta się tu o więcej, niż imię...i więcej nie trzeba, by dostać gorąca herbatę i miejsce przy ognisku. Czym pachnie i smakuje herbata w taki czas, w takim miejscu, nie sposób opisać. A do tego bębny. Mały ręczny, większy przy kolanach i trzeci, wielki wiszący. I oni, ci ogorzali, silni, trochę brudni i kudłaci, ludzie lasu. Są tu u siebie, są na swoim miejscu. Siła przenikająca tę ziemię, ich, poprzez ich dłonie daje głos instrumentom, które to równe, zdrowe tętno niosą w wilgotny las.

Są takie ścieżki.
Są takie lasy.
Są takie ogniska.
Są tacy ludzie.
Innymi drogami, innymi lasami, znów się spotkamy.

: 05 kwie 2010, 23:05
autor: Valdi
Super!

: 06 kwie 2010, 17:04
autor: Hillwalker
Czekałem, czekałem, i się doczekałem. Ładne, dużo lepsze niż poprzednia opowieść. Proza, a jakby i poezja.

: 06 kwie 2010, 22:16
autor: zdybi
Świetnie Mazazel,świetnie :-) Ciekawa forma opowieści.Proste odczucia,spostrzeżenia a jednak przekaz rzeczowy i zrozumiały ;-) Tak dalej

: 07 kwie 2010, 09:54
autor: unabomber
Ja Ci pokaże zarośniętych i ogorzałych ludzi lasu. :mrgreen: Wpadasz dzisiaj/jutro?

: 07 kwie 2010, 14:56
autor: Mazazel
Jutro wieczór.
Właśnie zjadłam osę w kanapce, uznaje to za dobry znak:)

[ Dodano: 2010-05-08, 21:16 ]
Naszyjnik

Dogasał upalny dzień w mekce turystów, jednej z wielu. Pod murem barwy zapomnianych kości, staruszka w popielatych zawojach, milcząco zachęcała do zakupu ostatniego naszyjnika. Trochę szkoda się zrobiło cioteczce Annie i te paciorki wzięła. Zawahała się po chwili, odwróciła, ale po szczupłej postaci nie został już nawet ślad na piasku. Zakup przy pierwszej okazji powędrował do siostrzenicy. Ada nie była prezentem specjalnie ucieszona- kolejne barachło z ciotczynych wojaży, do kolekcji figurynek, obrazków, breloczków i paciorków...chociaż może ten nie jest taki najgorszy, pomyślała, przeglądając się w okrągłym lustrze. Pośród rzeźbionych w drewnie liści, kolorowe paciorki przetykane metalowymi tulejkami, przejrzały się razem z nią, obraz zafalował lekko, a dziewczyna westchnęła.

Walizka. Peron. Pociąg. Długo odkładana podróż. Wśród ożywionych wiosną pól, martwa metalowa gąsienica przedziera się niestrudzenie, wioząc sennych, nieruchomych ludzi. Pogoda zachęca do spaceru, więc na miejscu Ada zostawia rzeczy w pokoju i przebiera się w letnią, białą sukienkę; jest prawie pewna, ze zmarznie, ale zakup musi zostać wypróbowany w plażowej scenerii. Zresztą, gdy dopina naszyjnik i przygląda się sobie spod rzęs, czuje przyjemne ciepło i uśmiecha się mimowolnie kącikiem ust. Te pomarańczowe koraliki pasują do grzywki, zielone do tasiemki ściągającej sukienkę pod biustem. A srebrne są, żeby powalczyć ze światłem.

Stopy zagłębiają się miło w szorstki piasek, sandałki kołyszą w dłoni, bezużyteczne. Pośród malutkich sylwetek ludzi i kamieni, ogromne cielsko morza wyleguje się jak przedwieczny gigant, albo Matka Tiamat; spienionymi językami liże jałowy brzeg, pluje roztrzaskanymi marzeniami niezliczonych małych stworzeń; unicestwia kolejne stronice ksiąg piasku, który z powrotem niestrudzenie formuje się w małe barykady, zamki, wzgórza i wąwozy.

Ada wchodzi w morze, jak tylu innych ludzi nad jego brzegami, w tym samym czasie, w innych miejscach dziesiątki kilometrów dalej. Nieznajomi, których nie dzieli nic, prócz morza. Które teraz, płytkie i niegroźne, łasi się Adzie do kostek, ucieka od ręki, pada do kolan. Patrzy jej w oczy, a ona zastanawia się, czy ktokolwiek morzu w oczy zdoła spojrzeć. Morzu, które splata się z Niebem i sięga aż do Dna. Sukienka lepi się do ciała, gdy woda sięga wyżej, przynosząc ze sobą wstęgi wodorostów. Chłód powoduje, że dziewczyna głęboko wciąga powietrze, a morze wtóruje jej, opadając i unosząc się coraz gwałtowniej.

W zderzeniu z chłodnym szalem fali, który otula jej szyję i spływa po końcówkach rudych włosów, kamyki naszyjnika wydają się dziwnie ciepłe. Pod ich nieoczekiwanie ciężkim brzemieniem skóra czerwienieje, a wilgoć zdaje się parować wkoło. Ada prycha słoną wodą, kropelki osiadają na rzęsach. Jak foka, szumi morze, parska jak foka. Jak ryba, krzyczy, gładka jak ryba. Jak muszla, szepcze perliście, otwórz ją, a odnajdziesz skarb. Jak toń, śmieje się z łoskotem kaskad wody, toń!

Jak dziwnie widzieć słońce poprzez migotliwy parasol wody; jak dziwnie przed słońcem ukryć się pośród tej roztańczonej słonej bezcielesności...jak dziwne, że nie jest mi zimno, myśli. Nie jest już zimno w tym morzu życia i śmierci, utraty i odnalezienia, straconych nadziei i wykorzystanych szans, w morzu, gdzie ławice pytań mijają się z miriadami odpowiedzi. Coraz głębiej w poddającej się cienistej otchłani. Nie ma już znaczenia chłód ani upał, w morzu umysłów, przez które przepływa, czując jak śliskie węże myśli bezszelestnie przenikają między nimi...poniżej jest ich leże, morze myśli, a jeszcze niżej? To, co upadło na dno jakiś czas potem, ani nie miało o tym pojęcia, ani nie dbało o to.

Gdy poranne słońce prostowało palce, jeden z nich musnął kolorowy naszyjnik, samotny na stosie pokruszonych muszli.

Tato, tato, pa! Dla mamy!

Dyndając w pulchnej łapce, naszyjnik wtórował nieporadnym krokom dziecka, szybko schnąc w słońcu. Buciki stąpały tuż przy linii, o którą raz po raz miękko opierały się łapy białych tygrysów, niestrudzonych strażników morza powrotów i pożegnań. Morza, które, wieczne lecz nieprzewidywalne, tyleż litościwe, co nieubłagane, jest początkiem i końcem dla każdej rzeki, dla każdej kropli wody, krwi, łzy, potu i nasienia. Stąd przyszliśmy i tu wrócimy. I ten bezkres będzie czekać cierpliwie, na kroplę wody z górskiego lodowca.

Morze krzyczące bez słów witało nowy dzień.

: 26 sie 2010, 03:31
autor: babajaga
Pięknie piszesz Mazazel, naprawdę pięknie :-)

: 27 sie 2010, 17:56
autor: Hillwalker
Przeczytałem i mi się podoba; ależ precyzyjnie piszesz! Nie ma błędów, nie ma powtórzeń. Tekst podzielony z głową... Niektóre zdania zawiłe, zmuszają do uwagi, przedzielone krótszymi, łatwiejszymi.

Ciekawy fragment:
Mazazel pisze:Walizka. Peron. Pociąg. Długo odkładana podróż. Wśród ożywionych wiosną pól, martwa metalowa gąsienica przedziera się niestrudzenie, wioząc sennych, nieruchomych ludzi. Pogoda zachęca do spaceru, więc na miejscu Ada zostawia rzeczy w pokoju i przebiera się w letnią, białą sukienkę; jest prawie pewna, ze zmarznie, ale zakup musi zostać wypróbowany w plażowej scenerii.
Zdania: krótkie, krótkie, krótkie, dłuższe, jeszcze dłuższe, baaardzo długie.

Jeśli napisałaś to bez poprawek, to...
Nie, niemożliwe :-P

: 06 lip 2014, 22:25
autor: Mazazel
Łąka

Drzewo.

Łąka bezkresna, drzewo pośród falujących traw, dwa konie w miękkim cieniu, każdy patrzy w inną stronę. Gruba klacz i ciemny koń. Bezmyślne wahadła ogonów, bezczelny błękit nieba.

Nie, przecież łąka nie jest bezkresna, nie bądź śmieszna, przecież polegnie u stóp lasu, przetnie ją rozgrzany słońcem asfalt, rozedrą płoty i strugi, ścieżki małych i dużych stworzeń.

A może tak? Może kres i początek tej łąki jest tam, w samym środku, tam, gdzie dwa konie, tam, gdzie drzewo. Biegnij lub zostań. Tam, to drzewo sięgające od wilgotnych tajemnic ziemi aż po czystość białych skrzydeł. Tu. Szelest liści w uśmiechu lata.

Zawsze i nigdy pasą się na tej łące. Nieuwiązane, nie odchodzą nigdzie. Wszędzie.

: 07 lip 2014, 07:31
autor: yaktra
Mazazel, A ja czytam inaczej, że to nie tylko wena. Smutny wieczór, brak nowego, szukanie siebie, może swojego miejsca na ziemi, śladu???
Nieważne, pięknie ubrane w słowa...

: 08 lip 2014, 07:29
autor: Mazazel
Bystry z Ciebie czytelnik - trochę tak jest jak piszesz, a trochę tez tak, że każdy przeczyta dane opowiadanie inaczej, inne w nim znajdując drogowskazy ;)

[ Dodano: 2014-11-10, 21:21 ]
Z wysokiego okna

Są takie noce, gdy chce mi się wyć
Resztki dnia ranią boleśnie, a moje okno
na świat
jest zbyt małe


Drzwi uchyli ci ciepły opar alkoholu; mleczny blask ulicznej latarni igra z pyłem, opadającym na stosy książek, rozrzucone naczynia, meble zdobione bliznami wojen na słowa. Nie można powiedzieć, że panuje nieład. Nieliczne, ostre w kształcie, ślady malowane w kurzu, świadczą, ze rzeczy mają tu stałe i rzadko opuszczane miejsca. Podobnie pająki i ustalone na wieczność załamania bordowo – szarych stor...

***

Z wysokiego okna śledzę krótkie migawki i przypadkowe odcinki seriali ludzkich losów. Niewiele dociera na piętro z rozmów; za to przemawiają gesty - dłonie furkoczące w opisie świata i półświatka, pięści gniewnie zaciśnięte, zamaszyste odwroty i bezpardonowe natarcia, pogarda spluwana w twarz, udawane pokłony i prawdziwa trwoga; pieśń ruchu bez słów. I jestem tam, ściskając rękę eleganckiego oszusta lub wykłócając się ze sprzedawcą ryb; choć dłonie zaciskam tylko na poręczach wózka a kłócę się z lustrem o ilość dni przede mną.

Brzuchaty księżyc nie daje zasnąć; za to jest świetnym scenografem wieczornych seansów. Wino jest kontekstowe; niewinne złote grona szepczą o uwiedzionych dziewczętach i wiosennych kochankach. Ale dziś, zza fikuśnej galeryjki z ciemnego drewna, wprosiła się Rioha. Zakołysała się z hałasem i wyrzutem nie dając wyboru innego, jak chwycić pewnie w dłonie i zaprosić na spektakl.

Pod bladą poświatą ulice lśniły pamiątka lekkiego deszczu, wieczorne kwiaty odurzały ciężkim zapachem. Ptaki dnia posnęły, mieszkańcy nocy nawoływali się świstami i pohukiwaniami. Kilka nerwowych sylwetek pojawiło się, by zniknąć. I krew, i wino płynęły leniwie, znudzone.

Szła w płaszczyku srebrnoszarym, buciki koloru mlecznej drogi stukały leciutko, budząc czyste, dalekie echo. Cień małej istoty był długi, głowa tańczyła w okolicach dobrze oświetlonego skrzyżowania, a pajęcze kończyny niosły ją w stronę parku.

Zaszeleściła torebką. Wyjęła cukierki i zjadała po jednym, powoli odpakowując. Rozkładała papierek, prostowała, składała w kwadracik i dopiero sięgała po następny. Naliczyłem siedem.

Spłoszyła się, nie usłyszałem powodu. Zerwała z ławki, papierki rozrzucił wiatr. Cień u jej stóp, szelest w zaroślach. Czeka na kogoś? Wydaje się zaskoczona. Stoi, z rękoma lekko uniesionymi, włosy jak naelektryzowane wkoło jej twarzy. Czubkiem buta waha się, łydką kołysze. Krok w stronę ciemnych krzewów. Kolejny łyk wina, suchy jak jego ojczyzna.

Jasną dłoń wyciąga ku drapieżnym gałęziom – i cień chwyta ją. Ciało dziewczyny tężeje, jakby chciała się cofnąć, ale stoi jak zamurowana. Krok za krokiem, buciki wślizgują się w cień. I w objęciach cienia stoi, lekko przegięta, z odrzuconą głową; a odstawiona łydka kołysze się, a kształtny obcas wystukuje rytm.

Zasłona krzewów połyka i bohaterkę, i cień, ukrywając ich przed światem. Próżno usiłuję wyłowić sekret z szelestu wieczoru. Pióropusz gałęzi trzepoce gniewnie, drga spazmatycznie, trzeszczy, świszczy kora trąca o korę do krwi. Trzasnęła napięta do granic gałąź, upadła na ziemię, rozrzucając broczące rosą kwiaty jaśminu. Ucichło.

Rano poprosiłem pielęgniarza o spacer do parku. Pod krzewem znaleźliśmy biały bucik z kilkoma kroplami krwi i strzępki wilczej sierści.

: 08 lut 2016, 20:59
autor: Mr. Wilson
Czekam na nowe opowiadania :)

: 31 sie 2021, 14:04
autor: Milena
Bardzo ładne! Również czekam:)