29.12.2009.
O 13.09 mój pociąg punktualnie zatrzymuję się w Rożnowie. Tylko ja wysiadam na tej stacji i od razu zauważam oczekujących włóczykijów. Szybkie przywitanie i ruszamy z Dębem i Zdybim w stronę lasu.
Po chwili marszu napotykamy pierwszą przeszkodę. Rzeka Wełna płynie leniwie- powalone drzewo wygląda bardzo zachęcająco na pierwszy rzut oka. Na drugi juz nie do końca

Oblodzony pień dostarcza pierwszych wrażeń na tym wypadzie. Nikt nie chce zaliczyć kąpieli.
Po chwili jesteśmy na drugim brzegu. Nie mamy wiele czasu do zachódu słońca więc zaczynamy rozglądać się za miejscem na nocleg. Znajdujemy odpowiednie miejsce w lasku świerkowym. Odnajdujemy też materiał na nodię. Powalona przez wiatr sucha brzoza da mam dziś ciepło.
W nocy temperatura waha się w okolicach minus dwóch stopni. Jak się okazało wszyscy zabraliśmy tylko jesienne śpiwóry- przez najbliższe 4 noce będziemy za to płacić niewielką ale odczuwalną cenę
30.12.2009
Po szybkim śniadaniu czas wyruszać na zachód, w głąb Puszczy.
Humory dopisują. Nagle serca podchodzą nam do gardeł. Okazuje się, że nawet w Puszczy Noteckiej może zdarzyć się bliskie spotkanie z groźnym niedźwiedziem.
Udaje nam się uniknąć pożarcia i ruszamy dalej. Cały czas idziemy na zachód podziwiając Puszczę, badając liczne tropy zwierzyny, oddychając zimowym , leśnym powietrzem.
Dziś rozbijamy się prawie na skraju lasu.
Z tego powodu bardzo dokucza nam silnie wdzierający się do lasu wiatr. Temperatura podobna jak wczoraj ale wiatr diametralnie zmienia jej odczuwanie. Dąb i Zdybi nie próżnują i pod wieczór płonie i grzeje nas kolejna nodia. Tym razem potrójna.
Czas wybrać się po wodę. Nie ma lekko - bez toporka nie przebijemy się przez około 3 cm warstwę lodu.
Po kolacji czas na herbatkę.
31.12.2009
Wyruszamy na szlak w sylwestrowy dzień. Po drodze trafiamy na coś na co po cichu liczyliśmy. Trop i odchody wilka. Zdybi robi zdjęcia- nie jest przekonany w 100% i chce zweryfikować ślad po powrocie do domu. Zahaczamy o pobliską wioskę aby uzupełnić zapasy.
Tą noc spędzamy niedaleko osad ludzkich. Kładziemy się spać o 23.55- po chwili leśny spokój zakłócają huki petard.
01.01.2009
Po śniadaniu dalej na zachód- w okolice Wronek. Niestety idziemy spory kawałek asfaltem. Trochę wybija nas to z "leśnego stanu ducha". Ale destynacje osiągamy dosyć szybko. Szukając miejscówki na nocleg zdarza się coś co w nasz luźny , bushcraftowy wypad wplata element realnego survivalu. Musimy szybko rozbić obóz i rozpalić ogień. Ale o tym później.

Po zażeganiu kryzysu relaksujemy się w cieple ogniska.
02.01.2009
Nadszedł czas rozstania. Sprawy zawodowe zmuszają mnie do zakończenia tego przyjemnego i bardzo kształcącego dla mnie biwaku. Żegnamy się we Wronkach- ja udaję się w stronę dworca PKP a dwóch włóczykijów w stronę zachodzącego słońca nie znając ani celu ani dnia końca włóczęgi.
Wybaczcie ten lakoniczny opis i kiepskie zdjęcia. Zdjęcia główne były robione aparatem Zdybiego więc pojawią się, gdy wędrowcy zawitają do domów. Wtedy też uzupełnimy szczegóły wypadu

Trochę za szybko mi to zleciało ale było super. Wybaczcie też braki w opisach lokalizacji, dokładnych namiarów itp, itd. To nie miało znaczenia. Jechaliśmy do lasu aby być lesie, nie aby liczyć kilometry i odhaczać punkty na mapie.
Mam nadzieję, że wkrótce znów napijemy się czaju wśród szumiących sosen.