Ja to w sumie jeszcze dzieciak jestem, ale już nie bawię się na podwórku, więc wymienię. Z pierwszych lat XXI wieku
- chowany: chyba każdy wie o co chodzi
- żołnierzyki: było nas czterech, każdy miał swoją armię żołnierzyków, własne państwo, teren i prowadziliśmy wojny itp., tyle że zamiast kupować plastikowe żołnierzyki (mieliśmy ich bardzo mało, bo u nas jest kilkadziesiąt kilometrów do najbliższego sklepu), robiliśmy własne z papieru
- żołnierze: taka nasza mała armia, każdy miał broń (własnoręcznie obrobionego kija) i amunicję (małe, zielone jabłka), mieliśmy dowódcę (co tydzień był wybierany na nowo), przeprowadzaliśmy zaplanowane przez dowódcę akcje (achh, bardzo miłe wspomnienia, robiliśmy bazy na drzewach, właziliśmy na prywatne posesje i zakładaliśmy się kto np. pierwszy dotknie drzwi prywatnego budynku [potem za to były odznaczenia z takich liści, które przyklejają się do ubrań

], polowaliśmy na czyjeś kury, przeprawialiśmy się przez rzeczki, prowadziliśmy ostrzał pewnych obiektów... aż łezka w oku się zakręciła...)
- piłka nożna: w lato zawsze dużo się w gałę grało, tymbardziej, że my na typowej wsi byliśmy, więc sami kosiliśmy boisko, sami robiliśmy bramki, a raz na kilka miesięcy zjeżdżali się najlepsi gracze z obu wsi i rozgrywaliśmy międzywsiowy mecz - wiecie, całe rodziny przychodziły oglądać, a trwał tyle co prawdziwy (90 minut)
- piłka nożna również z wariacją pt "dwudziechy" (jedna bramka, ograniczone pole gry i różna punktacja za strzał ze stopy, kolana, główki, barku, voleya itp - gość, który zdobył najmniej punktów wykonywał "misję specjalną" - od wygryzania trawy na polu karnym po jazdę na baranie

)
U nas to się nazywało gra "w ciula" albo "w tysiąca". Trzeba było doprowadzić liczbę punktów do określonej wielkości (np. 30). Nieszczęśnik, który stał na bramce i dopuścił do przekroczenia tej wielkości, zostawał na budzie i nadchodziła dla niego seria rzutów karnych. Każdy strzelał karniaki i potem w zależności od tego ile bramkarzowi trafił karnych, tyle razy mógł go kopnąć w tyłek (oczywiście bramkarz musiał się odpowiednio wypiąć i nie ruszać się, wszyscy pilnowali tego).
Ale już wyrosnęliśmy i to zniknęło. Szkoda, strasznie mi żal tego. Teraz już nikt w nogę nie gra, nikt boiska nie kosi, a bramki dawno zostały rozwalone...