Dąb pisze:jak coś to się zgadamy,
W takim razie biorę ze sobą na wszelki wypadek namiot.
zdybi, Wrzuć nr. telefonu aby nawiązać łączność.
Marcin, zadzwonię aby dogadać szczeguły.
Ruszam jutro stopem o 14 .
No i ruszyłem. Tramwajem do Leśnicy na wylotówkę dalej trochę z buta i po jakimś czasie chwytam okazję kikla kilosów za Wrocław. Potem Stopem k. Głogowa gdzie odniosłem wrażenie, że utknąłem. Wkońcu złapałem stopa na obwodnicę Zielonej Góry dalej poszło z górki. Następne auta zatrzymywały się jak na zamówienie, co więcej, nocą na obwodnicy Szczecina, kiedy wyjmowałem kurtkę zatrzymał się koleś i wrzeszczy, że jedzie nad morze.
Gość wysadził mnie przy zjeździe na Wolin i Świnoującie. Wyjąłem latarkę i dalej "na łów" po kilku chwilach zatrzymuje się laweta i mruga zachęcająco kogutem. Pobiegam a gość na wejściu ryczy:
- gdyby nie ten karton z napisem to bym się nie zatrzymał.
O 23 ląduję w Wolinie. W umówionym miejscu spotykam się z Zybim i Dębęm i ruszamy na nocleg kilka kilosów dalej na upatrzony wcześniej przez chłopaków pustostan ( dziwaczny budyneczek z suporeksu) W nocy wiało tęgo ale radę daliśmy.
Wczesna pobudka szybkie śniadanie i ruszamy do słowiańskiej osady. Czekamy na rozpoczęcie dnia dla turystów, czyli do godziny 10. do tego czasu strugamy badyle, robimy foty okolicy, ostrzymy noże i inne takie nudne bzdury.
W informacji dowiedziałem się, kto organizuje warsztaty z rozniecania ognia. Udałem się pod wskazany adres do maleńkiego namiotu z czerwonegopłutna, przed którym stał gospodarz. Po krótkiej rozmowie dowiedziałem się, ze warsztaty odbędą się ok godz. 12 przy bramie głównej.
Warsztaty rozpoczęły się z małą obsuwą a w dodatku w tym samym czasie i miejscu znalazł się gość który opowiadał i przygotowywał produkcję dziegciu. Pomieszanie z poplątaniem - mały bałagan. Kolega od ognia wyłuskał nieco o krzesiwie i jego zastosowaniu ale o rozniecaniu łukiem i ręcznym świdrem nie powiedział nic bo... zapomniał zabrać ze sobą sprzętu! Szkoda, no nic! Myślę sobie i bezceremonialnie wkraczam do akcji i sam zaczynam demonstrować swój sprzęt i umiejętności.
Okazało się, że kolega od dziegciu posada o wiele większą wiedzę i doświadczenie niż prowadzący zajęcia o ogniu. Przy jednymm ognisku spędziliśmu prawie cały dzień na niekończących się rozmowach, wymianie doświadczeń etc.
Innych warsztatów nie widziałem bo ich chyba nie było. Rzemieślnicy pdemonstrowali swoje warsztaty i wyroby ale o wszelkich kursach głucho i cicho, momo, że na oficjalnych plakatach reklamujących stało wołem, że od... do... będą odbywać się kursy i warsztaty dawnego rzemiosła. Okazało się, że kursy odbywają się, ale bardzo spontanicznie, niewiadomo gdzie, kiedy i o której i kto je tak na prawdę prowadzi - generalnie jak i komu się zechce. Mało profesionalnie i amatorsko. Szkoda ludzi, którzy pokonują gigantyczne odległości i przybywają pocałować klamkę lub dowiedzieć się, że warsztaty odbędą się jak Wiking raczy wstać i zeżreć
Kolejny nocleg w szuwarach pod Wolinem. W nbiedzielę po 9 ewakuacja na stopa. Chwytam stopa przed Zieloną Górę następny do Lubina i kolejny do Wro gdzie kierowca podwozi mnie na moje osiedle.
Kupiłem ładne krzesiwko, poznałem kiku ciekawych ludzików oraz zaznajomiłem się z paroma ciekawostkami dotyczącymi rozniecania ognia. Spotkanie z Zybim i Dębem - Bezcenne. Bilans dodatni mimo, że Festiwal - Warsztaty rozczarowały mnie.