Pieniny: Sokolica / Okrąglica
: 12 cze 2009, 16:27
Witam ponownie po długiej przerwie.
Z nadejściem lata potrzeba wypadów „gdzieś” przybrała na intensywności i częstotliwości. Łażę więc po Beskidzie Sądeckim, kiedy tylko mogę. Ostatnio wybraliśmy się w Pieniny i była to naprawdę cudowna wycieczka.
Wyruszaliśmy z Krościenka nad Dunajcem, do którego dojechaliśmy samochodem, więc i do Krościenka musieliśmy zejść. Pomimo intensywnych opadów przez ostatnie pięć dni, w sobotę powitało nas słońce i temperatura w granicach 25 stopni. Przejrzystość powietrza bardzo wysoka i nawet późniejsze zachmurzenie nie zepsuło nam widoków.
Z Krościenka o 9. rano wyruszyliśmy zielonym szlakiem w kierunku Przełęczy Sosnów. Początek wiódł asfaltową drogą, która wkrótce zmieniła się w gruntową, żeby niebawem stać się po prostu ścieżką w lesie. Na pierwszym ostrym i długim podejściu dały o sobie znać ostatnie opady: szlak był błotnisty i diabelnie śliski. Kiedy tylko można było, łapaliśmy się pni drzew, żeby nie zjechać. Odcinek z Krościenka do Przełęczy pokonaliśmy w 45 minut, chociaż według informacji na mapie, przejście zajmuje godzinę. Szybkie tempo przyłożył kumpel, który stwierdził, że „on każdy szlak pokonuje w połowę opisanego czasu”. Biorąc pod uwagę, że jest w górach pierwszy raz od jakiś dwóch lat, jego zachowanie wydawało mi się idiotyczne, ale powstrzymałem się od komentarza. Na przełęczy przy skrzyżowaniu szlaków zrobiliśmy postój na śniadanie. Po zjedzeniu bułki i wypiciu blisko litra wody, wspomniany kumpel zrobił się zielony na twarzy i poczuł mdłości. Przeszło mu po jakiś dziesięciu minutach, ale już do końca wędrówki będzie trzymał się 20 metrów za mną i wydzierał, żeby iść wolniej.
Z Przełęczy Sosnów po 15 minutach niebieskim szlakiem dotarliśmy do podnóża punktu widokowego – Sokolica. Wstęp na niego kosztuje 4 złote, a sprzedaje go pan, który siedzi w małej drewnianej budce z przenośną kasą fiskalną. Bilet upoważnia do już bezpłatnego wstępu na Okrąglicę (szczyt Trzech Koron), pod warunkiem, że zaliczy się i Sokolicę i Okrąglicę jednego dnia.
Po kolejnych 10 minutach wspinaczki po śliskich kamieniach wylądowaliśmy na Sokolicy i zaparło nam dech. Widoki były przepiękne, zdjęcia nie potrafią w pełni oddać uroku tego miejsca. Najbardziej fotogeniczna jest oczywiście samotna sosna, która wyrasta spomiędzy kamieni i wygięta sterczy nad 400 metrową przepaścią. Spędziliśmy na tych kamieniach chyba z pół godziny, fotografując co się dało z kilku różnych ujęć.
Wróciliśmy na niebieski szlak, który zaprowadzić nas miał na Zamkową Górę. Po drodze mijaliśmy kilka punktów widokowych podobnych do Sokolicy, lecz żaden nie był już tak atrakcyjny i wyeksponowany jak ona.
Na szczyt Zamkowej Góry prowadzą kamienne schody, otoczone barierką (zresztą bardzo często na tych szlakach spotykaliśmy podejścia właśnie z barierkami i wierzcie mi, że te poręcze wcale nie stoją tam na wyrost). Jeśli nie przekręciłem faktów, w XII wieku stał tu zamek, który bronił się przed Tatarami. Dziś jest to ogrodzona platforma, z tabliczką informacyjną oraz skałką, na której znowu coś zjedliśmy. W ciągu 20 minut, które spędziliśmy na Zamkowej Górze, „zaliczyliśmy” 4 wycieczki z przewodnikiem i to było o 4 wycieczki za dużo, więc zebraliśmy się stamtąd bez zbędnego ociągania się.
Niebieski szlak wiedzie wprost na Okrąglicę, ale planowaliśmy zrobić małe kółko i wejść na górę z drugiej strony. Skręciliśmy w dół, na zielony szlak aż do Sromowiec. Zejście było ostre, co zapowiadało porządne podejście, a przecież łaziliśmy po górach już od dobrych kilku godzin. Nie zdziwiłem się, gdy w Sromowcach kumpel stwierdził, że on na Okrąglicę nie wyjdzie. Zrobiliśmy długi postój nad strumieniem na piwo, czekoladę i zdjęcia w makro. Pół godziny leżenia na brzegu rozluźniło nas i dodało trochę sił. Ruszyliśmy wszyscy żółtym szlakiem. Na początku „ataku szczytowego” byłem przekonany, że zejście do Sromowiec było czystym idiotyzmem. Zmieniłem zdanie, kiedy na szlaku zaczęły pojawiać się majestatyczne skałki.
Droga wiodła najpierw dnem wąwozu, a skałki, ukryte pomiędzy drzewami, wyglądały niesamowicie. Zrobiliśmy tam całą masę zdjęć. Wąwóz skończył się, szlak trawersował teraz strome zbocze. Zmęczenie coraz mocniej dawało o sobie znać, ale nie było najgorzej. Mijaliśmy coraz więcej turystów i coraz mniej z nich wyglądało jak turyści. Ja w trekkingowych butach ślizgałem się na błocie, więc zastanawiałem się, w jaki sposób radzą sobie faceci w lakierkach i kobiety na szpilkach? Jeśli dodamy do tego starsze kobiety w adidasach i z parasolkami pod pachami, mamy piękne przykłady ludzkiej głupoty.
Na samym szczycie Okrąglicy zamontowana jest metalowa platforma widokowa. Prowadzi do niej również metalowa konstrukcja z chodnikami, schodami i barierkami. Wstępu na nią pilnuje pracownik Pienińskiego Parku Narodowego, który sprzedaje bilety wstępu. Pokazaliśmy mu te z Sokolicy i weszliśmy na platformę.
Widok z niej autentycznie zapiera dech w piersiach. Pełne 360 stopni panoramy Pienin, z przełomem Dunajca, widok na Sromowce, trochę utrudniony na Krościenko, a przede wszystkim przepiękne Tatry górujące nad całością. Nie dopisała pogoda, bo niebo zasnuło się szczelnie chmurami i zerwał się porywisty wiatr, ale widoczność nie zmieniła się.
Zeszliśmy z platformy, a potem żółtym szlakiem dotarliśmy do Krościenka. Cały wypad zajął nam nieco ponad 8 godzin.
WNIOSKI:
- forsowanie się w pierwszej części wycieczki nie jest dobrym pomysłem,
- Pieniny są niesamowicie malownicze i chociaż nie dysponują wysokimi szczytami, widoki jakie towarzyszą nam po drodze potrafią zaskoczyć całkowicie,
- wycieczka do Pienińskiego Parku Narodowego obfituje w częste spotkania z turystami, więc nie jest to najlepszy rejon do prawdziwie samotnej włóczęgi.
Poniżej link do galerii:
http://picasaweb.google.com/braaaain/07 ... TrzyKorony#
Z nadejściem lata potrzeba wypadów „gdzieś” przybrała na intensywności i częstotliwości. Łażę więc po Beskidzie Sądeckim, kiedy tylko mogę. Ostatnio wybraliśmy się w Pieniny i była to naprawdę cudowna wycieczka.
Wyruszaliśmy z Krościenka nad Dunajcem, do którego dojechaliśmy samochodem, więc i do Krościenka musieliśmy zejść. Pomimo intensywnych opadów przez ostatnie pięć dni, w sobotę powitało nas słońce i temperatura w granicach 25 stopni. Przejrzystość powietrza bardzo wysoka i nawet późniejsze zachmurzenie nie zepsuło nam widoków.
Z Krościenka o 9. rano wyruszyliśmy zielonym szlakiem w kierunku Przełęczy Sosnów. Początek wiódł asfaltową drogą, która wkrótce zmieniła się w gruntową, żeby niebawem stać się po prostu ścieżką w lesie. Na pierwszym ostrym i długim podejściu dały o sobie znać ostatnie opady: szlak był błotnisty i diabelnie śliski. Kiedy tylko można było, łapaliśmy się pni drzew, żeby nie zjechać. Odcinek z Krościenka do Przełęczy pokonaliśmy w 45 minut, chociaż według informacji na mapie, przejście zajmuje godzinę. Szybkie tempo przyłożył kumpel, który stwierdził, że „on każdy szlak pokonuje w połowę opisanego czasu”. Biorąc pod uwagę, że jest w górach pierwszy raz od jakiś dwóch lat, jego zachowanie wydawało mi się idiotyczne, ale powstrzymałem się od komentarza. Na przełęczy przy skrzyżowaniu szlaków zrobiliśmy postój na śniadanie. Po zjedzeniu bułki i wypiciu blisko litra wody, wspomniany kumpel zrobił się zielony na twarzy i poczuł mdłości. Przeszło mu po jakiś dziesięciu minutach, ale już do końca wędrówki będzie trzymał się 20 metrów za mną i wydzierał, żeby iść wolniej.
Z Przełęczy Sosnów po 15 minutach niebieskim szlakiem dotarliśmy do podnóża punktu widokowego – Sokolica. Wstęp na niego kosztuje 4 złote, a sprzedaje go pan, który siedzi w małej drewnianej budce z przenośną kasą fiskalną. Bilet upoważnia do już bezpłatnego wstępu na Okrąglicę (szczyt Trzech Koron), pod warunkiem, że zaliczy się i Sokolicę i Okrąglicę jednego dnia.
Po kolejnych 10 minutach wspinaczki po śliskich kamieniach wylądowaliśmy na Sokolicy i zaparło nam dech. Widoki były przepiękne, zdjęcia nie potrafią w pełni oddać uroku tego miejsca. Najbardziej fotogeniczna jest oczywiście samotna sosna, która wyrasta spomiędzy kamieni i wygięta sterczy nad 400 metrową przepaścią. Spędziliśmy na tych kamieniach chyba z pół godziny, fotografując co się dało z kilku różnych ujęć.
Wróciliśmy na niebieski szlak, który zaprowadzić nas miał na Zamkową Górę. Po drodze mijaliśmy kilka punktów widokowych podobnych do Sokolicy, lecz żaden nie był już tak atrakcyjny i wyeksponowany jak ona.
Na szczyt Zamkowej Góry prowadzą kamienne schody, otoczone barierką (zresztą bardzo często na tych szlakach spotykaliśmy podejścia właśnie z barierkami i wierzcie mi, że te poręcze wcale nie stoją tam na wyrost). Jeśli nie przekręciłem faktów, w XII wieku stał tu zamek, który bronił się przed Tatarami. Dziś jest to ogrodzona platforma, z tabliczką informacyjną oraz skałką, na której znowu coś zjedliśmy. W ciągu 20 minut, które spędziliśmy na Zamkowej Górze, „zaliczyliśmy” 4 wycieczki z przewodnikiem i to było o 4 wycieczki za dużo, więc zebraliśmy się stamtąd bez zbędnego ociągania się.
Niebieski szlak wiedzie wprost na Okrąglicę, ale planowaliśmy zrobić małe kółko i wejść na górę z drugiej strony. Skręciliśmy w dół, na zielony szlak aż do Sromowiec. Zejście było ostre, co zapowiadało porządne podejście, a przecież łaziliśmy po górach już od dobrych kilku godzin. Nie zdziwiłem się, gdy w Sromowcach kumpel stwierdził, że on na Okrąglicę nie wyjdzie. Zrobiliśmy długi postój nad strumieniem na piwo, czekoladę i zdjęcia w makro. Pół godziny leżenia na brzegu rozluźniło nas i dodało trochę sił. Ruszyliśmy wszyscy żółtym szlakiem. Na początku „ataku szczytowego” byłem przekonany, że zejście do Sromowiec było czystym idiotyzmem. Zmieniłem zdanie, kiedy na szlaku zaczęły pojawiać się majestatyczne skałki.
Droga wiodła najpierw dnem wąwozu, a skałki, ukryte pomiędzy drzewami, wyglądały niesamowicie. Zrobiliśmy tam całą masę zdjęć. Wąwóz skończył się, szlak trawersował teraz strome zbocze. Zmęczenie coraz mocniej dawało o sobie znać, ale nie było najgorzej. Mijaliśmy coraz więcej turystów i coraz mniej z nich wyglądało jak turyści. Ja w trekkingowych butach ślizgałem się na błocie, więc zastanawiałem się, w jaki sposób radzą sobie faceci w lakierkach i kobiety na szpilkach? Jeśli dodamy do tego starsze kobiety w adidasach i z parasolkami pod pachami, mamy piękne przykłady ludzkiej głupoty.
Na samym szczycie Okrąglicy zamontowana jest metalowa platforma widokowa. Prowadzi do niej również metalowa konstrukcja z chodnikami, schodami i barierkami. Wstępu na nią pilnuje pracownik Pienińskiego Parku Narodowego, który sprzedaje bilety wstępu. Pokazaliśmy mu te z Sokolicy i weszliśmy na platformę.
Widok z niej autentycznie zapiera dech w piersiach. Pełne 360 stopni panoramy Pienin, z przełomem Dunajca, widok na Sromowce, trochę utrudniony na Krościenko, a przede wszystkim przepiękne Tatry górujące nad całością. Nie dopisała pogoda, bo niebo zasnuło się szczelnie chmurami i zerwał się porywisty wiatr, ale widoczność nie zmieniła się.
Zeszliśmy z platformy, a potem żółtym szlakiem dotarliśmy do Krościenka. Cały wypad zajął nam nieco ponad 8 godzin.
WNIOSKI:
- forsowanie się w pierwszej części wycieczki nie jest dobrym pomysłem,
- Pieniny są niesamowicie malownicze i chociaż nie dysponują wysokimi szczytami, widoki jakie towarzyszą nam po drodze potrafią zaskoczyć całkowicie,
- wycieczka do Pienińskiego Parku Narodowego obfituje w częste spotkania z turystami, więc nie jest to najlepszy rejon do prawdziwie samotnej włóczęgi.
Poniżej link do galerii:
http://picasaweb.google.com/braaaain/07 ... TrzyKorony#