I długi weekend zleciał jak z bicza strzelił...No to jedziemy...
Jako,że z Morgiem mieliśmy wystartować do Gorzowa PKS-em ze Szczecina,tak i się stało.Przeładowany paliwożerca, wlekł się niemiłosiernie i późnym wieczorem,byliśmy na miejscu.Po krótkim przywitaniu,znaleźliśmy się we włościach Dęba.Tam obraliśmy trasę wyprawy.Pięć godzin snu i pobudka o piątej następnego dnia.Szybkie śniadanie ,dopakowywanie sprzętu i marsz przez miasto na PKS,który miał nas wywieść w utęsknione lasy i pola...Po kilkunastu minutach,wysiedliśmy w niewielkiej wsi.Krótki marsz polną drogą i nareszcie byliśmy w lesie.Sosnowy bór,przywitał nas... chordami komarów.Pogoda niepewna,zbierało się na deszcz.Przemierzaliśmy sosnowe bory i młodniki.Urzekła mnie ilość jezior i czystość tychże wód.Wokół nich, rozciągały się piękne bukowiny.Ptasi raj.Ogrom ptasich głosów i tropów zwierzyny-jednym słowem,tematów do rozmów nie brakowało...Po drodze,staraliśmy się rozpoznawać rośliny,nie tylko jadalne.
Jak to zwykle bywa,nie zawsze jest tak sielankowo do końca.Skończyły się wygodne, leśne dukty i przyszło się zmierzyć z rozległym bagnem.Teren był naprawdę podmokły i grząski.Bagno "trzęsło się" jak galareta.W pewnym momencie,nie dało się iść dalej.Za duże ryzyko.Obeszliśmy je,nadkładając nieco drogi.Chyba nikt tego nie żałował-las wokół grzęzawiska,wyglądał jak pierwotna puszcza.Bajka po prostu...Lekko "trafieni",całą drogą,w końcu wyszliśmy na leśną drogę.Tam Chuck Norris spojrzał w niebo i chmury się spociły,he,he...Zaczęło lać jak z cebra.Odpoczynek pod bukiem.Po raz któryś,zwalaliśmy z siebie dziesiątki kleszczy.Na pierwszy głód-suszone mięso Morga.Rewelacja.Z dodatkiem pieprzu,smakowało wybornie.Pierwszy obóz miał się znajdować nad jeziorkiem,niedaleko wsi Santoczno.Odziani w poncza(Dzięki Ci Dąb za to ponczo,jeszcze raz

),brzegiem jeziora,dotarliśmy do miejsca,gdzie chłopaki kwaterowali w zeszłym roku.Zastali je w stanie podobnym jak zostawili.Rozbiliśmy obóz.Namiot,plandeka,ognisko,wiszące nad nim menażki,plecaki itd-obrazek bliski sercu,każdemu z nas...Po małym posiłku ruszyliśmy na ryby.Obok,stała wygodna kładka.W wodzie przy brzegu leżały-łby ryb!.Duży sandacz i kilka okoni,padło łupem jakichś wędkarzy dzień wcześniej.Wyobraźnia pobudzona,spławik skacze na wodzie i...nic,zero brań.Masakra.
Deszcz ustał nieco i w menażkach,przyjemnie bulgotała strawa.Kilka grzybów,znalezionych po drodze,jerky,kuksu i kompot z rabarbaru(rósł w środku lasu!!!)Do tego delikatne pędy pałki wąskolistnej.Na herbatę poszły,liście malin,szczawik zajęczy,młode gałązki świerku i...to było najlepsze-sosnowe szyszki.Suche,zdrewniałe szyszki.Herbata z takich szyszek,ma delikatny posmak żywicy i przyjemny aromat.Szyszunia normalnie

.W leśnych ciemnościach,przy ognisku,Dąb przyrządził ciasto do bannoka.Upiekł je w górnych połówkach menażek.Palce lizać.Jedliśmy go jeszcze następnego dnia.
Rano,po śniadaniu-"szybki strzał" i byliśmy spakowani.W Santocznie, wstąpiliśmy do sklepu i na mocną kawę.Dalsza trasa,wiodła przez rozległe bory i bukowiny.Dotarliśmy do niewielkiego jeziora.Na jednym z dostępnych brzegów,połowiliśmy ryb.Płotki,bo tylko one chciały brać,oskrobane i wypatroszone,wymościłem wewnątrz i na zewnątrz,miętą.Błogie lenistwo,rybki,wędka,relax...Pogoda w kratę ale uśmiech nie znikał z twarzy i tematów do rozmów było wiele.Ostatnim etapem wędrówki tego dnia,był przemarsz,pięknym bukowym lasem.Niewielka rzeczka wiła się w malowniczym terenie.Przeprawy po zwalonych drzewach i wspinaczki pod strome brzegi,dodały smaczku końcówce dnia.Zaparkowaliśmy z noclegiem,niedaleko rzeczki,pod rozłożystymi bukami.Po rozbiciu schronów,do menażek powędrowały ryby,ryż, grzyby(kozaki,gołąbki),sos...Herbata z mięty(rosła masowo,wokół jeziora),bez cukru,ma głęboki ostrawo-gorzkawy smak.Rozmowy i śmiech toczyły się długo w noc.Porady,wymiana doświadczeń,spostrzeżenia,sprawy życiowe i mniej przyziemne...Zasnęliśmy w szumie buków.Ostatniego dnia,lekki spacer przez las,do Górek.Perspektywa kończącego się pobytu w lesie,lekko mnie zdegustowała.Sztywna jazda pociągiem do Gorzowa.Tam przesiadka w autobus i już Szczecin.Ech,wszystko dobre co się dobrze kończy

Trzeba to kiedyś powtórzyć!!!Pozdrowienia.
http://s713.photobucket.com/albums/ww13 ... mview=grid