: 18 maja 2015, 13:39
autor: Q_x
Pani...
Zakładając stały dostęp do wody i możliwość swobodnego rozpalania ognia, cokolwiek będzie się działo, poza wypadkami i klęskami na biblijną skalę - przeżyjecie. Kwestia zadbania o zdrowie i komfort.
Szampon - dwie saszetki na głowę, jedną można zostawić na umycie się przed powrotem, jedną - przed wizytą w jakimś mieście albo w celu zwalczenia kołtuna. Mydło jest zbędne, najgorszy syf można odmoczyć, a jak nie zejdzie - doszorować piachem. Pierze się w wodzie - chyba, że codziennie pierzesz buty, plecak, śpiwór itd., to jak najbardziej, pranie skarpet detergentem też ma sens. Antyperspirant jest zbędny, człowiek i tak będzie śmierdział (i to w całości, chyba, że się będziesz tym ałunem smarować po stopach, plecach i czort wie gdzie jeszcze), w razie kontaktu z cywilizacją krem z filtrem skuteczniej zwalczy wakacyjny zapach, a w razie kłopotów, infekcji, rozległych otarć, cóż, woda i jodyna. Przegotowana woda jest słabym (?), ale zawsze, antyseptykiem.
Gary bez teflonu można drzeć piachem. Dwa gary, talerz i kubek to 2x za dużo, sama dziwka waży tyle, ile "jednoosobowy" zestaw (=kubek). Litrowy stalowy kubek pomieści rację obiadową, następnie herbatę na cały wieczór i na koniec wodę na rano. Waży poniżej 200g. Ważne żeby garnki dało się wygodnie domyć - jak najmniej rantów i kantów. Moim ulubionym utensylium była cieniutka jak papier stalowa miska, ok. litrowa, z pokrywką, waga samej michy - poniżej 100g. Aluminium jest może nawet lżejsze (skoro mówimy o ałunie, to raczej garnki nieanodyzowane), Albo np. puszka po piwie. Można też z niej zrobić kubek w razie jakiejś niespodziewanej potrzeby napicia się kawy w czasie jedzenia obiadu. Do nabierania wody ze strumyka wystarczy dół butelki.
Pastę do zębów - można zrobić na szczoteczce zapas na jakieś trzy mycia i tak wysuszyć, albo w terenie po staropolsku paluchem zatrudnić sól i popiół, ew. z czyściwem ściernym - węglem z ogniska utartym na kamieniu.
Papier toaletowy można sobie praktycznie odpuścić, zawsze się znajdzie jakiś mech, kamień albo, jak w Indiach, lewa ręka własna i woda w prawej. Zawsze noszę rolkę papieru toaletowego.
Z odzieży to co na sobie, coś ciepłego na górę i coś przewiewnego na dół i jedną porządną zmianę wełnianej bielizny (też koszulki, skarpety), ew. po dwie sztuki majtek i skarpet, żeby nie musieć codziennie prać, ale też nie kisić brudów. Chyba, że upierzesz gacie i skarpety codziennie, to masz problem z głowy i wystarczy jedna całkowita zmiana odzieży.
Co do zasady: bez enzymatycznych proszków, bez prania w 40C, bez codziennej zmiany bielizny, bez drogerii na podorędziu i tak będziecie śmierdzieć. Większość ludzi latem po wyjściu z (siedzącej, klimatyzowanej) 8h pracy nie pachnie fiołkami... Nie ma sensu walczyć z naturą, lepiej się porządnie spocić i pozwolić wełnie wyeliminować bakterie. Podwójna procja proszku (circa stołowa łyżka?) i pralka z worka na śmieci/uciętej butelki/największego garnka wystarczą, żeby doprowadzić wszystko do cywilizowanego stanu przed powrotem do domu, tzn. przypuszczam, że parę godzin moczenia odzieży i bełtania w ciepłej wodzie i później w ciepłej wodzie z proszkiem to dość, żeby nie śmierdzieć jak bezdomni, kiedy się usiądzie w hermetycznym samolocie. Trudnych plam (trawa, żywica) proszki nie ruszają, trzeba się liczyć z kosmetycznymi defektami.
Możecie też chyba zostawić (czy nawet zakupić) zmianę odzieży i klapki w jakiejś skrytce/przechowalni np. na lotnisku i zwyczajnie wziąć prysznic przed odlotem, założyć pachnące ciuchy, stare spakować do worków foliowych, ew. z marszu wyrzucić dziurawe skarpety i gacie, a nawet buty, do śmieci. Pranie w codziennej ilości (tzn. zmiana bielizny) suszy się na plecaku w czasie marszu, lenistwo w tej materii nie ma żadnego usprawiedliwienia, po prostu sam (nieenzymatyczny) detergent niewiele tu zmieni.
Zamiast ręczników, szmatek, gąbek i ścierek wystarczy jedna sztuka czegoś syntetycznego, szybkoschnącego, chłonnego. Przy założeniu dostępu do wody w czasie każdego postoju. Tyle, żeby się wytrzeć po kąpieli, oczywiście po odprowadzeniu nadmiaru wody rękoma i tylko w miejscach, w które później trafi bielizna... Zakładam, że nie będziecie się wycierać resztkami z obiadu i gary wyszorujecie piachem, zostawicie lepkie albo nagotujecie w nich "wody". Na moje wystarczy szmatka wielkości dwóch dłoni, a ręcznik 50x70cm z mikrofibty to już luksus - połowę takiego zostawiałem zawsze nieużywaną, żeby była do czyszczenia sprzętu - skoro bierzecie aparat, to będzie on łapał piach i trzeba mieć jakiś środek zaradczy zanim złapie tego piachu za dużo.
Poncha zamiast namiotów i kurtek p-deszcz - takie, żeby pod jednym się przekimać, a z dwóch zrobić naprawdę udany, obszerny, dwuosobowy namiot (do dyspozycji byłoby ok. 3x2,5m szmatki). Minus jest taki, że człowiek moknie chwilę, jeżeli pada przy rozbijaniu, tzn. minutę od zdjęcia do rozpięcia na przygotowanych wcześniej sznurkach. Trzeba pamiętać o dociętej pod wymiar moskitierze, tak jak z tarpem.
Zapas kilku-kilkunastometrowy cienkiego sznurka (np. popularna budowlana plecionka). Waży niedużo, paręnaście gram. Gdyby jakimś sposobem była za słaba, można zdublować, bez problemów wytrzyma 20-30 kg.
NRCta do rozłożenia na glebie (chyba, że jest coś lżejszego, to chcę wiedzieć. Dziury można łatać taśmą). Przed rozłożeniem NRCty warto wykopać stosowny dołek, zrobić sobie poduszkę, wykopać niżej pod biodrami, wyżej w nogach.
Zestaw naprawczy w postaci scyzoryka, igły, nici i taśmy klejącej - wystarczy nawinąć po metrze na każdy kijek i gdzieś jeszcze z metr awaryjnie. Ew. szpulka aptecznego tkaninowego przylepca marki 3M, tzw. plaster - jedna będzie w sam raz, więc nie trzeba odwijać, nawijać. Wodoodporny, mocny, kleiłem tym buty (górę) do podeszw i nie puszczało. Piach, deszcz, asfalt, nie ważne.
Powerbank - na ebayu są różne produkty pod nazwą "emergency charger", jeszcze zdążą dojechać. Mam taki, nabyłem za równowartość 6zł z przesyłką, jest zasilany przez dwa paluszki, które zapewniają spokojnie dwa ładowania telefonu od zera do 3/4 baterii, to z kolei jest zapas na tydzień marszu, albo całe trzy dni z dzwonieniem, fotografowaniem i wrzucaniem zdjęć na fejsa. Ma toto też latarkę, latarkę ma też telefon, więc czołówki nie noszę.
Zamiast filtra do wody/gotowania - jodyna, 30ml przelana do plastikowej butelki z zakraplaczem, chyba, że macie Lifestraw albo Sawyera, to będą dużo lepsze. Aquamira Frontier jest na dłuższą metę nie do używania, można dostać zakwasów od ssania, awaryjnie się sprawdza z czystą wodą - mocno mętna szybko zapcha filtr. Jodyną można zamienić zwykłą wodę w kąpiel antyseptyczną, paroma dosłownie kroplami pod wkładką można odkazić obuwie (jód się ulatnia, buty z nogami wewnątrz tworzą zamkniętą przestrzeń) itp, itd. Smak jodu w wodzie niweluje się witaminą C dodaną po czasie potrzebnym na sterylizację wody, ale to pewnie wiesz.
Zamiast niejałowych plastrów - ww. taśma klejąca/przylepiec zdublowana/zawinięta pod raną, tak żeby się nie kleiła w tym miejscu, można ją też punktowo podlać jodyną. Gaza i polisa w przypadku poważnego zranienia (skoro bierzecie Morę, to możecie próbować uciąć sobie palce albo przebić udo - można przeciwdziałać, zapobiegać, zachowywać szczególną ostrożność, w każdym razie lepiej nie mierzyć się z konsekwencjami posiadania dużego noża w stumilowym lesie)
Scyzoryk to luksus, opcją maksimum byłby Victorinox Classic, chyba że za ciężki, to ostrze od skalpela owinięte taśmą. Jak pisałem gdzie indziej, nożyczki to był kiedyś zbytek, a nóż przydaje się raczej do przygotowywania żywności i powinien być wystarczający do rozpakowania foliowego opakowania - im mniejszy, tym mniej okazji do zranienia się. Pęseta z takich wynalazków raczej daje radę kleszczom i wiórom. Jak chcecie stawiać tam na nogi cywilizację od zera, to Huntsman ma spore ostrze (w kontekście obróbki żywności, do strugania grubszych użytków się nie nadaje, bo nie ma blokady, ale badylka na kiełbę nie trzeba ostrzyć niczym większym od temperówki), otwieracz do konserw i butelek, nożyczki, piłę i pęsetę i sporo innych, waży przy tym mniej od Mory.
Olej albo oliwa do jedzenia, rozpalania, jako kosmetyk, a po zmieszaniu z biomasą - doskonałe awaryjne paliwo.
Plastikowe sporki lubią się łamać, warto pamiętać o patyku.
Kawałek 100x150 cm cienkiego Tyveku albo jakiś bardziej zwartej szmatki zamieni śpiwór letni w "prawie trzysezonowy", spodnie osłoni przed deszczem, w każdym razie doda parę stopni dokładnie wtedy, kiedy te będą potrzebne.
Mapę, oczywiście lekką, niefoliowaną i w połowę mniejszej skali, niż zwykle, można podzielić na fragmenty, bo się będzie niszczyć od używania, może zamoknąć itd. Obowiązkowo trzeba powycinać i wywalić jeszcze w domu niepotrzebne/nieatrakcyjne miejsca, a zwiedzonymi już fragmentami można rozpalać ogień (mapa laminowana trułaby środowisko). Do tego jakiś w 100% godny zaufania kompas, żadna chińszczyzna, bo... GPS w telefonie nie jest konieczny, a żre baterie. To sympatyczne urządzenie, ale skoro nie można na nim polegać, to może nie trzeba, a zgubić się jest czasem przyjemnie - kiedy nie znacie okolicy, to niespodzianki zdarzą się niezależnie od kierunku marszu, a w końcu traficie w jakieś charakterystyczne miejsce.
Chipsy nie bez kozery reklamowałem, można nimi rozpalić ogień, zagrzać wodę szybciej, niż na esbicie, są kaloryczne, tanie, praktycznie bezwodne, trwałe, po wypuszczeniu powietrza z worka nieźle się kompresują i przede wszystkim uzupełniają potas. W Szwecji są drogie, a rekreowanie się z niskim potasem bywa nieprzyjemne.
Permetryna niszczy plastik, to prawda i piszą to wszędzie i zawsze. Powinni.
I tak, można sobie polecać różne preparaty, po 100 ml w płynie z atomizerami albo aerozole w metalowych puszkach, żarcie liofilizowane (10x droższe, a praktycznie tak samo kaloryczne jak zwykłe - nie wiem jak z biodostępnością skłądników odżywczych, ale tyczy się to też batonów z bakaliami) i kuchenki z grubej stali (wtf? ja rozumiem, kolega jest miły, ale serio chcecie kawałek stali dwa tygodnie nosić na grzbiecie?).
Orety w wątku o El Camino napisał dość konkretnie o (lżejszej) kuchence z Ikei: bezużyteczna. Oczywiście, jest sens używania w terenie takich rozwiązań kiedy z różnych względów nie można/nie wypada palić ognisk, no. na betonce, na parkingu, ale raczej i tak będziecie palić normalne ogniska w lesie nad jeziorem, a stal, woda w paście, mydle itd. to balast, którego trzeba już na wstępie zabierać jak najmniej. Szwedzi, z tego co wiem, poza rezerwatami tolerują normalne ognicha, a jeżeli zadbacie o to, żeby ognisko nie było za duże i żeby później je dogasić i zamaskować, to przecież nie powinno być w ogóle problemów.
Teraz pytanie, bo to wszystko powyżej to opcja prawie ekstremalna i większość problemów już rozwiązałaś: z jakich tego rodzaju cywilizacyjnych luksusów jesteście w stanie zrezygnować? Czy naprawdę nie wchodzi w grę jednokrotna wyprawa do jakiegoś dyskontu, ew. po prostu sklepu, zakup kilku paczek ryżu, worka soczewicy albo fasolki, paru tabliczek czekolady i do tego półtora dnia/4kg normalnego żarcia? Nie znam tego szlaku, nie wiem co to za teren, nie wiem, może tam nie ma sklepów, ludzi.
Czy naprawdę trzeba mieć antyseptyczny żel do odkażania rąk? Mokre chusteczki? Wtf, w życiu nie korzystałem z jednego, drugiego używałem do czyszczenia obiektywu, bo akurat matka mieli i dali... Nie prościej ręce wypłukać w wodzie, ew. starkować parę gram mydła do woreczka strunowego i od wielkiego święta pobrać na mokry paluch ze dwie trociny do domycia rąk? Jeżeli będziesz operowała w polu i potrzebujesz sterylnych rąk, to trzeba zabrać też szczoteczkę do paznokci, tam najgorsze cholerstwo się gnieździ. Szorujesz, myjesz, ktoś polewa ręce paroma kroplami wody z jodyną albo spirytu i to wcierasz, albo psikasz na dłonie octinaseptem.
Poza chirurgią wystarczy zwyczajnie domywać garnki, gotować wodę i zjadać wszystko to, na czym się zły mikrob może rozwinąć, co się rozpakowało i co miało kontakt z niejałowym środowiskiem. Inna sprawa, że są osoby, które od samego zapachu igliwia dostają biegunki, tylko takim mycie rąk nie pomoże, chyba że zapach żelu ukoi nerwy... Zatrułem się w takich okolicznościach raz, pożarłem kiełbasę wiekową już, nadgryzioną parę dni wcześniej - akurat mogłem zaryzykować, pochorowałem się będąc już w domu. Gdzieś w tych okolicach bym postawił granicę między rozsądkiem i jego brakiem.
Wyszedł z tego elaborat na całe przedobiedzie, może niepotrzebnie. Jak coś jest za bardzo z dupy, to nie ma sensu tracić czasu i odpisywać.
Piwo w proszku to nie żart, The Trail Show promowało niedawno jakąś taką kombinację żelu i drożdży w proszku, która podobno nie tylko smakowała jak piwo, ale miała też trochę tych, no... bąbelków. Dostali do spróbowania i och, jak próbowali...
: 10 cze 2015, 19:00
autor: Apo
Q_x pisze:Zakładając stały dostęp do wody i możliwość swobodnego rozpalania ognia, cokolwiek będzie się działo, poza wypadkami i klęskami na biblijną skalę - przeżyjecie. Kwestia zadbania o zdrowie i komfort.
No właśnie..
zakładamy, że tak będzie. I mamy wielką nadzieję

Kwestia dbania o komfort to w moim wypadku zabranie ze sobą mokrych chusteczek i dezodorantu
Według stronki
www.sormlandsleden.se pisze:
Provisions and fuel
There are long distances between settlements with their grocery stores and commercial accommodations. You need to plan carefully. Reckon with carrying all your provisions such as food and shelter, probably a tent.
Drinking water
The water from the lakes is clean, but we recommend you to boil the water before drinking. Many lakes have brown water since the inflow comes from marshland. This water has a slight aftertaste. On several sections you find signs pointing to natural springs (källa).
Jak widać z wodą nie powinno być większego problem, ale ze sklepami już tak. Nie do końca chce mi się w to wierzyć, bo nawet na polskich malutkich wioseczkach nie raz są sklepy i to całkiem dobrze zaopatrzone. Obczaiłam trasę na kilku mapach i wygląda na to, że powinniśmy po drodze mijać jakieś sklepy. Nie da rady, żeby nieść żarcie na pełne 14 dni i żeby było idealnie zbilansowane (tzn. pewno można, ale,,,). W założeniu mamy żarcie na te dwa tygodnie na garbie, ale to takie minimum tzn. żebyśmy "nie umarli z głodu", gdyby rzeczywiście przyszło nam drałować bez sklepu

Napotkany sklep posłuży bardziej do uzupełnień typu świeże owoce czy warzywa.
Q_x pisze:Szampon - dwie saszetki na głowę, jedną można zostawić na umycie się przed powrotem, jedną - przed wizytą w jakimś mieście albo w celu zwalczenia kołtuna. Mydło jest zbędne (...) Antyperspirant jest zbędny(...)
Zakładam ładną pogodę i bliskość jezior, więc i możliwości kąpieli. Stąd mydło (biodgradowalne ofc) i antyperspirant. Z szamponem to w sumie masz rację. Nie zaszkodzi wziąć tych dwóch saszetek.
Q_x pisze:Gary bez teflonu można drzeć piachem. Dwa gary, talerz i kubek to 2x za dużo, sama dziwka waży tyle, ile "jednoosobowy" zestaw (=kubek).
Pierwotna wersja zakładała jeden gar + przykrywka (talerz) z standardowej menażki harcerz (w więc amelinowe) + 2 kubki na dwie osoby. Kwestia wygody, żeby każdy miał swój własny kubek. W litrowym kubku nie zrobimy żarcia na dwie osoby stąd jeden gar musi być.
Q_x pisze:Pastę do zębów - można zrobić na szczoteczce zapas na jakieś trzy mycia i tak wysuszyć, albo w terenie po staropolsku paluchem zatrudnić sól i popiół, ew. z czyściwem ściernym - węglem z ogniska utartym na kamieniu.
Papier toaletowy można sobie praktycznie odpuścić, zawsze się znajdzie jakiś mech, kamień albo, jak w Indiach, lewa ręka własna i woda w prawej. Zawsze noszę rolkę papieru toaletowego.
Pasta być musi, ja mam [...] na punkcie mycia zębów. Być może dlatego nie mam ani jednej dziury i dentystę oglądam tak często, jak ufo

Ze srajtaśmą to jest sprawa bardziej skomplikowana, bo Tom pewno i tak weźmie a mi ni potrzebna (wszak mam mokre chusteczki

)
Q_x pisze:Poncha zamiast namiotów i kurtek p-deszcz - takie, żeby pod jednym się przekimać, a z dwóch zrobić naprawdę udany, obszerny, dwuosobowy namiot (do dyspozycji byłoby ok. 3x2,5m szmatki). Minus jest taki, że człowiek moknie chwilę, jeżeli pada przy rozbijaniu, tzn. minutę od zdjęcia do rozpięcia na przygotowanych wcześniej sznurkach. Trzeba pamiętać o dociętej pod wymiar moskitierze, tak jak z tarpem.
Do tarpa mamy już wszystą na stałe moskitierę, także nie ma co z tym kombinować. Mojego poncho nie lubię i bardziej w nim moknę, niż w kurtce. Kurtka p.deszcz. jest liczona jako dodatkowa warstwa do ubrania.
Q_x pisze:NRCta do rozłożenia na glebie (chyba, że jest coś lżejszego, to chcę wiedzieć. Dziury można łatać taśmą). (...) Zestaw naprawczy w postaci scyzoryka, igły, nici i taśmy klejącej - wystarczy nawinąć po metrze na każdy kijek i gdzieś jeszcze z metr awaryjnie. Ew. szpulka aptecznego tkaninowego przylepca marki 3M, tzw. plaster - jedna będzie w sam raz.
NRC wpisana już na listę. Co do "zestawu naprawczego" to jak widać i w tym temacie są podzielone zdania.. Ducktape, plaster, igła, nić, agrafki. Kurde, szczerze mówiąc to tylko raz mi się przydała agrafka i raz plaster. A! i raz ten [...] plastikowy (opaska zaciskowa? trytyt?) do naprawy klapka.. Co do zabrania mory to trochę masz rację, bo właśnie ten raz, gdzie był potrzebny plaster, to właśnie z powodu mory
Q_x pisze:Zamiast filtra do wody/gotowania - jodyna, 30ml przelana do plastikowej butelki z zakraplaczem, chyba, że macie Lifestraw albo Sawyera, to będą dużo lepsze(...) Smak jodu w wodzie niweluje się witaminą C dodaną po czasie potrzebnym na sterylizację wody, ale to pewnie wiesz
Jodyna zapisana na liście i już zakupiona. Nie wiedziałam o wit C
Q_x pisze:Olej albo oliwa do jedzenia, rozpalania, jako kosmetyk, a po zmieszaniu z biomasą - doskonałe awaryjne paliwo.
Ktoś gdzieś tutaj pisał o czymś w rodzaju smalcu. Jakoś to bardziej do mnie przemawia.
Q_x pisze:Jak chcecie stawiać tam na nogi cywilizację od zera
(...)
Jeżeli będziesz operowała w polu(...)
Z tą kuchenką to zaczęłam mieć pewne wątpliwości.. No bo jak nie będzie gdzie palić ogniska a tam będziemy stacjonować i przyrządzać żarcie to również 4heat słabo wypadnie. Może lepiej palik i jakaś mini butla np. 100g? Kurd, sama nie wiem... Z trzeciej strony skoro to takie odludzie (brak sklepów etc.) to i ognisko powinno się dać rozpalić. Z czwartej strony 4heat to alternatywa ogniska i większa wygoda w zagotowaniu wody, niż bawienie się z małym ogniskiem i kombinowaniem jak tutaj ustawić menażkę. Do 4heata wrzucasz kilka patyków i już masz zagotowaną wodę.