dziul pisze:nie widzę potrzeby użytkowania sprzętu typu tytanowy garnek, kosmiczny śpiwór do -40 , nóż za 300 zł , czy namiot za 1000.
Przeżyłem ulewy (zalało mi dupsko deszczem) ... Przetrwałem wichury ( ściągałem tropik z drzewa a rower zwiało mi do rzeki) ... i pytam co z tego ?...
Wszystko fajnie. Tylko wystarczy pojechać na parę dni w teren, połazić w ujemnych temperaturach (i nie mam na myśli -15), pomęczyć się parę wieczorów pod rząd z przygotowywaniem biwaku, i okazuję się że nie zawsze patenty, czy oszczędnościowo się sprawdzają.
Inaczej sprawa wygląda na jednodniowym biwaku a inaczej na dłuższym wypadzie. Pozwólcie, że przytoczę z życia (własnego) wzięte przykłady:
- Słońce zaszło już o 17:00, a już w ciągu dnia mróz mroził gingle w nosie. Wiem że będzie w nocy -20 ale noc nie muszę się okutać w wiele warstw polarów. Śpię w "kosmicznym" śpiworze, kalesonkach i koszulce, mam komfort snu, więcej miejsca (mniej ubrań do zabrania) w plecaku -
AP i
Jaca wiedzą o jakiej sytuacji mówię.
- kupiłem sobie legendarną siekierkę i wiem że nigdy mnie nie zawiedzie. Nie muszę jej wciąż ostrzyć, nie ma tandetnego lakierowanego toporzyska, i nie wyleci mi z łapy podczas rąbania drewna w wilgotny dzień. A i najważniejsze. Mój syn ją po mnie odziedziczy

, i tez będzie ją hołubił. Wiem o czym pisze bo kupiłem sobie toporek w markecie (jak to się mawia, szlifowany, nie kuty) i ozdabia teraz zestaw kominkowy. Do tego się nadaje
- mam plecak ze średniej półki, i jest wygodny jak ta lala na kozetce. Mogę łazić z dużym obciążeniem, i pas biodrowy przenosi ciężar bez obcierania. Wiem co piszę, bo mam plecak budżetowy (ale kurde czarny jest, taktyczny

) , i niedługo więcej na nim będzie dratwy, niż oryginalnej nici. Nie wspomnę o pękniętej klamrze od pasa biodrowego.
- sytuacja jaką mieliśmy z
Doczem w Biesach. Po całym dniu napierania, okazało się że nie wejdziemy na planowany szczyt. Było już dawno po zachodzie słońca, wiatr urywał nam głowy (ja zgubiłem czapkę, na szczęście arafatka mi zatoki uratowała), było zimno, byliśmy zmęczeniu.
Doczu jak zawsze, kiedy siada mu psycha zaczynał na mnie warczeć.
No to robimy biwak. I co? Ja kozakuję że narąbię drewna, rozepnę płachtę. A tu wielkie g-ie! Jesteśmy w lesie absolutnie liściastym, żadnych wiatrołomów, śniegu metrowa warstwa. Gałęzie drzew liściastych całkowicie zmrożone na szkło.
Tylko dzięki "kosmicznemu" namiotowi
Docza, naszym UL kuchenkom na paliwo, poszliśmy spać w dobrych humorach, napojeni, i niewyziębieni (niestety
Doczu chrapał)
Rozumiesz co mam na myśli?
Nie jestem pozerem, nie nie lubię wydawać kosmiczny kwot na sprzęt. Ale z drugiej strony nie mam dużego doświadczenia, pozwalającego mi iść w trudniejsze tereny, na dłuższe wypady tylko z nożem w zębach i NRCtką w kieszeni.
Cenię sobie komfort zachwycania się widokami, fajnym towarzystwem, atmosfera otoczenia. A jak jest źle, to psych może wszystko popsuć.
Mam swoje cztery ulubione elementy ekwipunku. Wręcz wielbię je, to ww. siekierka, plecak, i menażka nerkówka za 15 pln. Cena nie zawsze jest wyznacznikiem. Ale pójście na skróty, i oszczędności nie tam gdzie trzeba mogą popsuć humor.
Tak więc, sens mojego posta jest taki: uważam że źle pojęte oszczędności, zmienią się w wymierne straty i problemy. Kiedyś może się okazać, że śpiwór za 15PLN sprzeda nam przeziębienie, zadzior z puszki skaleczy nas w palec (kaman Panowie! Menażki kosztują już od 7PLN!), ultra tanie ponczo nasiąknie wilgocią i już nie wyschnie, a plandeka z marketu nie ochroni nas przed podmokłym terenem (co z tego że nam na głowę nie leci, jak grunt namaka).
I nie popadajmy w przesadę. Bo jak tak dalej pójdzie, to kolega który długo oszczędzał na wypasiony nożyk od Tlima będzie wstydził go pokazać w "towarzystwie"
Rozsądku, i wyważenia życzę a nie popadania w przesadę... z obu stron