Strona 3 z 4

: 07 lut 2011, 15:36
autor: Młody
puchalsw, przeca to zwykłe larwy muchy plujki są, mały stopień hardcoru

: 07 lut 2011, 16:57
autor: Kobra
Zamiast jeść te larwy chronionych owadów czy czegoś to polecam pójść do sieci sklepu "Biedronka" i kupić sobie żelki za 3zł przypominające robaki. Po zamknięciu oczu i macaniu tych żelków można wnioskować że mamy robaka w ręku i wystarczy go do buzi wsadzić i się cieszyć :D

: 07 lut 2011, 17:57
autor: Jaca
Kobra pisze:Zamiast jeść te larwy chronionych owadów czy czegoś to polecam pójść do sieci sklepu "Biedronka" i kupić sobie żelki za 3zł przypominające robaki. Po zamknięciu oczu i macaniu tych żelków można wnioskować że mamy robaka w ręku i wystarczy go do buzi wsadzić i się cieszyć :D
Kobra, ale żelki wiem jak smakują bo całe życie je jadłem. Robali nie miałem okazji więc nie omieszkałem spróbować. Zatem bzdury Pan pleciesz. Tym bardziej pisałem, że nie jadłem z premedytacją okazów chronionych. Nawet do głowy mi nie przyszło, że przy takiej ich ilości w jednej kłodzie mogą być chronione.

: 07 lut 2011, 18:25
autor: FlyingArrow
Jaca nikt nie twierdzi, że jadłeś chronione ;) Przeto nawet nie znamy gatunku :) Zapewne to było coś pospolitego ;) Tak jak mówiłem, ja nikomu nic nie wypominam, tylko informuję.
Kobra pisze:można wnioskować że mamy robaka w ręku i wystarczy go do buzi wsadzić i się cieszyć :D
:?: :?: :-/

Tu nie chodzi raczej o radość z posiadania robaka w buzi :lol:

: 07 lut 2011, 18:26
autor: Kobra
Ale spokojnie :) Ja ciebie się nie czepiam że jadłeś robaki :) Jadłeś bo chciałeś skosztować a nie nażreć się i przy tym wybić ich ze 100.

: 07 lut 2011, 18:36
autor: Góral
W zeszłym roku, w wigilijnym barszczu, znalazłem suche robaczki, które, co przyznaję z żalem, poddałem konsumpcji.. Czy skoro same uschły w grzybach, uwalnia mnie to od odpowiedzialności za tępienie, prawdopodobnie chronionego, gatunku tych jakże sympatycznych żyjątek?

: 07 lut 2011, 18:50
autor: yaktra
Góral pisze:W zeszłym roku, w wigilijnym barszczu
Góral Tyś młody jeszcze "żagielek" ( sory za porównanie - to taki staro szczeciński slang) ale co ja miałbym powiedzieć kiedy dobre kilka garści karaluchów czy innych prusaków zżarłem wraz z wojskową grochówką czy inną zupą. Dla niewtajemniczonych dodam, że najczęściej się człowiek o owym dowiadywał kiedy resztki zupy na talerzu zostały i były nieco przezroczyste...
nie wiem czy robale były chronione bo ja jako żołnierz zapewne tak ( 1981 - 83/ stan wojenny )
tacy jak MIKI "czają bazę" i pewnikiem mocnym murem za mną staną
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

: 07 lut 2011, 19:31
autor: Góral
A i ja, mimo młodego wieku i niewątpliwego braku wiedzy na temat warunków napotykanych przez żołnierzy Wojska Polskiego w stanie wojennym, stanę, bo wojsko szanuję, i wojsko podoba mnie się.
Chroboki mi smakowały, Waszej grochówki bym raczej nie ruszył, a za porównanie nie żywię urazy :mrgreen:

: 07 lut 2011, 19:58
autor: yaktra
Góral pisze:a porównanie nie żywię urazy :mrgreen:
Tak myślałem. Bo gdyby mnie kto żagielkiem nazwał to pewnikiem jeszcze bym podziękował :mrgreen:
Góral pisze:Waszej grochówki bym raczej nie ruszył
o przepraszam, :-P sama grochówka w smaku zawsze była dobra, noo, trochę zażenowania było kiedy robaczki się pokazały na dnie. Jednak mieliśmy takie przeświadczenie, a co tam, przecie się gotowały we wrzątku więc szkodzić już nie mogą...
ogólnie jedzenie nie było znów takie złe, żołnierz musiał być nakarmiony to i morale były OK.
Teraz to bym pewno kosmos zarzygał ale młodość, apetyt (nie tylko na jedzenie :diabel2: ) i honor szeregowego (zwane wówczas czystym ogródkiem) żołnierza czyniły chłopaków silnymi...
miałem wówczas okazję pić wodę prosto z pola (baa z hełmu dla fantazji) bo zaschło w gardle kiedy wypalony został papieros przez maskę słonia, a dokładniej przez filtr.
:-P

: 07 lut 2011, 20:30
autor: Góral
W wojsku nie byłem, może to się zmieni, ale wodę z pola piłem. Niestety, hełmu nie posiadłem, toteż musiałem jak ten pies chłeptać.
Równieżem młody, apetytu mi nie brak, skłamałbym jednak, że postawił bym grochówkę wojskowego kuchcika, nad maminym majstersztykiem kuchennym. Kto wie, może spróbuję kiedyś. Trza nabywać nowe doświadczenia.
Co do papierosów, to wstydźcie się, Towarzyszu (tutaj ja przepraszam za zwrot, ale jednak mi się kojarzy :lol: ) bo, to dymiąca kostucha. To również jedno z doświadczeń, którego nie mam ochoty poznać. 8-)

: 07 lut 2011, 21:05
autor: MlKl
@Yaktra - służyliśmy dokładnie w tym samym czasie :) A grochówka z wojskowego kotła to smakołyk, a nie katorga :) Nawet z nieoczekiwaną wkładką mięsną :P

: 07 lut 2011, 21:25
autor: Klayman
Ploty słyszałem, że tajemnica wojskowej grochówki tkwi w dodawanym boczku. Ponoć to jakiś specjalny delikates, robiony na zamówienie wojska. A przynajmniej tak twierdzi mąż mojej znajomej z pracy, stary wojskowy wciąż na czynnej służbie.

: 07 lut 2011, 23:49
autor: Zrazikoowy
Od robaków do wojskowej grochówki - cudnie chłopaki !
Wywnioskowałem z odpowiedzi na moje pytanie (czytać 3 strony odpowiedzi - toż to katorga) że zjedzenie jednego małego robaczka w celu zasmakowania czy zjadliwy - nie będzie jakoś wielce szkodliwe (ani dla środowiska ani dla zdrowia). Muszę jednak znaleźć jakiś wykaz roślin i żyjątek niezjadliwych z powodów dużej szkodliwości dla zdrowia.
Nie mniej cieszę się że moje pytanie wywołało taką dyskusję (mimo że lekko nie na temat w pewnych momentach).

: 08 lut 2011, 22:53
autor: Mr. Wilson
Zrazikoowy pisze:Wywnioskowałem z odpowiedzi na moje pytanie (czytać 3 strony odpowiedzi - toż to katorga) że zjedzenie jednego małego robaczka w celu zasmakowania czy zjadliwy - nie będzie jakoś wielce szkodliwe (ani dla środowiska ani dla zdrowia). Muszę jednak znaleźć jakiś wykaz roślin i żyjątek niezjadliwych z powodów dużej szkodliwości dla zdrowia.
Podstawowa zasada przy odżywianiu się pokarmem naturalnym, jedz tylko to, do czego masz 100% pewności, że jest jadalne. Jedyny bezpieczny sposób to nauka rozpoznawania interesujących nas gatunków, kup dobre książki. Nie polegaj na próbach smakowych i nie eksperymentuj. W eksperymentach też trzeba zachować umiar, zacznijmy od niewielkich ilości, jeśli nic się nie dzieje można spróbować większą porcję. Toksyczność zwsze jest związana z masą ciała, im większa, tym większą dawkę możemy pochłonąć, reakcja naszego organizmu jest sprawa indywidualną, innym nic nie będzie a ty będziesz miał poważne kłopoty.

Zasmuca mnie bardzo podejście większości ludzi do tematu jadalnych dzikich roślin czy owadów. W ponad 180 krajach owady stanowią ważny składnik diety ludzi, niekiedy traktowane są na równi z miesem kurczaka czy wieprzowiną. W Polsce dzikie rośliny w kuchni kojarzone jest z biedą, głodem i zacofaniem, jedzenie owadów to już w ogóle jakiś hardcor. Gdy ktoś przypadkiem zobaczy mnie jak zbieram jakieś "podejrzane" roślinki to jego mina...jest bezcenna, dla mnie. Dla nich jestem nienormalny, narkoman, truł się będzie :D . Z rozmów ze znajomymi i innymi osobami wiem że wynika to po prostu z niewiedzy i niezrozumienia.
Jadalne owady nie są obecne w naszej tradycji, ale dzikie rośliny stanowiły kiedyś bardzo ważny składnik pożywienia naszych przodków, nie można też zapomnieć o ich działaniu leczniczym. Im ''wyższy" stopień rozwoju i zamożności społeczeństwa tym, mniejsza znajomość wykorzystania roślin. Obecnie coraz mniej osób własnoręcznie zbiera dzikie rośliny (użytkowe), wybiera super sklepy, będąc święcie przekonanymi o wyższości produktów zakupionych.
Nieliczne tylko osoby kierujace się ''zdrowym" stylem życia lub "powrotem do natury" świadomie włącza dzikie rośliny do swojego obiadu czy kolacji (np. jako pokarm wolny od chemii), myślę że warto takie idee propagować, o ile będą to gatunki pospolite. Zatem, w teren i smacznego.

Sorry, ...musiałem.

: 09 lut 2011, 08:37
autor: rudy rydz
Popieram w pełni. :-D :-D :-D

: 09 lut 2011, 09:46
autor: FlyingArrow
Mr. Wilson, Zgadzam się w 100%! Moim zdaniem powodem odejścia od takiego stanu rzeczy (poza oczywiście lenistwem - w sklepie nie trzeba tyle wysiłku wkładać w znalezienie czegoś jadalnego :D ) jest strach. Ile to razy słyszałem jak ktoś nie jadł owocu z drzewa zerwanego bo jest "brudny", bo "bakterie" itp... Kiedyś jak byłem mały to zajadałem się jagodami, teraz powiem szczerze bałbym się je wziąć do ust (pasożyty przenoszone przez lisy).

Podobnie jest z owadami - symbol rozkładu, brudu i obrzydlistwa.
Mr. Wilson pisze:Jedyny bezpieczny sposób to nauka rozpoznawania interesujących nas gatunków, kup dobre książki.
Podpisuję się obiema rękoma i nogami! Jeśli chodzi o owady, trzeba zwracać uwagę czy w ich diecie nie ma czegoś co może nam zaszkodzić (czy nie żerują na trujących dla nas roślinach, padlinie etc.) Tak jak rybę łatwo jest wypatroszyć i pozbyć się jej przewodu pokarmowego, tak nie jest to możliwe w przypadku owadów. Jedząc delikwenta jemy też to, co i on jadł wcześniej. I tak odradzam jedzenia np. surowych larw much ze względu na to, że mogą być nosicielami bakterii gnilnych i toksyn z nimi związanych. Tak więc ważna zasada: WIEMY CO JEMY ;)

: 09 lut 2011, 15:43
autor: Kobra
Pasożyty na jagodach, bakterie na jabłkach, wirusy na truskawkach, super hiper bakterie na gruszkach... Takie gadanie. I niby w sklepie zdrowsze? Tam więcej jest chemii na tych owocach i warzywach niż w domestosie.. Babcia mi mówiła że kiedyś dzieci jadły owoce i warzywa i jakoś nikt nie chorował. Teraz ludzie wymyślają nie wiadomo co. Ja tam też pójdę do lasu, znajdę jagody to zjem i jestem zadowolony że mogłem skosztować tych pyszności bo jest ich co raz mniej. Tak samo jak jabłka. Tylko że z jabłkami jest tak że zjem dużo to potem do toalety muszę latać :lol: ale jabłonka stoi blisko drewnianego kibelka to mam blisko :)
Podobnież larwy mrówek są bardzo dobre ale niema sensu rozwalać pół mrowiska aby wziąć trochę larw.

: 09 lut 2011, 17:15
autor: Mr. Wilson
Kobra pisze:Pasożyty na jagodach, bakterie na jabłkach, wirusy na truskawkach, super hiper bakterie na gruszkach... Takie gadanie. I niby w sklepie zdrowsze? Tam więcej jest chemii na tych owocach i warzywach niż w domestosie.. Babcia mi mówiła że kiedyś dzieci jadły owoce i warzywa i jakoś nikt nie chorował. Teraz ludzie wymyślają nie wiadomo co. Ja tam też pójdę do lasu, znajdę jagody to zjem i jestem zadowolony że mogłem skosztować tych pyszności bo jest ich co raz mniej. Tak samo jak jabłka. Tylko że z jabłkami jest tak że zjem dużo to potem do toalety muszę latać :lol: ale jabłonka stoi blisko drewnianego kibelka to mam blisko :)
Podobnież larwy mrówek są bardzo dobre ale niema sensu rozwalać pół mrowiska aby wziąć trochę larw.
:D :D :D

Może lepiej by było umieścić ten post w dziale humoru, ja się uśmiałem czytając.

: 09 lut 2011, 17:23
autor: Abscessus Perianalis
Mhm.. Kobra, inaczej się organizm zachowa jak jest uodparniany przez lokalne bakcyle od małego, a inaczej dzieciak z bloku, żyjący pod kloszem kiedy naje się niemytych jagódek.
Tak czy siak, wypadało by umyć to co zamierzamy zjeść na surowo, bo te "Pasożyty na jagodach, bakterie na jabłkach, wirusy na truskawkach, super hiper bakterie na gruszkach... ", to nie jest tylko 'Urban Legend'.. Jak kupuje coś w sklepie to tym bardziej staram się to umyć, bo poza tym co zwykle znajdzie się na takim jabłuszku, oraz chemią, która stosowana jest w praktycznie każdym sadzie (sam robię opryski na działce), dochodzi masa niemytych łap ludzi przez które te owoce przechodzą w drodze do sklepu..

: 09 lut 2011, 18:26
autor: Badziu
Pieniądze też przechodzą z ręki do reki, a mimo tego chyba ich nie dezynfekujecie itd. :lol:
Tak jak napisał Abscessus Perianalis, to że coś zjemy i czy nam nie zaszkodzi zależy w dużej mierze od uodpornienia organizmu.
Lubię sobie pożreć jagód, że aż zęby robią się całe granatowe i musiałbym zgłupieć żeby zabierać je do domu po to aby umyć. To samo z innymi owocami. Muszę jeszcze wspomnieć, że to co z warzywniaka zazwyczaj zawsze automatycznie myje.

: 09 lut 2011, 18:42
autor: BRAT_MIH
Trochę temat się zmienił, ale jak na ludzi lasu niektórzy za bardzo się zestarzeli. Za dzieciaka jadłem maliny, jeżyny, poziomki i jagody, coś tam koledzy gadali o sikających lisach i do dzisiaj nic mi nie jest :) Piło się wodę ze strumyka lub deszczówkę z dziury w kamieniu, wyciągało "masełko" z bagiennych roślin, obgryzało "serduszka" z roślinki przydrożnej. Takie smakołyki jak szczaw to nie wspomnę. Nadal jak las mi daje to zajadam. Co do robali, to nie jadłem, ale mam fajny przepis na winniczki, trzeba będzie popróbować.

: 09 lut 2011, 19:06
autor: Abscessus Perianalis
Badziu pisze:Pieniądze też przechodzą z ręki do reki, a mimo tego chyba ich nie dezynfekujecie itd.
Polecam myć często ręce, jeśli mamy do czynienia z pieniędzmi. Znajoma farmaceutka jakiś czas temu mi mówiła, że poszło im 7 razy więcej podkładu pod maść na świerzb, co jest równoznaczne ze zwiększeniem liczby chorych o co najmniej 500%. :) Można złapać w tramwaju, w pracy, w sklepie, etc, więc higiena rączek powinna być stałym elementem naszego życia, gdy stykamy się z rzeczami 'macanymi' przez innych ludzi.
Jedyna rada to uciekać do lasu, póki jeszcze czegoś nie złapaliśmy w tym cywilizacyjnym bagnie. :D

: 09 lut 2011, 19:18
autor: Góral
Ja to mogę mieć problem, bo strzelili u mnie ostatnio lisa ze świerzbem, może być tego więcej! :mrgreen:

: 09 lut 2011, 21:09
autor: Hakas
Góral jak nie dotykałeś to nie masz czego się bać.
Hakas

: 09 lut 2011, 21:14
autor: Góral
Tak, pokazał mi go były myśliwy, przestrzegł przed dotykaniem. Ale jeśli bym ruszył, to tylko kijem, w końcu to rozkładające się truchło.