Do "tutka" dla Bogdana przymierzam się już od ponad roku i jakoś mi nie wychodzi. Ale myślę, że w końcu go stworzę.
A robi się go bardzo prosto.
1. Ucinasz piłką (np. Victorinoxa) około 30 cm gałąź bez żadnych odrostów. Kora musi być na tej części gałęzi gładka.
2. Rozcinasz korę na uciętym kawałku gałęzi wzdłuż osi owej gałęzi.
3. Delikatnie ściągasz korę z gałęzi. Kora musi być w jednym kawałku, bez żadnych załamań i dziur.
4. Z odciętego rdzenia gałęzi odcinasz dwa kawałki o długości 3-4 cm.
5. Wkładasz te kawałki rdzenia na końcach zwiniętej samoczynnie kory.
Dla pełnej szczelności naczynia owijasz korę, w miejscach gdzie wstawiłeś kawałki rdzenia, jakimś wiązadłem. Może to być naturalne wiązadło (kora wierzby, korzenie) lub sztuczne (np. sznurówki).
6. Kładziesz na dwóch kamieniach, tak jak garnek do gotowania. Pomiędzy kamieniami rozpalasz ogień. Oczywiście wcześniej do naczynia nalewasz wody. Miejsca wiązań muszą opierać się o kamień, który chroni je przed przepaleniem.
To tyle w telegraficznym skrócie.
Przemku, nie bądź taki skromny. Na te warunki i tak dobrze wyszły.
