: 27 kwie 2009, 18:57
Chciałbym dołączyć do tematu uzdatniania wode i kwestii jej przydatności do spożycia. Jako chemik z wyksztłacenia czuję się niejako zobowiązany do podzielenia się tym co dowiedziałem się w toku edukacji i praktyki zawodowej ( a miałem takową w stacjach uzdatniania wody i przy kilku ujęciach wody w Lublinie ).
Przegotowywanie wody oczywiście jest najprostszą i dającą 99% gwarancję metodą na pozbycie się wszelkich drobnoustrojów, gdyż większość z nich ulega zniszczeniu w temp powyżej 60-70 st.C. Ale (!) istnieją gatunki bakterii i ( w znacznej większości bądź tropikalne bądź zamieszkujące aktywne wulkanicznie rejony ) pierwotniaki, które potrafią przetrzymać stosunkowo krótkotrwałą ekspozycje na temp nawet 120 st. C ! Na szczęście tego typu bakterie znajdziemy głównie w okolicach gejzerów, gorących źródeł ( w tym tych w głębinach oceanów w okolicach tzw. kominów ) oraz wulkanów ( co raczej wyklucza Polskę ) i w 90% są to tzw. acidofile, które bytują najczęściej w silnie nasyconych kwasem siarkowym wodach. Dopóki więc nie wybieramy się w takie tereny jak Islandia, Yellowstone czy Kamczatka to powinniśmy martwić się jedynie o zwykłe pałeczki Coli, Salmonellę, nicienie, płazińce, tasiemce, których przetrwalniki czy jaja z pewnością ulegną rozkładowi po kilkudziesięciosekundowym wrzeniu ( kilka minut da pewność ). Aczkolwiek problem doprowadzenia wody do temp. 100 stopni dotyczy tylko miejsc o wysokości bliskiej 0 m nad poziomem morza ( przy skoku ciśnienia wysokość ta maleje i analogicznie rośnie przy jego spadku ). Będąc już w górach na wysokości 6 km dobrze jak uda nam się osiągnąć 80 st - gdyż na tej wysokości woda wrze w takiej temperaturze. Mt Everest to już nie jest miejsce na parzenie kawy czy herbaty - tam może to być trudne.
Generalnie gotowanie jest najprostszą metodą, ale tylko na "zabicie" wody - nie daje nam żadnej ochrony przed chemikaliami w niej rozpuszczonymi - poza związkami lotnymi np. terpenoidami pochodzącymi z żywicy drzew, niewielkimi ilościami benzyny, nafty, rozpuszczonymi gazami, z których ewentualnie siarkowodór może psuć smak ale w takim wypadku mamy do czynienia z "leczniczymi" właściwościami. Problem stanowią azotany ( V i III ), pochodne fenolu, dioksyny, metale ciężkie, pestycydy, herbicydy, stosunkowo nieszkodliwe fosforany ( te powodują zakwity glonów ) i wiele innych "odpadów" pochodzenia rolniczego, przemysłowego czy gospodarczego. Węgiel aktywny jest relatywnie skuteczną metodą na filtrowanie wody, gdyż jego porowata struktura pozwala absorbować większość zanieczyszczeń ale do pewnego momentu. Wypełnienie tych porów następuje tak szybko jak zanieczyszczona jest woda. Niestety wysoka twardość wody również gra rolę gdyż związki wapnia, magnezu i krzemu szybko "zapychają" te pory i obniżają wydajność takiego filtra. Więc taki filtr do zastosowań akwarystycznych może spokojnie przerobić 40 L wody z Mazowsza, ale u mnie na Lubelszczyźnie zacznie przepuszczać już po 30 czy 25 litrach. Więc wydajność to tylko szacunkowa wartość zależna od lokalnej twardości wody i w przypadku zastosowania jej do juz uzdatnionej wody z kranu w miastach gdzie woda jest na wysokim poziomie stanowi absurd sam w sobie. A co zabawne - mieszkam w okolicy źródeł Nałęczowianki i Cisowianki, których ujęcia są tymi samymi ujęciami co woda w sieci wodociągowej. Dodatkowo woda w wodociągach Kazimierza, Nałęczowa, Puław i okolic jest dodatkowo ozonowana ( czego nie robi się w Rozlewniach ) co czyni ją znacznie lepszą od tej sprzedawanej w butelkach PET. Dodatkowo do wód "zdrojowych" dodaje się fluor, który jest toksyczny i osłabia silną wolę, co udowodniono w obozach koncentracyjnych i gułagach gdy zauważono, że niewielkie stężenie fluoru ( ok. 200 ppm ) skutecznie osłabia wolę ucieczki wśród więźniów. Więc w moim przypadku "kranówa" jest tak wyśmienita, że nalewam ją śmiało do szklanki bez obaw o swoje zdrowie ( tym bardziej, że udowodniliśmy to podczas badań laboratoryjnych na UMCS wielokrotnie ).
Wspomniałem o zdrowiu, które jak część z was wspomniało stanowi równie ważny czynnik odporności na ewentualne skażenia. Jakkkolwiek skażenia czysto chemiczne mają charakter kumulatywny tzn. jak osiągną określony poziom w naszym organiźmie to dowiadujemy się jak już bywa za poźno, tak skażenia biologiczne to już w znacznej mierze indywidualny problem. Osoby "wychowywane pod kloszem" i obsesyjnie dbające o czystość ciała i mieszkania mają problem - ich układ odpornościowy nie ma okazji nabywać zdolności do walki z infekcjami ( Stąd powiedzenie "Częste mycie skraca życie" ). Każda drobna ranka czy zadrapanie musi zaraz być dezynfekowane, sterylizowane, przy byle infekcji łykamy antybiotyki o szerokim działaniu, co przy przeziębieniu czy chorobach wirusowych jest idiotyzmem jako że antybiotyki generalnie nie niszczą wirusów ( nie wszystkie ) a tylko zabijają naszą florę bakteryją i wyręczamy w ten sposób nasz naturalny system obrony czyniąc go leniwym i nieprzygotowanym. Więc stopniowo powinniśmy nabierać zdolności do unieszkodliwiania niewielkich ilości zarazków obcując z nimi. Wytworzymy w ten sposób dostateczną ilośc przeciwciał i antygenów, które pozwola nam uporać się z inwazją w przyszłości. Nie oznacza, że mamy oczywiście siorpać z kałuży w centrum obory czy wcierać w rany ziemię, ale pozwolić naszemu układowi immunologicznemu robić co do niego należy a interweniować w skrajnych przypadkach ( ran postrzałowych, ugryzień itp ).Paradoksalnie babcia, która gani wnuczka by nie dotykał lady w sklepie jest z pozoru działaniem na korzyść - w istocie tak wychowuje się słabych i chorowitych ludzi. A wystarczy wziąć do ręki banknot czy zamoczyć rękę w wodzie w kościele przy wejściu by pobrać próbkę miliardów bakterii, grzybów, wirusów i potu poprzedników.
Na koniec "sprzedam" wam patent na dezynfekcję wody, który jest tani, wydajny, stosowany od setek lat - srebro. Jak wie część z was tabletki do odkażania wody oparte są na solach srebra, które zabijają niemal wszystko co może nam grozić. Wystraczy zdobyć trochę srebrnego drutu ( ok. 10 cm ) i podłączyć do obydwu biegunów baterii 9V ( bądź dwóch połączonych szeregowo ) nie zamykając obwodu (!) i zanurzyć w wodzie na 15 min. Woda zrobi się mleczna ( ze względu ma wszędobylskie jony chlorkowe, które wytrącą osad chlorku srebra ) ale będzie smaczna, zdrowa i wolna od bakterii i innych "łobuzów". Robili to juz Indnianie dodając cienkie płatki srebra do bukłaków z wodą i do potraw. Robili to Egipcjanie i Rzymianie. Ważne by było to czyste srebro gdyż domieszkowanie miedzią czy innymi metalami może dać posmak metalu, który w przypadku miedzi jest ohydny. Reszta to juz tylko robotach atomów.
Pozdrawiam, w razie czego mogę rozwinąć i uściślić niektóre informacje
Przegotowywanie wody oczywiście jest najprostszą i dającą 99% gwarancję metodą na pozbycie się wszelkich drobnoustrojów, gdyż większość z nich ulega zniszczeniu w temp powyżej 60-70 st.C. Ale (!) istnieją gatunki bakterii i ( w znacznej większości bądź tropikalne bądź zamieszkujące aktywne wulkanicznie rejony ) pierwotniaki, które potrafią przetrzymać stosunkowo krótkotrwałą ekspozycje na temp nawet 120 st. C ! Na szczęście tego typu bakterie znajdziemy głównie w okolicach gejzerów, gorących źródeł ( w tym tych w głębinach oceanów w okolicach tzw. kominów ) oraz wulkanów ( co raczej wyklucza Polskę ) i w 90% są to tzw. acidofile, które bytują najczęściej w silnie nasyconych kwasem siarkowym wodach. Dopóki więc nie wybieramy się w takie tereny jak Islandia, Yellowstone czy Kamczatka to powinniśmy martwić się jedynie o zwykłe pałeczki Coli, Salmonellę, nicienie, płazińce, tasiemce, których przetrwalniki czy jaja z pewnością ulegną rozkładowi po kilkudziesięciosekundowym wrzeniu ( kilka minut da pewność ). Aczkolwiek problem doprowadzenia wody do temp. 100 stopni dotyczy tylko miejsc o wysokości bliskiej 0 m nad poziomem morza ( przy skoku ciśnienia wysokość ta maleje i analogicznie rośnie przy jego spadku ). Będąc już w górach na wysokości 6 km dobrze jak uda nam się osiągnąć 80 st - gdyż na tej wysokości woda wrze w takiej temperaturze. Mt Everest to już nie jest miejsce na parzenie kawy czy herbaty - tam może to być trudne.
Generalnie gotowanie jest najprostszą metodą, ale tylko na "zabicie" wody - nie daje nam żadnej ochrony przed chemikaliami w niej rozpuszczonymi - poza związkami lotnymi np. terpenoidami pochodzącymi z żywicy drzew, niewielkimi ilościami benzyny, nafty, rozpuszczonymi gazami, z których ewentualnie siarkowodór może psuć smak ale w takim wypadku mamy do czynienia z "leczniczymi" właściwościami. Problem stanowią azotany ( V i III ), pochodne fenolu, dioksyny, metale ciężkie, pestycydy, herbicydy, stosunkowo nieszkodliwe fosforany ( te powodują zakwity glonów ) i wiele innych "odpadów" pochodzenia rolniczego, przemysłowego czy gospodarczego. Węgiel aktywny jest relatywnie skuteczną metodą na filtrowanie wody, gdyż jego porowata struktura pozwala absorbować większość zanieczyszczeń ale do pewnego momentu. Wypełnienie tych porów następuje tak szybko jak zanieczyszczona jest woda. Niestety wysoka twardość wody również gra rolę gdyż związki wapnia, magnezu i krzemu szybko "zapychają" te pory i obniżają wydajność takiego filtra. Więc taki filtr do zastosowań akwarystycznych może spokojnie przerobić 40 L wody z Mazowsza, ale u mnie na Lubelszczyźnie zacznie przepuszczać już po 30 czy 25 litrach. Więc wydajność to tylko szacunkowa wartość zależna od lokalnej twardości wody i w przypadku zastosowania jej do juz uzdatnionej wody z kranu w miastach gdzie woda jest na wysokim poziomie stanowi absurd sam w sobie. A co zabawne - mieszkam w okolicy źródeł Nałęczowianki i Cisowianki, których ujęcia są tymi samymi ujęciami co woda w sieci wodociągowej. Dodatkowo woda w wodociągach Kazimierza, Nałęczowa, Puław i okolic jest dodatkowo ozonowana ( czego nie robi się w Rozlewniach ) co czyni ją znacznie lepszą od tej sprzedawanej w butelkach PET. Dodatkowo do wód "zdrojowych" dodaje się fluor, który jest toksyczny i osłabia silną wolę, co udowodniono w obozach koncentracyjnych i gułagach gdy zauważono, że niewielkie stężenie fluoru ( ok. 200 ppm ) skutecznie osłabia wolę ucieczki wśród więźniów. Więc w moim przypadku "kranówa" jest tak wyśmienita, że nalewam ją śmiało do szklanki bez obaw o swoje zdrowie ( tym bardziej, że udowodniliśmy to podczas badań laboratoryjnych na UMCS wielokrotnie ).
Wspomniałem o zdrowiu, które jak część z was wspomniało stanowi równie ważny czynnik odporności na ewentualne skażenia. Jakkkolwiek skażenia czysto chemiczne mają charakter kumulatywny tzn. jak osiągną określony poziom w naszym organiźmie to dowiadujemy się jak już bywa za poźno, tak skażenia biologiczne to już w znacznej mierze indywidualny problem. Osoby "wychowywane pod kloszem" i obsesyjnie dbające o czystość ciała i mieszkania mają problem - ich układ odpornościowy nie ma okazji nabywać zdolności do walki z infekcjami ( Stąd powiedzenie "Częste mycie skraca życie" ). Każda drobna ranka czy zadrapanie musi zaraz być dezynfekowane, sterylizowane, przy byle infekcji łykamy antybiotyki o szerokim działaniu, co przy przeziębieniu czy chorobach wirusowych jest idiotyzmem jako że antybiotyki generalnie nie niszczą wirusów ( nie wszystkie ) a tylko zabijają naszą florę bakteryją i wyręczamy w ten sposób nasz naturalny system obrony czyniąc go leniwym i nieprzygotowanym. Więc stopniowo powinniśmy nabierać zdolności do unieszkodliwiania niewielkich ilości zarazków obcując z nimi. Wytworzymy w ten sposób dostateczną ilośc przeciwciał i antygenów, które pozwola nam uporać się z inwazją w przyszłości. Nie oznacza, że mamy oczywiście siorpać z kałuży w centrum obory czy wcierać w rany ziemię, ale pozwolić naszemu układowi immunologicznemu robić co do niego należy a interweniować w skrajnych przypadkach ( ran postrzałowych, ugryzień itp ).Paradoksalnie babcia, która gani wnuczka by nie dotykał lady w sklepie jest z pozoru działaniem na korzyść - w istocie tak wychowuje się słabych i chorowitych ludzi. A wystarczy wziąć do ręki banknot czy zamoczyć rękę w wodzie w kościele przy wejściu by pobrać próbkę miliardów bakterii, grzybów, wirusów i potu poprzedników.
Na koniec "sprzedam" wam patent na dezynfekcję wody, który jest tani, wydajny, stosowany od setek lat - srebro. Jak wie część z was tabletki do odkażania wody oparte są na solach srebra, które zabijają niemal wszystko co może nam grozić. Wystraczy zdobyć trochę srebrnego drutu ( ok. 10 cm ) i podłączyć do obydwu biegunów baterii 9V ( bądź dwóch połączonych szeregowo ) nie zamykając obwodu (!) i zanurzyć w wodzie na 15 min. Woda zrobi się mleczna ( ze względu ma wszędobylskie jony chlorkowe, które wytrącą osad chlorku srebra ) ale będzie smaczna, zdrowa i wolna od bakterii i innych "łobuzów". Robili to juz Indnianie dodając cienkie płatki srebra do bukłaków z wodą i do potraw. Robili to Egipcjanie i Rzymianie. Ważne by było to czyste srebro gdyż domieszkowanie miedzią czy innymi metalami może dać posmak metalu, który w przypadku miedzi jest ohydny. Reszta to juz tylko robotach atomów.
Pozdrawiam, w razie czego mogę rozwinąć i uściślić niektóre informacje