Kiedyś, z pewną miłą panią, wspólnie doszliśmy do wniosku, że obydwoje kochamy zachody słońca.
Trochę później, kiedy już wyszło szydło z worka - pani nie do końca była miła i vice versa, zapewne - okazało się, że ona kocha słońce zapadające w morskiej toni a ja słoneczko przeświecające przez kosówkę o zachodzie...
Mnie się wydaje, że każdy, kto posługuje się pojęciem "puszczaństwo", myśli o czymś innym. Czasami może różnice są nader subtelne, natomiast zawsze istotne.
Ale nie o puszczaństwie chciałem...
Chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że Seton, Baden-Powell, czy wielu późniejszych ich naśladowców to propagatorzy dosyć sztucznej idei, skierowanej do mieszczańskiej młodzieży. Idei kształtowania cech, pożądanych zupełnie gdzie indziej.
O "idolce" - Maryli Rodziewiczównej i jej pomysłach zemsty na "leśnych rozbójnikach" (np. puchaczu) nawet wspominać nie warto, bo świadczy to o kompletnym niezrozumieniu realiów (więcej tego było), które opisywać usiłowała.
Nieco inną postacią był G. W. "Nessmuk" Sears... Z tym, że to, co robił miało się tak do pierwowzoru, jak np. Zespół Pieśni i Tańca "Mazowsze" do oryginalnego zwyczaju i kultury muzycznej tego regionu.
Bardzo łatwo, natomiast, dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o tym, jak wyglądało życie białych w amerykańskiej puszczy, zanim w tę zaczęła wkraczać cywilizacja. I niekoniecznie jedynym źródłem informacji pozostać musi James F. Cooper. Jest wiele popularnych, pomimo to arcyciekawych publikacji o życiu w Północnej Ameryce sto lat przedtem, zanim urodził się Nessmuk. Opisujących takie postaci, jak kpt. Smith (ten od Pocahontas), którego fragment życiorysu związany był z Polską, wspaniały Daniel Boone i wielu, wielu innych...
Tak, na dzień dobry, mógłbym polecić "Prawdziwe życie Skórzanej Pończochy" Friedricha von Gagerna, czy też "Tomahawki i muszkiety" Stanisława Grzybowskiego.
Jeszcze ciekawszych rzeczy o "puszczaństwie" (czym by ono nie było) można dowiedzieć się, czytając publikacje o życiu plemion słowiańskich, czy innych, zamieszkujących obszary między Uralem a Pirenejami, których Rzymianie zwali barbarzyńcami. Z tym, że to już kwestia nieco mniej popularyzatorskiej, w gatunku, literatury, więc i trudu nieco więcej trzeba sobie zadać.
Ale cóż tam puszczaństwo - np. bardzo ciekawym ludem byli Unanganie, zamieszkujący archipelag Aleutów, zanim niemal do nogi nie wybili ich Rosjanie w XVIII w. Zasadniczo nie rośnie tam nic oprócz traw i ziół, klimat jest wyjątkowo surowy a wyspy odizolowane były od jakichkolwiek wpływów, czy to cywilizacyjnych, czy kulturowych. Pomimo to Unanganie nie to, że wegetowali, oni stworzyli prężną, kwitnącą kulturę, która niemal doprowadziła do nadmiernego zasiedlenia tego obszaru. Z ich osiągnięć możnaby czerpać garściami... Ale to już dla bardzo dociekliwych bushcrafterów, puszczan i surviwalowców...
Gryfie - rozumiem, Twoją odrazę, z jaką popatrzałeś na mnie na zlocie, kiedy stwierdziłem, że książek nie czytam. Szkoda czasu na czytanie, lepiej do lasu...
