Strona 2 z 2

: 19 gru 2011, 20:20
autor: Mr. Wilson
Zbieram wnyki tylko na swoim terenie, gdzie znam ludzi, myśliwych i inne służby. W razie czego mogą za mnie poręczyć.
Gdy wybieram się w nieznane mi tereny mam przy sobie zawsze telefon, wtedy przy tego typu znalezisku na pewno bym dzwonił do odpowiednich służb.

Bardzo lubię w zimie gdy spadnie śnieg tropić zwierzynę, obserwować, poznawać jej zwyczaje. Na śniegu ślady są zazwyczaj dobrze widoczne, rozpoznawanie ich to jak wielka przygoda.
Każdy najmniejszy szczegół ma znaczenie, staram się odtworzyć w czasie co się wydarzyło - gdzie poszły, gdzie odpoczywały, co jadły i gdzie żerowały, ile osobników, w jakim wieku, jakiej płci itd.
Dzięki temu właśnie nauczyłem tropić się również kłusowników, ich zwyczaje równie dobrze poznałem.

Wcześniej już znajdowałem zwierzynę we wnykach, niestety zawsze było już za późno.
Zwierzyna zazwyczaj ginie w męczarniach, przez wiele godzin.

Wczoraj spojrzałem w oczy sarny, widziałem jak walczy, cierpi, powoli gasło w niej życie, widok przykry i niesamowity.
Nie mogłem obojętnie prześć obok.

: 19 gru 2011, 21:39
autor: rudy rydz
Zirkau pisze:Toż to potrafi być niezły szkodnik.
To jest podejście. Zastanów się kiedyś, czy ty nie jesteś większym szkodnikiem???????

: 19 gru 2011, 21:49
autor: Armat
pawel pisze:
Zirkau pisze:Toż to potrafi być niezły szkodnik.
To jest podejście. Zastanów się kiedyś, czy ty nie jesteś większym szkodnikiem???????
Wszystko zalezy od tego do czego sie porownuje. Jak porownasz sarne do na przyklad Orla Bielika to jest to niesamowity szkodnik. Jak porownasz do takiego pawla z gatunku homo sapiens to sarenki wymiekaja ;)

: 19 gru 2011, 21:55
autor: slaq
Szacun Wilson :!:

I to jeszcze na mokradłach. W ten sam dzień łaziliśmy w podobnym terenie -

https://picasaweb.google.com/1135567261 ... 6257445842

Sceneria tak bliska sercu memu.
W Rembridż, na szczęście widać było więcej miejsc "leżakowych" saren, niźli wnyków.
Sporo saren widzieliśmy biegających, a także trzy łosie na koniec się trafiły.
Nie wiem czy bym dał radę na Twoim miejscu - pewnie prędzej bym dobił z nadmiaru emocji :-/

: 19 gru 2011, 23:22
autor: aniol
A zza krzaka wychodzi strażnik albo myśliwy i widzi wnykarza co dobija właśnie swą zdobycz. Pozamiatane.

: 19 gru 2011, 23:29
autor: slaq
No pewnie tak, dlatego piszę - nie wiem, jak bym się zachował.
Nie udaję kolego. Zresztą Ty zawsze masz na wszystko odpowiedź.

: 20 gru 2011, 13:48
autor: Kopek
Miałem podobną sytuację. Jeszcze jak byłem piękny i młody. No, może młody wystarczy. Początkowo chciałem dobić koziołka. Z braku odpowiedniego narzędzia szukałem jakiegoś kamienia. Nie znalazłem. Bałem się rogów. Zwierze poruszało się chaotycznie. Linka wbiła się już na około centymetr w szyję. Odwiązałem linkę od drzewa. Kozioł na chwilę się uspokoił. Jenak po dłuższej chwili wystartował w głąb lasu razem z linką. Parę miesięcy później, zimą, wydawało mi się, że go widziałem ale sądzę, że długo tak z linką stalową przy szyi nie pożył. Człowiek młody i głupi. Ale tak zastana sytuacja jest nietypowa i bardzo stresująca. To spojrzenie zapamiętuje się na długo. Wilson dobrze, że Ci się udało.

: 20 gru 2011, 14:27
autor: Abscessus Perianalis
Kopek, żebyś się nie zdziwił. To, że ludzie umierają od byle draśnięcia, nie znaczy, że zwierzakom się to nie udaje. Zdarza mi się oglądać na animal planet (bodajże) program, o policji zwierzowej w stanach i widziałem już psy podrzynające sobie gardła łańcuchami, czy linkami stalowymi. Nie dość, że żyły pomimo głębokich ran, to jeszcze niektórym się właśnie rana zarastała na łańcuchu, czy lince. Stąd przypuszczam, że jednak jest możliwe. Mało prawdopodobne, ale możliwe.

RE Dół: No właśnie dążę do tego, że zwierzęta są często nieco bardziej odporne na skutki takich zakażeń, skoro takie przypadki się zdarzają. Nie twierdzę, że do takiego nie dojdzie, bo dojdzie na pewno.

: 20 gru 2011, 18:46
autor: Apo
Abscessus Perianalis pisze:Nie dość, że żyły pomimo głębokich ran, to jeszcze niektórym się właśnie rana zarastała na łańcuchu, czy lince. Stąd przypuszczam, że jednak jest możliwe. Mało prawdopodobne, ale możliwe.
Tak, o ile nie wedrze się jakieś zakażenie czy inne paskudztwo.

: 09 sty 2013, 20:57
autor: Annael9
Pewnikiem któryś wystąpi ze szpadelkiem :-/ co mi tam. Poczytuję sobie co poniektóre tematy. Tak mi stanęło przed oczami i w sercu poskrobało. Dawno to było, przed wyjazdem stąd, nieletnia jeszcze byłam. Tato dostał psa od "ruskich" myśliwych. Taki duży, większy od naszych wilczurów, ale tej maści. Mój ci to był pies, od maleńkiego. Był łagodny, zresztą nauczyłam go nie gryźć bez potrzeby. Wielkimi zębiskami potrafił wyjąć spomiędzy palców najmniejszy kąseczek. Któregoś dnia zginął. Był jeszcze w domu mały pies, z myśliwskich, nauczył inne biegać po lesie. Po kilku dniach znalazłam psa, dość blisko. Na wnyku, drut zacisnął się na brzuchu i im bardziej psisko, jak mały cielak, się zrywało, tym więcej pętla się zaciskała. Pies był prawie oszalały z bólu. Co miałam zrobić? W wieku nastu lat raczej się nie myśli logicznie, poza tym to był MÓJ pies. Zabrałam się do rozplątywania zaciśniętej pętli. Pies mnie nie ugryzł, ale pazurami rozdrapał ramiona do krwi. Uratowałam mojego psa. Tylko teraz sobie przypominam, ja ten drut zostawiłam! Jak mogłam?
Ponoć wszyscy ( prawie, bo ja nie wiem) wiedzą kto jest tu kłusownikiem, ale nikogo nie złapano. Kiedyś widziałam człeka na motorze jak jechał z lasu z snopem trawy i czegoś tam badylstwa, to było zeszłego roku. Tak naiwnie pomyślałam sobie - do czego mu to trawsko? No radzi sobie jak umie, tylko, że on jakoś tak nieufnie na mnie spojrzał?
Ale ja bym postąpiła tak samo, bo ja raczej z tych co najpierw działają a potem myślą. Tylko mam takie zaplecze, że mój tato był swego czasu nadleśniczym w tutejszym borze.
Może dlatego nie spotykam tu kłusowników

Ale jak szpadelek to tylko złoty :-)

: 09 sty 2013, 22:26
autor: Abscessus Perianalis
Szpadelki, to są raczej za odgrzebywanie tematu co by dodać "ale fajnie", albo "hahahha!", ewentualnie inną, nic nie wnoszącą do tematu wypowiedź - jeśli takowa jest wartościowa, to odkop nie zasługuje na szpadel. IMHO ofc.

Co do samych drutów, to warto pociąć i wynieść z lasu - lepiej nie ryzykować wynoszenia w całości, jeśli okoliczni leśnicy Cię nie znają, bo a nuż wyjdzie, że Ty cały dzień znajdowałaś i likwidowałaś wnyki, a ktoś Cię oskarży, że właśnie leziesz je założyć..

Re: Dzień z życia Wilsona

: 15 mar 2024, 12:10
autor: Pies
Piękna ludzka, romantyczna reakcja.
Ja spotykam tylko trupy.
W temacie sideł, wnyków krótko: niszczę na miejscu, tak aby już nie nadawało się więcej do użycia.
Można w pobliżu ukryć, zakopać itd.
Nie wlokę niczego z wygody, nie strachu czy obawy. To zdroworozsądkowe i logiczne (przynajmniej dla mnie).
Być może internetowa baza (anonimowa) anty kłusownicza była by jakimś rozwiązaniem?
Służby zainteresowane mogły by dowolnie z namiarów na rejony korzystać i monitorować "za nas", z drugiej strony, nie pobiwakujesz więcej tam bo cię CAP! No chyba że, cicha nieformalna zgoda?
Nie zgłaszam, niszczę, usuwam, zakopuję, idę dalej bez badziewia. Czasem tropię kolejne idąc zwierzęcym tropem, ale to kwestia czasu, miejsca i wielu czynników zmiennych.
Gdybym spotkał w okolicy leśnika/myśliwego z pewnością podzielił bym się na żywo informacją i wskazał przybliżoną okolicę.
Jak się to wszystko teraz ma do survivalu, kiedy wnyki to gwarancja przeżycia (post apokaliptycznego), Wilson ładnie to ujął. Na razie mamy cywilizację i jeśli sami nie walczymy o życie, szanujmy inne istnienia a wyjdzie to wszystkim na dobre. Aczkolwiek tą samą sarenkę jutro ustrzeli myśliwy, TAK ale bez zadawania NIEPOTRZEBNEGO cierpienia.