W końcu, żeby w ogóle coś robili dla podtrzymania, przedtem musieli się wyspać i najeść. Wówczas dopiero przekroczyli próg zaistnienia kolejnych potrzeb. A ani o spanie, ani o żarcie niekoniecznie łatwo było w opisanych warunkach.
Weźmiesz na warsztat analogie - np. Bwana Kubwa dla postaci z powieści Sienkiewicza a współczesna sieć "Biedronka", dobre i złe Mzimu jako element losowy, etc... Można nawet wskazać ślepe uliczki - casus Robinsona i Piętaszka, którzy wprawdzie z życia uczynili bajkę, ale zagubili podstawowy cel osobniczego istnienia - reprodukcję...

Jak to u Monthy Pythona bywało - a teraz coś z całkiem innej bajki...
Gdzieś tam, w dalekim Tybecie istnieje ponoć klasztor, w którym mnisi uczą sztuki walki ze smokami. Adepci bywają ponoć świetnie przygotowani na ewentualność spotkania ze smokiem, cóż, kiedy tych ostatnich brakuje. Co stanowi poważny szkopuł...
Coś podobnego można powiedzieć o survivalu. Bo o czym mówimy ? Albo o sytuacji bardzo ograniczonej katastrofy - wypadek komunikacyjny, klęska żywiołowa, znalezienie się w odosobnieniu, lub tp. w wyniku czego pojedyncza osoba, czy grupa osób znalazła się w trudnych, czy ekstremalnie trudnych warunkach a warunkiem przeżycia jest przetrwanie do czasu otrzymania pomocy lub - rzadziej - samodzielny powrót do cywilizacji. Ale zawsze powrót do cywilizacji...
Albo o sytuacji w której o istnieniu cywilizacji można zacząć zapominać - pieprznięcie jakiegoś młota Boga czy inne, poważne perturbacje w skali planety.
W pierwszym przypadku - jak pokazuje doświadczenie - częsciej przeżywają osoby które albo o survivalu w ogóle nie słyszały, albo go nigdy nie uprawiały, niż te, które rzekomo przygotowane były. Może dlatego, że ci ostatni sami wpędzali się w sytuacje, które ich przerastały ? Np. z czystej woli sprawdzenia się ? Stąd więcej ofiar ?
W przypadku drugim - nauka walki ze smokami w najczystszej postaci... Gdy nikt nigdy smoka na oczy nie widział...

Drogi Survivalmenie - trudne zadanie przed Tobą, skoro zdecydowałeś się rzeźbić w ezoterycznej materii. Mnie survival jawi się jako coś na podobieństwo nirwany - nie jest to byt, ale nie jest to niebyt...
Wracając do Reja i Kochanowskiego - ni pies, ni wydra, coś na kształt świdra.

I jeszcze malutka dygresja, a właściwie dwie:
Zdziwiłby się Czesław N. gdyby zobaczył jakie kierunki można dzisiaj studiować... Zdziwiłby się, że jego sztandarowe dzieło nabrało aż tak głębokiego sensu...
A robiąc dzisiaj zakupy w Lidlu, rzuciłem okiem na półkę, gdzie stało pełno torebeczek z zawartością pt. "Pomysł na... " Jakoś dziwnie widok owych "pomysłów" skojarzył mi się z tym tematem...
