No, bierzemy się za budżetową czołówkę, kupioną za 6 złotych polskich i 70 groszy tej samej narodowości...
Rozmontowana czołówka wygląda tak:
Obudowa pancerna ! Uszczelki potężne (aczkolwiek raczej niepotrzebne) ! W głębi obudowy widać gumę, poprzez którą przyciska się przełącznik. Oczywiście, obudowa przymocowana jest wahliwie - stabilizowana zatrzaskami - dp płytki z taśmami gumowymi, utrzymującymi całość na głowie. Obudowa z przykrywką baterii, płytka, tasmy - to wykonanie pancerne. Oczywiście, tłuczone młotkiem, zapewne uległaby, ale w toku normalnej eksploatacji, do jakiej zaprojektowana została ta czołówka, trudno wyobrazić sobie, żeby cokolwiek dało się uszkodzić. Nie powiedziałbym tego o szklanej osłonie optyki, mocno wystającej i na dokładkę mocowanej na rodzaj zatrzasku. Chociaż w moją czołówkę o identycznej konstrukcji osłony optyki eksploatuję już długo i intensywnie i nic się nie stało, uważam, że ten element jest łatwo utrącić... Jest to ewidentna niedoróbka konstruktorska - szczególnie w porównaniu z masywnością reszty konstrukcji obudowy.
Tak wygląda kompletna elektronika tej czołóweczki:
Widoczna jest płytka z wlutowanymi diodami świecącymi, pełniącymi, oczywiście, rolę źródła światła. Płytka ta połączona jest z płytką sterownika (drivera) taśmą z kabelkami. Płytka sterownika zawiera układ sterujący (czarna plama masy impregnującej), dwa miedziane (brązowe) pola stykowe, do których przylegają sprężyny stykowe "koszyczka" baterii. Po drugiej stronie płytki znajduje się wlutowany najzwyczajniejszy w świecie mikrowłącznik.
Jeżeli świeżo zakupioną czołówkę rozbierzemy, albo sami, albo z pomocą znajomego elektronika, profilaktycznie, poprawimy wszystkie punkty lutownicze, eliminując ew. tzw. "zimne luty" - nie ma bata, ten zespół praktycznie nie zawiedzie nigdy.
Krytycznym elementem każdej latareczki, czołówek również, są styki. Powodują one 99,9 % awarii typu przerywania w trakcie świecenia, zaniku mocy, całkowitego braku działania.
Oto tzw. "koszyczek baterii":
Jak zapewne widać, składa się on z trzech podstawowych rodzajów elementów:
plastikowego korpusu
blaszek połączeniowo-stykowych
sprężynek dociskowo-stykowych
Korpus jest nieistotny w tym miejscu, więc sobie darujemy opis. Z punktu widzenia niezawodności latarki najbardziej istotne są połączenia blaszek ze sprężynkami. Zazwyczaj spręzynki bywają zaciśnięte odpowiednio uformowanymi fragmentami blaszek.
Ponieważ trzy baterie pracują w połączeniu szeregowym, występuje w tej konstrukcji co najmniej 5 krytycznych punktów połączeń między blaszką a sprężynką. Zły styk nawet w jednym miejscu spowoduje wadliwe działanie, lub całkowite niedziałanie latarki. Nie licząc styków między baterią a blaszką lub sprężynką. Wyeliminowanie tego problemu to gwarancja bezawaryjnego działania latarki do końca świata i jeden dzień dłużej. Jak sobie z tym poradzić ?
Otóż, latareczka, latareczką, a "koszyk" "koszykiem". Latarka, po poprawieniu punktów lutowniczych stała się już bardzo pewna. Pozostał przysparzający problemów "koszyczek". Ten element można kupić praktycznie w każdym sklepie elektronicznym, za grosze... Ale przed zakupem należy towar dobrze obejrzeć, najlepiej przez jakąś lupkę... Wszelkie ślady nacieków, nalotów czy ewidentnej korozji - a widywałem nawet pospolitą rdzę - od ręki eliminują taki egzemplarz. Każdy element metalowy powinien pięknie błyszczeć - co świadczy o poprawnie wykonanych powłokach galwanicznych i dobrze rokuje...

Cierpliwi mogą delikatnie rozgiąć blaszki, wyjąć je z korpusu i spróbować najpierw starannie i mocno zacisnąć sprężynki, a następnie przylutować je do blaszek. Mniej cierpliwi, czy też manualnie sprawni powinni tylko docisnąć blaszki, mocujące sprężynki, bez wyjmowania ich z korpusu.
I to wszystko...
Oczywiście, można ograniczyć się tylko do ostatniego punktu - doprowadzenia połączeń wewnątrz "koszyczka" do stanu idealnego, bez próby rozbierania latarki, czy samego "koszyczka" - przez porządne podociskanie punktów połączeń stykowych. Też powinno wystarczyć - trzeba jednak pamiętać, że baterie, czy akumulatorki są elementami względnie ciężkimi, więc podczas ruchu przemieszczają się wewnątrz obudowy, co z jednej strony ma zbawienny wpływ na pola stykowe - następuje samoczynne ich czyszczenie, z drugiej - wszelkie zaciskowe połączenia mechaniczne ulegają rozluźnieniu, co z kolei może doprowadzić do przerw w obwodzie.
To, co napisano wyżej, dotyczy każdej latarki... Również Silvy, Petzla, Maglite, czy Feniksa - zaśniedziałe, zanieczyszczone, niedomagające pola stykowe nie są rzadkością a głównie to zjawisko jest przyczyną awaryjności "światełka". Czasami wina za niedziałanie absolutnie nie leży po stronie producenta latarki a "gazowania" - wydzielania aktywnego chemicznie gazu - baterii, kiepskiej jakości powłok na ich polach stykowych, etc... Tak więc żadne pieniądze włożone w czołówkę - czy inną latarkę - nie mogą zapewnić 100 % pewności, że latarka świecić będzie. Może zdarzyć się, że nie - akurat, kiedy jest najbardziej potrzebna i całkowicie niezależnie od tego, ile kosztuje...
Mam nadzieję, że teraz żadna latareczka już nie zawiedzie - ani ta za 6 zetów, ani ta za 260...
