Ojojoj !

Dla współczesnego człowieka, z nieprzebranej palety, jaką oferuje mu natura, znaczenie ma tylko kilkanaście gatunków roślin i kilka gatunków zwierząt - decydujących o utrzymaniu liczności populacji. Skromniutko...
Człowiek z paleolitu, czy Cro Magnon... Tiaaa...

Generalnie rzecz biorąc, "konstrukcja" człowieka nie wykazuje raczej żadnej "specjalizacji pokarmowej", więc jesteśmy istotami wszystkżernymi, zdolnymi do utrzymania się przy życiu przy byle jakiej diecie. Stąd długi okres "zbieracko-myśliwski" w historii naszego rozwoju. Padlinożerstwo... Hm... Coś w tym złego ?

W porównaniu z nawykami żywieniowymi kultur oryniackiej, czy mustierskej...
Łuczaj ma rację, chociaż nie do końca, bowiem wypiek chleba - czyli sposób przetwarzania zasobów - nie był czynnikiem decydującym. O dzisiejszej kulturze żywieniowej zadecydowało odkrycie przechowalnictwa. Mięsa, niestety, aż do połowy XX w. nie potrafiono przechowywać w wielkich ilościach i skutecznie. Stąd podstawą wyżywienia populacji stały się nasiona niektórych traw, mogące, w odpowiednich warunkach, leżeć całe lata. Co więcej - te zapasy były nadmiarowe i samoodnawialne, bowiem niespożyta część służyła jako materiał siewny. Dopełnieniem zaistniałego rolnictwa - wymuszającego zmianę trybu życia na osiadły, co zainicjowało powstawanie centrów cywilizacyjnych - stała się stacjonarna hodowla zwierząt. I tak narodził się dominujący w ogromnej większości społeczeństw, model kultury żywieniowej.
Oczywiście, istnieją wyjątki - na dalekiej północy żyją społeczeństwa, które, choćby chciały, absolutnie na wegetariaństwo przejść nie mogą... Z tym, że warunki lokalne zdecydowanie ułatwiają im przechowywanie mięska... Z kolei w tropikach występują społeczeństwa, którym żadne przechowalnictwo potrzebne nie jest, bowiem krótka wyprawa poza wioskę pozwoli zdobyć pokarm roślinny na kilka dni. Dłuższa - upolować kilka małpek i zorganizować wioskowe święto mięsa. Formami pośrednimi są społeczeństwa koczownicze, wędrujące za stadami dzikich zwierząt, czy - dziś już rzadkość i tylko w nielicznych miejscach na Pacyfiku - uprawiające wysokoenergetyczne rośliny jednoroczne... I łowiące od czasu, do czasu jakąś dziką świnkę...
Reasumując - człowiek od zarania obchodził i nadal może obejść się bez mięsa. Ale mięso zawsze stanowiło wysoko cenione uzupełnienie diety.
Tematem wątku jest zagadnienie: wegetarianizm a survival... Pod pojęciem wegetarianizmu rozumiemy - chyba, że się mylę - dietę bezmięsną. A co pod pojęciem survivalu ? Przejście na odżywianie się za pomocą zbieractwa ? W warunkach klimatu umiarkowanego i polarnego - absolutnie wykuczone w skali społeczeństw, i to nie tylko ze względu na okres zimowy, ale przede wszystkim fakt, że "wydajność z hektara" jest nikła, więc wyżywić by się mogły tylko niewielkie grupki. Absolutnie wykluczone również ze względu na utratę zdolności do tego rodzaju trybu życia - sądzę, że nawet Łuczaj nie dałby rady na dłuższą metę wegetować na bazie wędrownego zbieractwa. Cóż więc - powrót do upraw ? Zarówno jednak przy zbieractwie, jak i przy uprawie - dlaczego, jeżeli nadarzy się okazja, nie oprawić jakiegoś zwierzaczka ? Dla smaku ale i dla uzupełnienia diety... Nie - z przyczyn ideolo ? Bo innych nie ma...
Ładnie to kiedyś ujął niejaki K. Marks - "byt kształtuje świadomość". Miki to jeszcze ładniej rozszerzył: zbytek rodzi fanaberie...
A wegetetarianizm do survivalu ma się nijak...
