Jak dla mnie to za bardzo was poniosła fantazja o tej globalnej katastrofie. Ja prawdopodobny scenariusz widzę raczej jako powtórkę z lat 30tych ubiegłego wieku. Bieda z nędzą, brak pracy, głód (ale nie skrajny). W pewnym sensie jest to sytuacja gorsza nawet od totalnej anarchii bo ma się jeszcze bardziej ograniczone możliwości ze względu na funkcjonowanie aparatu państwowego więc nie ma możliwości "zajęcia"lub "spacyfikowania" (dobrze, że nie jesteśmy sąsiadami, Ziarku

) i innych tego typu zachowań bo przedstawiciele prawa bardzo chętnie sami człowieka spacyfikują pod byle pretekstem aby tylko wykazać potrzebę swego istnienia. Jest sporo literatury w tym temacie, nawet jeden z moich ulubionych autorów Ch. Bukowski popełnił książeczkę o swoim dzieciństwie („Z szynką raz”). Wyłaniający się obraz rzeczywistości, zwłaszcza tej w miastach, jest wyjątkowo przygnębiający. Ludzie nie mają za co kupić jedzenia, o opiece medycznej czy życiu z emerytury/renty można właściwie zapomnieć, szerzy się frustracja, agresja. Lepiej dają sobie radę posiadacze ziemi, którzy chociaż jedzenie są w stanie sobie zorganizować. Warto poczytać.
Dzisiejsza sytuacja ekonomiczna jest bardzo dziwna. Mamy trzech zasadniczych graczy, którzy są w stosunku do siebie wierzycielami i dłużnikami; państwo, obywateli/firmy oraz banki. Państwo ma dług, którego nie jest w stanie spłacić, potrafi tylko grać na zwłokę ze spłatą dalej się zadłużając. Obywatele mają pozaciąganych tyle kredytów, że też ledwo są w stanie je spłacić. Wbrew obiegowej opinii banki są również dłużnikami i też nie są w stanie spłacić swoich długów, czyli wypłacić oszczędności ludziom, którzy pozakładali lokaty. W momencie gdy nastąpi run na banki to mogą tylko pozamykać oddziały. Ta sytuacja przypomina klincz albo rozgrywkę w pokera gdzie stawka cały czas rośnie, i to już grubo ponad to co mogą zapłacić gracze, a tak na serio to nikt nie ma w reku nic, nawet najmniejszej pary. Ile coś takiego może się utrzymywać to trudno powiedzieć. Być może ten impas może nawet trwać latami albo wręcz wiecznie ale skutkiem tego jest zjawisko obserwowane już od wielu lat; zmniejszenie realnej siły nabywczej naszych wypłat, zwiększanie obciążeń ze strony państwa, pogarszanie poziomu lub zmniejszanie dostępności „bezpłatnych” usług oferowanych przez państwo itp. itd., a więc mówiąc wprost bieda.
Jak się zabezpieczyć to bardzo ciężko powiedzieć. Ostatnim krzykiem mody wśród sieciowych panikarzy w stylu Maczety Ockhama, Doxy, Domowego Survivalisty i innych paranoików jest zakup złota, co mnie prowadzi do wniosku, że na jego zakup może być już zbyt późno. Nie mienię się geniuszem, czytałem tylko wypowiedzi Warrena Buffeta, który stwierdził, że w momencie gdy sprzedawczyni w warzywniaku zaczyna się zastanawiać jakie akcje najlepiej kupić to trzeba zacząć myśleć o sprzedawaniu. Ja osobiście myślę raczej o lokum na wsi, kawałku ziemi (z ciekawostek - unijna średnia zbioru ziemniaków z hektara to około 30 ton jak dobrze pamiętam, ciekawe, co będzie łatwiej wymienić na inne użyteczne rzeczy w trakcie wydumanego kryzysu, ziemniaka, czy złoto, no i oczywiście za posiadanie czego prędzej poderżną ci gardło

), różnym przydatnym sprzęcie, w tym narzędziach, źródle wody albo metodach jej uzdatniania. Staram się też utrzymywać w dobrej kondycji, od czasu gdy zobaczyłem Cast Away dbam o zęby… ech, znów się rozpisałem… Przede wszystkim jednak uważam, że trzeba się cieszyć życiem póki jest
