Ok, będzie "łopata", ale temat dość ciekawy.
Ja przez ponad 20 lat pracowałem. Różnie to bywało, jak to w naszym kraju. Raz lepsza robota, raz gorsza. Czasem niezła kasa, a czasem na "czarno" za grosze, bo wychodzę z założenia, że lepiej coś robić za grosze niż za darmo siedzieć na dupie w domu. Od kilku lat pracowałem lub raczej "służyłem" jako funkcjonariusz jednej ze służb mundurowych. I jak to w wierszyku - zyskał wiele mało, dobrze mu się działo... Czas jakiś - w tego typu branży przesiew jest wielki, a podpierdalactwo, presja ze strony dowódców, tzw. "kolegów" itp., olbrzymia. Zaczęło mi się "ulewać". Zawsze miałem marzenia o życiu w bliskości z naturą, a w pewnym oddaleniu od ludzi czy może w warunkach "limitowanego" dostępu do bliźnich. Od kilku lat drążyłem temat.
Nie bawi mnie klimat ciepły bo nie lubię się pocić, nie lubię duchoty itd.

więc swoje zainteresowanie skierowałem na Kanadę i Skandynawię. Szukałem pracy TAM. Pracy która pozwoliłaby mi tam się utrzymać, przebywać tam legalnie a równocześnie zaspokoić większość moich oczekiwań.
Żona pukała się w głowę, a ja słałem CViki jak głupi. Na pierwszy cel poszły rancza turystyczne w Kolumbii Brytyjskiej i Albercie. Wysłałem ponad 2000 maili i spośród tych 2000 odezwały się 2 osoby z pośród których jedna podała konkrety i zaangażowała się plan. Niestety życie bywa bezlitosne. Choroba w rodzinie moich pracodawców zrujnowała ich życie i moje plany, ale doszedłem do wniosku, że to nie porażka tylko nowe doświadczenie. Zorientowałem się że wyjazd do Kanady żeby tam mieszkać jest dość skomplikowany więc zmieniłem kierunek na Skandynawię. Obszar objął cały półwysep od Dalarny na północ po obu stronach gór.
Dwa lata słałem cv, łapałem kontakty na FB i gdzie się dało. Żona dalej pukała się w czoło i upominała żebym zajął się czymś sensownym bo nic to nie da. Po dwóch latach zacząłem korespondować z facetem z okolic Kiruny, który z góry mi powiedział że mnie nie zatrudni bo sam nie ma kasy, ale że się fajnie gadało to utrzymywaliśmy kontakt.
Po roku dał mi nr. tel. do swojego kumpla z którym łączyło mnie nożoróbstwo - zaczęliśmy też gadać przez telefon i mailować. Odwiedziłem go na północy - to był błąd

. Wpadłem jak śliwka w gówno.
Za tydzień pakuję się w samochód i jadę tam żyć.
Nie mam zasobów finansowych, trochę rozumiem Szwedzki, ale mówię po Angielsku i mam pracę. Żadne cudo i żadne wielkie pieniądze - ot żeby przeżyć, ale mam jedną wielką rzecz - mam tam wokół siebie grupę ludzi którzy myślą podobnie jak ja i są gotowi mi pomagać. Żona nie puka już się w czoło tylko skrobie po głowie bo "głupiemu mężu" udało się.
Będę mieszkał we wsi gdzie jest 300 osób a wokół niezmierzony las, jeziora, rzeki. W tym lesie niedźwiedzie, rosomaki, rysie, reny i łosie, w rzekach i jeziorach ryby, a nad tym wszystkim "ptacy niebiescy" ...
Jeśli ktoś ma jakieś wielkie marzenie to niech nie rezygnuje z niego!!! Ja jako dziecko chciałem mieszkać wśród lasów w Kanadzie albo na Syberii - wyszła z tego Skandynawia ale reszta prawie tak jak chciałem.