Pralka była tu tylko symbolem

Miałem na myśli pobór prądu całego urządzenia z grzałką i silnikiem na dużych obrotach. Do prania energia elektryczna jest zbedna: Balia, tara, gorąca woda, opcjonalny detergent i odpowiednio ubrana, spocona praczka z dużym biustem

( juz slysze swist kamieni nadlatujacych ze strony feministek ).
To czy będziemy chcieli kontynuować mieszczański tryb życia i walczyć o podtrzymywanie jego atrybutów ( o ironio może się to okazać przyczyną upadku właśnie ) to już kwestia filozofii czy kultury. Dzisiejszy czlowiek Zachodu uzależnił sie od maszyn - o survivalu miejskim to mozna porozmawiac już wtedy gdy zrezygnuje się z samochodu, komórki, internetu i elektryczności, a takowy bedzie pierwszym problemem po nastąpieniu hipotetycznej katastrofy. Amisze dają radę tak od XVIII wieku z wyjątkami ( o ironio po raz drugi, dotyczy to właśnie feralnych lodówek, w których przechowują leki w swoich klinikach - i jest to wymagane przez prawo federalne USA ). Pozostałe aspekty ich życia opierają się na pracy rąk i mięśni, ich własnych oraz zwierząt bez elektrycności i silników spalinowych. Więc można zrezygnować z tych watów w postaci prądu.
Odkrycie węgla i ropy naftowej dało ludzkości możliwość osiągnięcia tak wysokiego rozwoju technologicznego jaki mamy dziś - i nie ma się co oszukiwać, że ten rozwój spowodował wynalazek maszyny parowej. Uzyskaliśmy najtańszego pracownika jakiego ludzkość widziała - 1 litr ropy kosztuje aktualnie ok 45 centów a zgromadzona w tym energia ( ok. 10kWh ) to około 60 roboczogodzin człowieka ( 1,5 tygodnia pracy ). Bez tego nie bylibyśmy w stanie wyżywić takiej populacji ( stąd gwałtowny wzrost liczby ludności świata od momentu wejścia w epokę industrialną ). Wcześniej przez tysiące lat populacja wrastała powoli i niewiele wraz z zasiedlaniem nowych lądów, a spadki były znacznie bardziej widoczne przy okazji wojen i plag.
Narastają doniesienia o wyczerpujących się zapasach ropy i wiele czynników to potwierdza - tzw. Oil peak, coraz mniej odkrywanych znaczących złóż, wzrastający popyt ( Chiny i Indie dołączają do Zachodniego poziomu życia ), podaż zaczyna maleć, Saudyjczycy już pompują więcej wody morskiej w swoje złoża niż wyciągają ropy i rurociągi z wodą morską zaczynają robić się większe niż ropociągi, sięgnięcie po piaski roponośne w Kanadzie ( których wydobycie opłaca się gdy ropa kosztuje więcej niż 40 dol za baryłkę ) itd. Do tego coraz bardziej podejrzana polityka zastraszania mitem o globalnym ociepleniu ( o ironio po raz trzeci promowanym głównie przez naukowców fundowanych przez korporacje paliwowe ) są dla niektórych symptomeme nadchodzącej katastrofy cywilizacyjnej, której przyczyną będzie deficyt energetyczny. Węgiel kamienny i nawet coraz częściej przywoływany wtórny cracking odpadów komunalnych ( panowie ekolodzy i ekolożki, może się okazać że butelki PET i worki foliowe mogą być cennym surowcem jak węgiel ) tylko odwleką problem o kilka dekad w najlepszym wypadku.
Jeśli więc ma spotkać nas katastrofa to właśnie z powodu naszej opieszałości w kwestii uniezależnienia się od czarnego złota. Każda kaloria spożywana przez nas to 10 kalorii spalonej ropy przez rolnika, transportowca, pakowacza, lub w postaci pestycydów, nawozów wyprodukowanych z tego płynu właśnie. Część energii elektrycznej pochodzi ze spalania gazu ziemnego, który owszem w przypadku braku ropy można zastosować jako paliwo alternatywne, ale jako surowiec przemysłu chemicznego, który podtrzymuje nasze życie, nie pokryje zapotrzebowania nawet w 1/3 gdybyśmy go nawet w całości przeznaczali na syntezy i przetwarzanie. Z węglem kamiennym jest podobnie - Niemcy podczas IIWŚ stosowali węgiel jako surowiec do produkcji paliw i chemikaliów, ale przy tym przedsięwzięciu, które było spektakularne w skali światowej pokryło zaledwie 2% potrzeb państwa.
Energetyka nuklerana ma sens tylko gdy jesteśmy w stanie utrzymywać, konserwować i fundować niezwykle droga infrastrukturę, nie wspominając, że aby zaspokoić nasze obecne potrzeby energetyczne tylko tą energią musielibyśmy wybudować ok 2500 elektrowni, a działających reaktorów w tej chwili jest ok 450.
Tak więc jeśli czeka nas kataklizm i nie będzie to kometa, przebiegunowanie, Nibiru, megawybuch na Słońcu, inwazja obcych czy inne hipotetyczne czynniki zewnętrzne to wywołany on będzie końcem snu, który trwa prawie 150 lat - snu o taniej i niewyczerpanej energii z ropy. Jeśli wcześniej nie zacznemy się bić o wodę, to z pewnością będziemy konkurować o ten surowiec. Będzie coraz cieplej, ale cywilizacyjnie. Nasze pokolenie i być może przyszłe nie doświadczy nadejścia ery postpaliwowej, ale kiedyś to nadejdzie. Jedynie co możemy zrobić to złagodzić ten upadek energią odnawialną, aczkolwiek jest to wbrew pozorom bardzo kosztowne w dalszym ciągu marzenie. Czas na praktykę, bo programy nastawione bardziej na PR nic nie dadzą. Każdy z nas musiałby we własnym zakresie się zabezpieczać - nie liczyłbym na państwo.
Zastanawiające jest to jak ostatnio tematyka kataklizmu coraz bardziej staje się żywa, i trudno tu mówić o powrocie do starych obaw związanych z okrągłymi datami "przejść" stulecia ( z którymi ciągle snuto wizje końca świata ). Teraz kolejną datą jest 2012. Poczekamy. Od kilku dekad coraz więcej filmów, książek, myśli fizlozoficznych, teorii naukowych traktuje o tej tematyce. Szczególnie ostatnie kilka lat. Czy to tylko moda i samonapędzająca się pętla tzw. urban-myths serwowana przez TV ? Czy może społeczeństwo w ten sposób odzwierciedla swoje obawy, przeczucia ? Czytając literaturę SF z lat przed latami 80-tymi dominowała wizja eksploracji kosmosu, świetlanej przyszłości superwybujałej cywilizacji człowieka. Od tamtej pory świat SF i kina stał się bardziej obrazem świata postapokaliptycznego bądź filmem o nadchodzącym końcu świata. Armageddon, Deep Impact, The Day After Tommorow, 2012, The Book Of Eli, The Day The Earth Stood Still, Blindness, The Happening, Resident Evil i już kilka kolejnych nadchodzi. Do tego coraz popularniejsza tematyka Survivalu - coraz więcej "programów" pojawia się i jeszcze The Colony - typowa amerykańska produkcja, ale w formie reality show ( reality ? ).
By wrócić na tor wątku przypuśćmy, że to prawda - czeka nas wkrótce kataklizm. Zmęczon ma rację w tym względzie - tylko podstawowe umiejętności typu ciesielstwo, kamieniarstwo, metalurgia "domowa", wszelkie rodzaje rzemiosła w tym wiedza o mechanice plus wiedza o rolnictwie, podstawach lecznictwa oraz inne umiejętności wypracowane przez ludzkość ale przed epoką industrialną dają gwarancję przetrwania. Może się okazać, że ratowanie dotychczasowego modelu życia będzie niezwykle kosztowne - energetycznie. Gdy padnie transport, zniszczone zostaną instytucje i infrastruktura zapewniająca ich funkcjonowanie, nie będzie już tak oczywiste naprawiać to co fukcjonuje tylko dzięki obecnemu systemowi.
Weźmy za przykład to co można obejrzeć w programie The Colony. Garstka ludzi, "przypadkowo" odnajdują i gromadzą wszystko co jest kluczowe dla bezpieczeństwa i możliwości funkcjonowania kilku osób przez kilkadziesiąt dni. Nie każdy z nas będzie miał takie "szczęście", że znajdzie baterie słoneczne, akumulatory, przetowrnice napięcia, kable, narzędzia, generatory, materiały, paliwo, chemikalia ( akurat to im "pofarciło" się nieziemsko z tymi rzeczami ). Nie zawsze mimo wysokich umiejętności uda się to wszystko tak ładnie skonstruować i sprawić, że zadziała jak w tym wyreżyserowanym spektaklu. Tak jak w innym programie Scrapheap Challenge - widać jak wiele można zdziałać młotkiem, palnikami, narzędziami, ale czym napędzać te maszyny ?. Co gdy nie będzie paliwa, prądu ? Jak zbudować elektrownię wiatrową, wodną, kolektory słoneczne od podstaw gdy masz do dyspozycji tylko kilka baterii AAA ? Można z pewnością ale wtedy wymaga to sporych umiejętności i znacznie więcej czasu. Łatwo pospawać, polutować, frezować, wiercić itp. gdy mamy dostęp do energii, próba wykonania tak oczywistych czynności okaże się znaacznie trudniejsza gdy do dyspozycji będzie tylko opał jako źródło energii.
Nawet gdyby podążać dalej tą drogą i wziąć za kolejny przykład metodę pozyskiwania paliwa z gazu drzewnego by uzyskiwać tą energię to problemem okazać się może to gdy na ten sam pomysł wpadnie 40 mln ludzi w Polsce. Lasy zostaną wycięte w kilka miesięcy. My sami zaś napędzając generator takimi metodami nieuchronnie zaczniemy wycinać coraz to odleglejsze skrawki lasu. A chcielibyśmy jeszcze pewnie napędzać jakiegoś C330 by zagospodarować ziemię. Bez tego motyka i techniki agralne z krajów 3-go świata co oznacza, każdy karmi sam siebie i swoje dzieci. Szybko się wtedy okaże, że bez kochanej ropy nie pomogą nam baterie, wiatraki, kolektory czy gaz drzewny gdy trza będzie wykarmić miasteczko z 2500 mieszkańców. Wtedy tylko konie i bydło nam pomogą. A jeszcze na czymś trzeba będzie gotować wodę, pożywienie, oczywiście i skorzystać z naszej pralki/tary.
Jeśli więc ewentualna katastrofa pozbawi nas dostępu do taniej energii tylko odbudowa systemu wydobycia ropy, gazu i węgla mogą nam pomóc w odbudowie tego co zostanie zniszczone. A dokonanie tego może byc długotrwałe. Bez tego pozostaje tylko Słońce, wiatr, woda. Bez powrotu do stacji Shell i bzyczenia w kontakcie to wszystko co nam będzie potrzebne znali nasi pra-pra-pra dziadkowie, czyli koń, sprawnę ręce, wiedza, kowal, cieśla, garncarstwo, rybołostwo, rola....
Join Amish community - become a global survivor today !