Na początku było pięknie, ale gorąca krew i brak cierpliwości się zemściły. Okładziny przykleiłem tym co miałem pod ręką czyli zleżałym już distalem, potem kąpiele w pokoście, suszenie itd. Niestety całość nie doczekała zakupu nitów (może to i lepiej) i się rozpadła.
I tu dochodzimy do gwoździa programu - jak byście połączyli to ponownie w całość? Chciałbym uniknąć robienia nowych okładzin, ale te są dość mocno nasączone olejem i żaden klej chyba tego nie złapie. Skręcenie na śruby też może być problematyczne bo okładziny i ostrze mają łącznie jakieś 7 - 8 mm grubości. Myślałem o mosiężnych nitach z wystającymi półkolistymi łbami, jednak nigdzie nie znalazłem 'stempli' które pozwoliły by to estetycznie zakuć.
Macie jakieś pomysły?
Ps. Oczywiście zrobienie nowych okładzin nie jest problemem, bardziej chodzi o podjęcie wyzwania i 'walkę z przeciwnościami losu'
