Bagno

Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw

Awatar użytkownika
Hillwalker
Posty: 271
Rejestracja: 03 wrz 2009, 09:10
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Płeć:

Bagno

Post autor: Hillwalker »

Opowiadanie polecam wszystkim, ale szczególnie Leśnym Zmrolom . :)


[center]BAGNO[/center]

1.

Chlupnięcie. Zaraz po nim przekleństwo.

- Myślałem, że w tym miejscu jest w miarę twardy grunt – stwierdził Przemek, który stał teraz po kolana w grzęzawisku. Zaledwie o kilka metrów rosło drzewo, poza tym stanął na dużej kępie trawy.

- Myliłeś się jednak – odparł Szymek z niepokojem – Dasz radę wyjść?

Przemek delikatnie poruszał nogami. Był to wysoki dwudziestopięciolatek o długich, ciemnych włosach. Wyglądał na fana gitarowej muzyki, najwyraźniej jednak lubił też włóczęgi po niedostępnych terenach.

- Nie zapadam się głębiej, jest dobrze. Ale buty już mokre w środku.

Obaj mieli obuwie trekkingowe sięgające za kostkę. Dobrze chroniło przed wilgocią, przynajmniej dopóki woda nie miała okazji wlać się od góry. Pechowiec zdjął plecak i rzucił w stronę Szymka. Odchylił się do tyłu mając nadzieję, że obejdzie się bez brudzenia pleców; oparł na rękach i umiejętnie uwolnił z błota. Ociekał nim od kolan w dół.

- Muszę się osuszyć. Znajdźmy dogodne miejsce do rozpalenia ogniska. Dobrze że tym razem mam w plecaku krótkie spodenki.

- Tam widzę obiecującą grupę drzew – zauważył Szymek – Będzie przyjemnie i nie braknie opału. Dwie godziny przerwy nam nie zaszkodzą. Pogoda ładna, zjemy coś, potem ruszymy dalej.

Słońce świeciło na bezchmurnym niebie. Zaledwie kilka godzin temu rozpoczęło swą wędrówkę, do południa brakowało pewnie jeszcze trzy godziny. Obaj piechurzy, ubrani w zielone, nie rzucające się w oczy ubrania, dźwigali duże plecaki z przymocowanymi karimatami i innymi większymi pakunkami. Mieli zatem dużo czasu, bo wszystko wskazywało na to, że zamierzają spędzić noc w tym wilgotnym, zdradliwym terenie.

Szymek różnił się od kolegi nie ekwipunkiem, a posturą. Był znacznie niższy i miał krótsze, lekko kręcone włosy. Wyglądał jednak na zaprawionego w bojach biwakowicza. Mimo to, kiedy zaczęli przygotowania do przymusowego postoju, mruknął cicho:

- Sam nie wiem, czy to dobry pomysł, by wrócić dopiero jutro...

Przemek nic nie usłyszał. Zdejmował buty i skarpetki. Znaleźli wygodne stanowisko z suchą i miękką trawą.

Wszyscy wiedzieli, że bagno jest złe. Niewielu wędrowców zapuszczało się na ten obszar.

W promieniu paru kilometrów od granic moczarów leżały tylko dwie wsie, a ich mieszkańcy omijali ten przeklęty teren szerokim łukiem. Już dzieci ostrzegano przed groźną okolicą.

Najdziwniejsze, że nie istniała żadna treściwa legenda, która wyjaśniałaby przyczyny tego strachu. Była to intuicyjna wiedza, przekazywana z pokolenia na pokolenie, a każdy przypadek zbłądzenia, czy nawet zaginięcia, rzecz przecież możliwa w tak zdradliwej okolicy, odbijała się głośnym echem wśród mieszkańców, którzy opowiadali ją potem przez lata, dodając coraz to nowe wątki, by mroziła krew w żyłach. Trzeba jednak przyznać, że kilka zagadkowych wydarzeń miało tu miejsce.

- Błoto w skarpetkach, uwielbiam to – denerwował się Przemek.

- Różnie bywa na szlaku, chociaż tu właściwie nie ma żadnych oznakowanych ścieżek.

Szymek pocieszał kolegę, więcej razy biwakował, już od dziecka jakaś siła zmuszała go do podróżowania. Z opowieści rodziców wiedział, że będąc jeszcze brzdącem potrafił iść na nieodległy przystanek tramwajowy, wsiąść do pojazdu i jechać. Kilka razy wracał radiowozem. Burzliwe dzieciństwo, uśmiechał się do tych wspomnień.

- Dwie godziny popasu, potem wejdziemy w sam środek moczarów i znajdziemy miejsce na nocleg – powiedział Przemek, który już zdjął buty, skarpetki, a spodnie zamienił na spodenki.


2.

- Opału nie mamy zbyt wiele, te gałązki są cienkie – rzekł Szymon. Rozłożył zwitki brzozowej kory, zawsze miał ich trochę w kieszeni plecaka. Położył bardzo suche źdźbła trawy i zaczął krzesać iskry, pocierając ostrze noża o krzesiwo.

- Tak się zastanawiam, czy nie byłoby lepiej nosić zapałki i podpałkę do grilla – Przemek żartował, sam lubił bawić się krzesiwem.

- Wiesz że zapałki też mam. Ale tak jest lepiej. Krzesiwo nie zamoknie, iskry mają dużą temperaturę...

Pojawił się płomień. Dmuchał delikatnie, podłożył więcej gałązek. Na szczęście nie wiało. Zaczątek ogniska już mieli, dokładali najsuchsze patyki jakie znaleźli. W następnej kolejności miały pójść trochę większe kawałki drewna, niestety wilgotne.

Sznurek został rozwieszony, już dyndały na nim długie spodnie wysokiego Przemka. Buty stały opodal, na kawałku folii aluminiowej. Słońce grzało coraz przyjemniej, wlewając w serca optymizm, zniknęły też obawy co do dalszej wędrówki, choć młodzi ludzie ani przez chwilę poważnie nie rozważali powrotu. Pogoda dopisywała, a biwak na dziko nie stanowił dla nich niczego niezwykłego.

- Dowiedziałeś się o tym bagienku od znajomego? - zapytał Przemek.

- Tak. Opowiadał bardzo interesująco. Głównie przekazywał co słyszał od dziadków, co tu dużo mówić, same horrory. On mieszka niedaleko. Znalazłem potem trochę informacji w internecie. Wiesz, wychodzi na to, że jest to jedno z tych miejsc, które mają złą sławę. Nie wiadomo jednak, dlaczego.

- Chłopak nie chciał iść z nami?

- Nie – odparł Szymek – On nie bawi się w spanie pod chmurką, nie rozumie tego hobby. W sumie to ma rację. Jesteśmy dziwakami.

- Wielu ludzi śpi w namiotach, przynajmniej w wakacje.

- Na polach biwakowych, gdzie jest prysznic i w pobliżu można kupić piwo, zadupia są puste. Szczególnie tereny nawiedzone, tajemnicze, odludne. Nikogo tu nie spotkamy. Przemek, ty słuchasz takiej mrocznej muzyki, masz pewnie wyobraźnię pełną scen jak z filmu grozy. Nie czujesz niepokoju?

- Nie. Przy takiej pięknej pogodzie. Ale po zmroku – zobaczymy. W każdym razie nie wierzę w bagienne upiory. Ludzi można się bać, a tych rzeczywiście dzisiaj nie spotkamy. Co do muzyki to nie jest taka mroczna. Wiele zespołów gra radosny melodyjny metal. Nie bądź jak te babcie, co na widok gościa z długimi włosami od razu mówią: satanista.

Szymon roześmiał się. Po chwili Przemek zapytał:

- A jaka opowieść o bagnie zrobiła na tobie wrażenie?

- Historia małego chłopca. Jest prawdziwa, może dlatego. Głośna sprawa. Bardzo trudne zadanie dla policji. Dwunastolatek zabłąkał się gdzieś tutaj i zaginął.

- Znaleźli go?

- Nie. Nigdy nie odnaleziono go żywego ani martwego. Po prostu zniknął.

- Po co samemu poszedł na bagno?

- Nie specjalnie. Idąc z jednej wioski do drugiej, stracił orientację. Podobno tego dnia nadeszła gęsta mgła, więc w sumie nic dziwnego. Niezwykłe natomiast, że nie odnaleziono tego dziecka.

- Za duży teren do przeszukania. Pewnie go wciągnęło. Smutne.

- Teren nie taki duży, biorąc pod uwagę, że znaleziono jego notatnik i skupiono poszukiwania wokół niego. Chłopak miał talent do pisania, dużo czytał. Jeśli chodzi o przedmioty ogólne, był w szkole najlepszy. Pisał krótkie wiersze, prowadził coś jakby pamiętnik, którego część znajdowała się w znalezionym zeszycie. Wiesz, Przemek, niezwykłe są ostatnie zdania, jakie napisał. A powstały już na bagnie, kiedy błądził.

- Pamiętasz je?

- Nie wiem, czy dokładnie. Napisał: „Ta mgła nie jest biała, tylko brudnoszara. Którędy do domu? Nie podoba mi się tutaj. Powinienem nosić przy sobie kompas.” Napisał jeszcze: „Słyszę śpiewy. To dzieci śpiewają. Dziwne i trochę przerażające.”


3.

- Gotów do dalszej drogi? - zapytał Szymek.

- Jasne. Spodnie wyschły, buty niestety nie, ale patent z woreczkami na razie się sprawdza. Nie czuję wilgoci ani niewygody. Zobaczymy, czy mi się stopy nie spocą w czasie marszu. Na miejscu biwaku będę suszył dalej.

W patencie z woreczkami chodziło o to, że do mokrych butów wkłada się stopy wsunięte w folię, na którą dopiero są założone skarpety. Chroni to przed obtarciami i do pewnego stopnia zabezpiecza przed zimnem, chociaż akurat tego dnia o niską temperaturę się nie martwili, przynajmniej przed zmrokiem.

Szli powoli i uważnie, od jednej grupy drzew do następnej, stąpając po pewniej wyglądających kępach traw. Mniej rozmawiali. Odganiali liczne irytujące owady, które potrafiły jakby złośliwie latać tuż przy uchu. Bardziej atakowały długowłosego Przemka, choć i Szymon nie miał lekko. Po godzinie stąpania zaczęli przeklinać.

- Nie cierpię bagien! - warknął wyższy z wędrowców a Szymek westchnął dając do zrozumienia, że nie zamierza się spierać. Minutę później sięgnął do kieszeni.

- Radykalny, mocny środek – trzymał w ręku preparat w aerozolu.

- Morduj wszystko co lata.

- Nieee, to dla nas. Psiknij sobie na głowę, kark. Staraj się nie wdychać.

- Dawaj – powiedział niecierpliwie Przemek i zrobił jak polecił kolega – Mam nadzieję, że mi po tym pióra nie wypadną.

- I tak masz za długie włosy – zażartował Szymek.

- Zetnę po trzydziestce. Na razie jestem piękny, młody i ekstrawagancki.

Chemikalia działały dobrze i przez jakiś czas latające hufce wrednych owadów cofnęły szyki. Czas płynął powoli, pokonali kolejne dwa kilometry. Bagno wydawało się coraz większe. Mieli wrażenie, że brną w niekończące się odludzie, jak samotnik płynący w pontonie po bezkresie oceanu. Częściej zapadali się kilkanaście centymetrów w głąb i wyrywali nogi z głośnym mlaśnięciem.

- Czy my jesteśmy rozsądni? - zapytał nagle Przemek.

- Nie. Mam wrażenie, że pora już rozejrzeć się za terenem na biwak. Nic nam nie da brnięcie dalej. Na mapie moczary nie wydawały się aż takie rozległe.

To była rozsądna propozycja. Przemek ucieszył się na nią, równocześnie wyobraził sobie jak będzie wyglądał sen pod trzymetrową płachtą. Prawdopodobnie nastąpi zmasowany atak małych stworzeń. Owszem, rozpalą ogień, tylko czy efekt nie będzie taki, że ściągną nawet z dużej odległości wszelkiego rodzaju muszki, meszki i ćmy? Te ostatnie zawsze wywoływały u Przemka dreszcz niepokoju. Ciche stworzenia, lgnące do światła nawet za cenę życia.

Już wolał pająki.

- Coś tam widzę za tymi drzewkami – powiedział nagle Szymon – Jakiś kształt.

- Zwierzę? - zapytał Przemek ale sam szybko się poprawił – To jakaś budowla. Idziemy tam.

Po dotarciu na miejsce z uśmiechem na ustach patrzyli na chatę. Zaskakujące, lecz bardzo szczęśliwe odkrycie. Parterowy domek, w dodatku murowany, tylko dach pokryty strzechą, jak w dawnych czasach.

- Ściany z kamienia – zdziwił się Szymon – To niezwykłe że w takim miejscu ktoś wybudował ściany z tego surowca, którego przecież w pobliżu nie ma. Cóż, ważne że drzwi są otwarte. Nikt tu już nie mieszka. Ja wiem, czyj to dom.

- Tak? - Przemek wytrzeszczył oczy.

- Miał na imię Bartosz. Mężczyzna z bagien. Mieszkał tu kiedyś, słyszałem o nim. Od dobrych kilku lat nie żyje. Mieszkał na bagnach długo, nie wiedziałem tylko, że w takiej solidnej chatce. Oczywiście uznany przez ludzi za dziwaka, co jest zrozumiałe. Wybrał samotność na stare lata, ale emeryturę odbierał, jeździł do miasta na zakupy.

- Mieszkać tu na stałe? Niezdrowo, za dużo wilgoci. A kim był, zanim został emerytem?

- Uczył dzieci w szkole.

- Aha...

Weszli do środka. Domek składał się z jednej dużej izby, służącej jednocześnie jako pokój, jadalnia, sypialnia i kuchnia. Duży kominek i piec obok niego z pewnością w czasie zimy mogły dobrze ogrzać to pomieszczenie. Solidne ściany, mocne drzwi i niewielkie okna utrzymywały ciepło. Okiennice otwierały się do środka. Na stoliku stały dwie lampy naftowe i pudełko ze świecami. Regał z dużą ilością półek mieścił wiele drobiazgów, kubki, sztućce, zapałki, jakieś pudełeczka. Niestety nie było ubikacji ani łazienki.

- Jak on dbał o higienę, szczególnie zimą? - zastanawiał się Przemek.

- Nieważne. Liczy się to, że mamy komfortowy nocleg. Jest małe łóżko, ale ja mam zamiar rozłożyć karimatę na podłodze. Trochę tu tylko zamieciemy.

- Też wolę podłogę. Nawet tu czysto. Rozpalimy mały ogień w kominku?

- Spróbujemy. Mam nadzieję że komin nie jest zapchany.


4.

Kominek zapłonął oszczędnym ogniem. Uzbierali tyle drewna ile tylko mogli, odchodząc nawet dość daleko od domku i ścinając co suchsze gałązki. Drzewa w okolicy oczywiście były, lecz niewielkie i rosły w małych grupach. Sporo czasu zajęło zanim zebrali wystarczający zapas, by móc palić przez większą część nocy. Stertę ułożyli na metalowej pokrywie pieca kuchennego, którego nie mieli zamiaru rozpalać. Zgodnie ustalili, że jeśli poczują dym w pomieszczeniu, ze względów bezpieczeństwa wygaszą kominek. Tlenek węgla to podstępny zabójca.

Słońce dotknęło horyzontu. Przygotowania do noclegu zostały zakończone. Wystawili krzesła na zewnątrz a Szymon postawił na ziemi swój mały palnik turystyczny. Na nim zagotowali wodę na herbatę, którą napełnili kubki i termosy, by nie brakło jej później, kiedy zapadną zupełne ciemności i spadnie temperatura.

Przemek rozczesywał włosy długo i metodycznie, na co Szymon patrzył z lekkim uśmiechem. Sam był zwolennikiem prostych fryzur, takich, których utrzymaniem nie trzeba się zajmować, nie licząc porannej pracy grzebieniem, trwającej minutę.

Rozpoczął się wieczorny atak komarów, więc prędko umknęli do już nieco ogrzanego wnętrza. Mieli nadzieję, że owady które wpadły do środka, spłoną w ogniu i nie utrudnią spania natrętnym bzyczeniem przy uchu. Dodatkowo zaświecili lampę naftową, bowiem w chacie znalazł się i nieduży zapas paliwa do niej. Rozłożyli karimaty i śpiwory. Zmęczenie sprawiło, że obaj poczuli senność. Zamknęli drzwi na zasuwę, dołożyli jeszcze drewna do kominka, bagno w tym czasie spowił gęsty mrok. Nadciągnęły też, niespodziewanie, ciężkie chmury. Jeszcze bardziej docenili schronienie, które odnaleźli. Gdyby spali pod płachtą a w nocy zaczęło lać, mogło się zrobić bardzo nieprzyjemnie, szczególnie że wody gruntowe na bagnie i tak są płytko lub wręcz na powierzchni, więc mogli doświadczyć podtopienia. Chata, skoro stała tyle lat, musiała mieć pod sobą stabilne podłoże.

Pół godziny później już prawie spali. Deszcz nie nadszedł, natomiast ciemność zapadła całkowita, co stwierdzili, patrząc na szyby w oknach. Nie wpadał przez nie żaden blask. Trochę pewnie przez delikatne światło, jakie wypełniało izbę dzięki płonącemu kominkowi, chociaż ogień już przygasł.

- Dołożę drewna po raz ostatni, jest dość ciepło, najwyżej rano zużyjemy pozostałą część opału – zaproponował Szymon.

- Racja. Nie ma sensu pilnować ognia przez całą noc.

W domku zrobiło się przytulnie, dużo przyjemniej niż pod największą płachtą biwakową. Dla piechurów jak Przemek i Szymon niemal pełen komfort. Nie dane im było jednak zasnąć.

- Słyszę coś. Na zewnątrz - powiedział Szymon.

- Ja zupełnie nic. Pewnie od głośnego słuchania metalu uszy już nie takie czułe.

- Wstanę i sprawdzę przy uchylonym oknie – co mówiąc, wygrzebał się za śpiwora i podszedł do otworu okiennego. Po uchyleniu, do środka wpadło nieco wilgotnego powietrza i wyraźniejszy dźwięk. Głosy. Jakby odległa rozmowa.

- Teraz i ja słyszę – przyznał Przemek.

Jeden głos coś mówił, mocnym, męskim tonem. Od czasu do czasu odpowiadał jakiś dużo słabszy, piskliwy głosik. A jeszcze rzadziej następowało coś niezwykłego, jakby salwa śmiechu wielu osób naraz.

- Niemożliwe, żeby ktoś o tej porze prowadził po bagnie wycieczkę – stwierdził Szymon – Ale niestety mnie to przypomina przewodnika prowadzącego grupę młodzieży. Zastanawiam się, czy nie struliśmy się jednak dymem, bo to co słyszę, jest tu i o tej porze absolutnie nieprawdopodobne.

- Dymu nie czuję, zresztą bolałaby mnie głowa. Może to odpowiednik fatamorgany, tylko nie mamiącej wzroku a słuch? Słyszysz dźwięki, które w rzeczywistości dobiegają z bardzo daleka.

- Nie słyszałem o takim zjawisku.

- A może rzeczywiście jakiś przewodnik albo nauczyciel zorganizował imprezę pod hasłem: Poznajemy nocne bagno, czy to nie jest jakieś wytłumaczenie?

- Żaden dorosły nie poprowadzi grupy, a już szczególnie dzieci, w takie miejsce. Słuchajmy dalej – zaproponował Szymon. Słuchali zatem, lecz nie mogli rozpoznać pojedynczych zdań ani słów. Powtarzająca się wrzawa lub śmiech wywoływały ciarki na plecach.

- Proponuję zamknąć okno i iść spać – rzekł Przemek – Nie mam zamiaru wychodzić na zewnątrz, a tutaj jesteśmy bezpieczni i rankiem zupełnie inaczej spojrzymy na nasze nocne słuchowisko.

Szymon powiedział poważnie:

- Są coraz bliżej.

Teraz i jego kolega zmobilizował się do wyjścia ze śpiwora. Podszedł do okna:

- Słychać głośniej, ale nie bardziej zrozumiale. Jakbym stał pod drzwiami... klasy, w której odbywa się lekcja. Powinniśmy jednak rozumieć, o czym mówią.

- Ciekaw jestem, czy te głosy na pewno dobiegają od strony okien. Nic nie widać.

- Nawet nie sugeruj otwierania drzwi – powiedział Przemek stanowczo – Otwierają się do wewnątrz, a ja zablokowałem je dwoma grubymi deskami. Nie będziemy wpuszczali komarów.

- Przyznaj lepiej, że się boisz – rzekł Szymon, ale i w jego tonie pojawił się niepokój – Coś tu jest nie tak, nie wierzę w zjawiska paranormalne, zjawy, duchy czy inne takie historie, i denerwuje mnie, że nie wiem co jest grane. Czasem zwierzęta wydają podobne głosy jak ludzie.

- Nie żartuj. Chyba że w pobliżu jest szkoła dla łosi, w której uczą się prawidłowej wymowy.

Nagle wszystkie głosy umilkły. Zapadła cisza i niemal w tej samej sekundzie zgasł kominek. Zgasł w sposób niesamowity, resztki płomieni zmniejszyły się i zniknęły a żar pociemniał i po chwili również zniknął. Nic nie trzasnęło, nie pojawił się dym.

Obaj poczuli zbliżające się zagrożenie, jakby jakaś niepokorna siła sunęła przez bagno prosto w stronę chaty.

- Zamykaj okiennicę! - krzyknął Przemek i nie musiał dwa razy powtarzać. Zamknęli je i zaryglowali. Na moment zapadł spokój.

- Tak się zastanawiam... - zaczął Szymon kiedy coś uderzyło w ścianę i obie okiennice drgnęły, a łomot głuchym dźwiękiem na moment wypełnił pomieszczenie.

- Gdzie są latarki?!

- Na stole.

Zaświecili je, i znowu słuchali uważnie wszelkich hałasów dochodzących z zewnątrz. Serca kołatały im głośno a tętno czuli nawet w uszach. Wtem jakaś siła uderzyła w drzwi. Obydwie zasuwy wytrzymały, żeby wyważyć to wejście, ktoś musiałby posiadać nadludzką siłę. Potem nastąpiło drugie uderzenie. I kolejne. W sumie naliczyli około dwudziestu uderzeń w same drzwi, wszystko to w ciągu nie więcej niż czterech minut.

Wreszcie nastąpiła cisza.

- To jakieś duże zwierzę – powiedział Szymon – Może i łoś, kto wie.

Przemek nie odpowiedział, bo nie potrafił. Gardło miał ściśnięte i musiał usiąść na posłaniu bo drżały mu nogi. Nie wierzył w nocny atak zwierzęcia, które bezmyślnie uderza w twarde drzwi.

Przez godzinę mieli spokój, chociaż o spaniu nie mogło być mowy. Dziwne wydarzenia skutecznie ich rozbudziły. Przemek spojrzał na zegarek:

- Jest pierwsza. Do świtu jeszcze daleko.

Kolejne uderzenie nadeszło niespodziewanie i skok adrenaliny, jaki wystąpił u obu wędrowców był tak nagły, że nieomal pozbawił ich przytomności. Kilka uderzeń otrzymała krótsza ściana, ta z kominkiem. Trochę popiołu uniosło się z paleniska. Następnie intruz ponownie i z uporem godnym lepszej sprawy, zaatakował drzwi. Uderzenia następowały rzadziej lecz miały większą siłę.

Przemek, który był w szoku i właściwie nie mógł zmusić się do jakiegokolwiek działania, zrozumiał, że gdyby coś z podobną siłą uderzyło w okiennice, wpadłyby z impetem do środka. Dlaczego napastnik tak nie postąpił? Może otwory okienne były zbyt małe, by dostać się do środka?

Szymonowi dudniło w głowie i mimo prób nie opanował strachu. Wszystkie kończyny mu dygotały a skóra na głowie była dziwnie naciągnięta. Patrzył tępo na drzwi, te na szczęście nie poddawały się. Nastąpił jeszcze jeden atak, uderzenia jedno po drugim, szybkie ale i słabsze, po nich chwila spokoju a potem rozdzierający noc krzyk, właściwie wycie, potępieńczy wrzask od którego dzieliła ich tylko kilkucentymetrowa warstwa drewna.

Szymon i Przemek osunęli się na posłania, nie wytrzymali zbyt wielkich emocji.


5.

Kiedy Przemek otworzył oczy, nie zobaczył nic. Ciemność. Pomyślał, że może już nie żyje, ale szybko odsunął od siebie tę absurdalną myśl i zaczął szukać telefonu. Leżał nieopodal, na śpiworze. Zerknął na ekran. Siódma rano. Jeszcze nie wzeszło słońce? Przypomniał sobie o okiennicach, wstał i otworzył jedną z nich. Wpadł wspaniały blask, oświetlając izbę i Szymona, który zmrużył oczy i usiadł. Chwycił się za głowę i powiedział ciężko:

- Muszę łyknąć jakieś prochy, bo mi rozerwie czaszkę. Mamy już poranek? Znaczy się oblężenie odparte.

- Walczyliśmy dzielnie – Przemek odzyskał poczucie humoru.

- Słuchaj, ubierzmy się jak najszybciej i trzeba zrobić przegląd chaty z zewnątrz. Na razie nie otwieramy zasuw, nie wiemy, czy można bezpiecznie wyjść.

- Świat za oknem wygląda spokojnie, ale masz rację. Ubierzmy się, noże w dłoń, i dopiero wtedy sprawdzimy teren.

Przygotowani, uzbrojeni, stanęli przed drzwiami. Czuli pewien niepokój, jednak dzienne światło dodawało otuchy. Jedna zasuwa wylądowała na podłodze. Za moment druga. Nie stanęli naprzeciwko wejścia, tylko nieco z boku. Szymon pociągnął za starą żeliwną klamkę i cofnął się jeszcze bardziej. Nikt nie wskoczył do domu, nie usłyszeli groźnego dźwięku. Wreszcie wyszli na zewnątrz. Rześki, pogodny dzień.

- Co za ulga – nie wytrzymał Przemek – Miałem stracha, nie będę ukrywał.

- Zobacz, nie ma śladów nocnego ataku. Spodziewałem się zrytej ziemi, tymczasem nic nie widać. Zerknijmy na drzwi – Odwrócił się i przyciągnął je do siebie, zamykając domek – No proszę, tutaj prawie nie ma zniszczeń, a te rysy i drobne pęknięcia nie wyglądają na nowe. Prawdopodobnie wczoraj już były, nie widzieliśmy ich w zapadającym zmroku.

- Zazwyczaj w ankietach, kiedy ludzi pytają o opinię, jedna z możliwych odpowiedzi brzmi: nie mam zdania na ten temat. Ja dzisiaj wybrałbym właśnie taką odpowiedź. Naprawdę nie wiem, co nas w nocy napadło – rzekł Przemek.

- Napaść można wytłumaczyć agresją zwierzęcia, które mogło być chore. Gorzej z głosami – Szymon uparcie szukał racjonalnego wytłumaczenia – Może czasem na bagnie wydzielają się jakieś gazy i ludzie zaczynają majaczyć.

- Tak, ale niemożliwe, żeby dwie osoby słyszały to samo. Myślę, że nigdy nie dowiemy się, co się działo i dlaczego nie pozostały żadne ślady. Aha, Szymek, jedno pytanie, żeby upewnić się, że słyszeliśmy to samo. Pamiętasz ostatni akcent tego nocnego horroru?

- Tak. Krzyk – Szymon pobladł przypominając sobie niesamowite wycie.

- Właśnie. Nie ma mowy o złudzeniu ani majakach, były głosy, dobijanie się do chaty i wrzask, a rankiem nie ma śladów w pobliżu. Takie są fakty i wcale mi się nie podobają. Proponuję zwinąć manele i spadać. To nie jest fajna okolica, nie polecałbym nikomu założenia w pobliżu gospodarstwa agroturystycznego. Chyba że dla miłośników klimatów z filmów grozy albo kultowego obrazu Edwarda Muncha.

Przemek miał rację, powinni opuścić moczary od razu. Posilili się tylko suchym prowiantem, nie gotowali herbaty, zrobią to za dwie godziny, kiedy samotny domek zostanie daleko za nimi.

Szli ostrożnie, niewiele mówiąc. Najpierw prowadził Przemek, który wczoraj tak pechowo lecz niegroźnie ugrzązł. Nie popełniał błędów, wybierał dobry szlak. Kierunek zachowywali właściwy, nawet nie musieli specjalnie zerkać na kompasy. Gdyby nadeszła mgła, jak z opisów zaginionego chłopca, pewnie też nie pobłądziliby. Pogoda jednak dopisała, lekkie obłoki nie zwiastowały deszczu. Wczorajsze wieczorne zachmurzenie wydawało się dziwne, Przemek nazwał je pozornym załamaniem, nie przyniosło opadów ani spadku temperatury.

Szymon dwa razy został nieco z tyłu, więc kolega zapytał, czy nie chce odpocząć.

- Nie jestem zmęczony. Co chwilę mam wrażenie, że ktoś za nami idzie. Lekka paranoja, bo przecież widzielibyśmy go, teren w większej części otwarty. To pewnie po tej nocy...

- Zmień mnie na prowadzeniu. Wtedy tym kimś za plecami będę ja – rozsądnie zaproponował Przemek.

- Dobra.

Sytuacja poprawiła się o tyle, że Szymon miał spokój, za to podobne wrażenia dopadły Przemka. Przyspieszyli kroku, lecz niewiele. Trudny teren nie pozwalał na nabranie tempa. Uznali, że odpoczynku nie będzie dopóki nie opuszczą bagna. W pewnym momencie idący z tyłu Przemek zawołał kolegę.

- Co się dzieje?

- Spójrz tam – pokazał palcem.

- Widzisz kogoś?

- Spójrz na grunt.

Powierzchnia moczarów wybrzuszała się, jakby ktoś od spodu przesuwał gruby wałek długości kilkunastu metrów. Wybrzuszenie zbliżało się do nich, mając środek na linii ich marszu. Poczuli jak wszystkie mięśnie się napinają i lada sekunda rzucą się do ucieczki.

- Nie możemy wariować – powiedział Szymon, siląc się na spokój – Żadnego biegania. Nie wiem co to jest, ale kontynuujemy ostrożną wędrówkę. Do końca niedaleko. Ignorujemy te niewytłumaczalne zjawiska. Nie mam zamiaru moczyć dupy w błocie przez jakieś pierdoły. Ruszamy.

Teraz szli blisko siebie. Poczucie czyjejś obecności było wyraźne i obaj znajdowali się o krok od paniki, walczyli dzielnie i na szczęście z powodzeniem ze swoim strachem. Trwało to jeszcze kwadrans, nieznośne napięcie nerwów. Nagle, w ułamku sekundy, ustąpiło. Aż przystanęli. Spojrzeli na siebie zdumieni. Wrócił dobry nastrój, jakby siła, która spowiła ich umysły przerażeniem, po prostu odpuściła. Zło wróciło na środek moczarów.



Luty 2012
" YOU create your own reality "
Awatar użytkownika
Młody
Posty: 893
Rejestracja: 01 sty 2009, 19:19
Lokalizacja: Tychy
Gadu Gadu: 9281692
Płeć:
Kontakt:

Post autor: Młody »

Jak zwykle... świetnie 8-)
Forum to nie agencja towarzyska-NIE DOGODZIMY KAŻDEMU !

Życie należy przeżyć tak, aby gołębie przelatujące nad Twoim grobem zesrały się z wrażenia.
https://www.fasttrans.com.pl/
Awatar użytkownika
Hillwalker
Posty: 271
Rejestracja: 03 wrz 2009, 09:10
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Płeć:

Post autor: Hillwalker »

Fajnie że Ci się podoba. Zobaczymy, co powiedzą Zmrole, którzy po bagnach chadzają i znają klimat lepiej niż ja :-D .
Pozdrawiam wszystkich łazików, górskich, leśnych i bagiennych!
" YOU create your own reality "
Awatar użytkownika
slaq
Posty: 675
Rejestracja: 20 wrz 2007, 08:39
Lokalizacja: Warszawa
Płeć:

Post autor: slaq »

Super opisy, ale w rzeczywistości nie ma tyle romantyzmu - duchy, zjawy, głosy - tego brak 8-) Zabrakło spotkań z dzikami - to często jest problem i głównym źródło hałasów.
Ogólnie.
Jest zuo, bolą kolana od wyrywania nóg z błota - ścięgna głownie. Komary żrą intensywnie - chemia nie działa. Zjawiają się muchy końskie wielkości dużej - dziwisz się, że takie mogą urosnąć. Dźwięk jaki wydają ich skrzydła jest drażniący. Po nich zjawiają się "muchy końskie", które widzisz pierwszy raz w życiu - kolorowe, żółte - dziwne i tak samo wielkie 8-) Nie wiesz czy użre - niepokój, a tu cię ssie bagno. Znowu wyrywasz nogę z topieli - dzwoni kolega - pyta o pierdoły 8-) Klniesz, klniesz, a kompan życzy se fotkę, bo ładne tataraki :mrgreen: Wydostałeś nogę z topieli i zawadzasz nią o pajęczynę tygrzyka - skacze ów on na ciebie - kąśliwy to pająk i duży - żółć od niego bije ostrzegawcza. I tak brniesz se..., że o pijawkach nie wspomnę, aż nagle słyszysz chrumknięcie niskie- basowe-złe i "system" podpowiada ci, że dzik jest wielkości quda :-D W sumie wybrał bym się - dawno nie byłem :mrgreen:

Hillwalker pisze:- Czy my jesteśmy rozsądni? - zapytał nagle Przemek.
Inaczej to brzmi - Czy nas już zupełnie poje.... 8-) Ale trafiłeś z tym :mrgreen:

Zacne opowiadanie i dzięki za pamięć :643:
Awatar użytkownika
Apo
Posty: 740
Rejestracja: 28 lis 2011, 17:36
Lokalizacja: Lasy Pomorza
Gadu Gadu: 3099476
Tytuł użytkownika: WATAHA Z POPRAWCZAKA
Płeć:

Re: Bagno

Post autor: Apo »

Bardzo fajne opowiadanie :) Dobrze, że za oknem słońce, gorąc i żadnych bagien ;)
Hillwalker pisze:ty słuchasz takiej mrocznej muzyki, masz pewnie wyobraźnię pełną scen jak z filmu grozy.
:D :D
look deep into nature and then you will understand everything better

I've got the power to fly into the wind, the power to be free to die and live again. This power's like fire, fire loves to burn!
Awatar użytkownika
Michal N
Posty: 1186
Rejestracja: 16 lut 2009, 21:47
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów
Gadu Gadu: 9361862
Tytuł użytkownika: Metyl Podgrzybek
Płeć:

Post autor: Michal N »

Hillwalker, bardzo i się podobało.
Tak trzymać, i jeśli łaska, w tej nucie thriilera :-)
Jeśli mogę coś zasugerować, wróć, zaobserwować :-),
Gdyby chłopaki, z jakiejś przyczyny, musieli w tej chatce przeczekać, do następnej nocy włącznie... :mrgreen: :mrgreen:
Obrazek
Awatar użytkownika
Hillwalker
Posty: 271
Rejestracja: 03 wrz 2009, 09:10
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Płeć:

Post autor: Hillwalker »

Nie zostali na następną noc, bo musiałbym zmierzyć się z opisem, jak im się napełniają gacie...
:mrgreen:
" YOU create your own reality "
Awatar użytkownika
yaktra
Posty: 823
Rejestracja: 05 kwie 2010, 18:57
Lokalizacja: z krainy szaraka
Tytuł użytkownika: tropiciel/ fotograf
Płeć:
Kontakt:

Post autor: yaktra »

Hillwalker, chodzenie po bagnach wciąga - na serio. Wiesz, kiedy łażę po rozlewiskach czy bagnach a w moim terenie są bagna fluwiogeniczne torfowiska i mokradła poprzecinane siecią kanałów i starorzeczy, z florą i fauną niespotykaną już w dolinach innych, wielkich rzek, to zawsze ogarnia mnie niepokój. Jest to teren tak dziki, że raczej napotkasz w tych miejscach ludzi ogarniętych pasją szukania czegoś nieznanego/ tajemniczego, ornitologa, wędrowca takiego jak ja lub, właśnie, lub kłusola. I tylko ten ostatni może być nad wyraz niebezpieczny. Każdy wypad w taki teren jest inny, niepowtarzalny, swoisty. Tu adrenalina aż bębni w skroniach a bukłak z wodą nie służy do picia. Pijesz bo zasycha ci w ustach, najczęściej z niepokoju. Piszę co piszę i o strachu mówię otwarcie bo zawsze się boję. Każdego skupiska krzaków, najgrubszych wiatrołomów, bo na bagnach z takich miejsc musisz korzystać aby nie zmoczyć dupska. Trafić na wnyki czy żelazo nietrudno i kontuzja gotowa. Wówczas jeden kilometr od głównej drogi może okazać się nie do pokonania i życie zawisa na włosku...
przepraszam za OT.
Piękne bo z klimatem, pobudza wyobraźnię, mój wzrok pada na plecak, kapelusz, aparat, nierozłączne atrybuty mojej włóczęgi. Zlazłem dziś z rozlewisk i oczeretów około południa i już bym znów tam poszedł - dzięki takim klimatom jakie opisujesz...
Okiem naszych obiektywów http://yaktrafotografia.jimdo.com/
Awatar użytkownika
Hillwalker
Posty: 271
Rejestracja: 03 wrz 2009, 09:10
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Płeć:

Post autor: Hillwalker »

Wspaniale, że są ludzie, którzy potrafią czerpać radość z samotnego pobytu w nieczęsto odwiedzanej okolicy.
Czasem nawet spacer po Jurze, po sezonie, kiedy można iść na przełaj przez pola, jest magiczny. Okolicznym mieszkańcom nie chce się wychodzić z domów, a nad gruntem ściele się mgła... Przemknie sarna, coś zaszeleści w krzewach pod ostańcem skalnym...
" YOU create your own reality "
Awatar użytkownika
Dąb
Posty: 1050
Rejestracja: 08 lut 2008, 19:47
Lokalizacja: Gorzów
Płeć:
Kontakt:

Post autor: Dąb »

Opowiadanie wymiata, świetny pomysł z tym domkiem pośród bagien.
https://www.instagram.com/whittling_bushcraft/

Cała tajemnica wiedzy puszczańskiej, tkwi tylko i wyłącznie w chęci jej zdobycia. Nie są potrzebne do tego niezmierzone odmęty pierwotnej puszczy. Nie jest potrzebny super sprzęt czy ubranie rodem z kosmicznych technologi. Wystarczy chcieć, oglądać, czytać i próbować. Nie zrażać się niepowodzeniami. Proste - ale to cała tajemnica. Szkoda, że większość adeptów leśnej ścieżki nie potrafi tego zrozumieć...

"Płyń pod prąd - z prądem płyną tylko śmieci "
Awatar użytkownika
Grajekk
Posty: 6
Rejestracja: 01 lip 2012, 14:20
Lokalizacja: Augustów
Płeć:

Post autor: Grajekk »

Genialne opowiadanie! Ostatnio przydarzyła mi się podobna przygoda z chatką na bagnach i pierwsze wrażenie było niesamowite. Samotny spacer w deszczu, moczary przy zarośniętym brzegu jeziora, a tu z pośród brzóz wyrasta drewniany dom. Ciśnienie miałem niezłe, ale spadło jak zobaczyłem obok tabliczkę dla turystów, że jest to stara pustelnia (zachowana w idealnym stanie). Takie miejsca się zdarzają i wywołują dziwny niepokój :)
Awatar użytkownika
Apo
Posty: 740
Rejestracja: 28 lis 2011, 17:36
Lokalizacja: Lasy Pomorza
Gadu Gadu: 3099476
Tytuł użytkownika: WATAHA Z POPRAWCZAKA
Płeć:

Post autor: Apo »

Grajekk gdzie to to jest??
look deep into nature and then you will understand everything better

I've got the power to fly into the wind, the power to be free to die and live again. This power's like fire, fire loves to burn!
Awatar użytkownika
Grajekk
Posty: 6
Rejestracja: 01 lip 2012, 14:20
Lokalizacja: Augustów
Płeć:

Post autor: Grajekk »

Okolice jeziora Sajno koło Augustowa, mam gdzieś fotki tej chatki ale słabej jakości bo z telefonu. Jak znajdę, to wrzucę.
Awatar użytkownika
Apo
Posty: 740
Rejestracja: 28 lis 2011, 17:36
Lokalizacja: Lasy Pomorza
Gadu Gadu: 3099476
Tytuł użytkownika: WATAHA Z POPRAWCZAKA
Płeć:

Post autor: Apo »

Dajesz dajesz!
look deep into nature and then you will understand everything better

I've got the power to fly into the wind, the power to be free to die and live again. This power's like fire, fire loves to burn!
Awatar użytkownika
Grajekk
Posty: 6
Rejestracja: 01 lip 2012, 14:20
Lokalizacja: Augustów
Płeć:

Post autor: Grajekk »

Witam, wrzucam obiecane fotki z chatki. Co prawda zrobione kilka dni temu, ale starszych nie znalazłem. Mam nadzieję, że autor nie będzie miał za złe, że w jego temacie.

https://picasaweb.google.com/redsoldier ... directlink

Pozdrawiam!
Awatar użytkownika
Hillwalker
Posty: 271
Rejestracja: 03 wrz 2009, 09:10
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Płeć:

Post autor: Hillwalker »

Grajekk pisze:Mam nadzieję, że autor nie będzie miał za złe, że w jego temacie
Nie ma problemu ;-)

Ciekawe miejsce, chatka wygląda na "zmęczoną", ale trzyma klimat.
" YOU create your own reality "
Awatar użytkownika
Apo
Posty: 740
Rejestracja: 28 lis 2011, 17:36
Lokalizacja: Lasy Pomorza
Gadu Gadu: 3099476
Tytuł użytkownika: WATAHA Z POPRAWCZAKA
Płeć:

Post autor: Apo »

Chatka fajna, nie mniej cała świętojebliwa otoczka wokół niej, już nie bardzo :evil:

Obrazek
A tutaj chyba się ścina grzeszników icon_twisted (w imię wiary ma się rozumieć!)
Ostatnio zmieniony 19 sie 2012, 21:10 przez Apo, łącznie zmieniany 1 raz.
look deep into nature and then you will understand everything better

I've got the power to fly into the wind, the power to be free to die and live again. This power's like fire, fire loves to burn!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowieści ukryte w szumie drzew”