ŚLADAMI GEN. NILA: OD ZMIERZCHU DO ŚWITU [03.09.2]
Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw
-
- Posty: 2
- Rejestracja: 26 lip 2012, 14:25
- Lokalizacja: Kraków
- Tytuł użytkownika: flowenol
- Płeć:
ŚLADAMI GEN. NILA: OD ZMIERZCHU DO ŚWITU [03.09.2]
Pozdrawiam wszystkich Szanownych Użytkowników tego zacnego forum.
Wczoraj czytając Dziennik Polski (wydanie krakowskie) natrafiłem na następujący artykuł:
http://tiny.pl/h44k4
oficjalna strona:
http://www.jw4724.wp.mil.pl/pl/35.html
Wydaje mi się, że kondycyjnie nie jestem nawet w 70% przygotowany na tak forsowną wyprawę, ale chcę podjąć to wyzwanie. Liczę na to, że smak rywalizacji uzupełni owe brakujące 30%. Sam fakt ukończenia tego marszu uważam za ogromny sukces.
Zastanawiam się nad wyposażeniem jakie wziąć na ową wyprawę, zwykle podróżowałem na dzień-dwa w góry (z noclegiem na szczycie - babia góra, październik 2011, deszcz meteorytów).
Mam parkę ,,gore" bw flectarn, żołnierski mundur, buty starforce (bez membrany, ale regularnie pastuję), plecak pp25 janysport i co najważniejsze - spory bagaż chęci . Wiem, że muszę zakupić lub pożyczyć sobie spodnie ,,gore", ale co jeszcze?
Zastanawiam się czy to wystarczy i co jeszcze wziąć? a co w kwestii żywienia? co Panowanie polecacie? gainer wysoko węglowodanowy? batony? burza tkwi w mej głowie i nie wiem jak dobrze rozplanować sobie ekwipunek na 25L. Nie ukrywam, że nie chciałbym taszczyć nic większego.
Oczywiście zachęcam wszystkich do wzięcia udziału w tej wyprawie hołdującej pamięci generała Fieldorfa Nila. Jeśli komuś nie jest bliżej znana ta osoba, od siebie polecam film:
http://www.filmweb.pl/film/Generał+Nil-2009-470442
lub oczywiście literaturę fachową na ten temat.
Pozdrawiam.
Wczoraj czytając Dziennik Polski (wydanie krakowskie) natrafiłem na następujący artykuł:
http://tiny.pl/h44k4
oficjalna strona:
http://www.jw4724.wp.mil.pl/pl/35.html
Wydaje mi się, że kondycyjnie nie jestem nawet w 70% przygotowany na tak forsowną wyprawę, ale chcę podjąć to wyzwanie. Liczę na to, że smak rywalizacji uzupełni owe brakujące 30%. Sam fakt ukończenia tego marszu uważam za ogromny sukces.
Zastanawiam się nad wyposażeniem jakie wziąć na ową wyprawę, zwykle podróżowałem na dzień-dwa w góry (z noclegiem na szczycie - babia góra, październik 2011, deszcz meteorytów).
Mam parkę ,,gore" bw flectarn, żołnierski mundur, buty starforce (bez membrany, ale regularnie pastuję), plecak pp25 janysport i co najważniejsze - spory bagaż chęci . Wiem, że muszę zakupić lub pożyczyć sobie spodnie ,,gore", ale co jeszcze?
Zastanawiam się czy to wystarczy i co jeszcze wziąć? a co w kwestii żywienia? co Panowanie polecacie? gainer wysoko węglowodanowy? batony? burza tkwi w mej głowie i nie wiem jak dobrze rozplanować sobie ekwipunek na 25L. Nie ukrywam, że nie chciałbym taszczyć nic większego.
Oczywiście zachęcam wszystkich do wzięcia udziału w tej wyprawie hołdującej pamięci generała Fieldorfa Nila. Jeśli komuś nie jest bliżej znana ta osoba, od siebie polecam film:
http://www.filmweb.pl/film/Generał+Nil-2009-470442
lub oczywiście literaturę fachową na ten temat.
Pozdrawiam.
Si vis pacem para bellum
Stary, natchnąłeś mnie, zdecydowanie się wybieram. Też mieszkam w krk, i akuram mam urlop, więc możemy się zgadać w sprawie dojazdu.
Co do szpeju -- spodnie gore? Czy ja wiem, jedną noc w tą porę roku to w czymkolwiek się wytrzyma, najwyżej będziesz mokry. Ja mam spodnie gore i na pewno tego nie wezmę.
Pozdro.
Co do szpeju -- spodnie gore? Czy ja wiem, jedną noc w tą porę roku to w czymkolwiek się wytrzyma, najwyżej będziesz mokry. Ja mam spodnie gore i na pewno tego nie wezmę.
Pozdro.
- kamykus
- Posty: 700
- Rejestracja: 25 gru 2011, 19:47
- Lokalizacja: Bielsko-Biała
- Tytuł użytkownika: Leśny Dziad
- Płeć:
O ile czas pozwoli to na bank się pojawię.
A jeśli chodzi o jedzenie, zdecydowanie sprawdzą się batony. Ja na pewno zaopatrzył bym się też w małą paczkę kabanosów. Zwykle w górach nie jem, przed wyruszeniem staram się być najedzony podczas wędrówki piję tylko wodę i czasem przegryzę batona. Nigdy nie chce mi się jeść do póki nie stanę. Podstawa to dużo wody, najlepiej izotoniki.
Podczas ostatniego marszu po szczytach beskidów (26km) wypiłem 3x 0,75l. izotoników. 0.5l + 1.5l mineralki i a i tak byłem bliski odwodnienia i musiałem nabrać wody ze strumienia 1x 0,75l.) Dodam że po drodze nic nie jadłem, więc kilka batonów podczas całonocnego marszu zapewne by mi wystarczyło.
A jeśli chodzi o ubranie, w górach najlepiej chodzi się w butach nad kostkę, i nie zawsze wojskowe obuwie jest tutaj dobre, potrafią szybko odparzyć nogi. Wystarczy zabrać jakiś lekki sweterek + polar, kurtkę przeciwdeszczową która często potrafi ochronić przed wiatrem. I nic po za tym, w górach każdy gram się liczy!
PS: Ktoś jeszcze oślepnie od tego twojego Caps Locka
A jeśli chodzi o jedzenie, zdecydowanie sprawdzą się batony. Ja na pewno zaopatrzył bym się też w małą paczkę kabanosów. Zwykle w górach nie jem, przed wyruszeniem staram się być najedzony podczas wędrówki piję tylko wodę i czasem przegryzę batona. Nigdy nie chce mi się jeść do póki nie stanę. Podstawa to dużo wody, najlepiej izotoniki.
Podczas ostatniego marszu po szczytach beskidów (26km) wypiłem 3x 0,75l. izotoników. 0.5l + 1.5l mineralki i a i tak byłem bliski odwodnienia i musiałem nabrać wody ze strumienia 1x 0,75l.) Dodam że po drodze nic nie jadłem, więc kilka batonów podczas całonocnego marszu zapewne by mi wystarczyło.
A jeśli chodzi o ubranie, w górach najlepiej chodzi się w butach nad kostkę, i nie zawsze wojskowe obuwie jest tutaj dobre, potrafią szybko odparzyć nogi. Wystarczy zabrać jakiś lekki sweterek + polar, kurtkę przeciwdeszczową która często potrafi ochronić przed wiatrem. I nic po za tym, w górach każdy gram się liczy!
PS: Ktoś jeszcze oślepnie od tego twojego Caps Locka
-
- Posty: 2
- Rejestracja: 26 lip 2012, 14:25
- Lokalizacja: Kraków
- Tytuł użytkownika: flowenol
- Płeć:
W regulaminie na stronie http://www.jw4724.wp.mil.pl/pl/35.html napisane jest, że zbiórka ma miejsce w dniu 3 września 2012r. w Jednostce Wojskowej NIL ul.Tyniecka 45 o godz. 16.00 więc domyślam się, że transport jest tam zapewniony, ale wprost nie jest to powiedziane. Jeśli zaś chodzi o transport z powrotem, ktoś powinien po mnie przyjechać, ale muszę się jeszcze dogadać.Zszywacz pisze:Stary, natchnąłeś mnie, zdecydowanie się wybieram. Też mieszkam w krk, i akuram mam urlop, więc możemy się zgadać w sprawie dojazdu.
W starforceach chodzę po górach już od dłuższego czasu i nie wyobrażam sobie lepszych butów na tego typu wyprawę. Naprawdę wygodnie mi się w nich chodzi.kamykus pisze:A jeśli chodzi o ubranie, w górach najlepiej chodzi się w butach nad kostkę, i nie zawsze wojskowe obuwie jest tutaj dobre, potrafią szybko odparzyć nogi
Masz zdecydowaną rację, tak właśnie zrobiękamykus pisze:Wystarczy zabrać jakiś lekki sweterek + polar, kurtkę przeciwdeszczową która często potrafi ochronić przed wiatrem. I nic po za tym, w górach każdy gram się liczy!
Jeśli chodzi o mój koncept to myślę o 3L gainera (rozmieszany z wodą) + batoniki.
Si vis pacem para bellum
Ja już się zapisałem, w regulaminie organizator zaleca wziąć 5l wody
Zastanawiam się nad charakterem imprezy, czy to jest przewidziane na marsz - czy marszobieg. Nie wie ktoś, czy tam można po imprezie odpocząć - przespać się pod pałatką, czy od razu trzeba będzie spadać? Albo zostawić zapasowe ciuchy?
Fowenol, faktycznie, wygląda jakby transport był częścią imprezy - fajnie.
Ps. ostatnio na podobnej imprezie był poczęstunek - grochówa - którą niefortunnie i przypadkiem wylałem jakiemuś współzawodnikowi na plecak. Bardzo obciachowa sytuacja. Ale, wspólnymi wysiłkami udało się domyć.
Zastanawiam się nad charakterem imprezy, czy to jest przewidziane na marsz - czy marszobieg. Nie wie ktoś, czy tam można po imprezie odpocząć - przespać się pod pałatką, czy od razu trzeba będzie spadać? Albo zostawić zapasowe ciuchy?
Fowenol, faktycznie, wygląda jakby transport był częścią imprezy - fajnie.
Ps. ostatnio na podobnej imprezie był poczęstunek - grochówa - którą niefortunnie i przypadkiem wylałem jakiemuś współzawodnikowi na plecak. Bardzo obciachowa sytuacja. Ale, wspólnymi wysiłkami udało się domyć.
Ostatnio zmieniony 01 sie 2012, 15:27 przez Zszywacz, łącznie zmieniany 1 raz.
Hej,
Cała impreza była bardzo fajnie zorganizowana. Po przyjściu do jednostki 3go, można było się rozłożyć w namiotach i na własnej 'kanadyjce' (czy tam jak tam kto to nazywa) doczekać w spokoju do oficjalnego startu. Namioty dostępne były również po biegu, jeśli ktoś miał daleko do domu i chciał się przespać. Niedaleko był kontener z kiblami oraz prysznicami, więc jeśli ktoś się zaopatrzył w klapki ręczniki itp to mógł sobie skorzystać i wracać do domu na świeżocha.
Po wpisaniu się na listę, podpisaliśmy oświadczenie że na własną odpowiedzialność i dostaliśmy torby uczestnika, w nich były m in trzy lightstiki - dwa dla widoczności oraz jeden, duży, ratunkowo-awaryjny (ja z mojego nie musiałem korzystać). Poza tym dostaliśmy numery startowe, koszulkę pamiątkową, mapę... Przy namiotach można było zrobić sobie kawę albo herbatkę, była też woda i jakieś soki.
Następnie była zbiórka, przetoczenie się niby szykiem na plac apelowy, ktoś tam poszedł w złą stronę, ktoś tam na 'na prawo zwrot' obrócił się w lewo... taki tam folklor. Na placu odbyło się spotkanie z dowódcą jednostki, oraz mała odprawa techniczna. Uczestników było sporo, organizatorzy zapewnili 3 autobusy i jednego busa. Autobusy koniec końców jednak nie były pełne, ja oceniam liczbę uczestników na ok 140.
Po 1.5 godzinnej jeździe dotarliśmy na miejsce - Beskid wyspowy (jak się mylę, to niech mnie ktoś poprawi) okolice Mszany dolnej. Tu mieliśmy jeszcze ok godziny czasu dla siebie, czyli masowe oddawanie moczu przed startem No i start - harpagany ruszyły biegiem, inni marszem wolniejszym czy szybszym. Początkowo było tłoczno, ale po pierwszym podejściu (dość mocnym) tempo się ustabilizowało i ludzie szli albo małymi grupkami, albo wyprzedzali się raz na jakiś czas, potem - od mniej więcej 1/3 trasy do końca szedłem sam, wyprzedziłem może ze 3 osoby.
Tak więc pierwsze podejście było hardkorowe - potem zejście do drogi asfaltowej, do rzeki, czyli znów do podnóża gór, odmeldowanie się w punkcie kontrolnym i... kolejne podejście - czarnym szlakiem pod Strzebel - kto podchodził to wie... są momenty, gdzie dosłownie wchodzi się na czworaka, tu zmęczenie było największe, a potem jeszcze zejście i mordęga dla kolan, po tej górze zacząłem przygotowywać się na plan B, czyli możliwość rezygnacji przed ukończeniem marszu. Kolejna droga asfaltowa w dolinie była błogosławieństwem, chwilą oddechu, choć wiadomo było, że zaraz za nią trzeba będzie zapłacić kolejnym podejściem. Już na nocnym niebie zaczynały się piętrzyć kolejne wyniesienia, pod które trzeba było się wdrapać - Kozielec, Kamionka, Kiczora... W okolicach północy miałem kryzys, podchodząc pod kolejne wzniesienie, co kilka minut musiałem robić kilkusekundowe przerwy - potworne zmęczenie, pot, pragnienie... szprycowałem się izotonikami i batonami Duch rywalizacji sprawił, że szkoda było się zatrzymywać - na odpoczynek, na przelanie wody do podręcznej butelki, na 'siku w krzakach'. W sumie zrobiłem tą trasę z czterema 3minutowymi odpoczynkami. Potem organizm jakoś się przemógł i można było iść, choć ja odczuwałem zmęczenie serca, więc nie chciałem forsować się zbytnio. Po drodze znalazłem sobie kijek sosnowy i wspierałem się na nim, na takie marsze kijki są nieodzowne.
Na metę, z pewną taką nieśmiałością i niedowierzaniem, dotarłem o 3:40 nad ranem po ok 8 godzinach i 15 minutach bardzo intensywnego marszu. Tam każdy dostawał upominek, medal, ciepłą grochówkę. Ta chwila, gdy już było po wszystkim i można było siąść na ławce i ... siedzieć. Niezapomniana!
W sumie, chyba nigdy tak się nie zmęczyłem w życiu, a swego czasu uprawiałem sporty wytrzymałościowe. No cóż, 30stka na karku robi swoje.
Ogólnie do przejścia było ok 35 kilometrów, pierwszy harpagan przybiegł na metę już o 12:07 czy coś w tej okolicy. Cyborg jakiś gratulację.
Było super i na pewno pojadę na tą imprezę za rok, jeśli będzie organizowana. Noc, klimatyczny las, walka z sobą... W ogóle, był ktoś jeszcze z forum?
Dobra, kończę już, bo rozpisałem się zbytnio.
Cała impreza była bardzo fajnie zorganizowana. Po przyjściu do jednostki 3go, można było się rozłożyć w namiotach i na własnej 'kanadyjce' (czy tam jak tam kto to nazywa) doczekać w spokoju do oficjalnego startu. Namioty dostępne były również po biegu, jeśli ktoś miał daleko do domu i chciał się przespać. Niedaleko był kontener z kiblami oraz prysznicami, więc jeśli ktoś się zaopatrzył w klapki ręczniki itp to mógł sobie skorzystać i wracać do domu na świeżocha.
Po wpisaniu się na listę, podpisaliśmy oświadczenie że na własną odpowiedzialność i dostaliśmy torby uczestnika, w nich były m in trzy lightstiki - dwa dla widoczności oraz jeden, duży, ratunkowo-awaryjny (ja z mojego nie musiałem korzystać). Poza tym dostaliśmy numery startowe, koszulkę pamiątkową, mapę... Przy namiotach można było zrobić sobie kawę albo herbatkę, była też woda i jakieś soki.
Następnie była zbiórka, przetoczenie się niby szykiem na plac apelowy, ktoś tam poszedł w złą stronę, ktoś tam na 'na prawo zwrot' obrócił się w lewo... taki tam folklor. Na placu odbyło się spotkanie z dowódcą jednostki, oraz mała odprawa techniczna. Uczestników było sporo, organizatorzy zapewnili 3 autobusy i jednego busa. Autobusy koniec końców jednak nie były pełne, ja oceniam liczbę uczestników na ok 140.
Po 1.5 godzinnej jeździe dotarliśmy na miejsce - Beskid wyspowy (jak się mylę, to niech mnie ktoś poprawi) okolice Mszany dolnej. Tu mieliśmy jeszcze ok godziny czasu dla siebie, czyli masowe oddawanie moczu przed startem No i start - harpagany ruszyły biegiem, inni marszem wolniejszym czy szybszym. Początkowo było tłoczno, ale po pierwszym podejściu (dość mocnym) tempo się ustabilizowało i ludzie szli albo małymi grupkami, albo wyprzedzali się raz na jakiś czas, potem - od mniej więcej 1/3 trasy do końca szedłem sam, wyprzedziłem może ze 3 osoby.
Tak więc pierwsze podejście było hardkorowe - potem zejście do drogi asfaltowej, do rzeki, czyli znów do podnóża gór, odmeldowanie się w punkcie kontrolnym i... kolejne podejście - czarnym szlakiem pod Strzebel - kto podchodził to wie... są momenty, gdzie dosłownie wchodzi się na czworaka, tu zmęczenie było największe, a potem jeszcze zejście i mordęga dla kolan, po tej górze zacząłem przygotowywać się na plan B, czyli możliwość rezygnacji przed ukończeniem marszu. Kolejna droga asfaltowa w dolinie była błogosławieństwem, chwilą oddechu, choć wiadomo było, że zaraz za nią trzeba będzie zapłacić kolejnym podejściem. Już na nocnym niebie zaczynały się piętrzyć kolejne wyniesienia, pod które trzeba było się wdrapać - Kozielec, Kamionka, Kiczora... W okolicach północy miałem kryzys, podchodząc pod kolejne wzniesienie, co kilka minut musiałem robić kilkusekundowe przerwy - potworne zmęczenie, pot, pragnienie... szprycowałem się izotonikami i batonami Duch rywalizacji sprawił, że szkoda było się zatrzymywać - na odpoczynek, na przelanie wody do podręcznej butelki, na 'siku w krzakach'. W sumie zrobiłem tą trasę z czterema 3minutowymi odpoczynkami. Potem organizm jakoś się przemógł i można było iść, choć ja odczuwałem zmęczenie serca, więc nie chciałem forsować się zbytnio. Po drodze znalazłem sobie kijek sosnowy i wspierałem się na nim, na takie marsze kijki są nieodzowne.
Na metę, z pewną taką nieśmiałością i niedowierzaniem, dotarłem o 3:40 nad ranem po ok 8 godzinach i 15 minutach bardzo intensywnego marszu. Tam każdy dostawał upominek, medal, ciepłą grochówkę. Ta chwila, gdy już było po wszystkim i można było siąść na ławce i ... siedzieć. Niezapomniana!
W sumie, chyba nigdy tak się nie zmęczyłem w życiu, a swego czasu uprawiałem sporty wytrzymałościowe. No cóż, 30stka na karku robi swoje.
Ogólnie do przejścia było ok 35 kilometrów, pierwszy harpagan przybiegł na metę już o 12:07 czy coś w tej okolicy. Cyborg jakiś gratulację.
Było super i na pewno pojadę na tą imprezę za rok, jeśli będzie organizowana. Noc, klimatyczny las, walka z sobą... W ogóle, był ktoś jeszcze z forum?
Dobra, kończę już, bo rozpisałem się zbytnio.
- kamykus
- Posty: 700
- Rejestracja: 25 gru 2011, 19:47
- Lokalizacja: Bielsko-Biała
- Tytuł użytkownika: Leśny Dziad
- Płeć:
Mam pytanko ktoś w tym roku się wybiera? Tym razem termin 05-06.9.2013
Oczywiście organizuje marsz tak jak poprzednio, jednostka specjalna NIL
http://www.jw4724.wp.mil.pl/pl/44.html
W zeszłym roku nie mogłem, ale w tym jak los pozwoli to wystartuję
Oczywiście organizuje marsz tak jak poprzednio, jednostka specjalna NIL
http://www.jw4724.wp.mil.pl/pl/44.html
W zeszłym roku nie mogłem, ale w tym jak los pozwoli to wystartuję
"Nie cierpię mojego rozdwojenia jaźni, jest świetne"
- taternik1971
- Posty: 18
- Rejestracja: 08 sty 2010, 11:40
- Lokalizacja: ostrężnica
- Tytuł użytkownika: taternik
- Płeć:
- taternik1971
- Posty: 18
- Rejestracja: 08 sty 2010, 11:40
- Lokalizacja: ostrężnica
- Tytuł użytkownika: taternik
- Płeć: