Tak. Ale biorę dodatkowo aparat i statyw oraz GPS-a do zapisania śladu (i omijania sadyb ludzkich).W sensie że trzy przedmioty?
Śląsko-Dąbrowskie spotkania w lesie
Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw
- wolfshadow
- Posty: 1050
- Rejestracja: 17 kwie 2008, 07:30
- Lokalizacja: Jaworzno
- Tytuł użytkownika: tuptuś leśny
- Płeć:
- Kontakt:
- wolfshadow
- Posty: 1050
- Rejestracja: 17 kwie 2008, 07:30
- Lokalizacja: Jaworzno
- Tytuł użytkownika: tuptuś leśny
- Płeć:
- Kontakt:
No i po akcji. Zrealizowałem całe 1/3 zamierzeń i w sobotę byłem już w domu.
Ponieważ wędrowałem sam, zaczęło się z lekkim poślizgiem bo nie miałem nacisku na punktualność. W późniejszej perspektywie zemściło się to na mnie srodze bo 2 godziny opóźnienia rano przełożyły się na komfort nocowania.
Z domu trasa wiodła najpierw do żłobka, coby zostawić malucha a później pod Wolbrom. Wysadzony wśród pól, wędrowałem sobie wolniutko słuchając śpiewu skowronków i zbierając nylonowe sznurki używane do wiązania worków. Gdzieniegdzie trwały prace polowe i skowronki były zagłuszane terkotaniem traktorów.

Przy cmentarzu z I W.Ś. pozyskałem pierwsze artefakty - butelkę 0,3 po soku Cappy i 0,5 po czystej. Od tej pory wędrówka zaczęła przypominać "Piknik na skraju drogi" Strugackich. Tylko mutantów było mniej.

Dawne koryto Białej Przemszy było suche jak pieprz, ale im bliżej Centary, tym bardziej jego szerokość i głębokość wzrastała. Standardowo wypełniały go przeróżne śmieci.

Trafiłem nawet na opakowaną w worek jutowy i reklamówkę, skórę z sarny.
Na właściwą Białą Przemszę (Centarę), natknąłem się dopiero przy kolei szerokotorowej LHS. Niedaleko mostu znajdowały się spalone ruiny, które postanowiłem spenetrować (artefakty). Okazało się, że jest to młyn.

Zabezpieczyłem kłębek aluminiowego drutu z obtopioną izolacją i byczego gwoździa (do ewentualnego krzesania). W jednej części podwórza znajdowała się komórka postawiona z bardziej współczesnych materiałów.
Na wstępie rzuciły mi się w oczy te butelki:

Ich zawartość wstępnie oszacowałem na podstawie porzuconego opakowania:

Nos mnie również nie okłamał. Jakiś wewnętrzny głos krzyczał: "Uważaj! Uważaj! W tym mogą być promile!"
Zdecydowałem się jednak nie spożywać.
Natchniony znaleziskiem przepatrzyłem resztę komórki. Na parapecie obok 2zł z '87r leżały wilgotne zapałki. Zabrałem je do siateczkowej kieszeni plecaka wraz ze znalezionym na zagruzowanej podłodze ogarkiem świecy i puszką po paście do butów wypełnioną zebranym węglem drzewnym.

Wędrując dalej, zbierałem w celach konsumpcyjnych młode liście pokrzywy i rzeżuchy gorzkiej. Pełna garść "sałatki" wędrowała do dzioba i tak w kółko do samych Golczowic.

Niestety wegetacja jeszcze nie ruszyła pełną parą więc menu było ograniczone. Korzenie odpuściłem sobie na wstępie ze względu na deficyt czasu. Żeby dostać się w rejon planowanego noclegu musiałem przejść przez most w Golczowicach.

Czas naglił i Słońce chyliło się ku zachodowi, a ja cały czas napierałem przez monokulturę sosnową, rosnącą na piachach. Pojawił się ból głowy, co w moim przypadku zwiastuje początek odwodnienia. Dzięki GPS-owi i przerzuconej do niego z geoportalu mapie, znalazłem grajdołek wśród niewielkiego pasa brzóz i dębów. Zdecydowałem, że nie będę palił ogniska bo niedaleko przebiegała szosa, no i przede wszystkim ten cholerny las iglasty pod bokiem. Zainstalowałem naczynia do pozyskiwania soku brzozowego i przygotowałem legowisko z liści dębowych.

Przezornie przygotowałem jednak miejsce ogniskowe z gotowym do odpalenia stosem (miałem awaryjnie puchę z pakietem przetrwania) i zebrałem sporo opału, żeby w razie kłopotów nie szwędać się bez światła po lesie. Wypiłem to co zebrało się w pojemnikach z kilkoma rozgniecionymi listkami mięty wodnej (jakoś mniej mdły wtedy sok się wydaje). Pojemniki oczywiście nastawiłem ponownie.
Wyjąłem telefon, żeby dać cynk żonie gdzie przebywam i zonk - bateria prawie rozładowana. Nie zabrałem etui, tylko wrzuciłem go do kieszeni i dociśnięty cały czas odpalał wyświetlacz. Do tego kichowata sieć z równie kichowatym zasięgiem (dużo energii tel. traci na dogadywanie się z przekaźnikami) i moja skleroza bo przecież mogłem wyłączyć!
Żona dostała info gdzie jestem i że wyłączam komórkę ze względu na baterię.
Czas spać. Walnąłem się na liście i przykryłem celtą. Okazuje się, że może zabezpiecza od deszczu ale zimno przewodzi doskonale. Od strony gleby luksusik od celty - Syberia.
Wytrzymałem od 18 do 20-tej. Zaczęły się dreszcze. Ok. Przestaje być różowo. Zdecydowałem się, że nie naruszam puchy survivalowej z zapalniczką w środku ale próbuję rozpalić znalezionymi zapałkami. W stosie była już rozpałka z suchych pędów wierzbówki kiprzycy. Przytrzymałem główkę, żeby się nie roztarła i pociągnąłem po drasce - jest! Podeschły w trakcie marszu. Ogień paliłem przez godzinę. Ruch na pobliskiej drodze był spory i obawiałem się, że ktoś się w końcu zainteresuje. Albo miejscowi, albo miejscowi leśnicy.
Na dnie dołka wytworzył się żar. Zasypałem go cienką warstwą piasku, przyrzuciłem liśćmi dębowymi i zaległem na tym przykryty celtą. 1,5 godziny snu i zaczyna się obracanie z krótkimi drzemkami. Jedna strona grzeje, druga marznie do momentu delirki. I tak do północy gdy ciepło spod liści było już znikome. Kolejne ognisko i ciut więcej, żaru. Tym razem zaliczyłem 2 godziny snu i 2 obracania z drzemkami i przypalony półdupek.
O 5-tej rano zastanowiłem się co robić dalej. Głównie chodziło mi o stan baterii w telefonie, bo idąc samemu był to mój spadochron zapasowy. Musiałaby wytrzymać 36 godzin lub tylko kolejną nockę.
Założyłem, że jednak nie wytrzyma. Zatarłem ślady obozowania, spakowałem się i poczłapałem w kierunku na Klucze. Włączyłem telefon i mimo informacji o rozładowanej baterii wybrałem numer. Zdążyłem rzucić żonie hasło "PE1" i komórka się wyłączyła.
"PE1" - to był jeden z umownych "punktów ewakuacyjnych" jakie dodałem w GPS-ie małżowiny. W razie problemów miała podjechać i mnie stamtąd zgarnąć.
Po godzinie z hakiem byłem na miejscu. Jeszcze godzinka i jechałem sobie samochodem obok rozgadanego smyka, który zdziwił się niepomiernie jak gdzieś w środku lasu do "brumbruma" dosiadł się jego zwariowany staruszek.
Od razu wytykam babole jakie popełniłem w ciągu 23km wędrówki:
- nie zostawiłem sobie marginesu czasu na szukanie i przygotowanie noclegu,
- doprowadziłem się do początku odwodnienia,
- doprowadziłem się do początku hipotermii,
- rozpaliłem ogień gdy wkoło było sucho (bezp. ppoż.)
- nie wyłączyłem komórki co spowodowało jej rozładowanie (no i mogłem zabrać solida a nie "smartfona" z LG)
Inne migawki:







Ponieważ wędrowałem sam, zaczęło się z lekkim poślizgiem bo nie miałem nacisku na punktualność. W późniejszej perspektywie zemściło się to na mnie srodze bo 2 godziny opóźnienia rano przełożyły się na komfort nocowania.
Z domu trasa wiodła najpierw do żłobka, coby zostawić malucha a później pod Wolbrom. Wysadzony wśród pól, wędrowałem sobie wolniutko słuchając śpiewu skowronków i zbierając nylonowe sznurki używane do wiązania worków. Gdzieniegdzie trwały prace polowe i skowronki były zagłuszane terkotaniem traktorów.

Przy cmentarzu z I W.Ś. pozyskałem pierwsze artefakty - butelkę 0,3 po soku Cappy i 0,5 po czystej. Od tej pory wędrówka zaczęła przypominać "Piknik na skraju drogi" Strugackich. Tylko mutantów było mniej.


Dawne koryto Białej Przemszy było suche jak pieprz, ale im bliżej Centary, tym bardziej jego szerokość i głębokość wzrastała. Standardowo wypełniały go przeróżne śmieci.

Trafiłem nawet na opakowaną w worek jutowy i reklamówkę, skórę z sarny.

Na właściwą Białą Przemszę (Centarę), natknąłem się dopiero przy kolei szerokotorowej LHS. Niedaleko mostu znajdowały się spalone ruiny, które postanowiłem spenetrować (artefakty). Okazało się, że jest to młyn.

Zabezpieczyłem kłębek aluminiowego drutu z obtopioną izolacją i byczego gwoździa (do ewentualnego krzesania). W jednej części podwórza znajdowała się komórka postawiona z bardziej współczesnych materiałów.
Na wstępie rzuciły mi się w oczy te butelki:

Ich zawartość wstępnie oszacowałem na podstawie porzuconego opakowania:

Nos mnie również nie okłamał. Jakiś wewnętrzny głos krzyczał: "Uważaj! Uważaj! W tym mogą być promile!"


Natchniony znaleziskiem przepatrzyłem resztę komórki. Na parapecie obok 2zł z '87r leżały wilgotne zapałki. Zabrałem je do siateczkowej kieszeni plecaka wraz ze znalezionym na zagruzowanej podłodze ogarkiem świecy i puszką po paście do butów wypełnioną zebranym węglem drzewnym.

Wędrując dalej, zbierałem w celach konsumpcyjnych młode liście pokrzywy i rzeżuchy gorzkiej. Pełna garść "sałatki" wędrowała do dzioba i tak w kółko do samych Golczowic.

Niestety wegetacja jeszcze nie ruszyła pełną parą więc menu było ograniczone. Korzenie odpuściłem sobie na wstępie ze względu na deficyt czasu. Żeby dostać się w rejon planowanego noclegu musiałem przejść przez most w Golczowicach.

Czas naglił i Słońce chyliło się ku zachodowi, a ja cały czas napierałem przez monokulturę sosnową, rosnącą na piachach. Pojawił się ból głowy, co w moim przypadku zwiastuje początek odwodnienia. Dzięki GPS-owi i przerzuconej do niego z geoportalu mapie, znalazłem grajdołek wśród niewielkiego pasa brzóz i dębów. Zdecydowałem, że nie będę palił ogniska bo niedaleko przebiegała szosa, no i przede wszystkim ten cholerny las iglasty pod bokiem. Zainstalowałem naczynia do pozyskiwania soku brzozowego i przygotowałem legowisko z liści dębowych.

Przezornie przygotowałem jednak miejsce ogniskowe z gotowym do odpalenia stosem (miałem awaryjnie puchę z pakietem przetrwania) i zebrałem sporo opału, żeby w razie kłopotów nie szwędać się bez światła po lesie. Wypiłem to co zebrało się w pojemnikach z kilkoma rozgniecionymi listkami mięty wodnej (jakoś mniej mdły wtedy sok się wydaje). Pojemniki oczywiście nastawiłem ponownie.
Wyjąłem telefon, żeby dać cynk żonie gdzie przebywam i zonk - bateria prawie rozładowana. Nie zabrałem etui, tylko wrzuciłem go do kieszeni i dociśnięty cały czas odpalał wyświetlacz. Do tego kichowata sieć z równie kichowatym zasięgiem (dużo energii tel. traci na dogadywanie się z przekaźnikami) i moja skleroza bo przecież mogłem wyłączyć!

Czas spać. Walnąłem się na liście i przykryłem celtą. Okazuje się, że może zabezpiecza od deszczu ale zimno przewodzi doskonale. Od strony gleby luksusik od celty - Syberia.
Wytrzymałem od 18 do 20-tej. Zaczęły się dreszcze. Ok. Przestaje być różowo. Zdecydowałem się, że nie naruszam puchy survivalowej z zapalniczką w środku ale próbuję rozpalić znalezionymi zapałkami. W stosie była już rozpałka z suchych pędów wierzbówki kiprzycy. Przytrzymałem główkę, żeby się nie roztarła i pociągnąłem po drasce - jest! Podeschły w trakcie marszu. Ogień paliłem przez godzinę. Ruch na pobliskiej drodze był spory i obawiałem się, że ktoś się w końcu zainteresuje. Albo miejscowi, albo miejscowi leśnicy.
Na dnie dołka wytworzył się żar. Zasypałem go cienką warstwą piasku, przyrzuciłem liśćmi dębowymi i zaległem na tym przykryty celtą. 1,5 godziny snu i zaczyna się obracanie z krótkimi drzemkami. Jedna strona grzeje, druga marznie do momentu delirki. I tak do północy gdy ciepło spod liści było już znikome. Kolejne ognisko i ciut więcej, żaru. Tym razem zaliczyłem 2 godziny snu i 2 obracania z drzemkami i przypalony półdupek.

Założyłem, że jednak nie wytrzyma. Zatarłem ślady obozowania, spakowałem się i poczłapałem w kierunku na Klucze. Włączyłem telefon i mimo informacji o rozładowanej baterii wybrałem numer. Zdążyłem rzucić żonie hasło "PE1" i komórka się wyłączyła.
"PE1" - to był jeden z umownych "punktów ewakuacyjnych" jakie dodałem w GPS-ie małżowiny. W razie problemów miała podjechać i mnie stamtąd zgarnąć.
Po godzinie z hakiem byłem na miejscu. Jeszcze godzinka i jechałem sobie samochodem obok rozgadanego smyka, który zdziwił się niepomiernie jak gdzieś w środku lasu do "brumbruma" dosiadł się jego zwariowany staruszek.

Od razu wytykam babole jakie popełniłem w ciągu 23km wędrówki:
- nie zostawiłem sobie marginesu czasu na szukanie i przygotowanie noclegu,
- doprowadziłem się do początku odwodnienia,
- doprowadziłem się do początku hipotermii,
- rozpaliłem ogień gdy wkoło było sucho (bezp. ppoż.)
- nie wyłączyłem komórki co spowodowało jej rozładowanie (no i mogłem zabrać solida a nie "smartfona" z LG)
Inne migawki:







.:fortes fortuna adiuvat - Terencjusz:.
.:Miej odwagę posługiwać się własnym rozumem - I. Kant:.
.:Miej odwagę posługiwać się własnym rozumem - I. Kant:.
- wolf78
- Posty: 194
- Rejestracja: 27 mar 2008, 17:13
- Lokalizacja: Kołobrzeg
- Gadu Gadu: 2813508
- Płeć:
- Kontakt:
Wolf
klimatyczny wypad
kufel przebija wszystko dawno takich nie widziałem dziś już tylko w pokale bzdetne leją browar





Ostatnio zmieniony 26 mar 2012, 18:54 przez wolf78, łącznie zmieniany 1 raz.
- kamykus
- Posty: 700
- Rejestracja: 25 gru 2011, 19:47
- Lokalizacja: Bielsko-Biała
- Tytuł użytkownika: Leśny Dziad
- Płeć:
Ja też miałem problem z komórką ostatnio, zero zasięgu od momentu wejścia do lasu, aż do drugiego dnia. Zasięg złapałem dopiero przy stacji PKP.
Dziwnie się człowiek czuje, gdy nie ma kontaktu dosłownie z nikim, przez 2 dni nie spotkałem w lesie nikogo, było by cienko gdyby się coś stało...
Jedyne pocieszenie to GPS z mapą i zapasowa bateria
Nie zazdroszczę tej hipotermii :-/
Fotki naprawdę udane!
PS: Wrzuć GPXa, jeśli to nie kłopot
Dziwnie się człowiek czuje, gdy nie ma kontaktu dosłownie z nikim, przez 2 dni nie spotkałem w lesie nikogo, było by cienko gdyby się coś stało...

Jedyne pocieszenie to GPS z mapą i zapasowa bateria

Nie zazdroszczę tej hipotermii :-/
Fotki naprawdę udane!
PS: Wrzuć GPXa, jeśli to nie kłopot

"Nie cierpię mojego rozdwojenia jaźni, jest świetne"
- wolfshadow
- Posty: 1050
- Rejestracja: 17 kwie 2008, 07:30
- Lokalizacja: Jaworzno
- Tytuł użytkownika: tuptuś leśny
- Płeć:
- Kontakt:
Żarna spore. Na picasie mam ciut więcej fotek z wypadu: https://picasaweb.google.com/1062267484 ... directlink
A. Wracałem dzisiaj z Makro, i z tego co zauważyłem czosnek niedźwiedzi ruszył się w parku na górce.
A. Wracałem dzisiaj z Makro, i z tego co zauważyłem czosnek niedźwiedzi ruszył się w parku na górce.
.:fortes fortuna adiuvat - Terencjusz:.
.:Miej odwagę posługiwać się własnym rozumem - I. Kant:.
.:Miej odwagę posługiwać się własnym rozumem - I. Kant:.
- Doczu
- Posty: 1285
- Rejestracja: 25 mar 2009, 10:25
- Lokalizacja: Czeladź
- Tytuł użytkownika: Litewski Cham
- Płeć:
No ja tam ok tydzień temu byłem.wolfshadow pisze:A. Wracałem dzisiaj z Makro, i z tego co zauważyłem czosnek niedźwiedzi ruszył się w parku na górce.
Myślę, że po tych deszczach strzeli ładnie. Będę monitorował sytuację

[ Dodano: 2012-03-31, 14:20 ]
ooo widzę zapodałeś sobie nowego eTrexa

Gratuluję zakupu. Bdb wybór.
Trza by się kiedy spotkać bo pomacałbym sobie go.
-
- Posty: 2
- Rejestracja: 23 gru 2011, 16:10
- Lokalizacja: Warszawa
- Gadu Gadu: 4563457
- Tytuł użytkownika: BeSZ
- Płeć:
- Kontakt:
OCZYWIŚCIE. *****
Potwierdzam: JEST PIĘKNIE !!Hillwalker pisze:Na południe od ruin zamku w Smoleniu - lasy, skały i jaskinie (miejsce w którym na krótkim odcinku łączą się dwa główne jurajskie szlaki).

REALIA. http://sandrarecho.pinger.pl/
- Młody
- Posty: 898
- Rejestracja: 01 sty 2009, 19:19
- Lokalizacja: Tychy
- Gadu Gadu: 9281692
- Płeć:
- Kontakt:
Pomyka ktoś autkiem na zlot i ma wolne miejsce ?
Forum to nie agencja towarzyska-NIE DOGODZIMY KAŻDEMU !
Życie należy przeżyć tak, aby gołębie przelatujące nad Twoim grobem zesrały się z wrażenia.
https://www.fasttrans.com.pl/
Życie należy przeżyć tak, aby gołębie przelatujące nad Twoim grobem zesrały się z wrażenia.
https://www.fasttrans.com.pl/
- Młody
- Posty: 898
- Rejestracja: 01 sty 2009, 19:19
- Lokalizacja: Tychy
- Gadu Gadu: 9281692
- Płeć:
- Kontakt:
Dobra panowie, jak nie znajdzie się miejsce w jakiejś furce to ewentualnie ja mogę się szarpnąć i robić za "driver zlot". Tylko paliwo nas zeżre razem z plecakami
. Wtedy mogę zabrać 3 człowieków + ja.

Forum to nie agencja towarzyska-NIE DOGODZIMY KAŻDEMU !
Życie należy przeżyć tak, aby gołębie przelatujące nad Twoim grobem zesrały się z wrażenia.
https://www.fasttrans.com.pl/
Życie należy przeżyć tak, aby gołębie przelatujące nad Twoim grobem zesrały się z wrażenia.
https://www.fasttrans.com.pl/
- kamykus
- Posty: 700
- Rejestracja: 25 gru 2011, 19:47
- Lokalizacja: Bielsko-Biała
- Tytuł użytkownika: Leśny Dziad
- Płeć:
Gdyby udało się uzbierać komplet to na paliwo w obie strony wyszło by jakieś 420zł, liczyć że auto pali ci 10l.
Po 100zł na głowę nie jest źle, jak liczyłem że sam bilet autobusem mnie wyjdzie 65zł do Warszawy + dojazd na miejsce zlotu. Pociągiem też wychodzi podobnie.
Po 100zł na głowę nie jest źle, jak liczyłem że sam bilet autobusem mnie wyjdzie 65zł do Warszawy + dojazd na miejsce zlotu. Pociągiem też wychodzi podobnie.
"Nie cierpię mojego rozdwojenia jaźni, jest świetne"
- Młody
- Posty: 898
- Rejestracja: 01 sty 2009, 19:19
- Lokalizacja: Tychy
- Gadu Gadu: 9281692
- Płeć:
- Kontakt:
dokładnie, zależy jaka noga ciężka 

Forum to nie agencja towarzyska-NIE DOGODZIMY KAŻDEMU !
Życie należy przeżyć tak, aby gołębie przelatujące nad Twoim grobem zesrały się z wrażenia.
https://www.fasttrans.com.pl/
Życie należy przeżyć tak, aby gołębie przelatujące nad Twoim grobem zesrały się z wrażenia.
https://www.fasttrans.com.pl/
- hejtyniety
- Posty: 686
- Rejestracja: 08 maja 2010, 17:50
- Lokalizacja: Katowice
- Tytuł użytkownika: Warsztat 77 Katowcie
- Płeć:
- Młody
- Posty: 898
- Rejestracja: 01 sty 2009, 19:19
- Lokalizacja: Tychy
- Gadu Gadu: 9281692
- Płeć:
- Kontakt:
hejtyniety, Znajdzie się. Ja już w swoim w takim razie mam komplet.
Forum to nie agencja towarzyska-NIE DOGODZIMY KAŻDEMU !
Życie należy przeżyć tak, aby gołębie przelatujące nad Twoim grobem zesrały się z wrażenia.
https://www.fasttrans.com.pl/
Życie należy przeżyć tak, aby gołębie przelatujące nad Twoim grobem zesrały się z wrażenia.
https://www.fasttrans.com.pl/
- hejtyniety
- Posty: 686
- Rejestracja: 08 maja 2010, 17:50
- Lokalizacja: Katowice
- Tytuł użytkownika: Warsztat 77 Katowcie
- Płeć:
- Młody
- Posty: 898
- Rejestracja: 01 sty 2009, 19:19
- Lokalizacja: Tychy
- Gadu Gadu: 9281692
- Płeć:
- Kontakt:
W piątek koło popołudnia. W czwarteczek kończę robote o 21 więc nie uśmiecha mi się po nocy latać autem będąc wyj...ny jak koń po westernie. Wstępnie chciałbym w piątek wyjechać rano ok 7-8 z Tychów
Kamykus dojedziesz sobie pkp na Tychy ? Z tamtąd Cię odbiore i polecimy na kato ?
Hejtyniety i Rzuf - ustukalibyśmy się na dworcu pkp ?
Kamykus dojedziesz sobie pkp na Tychy ? Z tamtąd Cię odbiore i polecimy na kato ?
Hejtyniety i Rzuf - ustukalibyśmy się na dworcu pkp ?
Forum to nie agencja towarzyska-NIE DOGODZIMY KAŻDEMU !
Życie należy przeżyć tak, aby gołębie przelatujące nad Twoim grobem zesrały się z wrażenia.
https://www.fasttrans.com.pl/
Życie należy przeżyć tak, aby gołębie przelatujące nad Twoim grobem zesrały się z wrażenia.
https://www.fasttrans.com.pl/
- hejtyniety
- Posty: 686
- Rejestracja: 08 maja 2010, 17:50
- Lokalizacja: Katowice
- Tytuł użytkownika: Warsztat 77 Katowcie
- Płeć: