tiaa... byłoby miło gdyby każdy człek nosił przy sobie wspomniane przez owo dziewcze plastry, chusteczki, materiał dezynfekujący i choćby dzienny zapas wody... jeśli dorzucić do tego małego Vicka którego choćby moja ex nosiła codziennie ze sobą i zapalniczkę to mamy prawie survival-kit

Co do tematu- bzdura którą zrobiłem w maju zeszłego roku: uznałem że mapa się nie myli i w miejscu planowanego obozu nie będzie dostępu do wody pitnej, więc taszczyłem ze sobą chyba 7 czy 8 litrów przez ~3km drogą i bagnem.
okazało się że w pobliżu obozowiska (300m) mieszkał bardzo miły dziadzio który udostępnił nam wodę w każdej ilości.
inny przypadek: po osiągnięciu celu lubię wypić sobie piwko (na szczycie góry/dnie jaskini/ brzegu jeziora ). Idąc na tarnicę nie było (!) w sklepie piwa, więc kupiłem butelkę wina... z korkiem... zniosłem ją na dół pełną bo korek był zbyt wielką przeszkodą.