22-24/09/2010 Marsz Legionisty - relacja
Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw
- Qazimodo
- Posty: 311
- Rejestracja: 15 wrz 2010, 11:18
- Lokalizacja: Gdańsk
- Tytuł użytkownika: Qazimodo
- Płeć:
22-24/09/2010 Marsz Legionisty - relacja
Witam.
Kilkanaście ni temu zamieściłem na stronie zaproszenie do wzięcia udziału w naszym małym marszu. Z forum zgłosiła się jedna osoba.
Choć wyprawa nie miała dużo wspólnego ze sztuką przetrwania, obiecałem zamieścić krótką relację i fotki. Oto one.
link do zdjęć:
http://picasaweb.google.pl/111445817998 ... Legionisty#
Relacja:
Zapowiadał się fajny 3 dniowy wypad w plener. Na kilka tygodni przed marszem zgłosiło się już kilku chętnych. Pogodę zapowiadali rewelacyjną. Wszystko wydawało się czekać i być gotowe na nasz lekki spacerek po plaży.
A jak się skończyło – przeczytajcie sami.
Dzień pierwszy.
Pomimo iż sobie obiecałem nie sięgać po alkohol, rano budzimy się na mega kacu.
Nerwowe ostatnie pakowanie i biegiem na autobus. Ten zamiast prosto do celu, czyli na miejsce zbiórki, wiezie nas na wycieczkę krajoznawczą po Gdańsku.
Przemek ze zorganizowanym transportem czeka już na miejscu.
W końcu wysiadamy. Niestety trzeba jeszcze spory kawałek przejść.
Po dotarciu i zapoznaniu się całej ekipy, spakowani pędzimy autem do Łeby do baru HonoTu.
Na miejscu nikt na nas nie czekał więc po wypiciu kawy i pożegnaniu naszego szofera, ruszamy. (wielkie dzięki Jolu za transport)
Jest godzina 11h. słoneczko ostro przypala, więc po dotarciu na plażę wszyscy wprowadzają ostatnie poprawki w swoim ubiorze.
Pierwsze trzy godziny minęły tak szybko że tego nie spostrzegliśmy. Szło się rewelacyjnie, nie za ciepło, nie za zimno. Przy samym brzegu piasek dość twardy, nie zakopywaliśmy się pomimo znacznego bagażu na plecach.
Tu też zaznaczyć trzeba iż wiedza oraz doświadczenie Przemka zdecydowało iż miał o połowę mniej do dźwigania niż my. Niemniej też nie było mu lekko.
Pierwsza przerwa. Wszyscy poczuliśmy nóżki i plecki. Dziesięć minut przerwy na oddech i ruszamy dalej.
Po drodze kilka zdjęć przy zatopionym wraku „WEST STAR”. Następnie kolejna przerwa, ale tym razem dłuższa – na posiłek. Wchodzimy w ścieżkę pomiędzy wydmy, osłaniając się trochę od wiatru. Miejsce nie było jakieś specjalne ale pozwoliło spokojnie odpocząć i przygotować strawę.
Tak posileni ruszyliśmy dalej. Ja i Przemek na boso bo pojawiły się odciski. Około 18h docieramy do okolic Białogóry, pokonując dystans 28km. Niestety ale miejscówki na nocleg musimy już szukać prawie po ciemku. Udaje się.
Obozowisko rozkładamy około 30 minut. Pierwszy dzień dał nam dość mocno w kość. Osobiście przyznam się że w plecach czułem tysiąc małych igiełek.
Najważniejsze jednak iż humor dopisywał. Szybko więc zapomnieliśmy o trudach i przystąpiliśmy do posiłku. Aby nie zostać przyłapanym na obozowaniu przez straż graniczną ognisko było niewielkie, a dodatkowo w dołku.
Rozmowy trwały około 02:00.
Dzień drugi.
Pobudka 09:00, chwila na posiłek i zwijamy obozowisko. Na miejscu nie pozostawiliśmy najmniejszego śladu naszego pobytu.
W szybkim tempie pokonujemy następne kilometry. Zrobiliśmy jedną dłuższo przerwę na kąpiel w morzu i ciepły posiłek. Nauczeni wczorajszym doświadczeniem połowę trasy znów na boso. Plecy znów zdrętwiałe, nogi jak po zawodach tragarzy. Ale z bananami na gębach pełni optymizmu maszerujemy.
W Dębkach robimy dłuższą przerwę i uzupełniamy zapasy. Zmęczeni siedzimy stole jednego z barów. Wtem obok nas pojawia się miejscowy dziadek lubujący się jak to sam przyznał w niedrogich winach. Mocno stara się nawiązać z nami przyjazne stosunki. Przedstawia się jako Bin Laden z Dębek. Opowiada nam historie swojego życia. Co dodatkowo wzmaga nasze zmęczenie. Z odsieczą przybywa el Kapitano – właściciel oberży który ma na swoim ramieniu fantastyczna papugę. To wspaniałe ptaszysko przez moment daje nam radochę jak dzieciakom w zoo. Po kolei uwieczniamy się z nią na zdjęciu.
El Kapitano w ramach gościny częstuje nas za darmo wielkim półmiskiem łososia w galarecie. Urządzając nam mega ucztę. Na koniec za dwadzieścia złotych kupujemy od naszego dobrodzieja mega wielki kawałek świeżego fileta z łososia. W prezencie dostajemy jeszcze oliwę z oliwek, cytrynę, bazylię, i szczypior czosnkowy.
Mając taką zapowiedź kolacji wręcz pędzimy do miejsca noclegu. Które tej nocy zaplanowaliśmy w okolicach Karwieńskich Błot.
Będąc już tuż przy celu naszym oczom ukazał się niesamowity widok. Otóż tuż przy plaż wyrastał około dwudziesto metrowy klif. Wąską ścieżką prawie w pionie wdrapaliśmy się na małą polankę na jego szczycie. Osłonięci od lądu mniejszymi górkami i lasem napawaliśmy się przez 15 minut widokiem jaki mieliśmy przed oczami.
Przyznam że to jedno z najpiękniejszych miejsc jakie widziałem.
Po rozbiciu obozowiska przystąpiliśmy do przygotowywania naszego łososia.
W przerwie podziwialiśmy zachód słońca i wielki żaglowiec który ….. sami zobaczcie na zdjęciach.
Łosoś smakował wyśmienicie. Rozszarpaliśmy go w minutę. Był niesamowicie syty.
Gdy już rozmawialiśmy po kolacji nagle za naszymi placami usłyszeliśmy dziwny hałas.
Dobiegł on zza naszych pleców i był naprawdę złowieszczy. Wybiegliśmy spod płachty. Jakub stwierdził że widział coś znacznych rozmiarów koloru biało czerwonego co w ułamku sekundy odskoczyło w las. Przeszukując obozowisko nie natknęliśmy się na żadne ślady.
Dźwięk jaki usłyszeliśmy był irracjonalny do wytłumaczenia. Nagle w odległości około 30 metrów od nas zobaczyliśmy dwa małe światełka. Domyśliliśmy się iż to lis. Mocny strumień światła jednaj z czołówek potwierdził nasze przypuszczenie.
Okazało się iż lisek został przez nas zwabiony naszym łososiem. Ale za to że nie podzieliliśmy się z nim ukradł nam siatkę z kiełbasą, przeznaczoną na ognisko.
Stąd ten czerwono (rudy lis) biały (siatka) kolor. A dźwięk – fuknięcie lisa gdy się spłoszył.
Lisek był jednak kiepskim złodziejaszkiem bo uciekając pogubił swoje fanty.
Odzyskaliśmy więc kiełbachę, ale w dowód uznania dla jego odwagi dostał skórę z łososia i kawałek napieczonej kiełbasy.
Ostatni dzień był najtrudniejszy. Dwie dłuższe przerwy i finał w Jastrzębiej Górze.
Łącznie około 60 kilometrów. Plecy czuję do dziś. Odcisk na piecie długo mi zostanie.
Ale jeszcze dłużej wspaniała przygoda i bardzo miło spędzony czas.
Bardzo dziękuję za wzięcie udziału w tej wyprawie i choć nie dotarliśmy do Gdyni, Helu, a nawet Władysławowa, marsz uważam za bardzo udany.
Szczególnie wielkie dzięki Przemkowi za wiedzę jaką nas zaraził, polecam wszystkim tego wspaniałego kompana podróży. Jakubowi za jego poczucie humoru, które nie opuszcza go przez 24h na dobę i które bardzo nam pomogło. Oraz Kubie za doborowe towarzystwo i wspaniałą wiedzę na temat zielarstwa.
Plan zakładał pokonanie 30 kilometrów dziennie. Jednak ciężki ekwipunek wyczerpująca trasa brak doświadczenia i treningu, mocno zweryfikowały te założenia.
Za rok na 100% planujemy przebyć trasę z Ustki na Hel w pięć dni. Chętnych zapraszam już dziś.
Pozdrawiamfotki
Kilkanaście ni temu zamieściłem na stronie zaproszenie do wzięcia udziału w naszym małym marszu. Z forum zgłosiła się jedna osoba.
Choć wyprawa nie miała dużo wspólnego ze sztuką przetrwania, obiecałem zamieścić krótką relację i fotki. Oto one.
link do zdjęć:
http://picasaweb.google.pl/111445817998 ... Legionisty#
Relacja:
Zapowiadał się fajny 3 dniowy wypad w plener. Na kilka tygodni przed marszem zgłosiło się już kilku chętnych. Pogodę zapowiadali rewelacyjną. Wszystko wydawało się czekać i być gotowe na nasz lekki spacerek po plaży.
A jak się skończyło – przeczytajcie sami.
Dzień pierwszy.
Pomimo iż sobie obiecałem nie sięgać po alkohol, rano budzimy się na mega kacu.
Nerwowe ostatnie pakowanie i biegiem na autobus. Ten zamiast prosto do celu, czyli na miejsce zbiórki, wiezie nas na wycieczkę krajoznawczą po Gdańsku.
Przemek ze zorganizowanym transportem czeka już na miejscu.
W końcu wysiadamy. Niestety trzeba jeszcze spory kawałek przejść.
Po dotarciu i zapoznaniu się całej ekipy, spakowani pędzimy autem do Łeby do baru HonoTu.
Na miejscu nikt na nas nie czekał więc po wypiciu kawy i pożegnaniu naszego szofera, ruszamy. (wielkie dzięki Jolu za transport)
Jest godzina 11h. słoneczko ostro przypala, więc po dotarciu na plażę wszyscy wprowadzają ostatnie poprawki w swoim ubiorze.
Pierwsze trzy godziny minęły tak szybko że tego nie spostrzegliśmy. Szło się rewelacyjnie, nie za ciepło, nie za zimno. Przy samym brzegu piasek dość twardy, nie zakopywaliśmy się pomimo znacznego bagażu na plecach.
Tu też zaznaczyć trzeba iż wiedza oraz doświadczenie Przemka zdecydowało iż miał o połowę mniej do dźwigania niż my. Niemniej też nie było mu lekko.
Pierwsza przerwa. Wszyscy poczuliśmy nóżki i plecki. Dziesięć minut przerwy na oddech i ruszamy dalej.
Po drodze kilka zdjęć przy zatopionym wraku „WEST STAR”. Następnie kolejna przerwa, ale tym razem dłuższa – na posiłek. Wchodzimy w ścieżkę pomiędzy wydmy, osłaniając się trochę od wiatru. Miejsce nie było jakieś specjalne ale pozwoliło spokojnie odpocząć i przygotować strawę.
Tak posileni ruszyliśmy dalej. Ja i Przemek na boso bo pojawiły się odciski. Około 18h docieramy do okolic Białogóry, pokonując dystans 28km. Niestety ale miejscówki na nocleg musimy już szukać prawie po ciemku. Udaje się.
Obozowisko rozkładamy około 30 minut. Pierwszy dzień dał nam dość mocno w kość. Osobiście przyznam się że w plecach czułem tysiąc małych igiełek.
Najważniejsze jednak iż humor dopisywał. Szybko więc zapomnieliśmy o trudach i przystąpiliśmy do posiłku. Aby nie zostać przyłapanym na obozowaniu przez straż graniczną ognisko było niewielkie, a dodatkowo w dołku.
Rozmowy trwały około 02:00.
Dzień drugi.
Pobudka 09:00, chwila na posiłek i zwijamy obozowisko. Na miejscu nie pozostawiliśmy najmniejszego śladu naszego pobytu.
W szybkim tempie pokonujemy następne kilometry. Zrobiliśmy jedną dłuższo przerwę na kąpiel w morzu i ciepły posiłek. Nauczeni wczorajszym doświadczeniem połowę trasy znów na boso. Plecy znów zdrętwiałe, nogi jak po zawodach tragarzy. Ale z bananami na gębach pełni optymizmu maszerujemy.
W Dębkach robimy dłuższą przerwę i uzupełniamy zapasy. Zmęczeni siedzimy stole jednego z barów. Wtem obok nas pojawia się miejscowy dziadek lubujący się jak to sam przyznał w niedrogich winach. Mocno stara się nawiązać z nami przyjazne stosunki. Przedstawia się jako Bin Laden z Dębek. Opowiada nam historie swojego życia. Co dodatkowo wzmaga nasze zmęczenie. Z odsieczą przybywa el Kapitano – właściciel oberży który ma na swoim ramieniu fantastyczna papugę. To wspaniałe ptaszysko przez moment daje nam radochę jak dzieciakom w zoo. Po kolei uwieczniamy się z nią na zdjęciu.
El Kapitano w ramach gościny częstuje nas za darmo wielkim półmiskiem łososia w galarecie. Urządzając nam mega ucztę. Na koniec za dwadzieścia złotych kupujemy od naszego dobrodzieja mega wielki kawałek świeżego fileta z łososia. W prezencie dostajemy jeszcze oliwę z oliwek, cytrynę, bazylię, i szczypior czosnkowy.
Mając taką zapowiedź kolacji wręcz pędzimy do miejsca noclegu. Które tej nocy zaplanowaliśmy w okolicach Karwieńskich Błot.
Będąc już tuż przy celu naszym oczom ukazał się niesamowity widok. Otóż tuż przy plaż wyrastał około dwudziesto metrowy klif. Wąską ścieżką prawie w pionie wdrapaliśmy się na małą polankę na jego szczycie. Osłonięci od lądu mniejszymi górkami i lasem napawaliśmy się przez 15 minut widokiem jaki mieliśmy przed oczami.
Przyznam że to jedno z najpiękniejszych miejsc jakie widziałem.
Po rozbiciu obozowiska przystąpiliśmy do przygotowywania naszego łososia.
W przerwie podziwialiśmy zachód słońca i wielki żaglowiec który ….. sami zobaczcie na zdjęciach.
Łosoś smakował wyśmienicie. Rozszarpaliśmy go w minutę. Był niesamowicie syty.
Gdy już rozmawialiśmy po kolacji nagle za naszymi placami usłyszeliśmy dziwny hałas.
Dobiegł on zza naszych pleców i był naprawdę złowieszczy. Wybiegliśmy spod płachty. Jakub stwierdził że widział coś znacznych rozmiarów koloru biało czerwonego co w ułamku sekundy odskoczyło w las. Przeszukując obozowisko nie natknęliśmy się na żadne ślady.
Dźwięk jaki usłyszeliśmy był irracjonalny do wytłumaczenia. Nagle w odległości około 30 metrów od nas zobaczyliśmy dwa małe światełka. Domyśliliśmy się iż to lis. Mocny strumień światła jednaj z czołówek potwierdził nasze przypuszczenie.
Okazało się iż lisek został przez nas zwabiony naszym łososiem. Ale za to że nie podzieliliśmy się z nim ukradł nam siatkę z kiełbasą, przeznaczoną na ognisko.
Stąd ten czerwono (rudy lis) biały (siatka) kolor. A dźwięk – fuknięcie lisa gdy się spłoszył.
Lisek był jednak kiepskim złodziejaszkiem bo uciekając pogubił swoje fanty.
Odzyskaliśmy więc kiełbachę, ale w dowód uznania dla jego odwagi dostał skórę z łososia i kawałek napieczonej kiełbasy.
Ostatni dzień był najtrudniejszy. Dwie dłuższe przerwy i finał w Jastrzębiej Górze.
Łącznie około 60 kilometrów. Plecy czuję do dziś. Odcisk na piecie długo mi zostanie.
Ale jeszcze dłużej wspaniała przygoda i bardzo miło spędzony czas.
Bardzo dziękuję za wzięcie udziału w tej wyprawie i choć nie dotarliśmy do Gdyni, Helu, a nawet Władysławowa, marsz uważam za bardzo udany.
Szczególnie wielkie dzięki Przemkowi za wiedzę jaką nas zaraził, polecam wszystkim tego wspaniałego kompana podróży. Jakubowi za jego poczucie humoru, które nie opuszcza go przez 24h na dobę i które bardzo nam pomogło. Oraz Kubie za doborowe towarzystwo i wspaniałą wiedzę na temat zielarstwa.
Plan zakładał pokonanie 30 kilometrów dziennie. Jednak ciężki ekwipunek wyczerpująca trasa brak doświadczenia i treningu, mocno zweryfikowały te założenia.
Za rok na 100% planujemy przebyć trasę z Ustki na Hel w pięć dni. Chętnych zapraszam już dziś.
Pozdrawiamfotki
- Młody
- Posty: 898
- Rejestracja: 01 sty 2009, 19:19
- Lokalizacja: Tychy
- Gadu Gadu: 9281692
- Płeć:
- Kontakt:
Bardzo fajna relacja, zdjęcia świetne.
Forum to nie agencja towarzyska-NIE DOGODZIMY KAŻDEMU !
Życie należy przeżyć tak, aby gołębie przelatujące nad Twoim grobem zesrały się z wrażenia.
https://www.fasttrans.com.pl/
Życie należy przeżyć tak, aby gołębie przelatujące nad Twoim grobem zesrały się z wrażenia.
https://www.fasttrans.com.pl/
- wolfshadow
- Posty: 1050
- Rejestracja: 17 kwie 2008, 07:30
- Lokalizacja: Jaworzno
- Tytuł użytkownika: tuptuś leśny
- Płeć:
- Kontakt:
- Prowler
- Posty: 782
- Rejestracja: 28 wrz 2009, 18:38
- Lokalizacja: Białystok
- Tytuł użytkownika: motórzysta
- Płeć:
zdjęcia zaje.... niezły klimat
Tak tylko mnie zastanawia po co te nożyska/maczety czy jak to zwać z sobą ciągnęliście 


Podobno grzeczni chłopcy idą do nieba, a niegrzeczni idą ... tam gdzie chcą
"boga nie ma jest motór"
kanał yt https://www.youtube.com/user/83Prowler/ ... shelf_id=0
"boga nie ma jest motór"
kanał yt https://www.youtube.com/user/83Prowler/ ... shelf_id=0
- Bastion
- Posty: 392
- Rejestracja: 05 maja 2010, 10:21
- Lokalizacja: Gdansk
- Tytuł użytkownika: nizinny taternik
- Płeć:
Odpowiem hurtem na uwagi dotyczace wyposarzenia.thrackan pisze:Bardziej powalający jest mega materacyk dmuchany. Quazimodo, ile to luksusowe, granatowe łoże waży?
1) Przed wyjsciem w teren nie konsultowalismy tego ze soba.
Dyskutowalismy jedynie o zabraniu saperki- czemu bylem przeciwny bo w morskim piachu mozna spokojnie kopac rekami, nie posluchali

2) Mega maczeta i noze Rambo?
Przy jakies okazji, podczas robienia zdjec z nozem Rambo i maczeta, POPROSILEM zeby przypadkiem nie wystawiali tych fot na reconnecie bo zostana wysmiani, nie posluchali

3) Materac?
Zapytalem -po co taszczyc materac, uzyskalem odpowiedz ze karimate pozyczyl komus i nie oplacalo sie kupowac nowej.
Tak czy inaczej, musicie pamietac, ze to byl dla nich pierwszy taki dlugi marsz, mysle, ze pierwsze wnioski co do wyposarzenia i ciezaru plecaka, zaczeli wyciagac juz po pierwszych godzinach wedrowki.
4) Podkreslam, chlopaki pomimo nadmiarowego wyposarzenia i braku doswiadczenia, swietnie dawali sobie rade zarowno fizycznie jak i psychicznie. Juz czekam na przyszloroczny marsz Leba- Hel.
PS A moze w przyszlym roku...przemarsz cala dlugoscia polskiego wybrzeza?
Co nas nie zabije to nas wzmocni...
- thrackan
- Posty: 911
- Rejestracja: 16 cze 2009, 03:38
- Lokalizacja: Warszawa
- Gadu Gadu: 2123627
- Tytuł użytkownika: Manufaktura strużyn
- Płeć:
- Kontakt:
Widać po zdjęciach i radosnych twarzach.Bastion pisze:Podkreslam, chlopaki pomimo nadmiarowego wyposarzenia i braku doswiadczenia, swietnie dawali sobie rade zarowno fizycznie jak i psychicznie.

Kilka zdjęć: http://www.23hq.com/thrackan/album/list
- Bastion
- Posty: 392
- Rejestracja: 05 maja 2010, 10:21
- Lokalizacja: Gdansk
- Tytuł użytkownika: nizinny taternik
- Płeć:
To akurat z calej fotoopowisci jest raczej najmniej miarodajne.thrackan pisze:Widać po zdjęciach i radosnych twarzach.
W nocy kiedy towarzystwo zasypialo, wyruszalem na nocne "lowy" czyli zdobywanie "fantow",
w oklolicy bylo pare obiektow do zbadania, potem kladlem sie na 2- 3 godziny i rano ruszalem dalej:)
Co nas nie zabije to nas wzmocni...
- Qazimodo
- Posty: 311
- Rejestracja: 15 wrz 2010, 11:18
- Lokalizacja: Gdańsk
- Tytuł użytkownika: Qazimodo
- Płeć:
...
Materac zabrałem bo nie miałem karimaty. Ważył strasznie dużo - ale cóż miałem zrobić.
Co do maczety to rzeczywiście przydała się "tylko" do rąbania (2gi nocleg) Również gdy rozbijaliśmy obóz na plaży (bez Bastiona) była mocno używana.
No ale najważniejszym faktem jest to iż ja ją poprostu kocham i zawsze zabieram ją na biwaki itd. Czuję się z nią jak z tatą
Co do saperki to uważam iż bardzo się przydała. Nie było by drugiego tak wspaniałego obozowiska bez niej (wkopane pale), dołków w lesie na ognisko, ich zasypywania, toalet, no i obóz na plaży.
Nóż RAMBO należy do kolegi Kuby. Chłopak nie miał nic innego (co miał zabrać kuchenny) ? A na marginesie rozleciał się pierwszego dnia.
Zdjęcia niestety nie są moje i nie na moim picassa więc nie odpowiadam za ilość i jakość. Też mam inne zdanie.
Ważne że załapaliśmy bakcyla, teraz będziemy częściej brać udział w podobnych przedsięwzięciach. Co do sprzętu to z czasem kupimy sobie - przecież to normalne.
Dodam że miałem 2,8kg śpiwór który zajmował mi 2/3 plecaka. No ale cóż - nie mam innego.
Zabraliśmy niepotrzebnie wiele rzeczy np przeciwdeszczowych, to fakt.
Ale trening czyni mistrzem. Od Bastiona wiele się nauczyliśmy i następna wyprawa będzie zupełnie inna
Ale równie wesoła i udana, bo przecież o to chodzi.
Pozdrawiam
PS: No GoldenLine znalazłem informacje od chłopaka który nie dał rady z nami wyruszyć iż za około 3 tygodnie zamierza zrobić trasę Kołobrzeg - Świnoujście
http://www.goldenline.pl/forum/1897552/ ... 1#36721322
Nie wykluczone że się dokleję, może są inni chętni ?
Co do maczety to rzeczywiście przydała się "tylko" do rąbania (2gi nocleg) Również gdy rozbijaliśmy obóz na plaży (bez Bastiona) była mocno używana.
No ale najważniejszym faktem jest to iż ja ją poprostu kocham i zawsze zabieram ją na biwaki itd. Czuję się z nią jak z tatą

Co do saperki to uważam iż bardzo się przydała. Nie było by drugiego tak wspaniałego obozowiska bez niej (wkopane pale), dołków w lesie na ognisko, ich zasypywania, toalet, no i obóz na plaży.
Nóż RAMBO należy do kolegi Kuby. Chłopak nie miał nic innego (co miał zabrać kuchenny) ? A na marginesie rozleciał się pierwszego dnia.
Zdjęcia niestety nie są moje i nie na moim picassa więc nie odpowiadam za ilość i jakość. Też mam inne zdanie.
Ważne że załapaliśmy bakcyla, teraz będziemy częściej brać udział w podobnych przedsięwzięciach. Co do sprzętu to z czasem kupimy sobie - przecież to normalne.
Dodam że miałem 2,8kg śpiwór który zajmował mi 2/3 plecaka. No ale cóż - nie mam innego.
Zabraliśmy niepotrzebnie wiele rzeczy np przeciwdeszczowych, to fakt.
Ale trening czyni mistrzem. Od Bastiona wiele się nauczyliśmy i następna wyprawa będzie zupełnie inna

Pozdrawiam

PS: No GoldenLine znalazłem informacje od chłopaka który nie dał rady z nami wyruszyć iż za około 3 tygodnie zamierza zrobić trasę Kołobrzeg - Świnoujście
http://www.goldenline.pl/forum/1897552/ ... 1#36721322
Nie wykluczone że się dokleję, może są inni chętni ?
- Prowler
- Posty: 782
- Rejestracja: 28 wrz 2009, 18:38
- Lokalizacja: Białystok
- Tytuł użytkownika: motórzysta
- Płeć:
dokładnieQazimodo pisze:Chłopak nie miał nic innego (co miał zabrać kuchenny) ?

Podobno grzeczni chłopcy idą do nieba, a niegrzeczni idą ... tam gdzie chcą
"boga nie ma jest motór"
kanał yt https://www.youtube.com/user/83Prowler/ ... shelf_id=0
"boga nie ma jest motór"
kanał yt https://www.youtube.com/user/83Prowler/ ... shelf_id=0
- Kopek
- Posty: 1059
- Rejestracja: 10 mar 2009, 11:00
- Lokalizacja: Z największej dziury
- Tytuł użytkownika: TRAMPek łikendowy
- Płeć:
Re: ...
(...)Nóż RAMBO należy do kolegi Kuby. Chłopak nie miał nic innego (co miał zabrać kuchenny) ? A na marginesie rozleciał się pierwszego dnia.(...)
To oznacza, że lepszy i dyskretniejszy by był kuchenny.
Chłopaki nabrali niepotrzebnie dużo. Podobnie jak ja kiedyś. A na dzień dzisiejszy odchudziłem ekwipunek o jakieś 15 kilo. Przyjemniej tak i wygodniej.
Najważniejsza jest dobra zabawa i zabrane wspomnienia. Fajny wypad.
Ja planuje, ale to za jakiś czas, przejść plażą ze Świnoujścia na Hel.
To oznacza, że lepszy i dyskretniejszy by był kuchenny.
Chłopaki nabrali niepotrzebnie dużo. Podobnie jak ja kiedyś. A na dzień dzisiejszy odchudziłem ekwipunek o jakieś 15 kilo. Przyjemniej tak i wygodniej.
Najważniejsza jest dobra zabawa i zabrane wspomnienia. Fajny wypad.
Ja planuje, ale to za jakiś czas, przejść plażą ze Świnoujścia na Hel.
"Czasem- i mówię to zupełnie szczerze - żal mi, że nie wychowano mnie jak włóczęgi. Nie związanego z żadnym miejscem, obowiązkami i ludźmi.
www.kopsegrob.blogspot.com
www.kopsegrob.blogspot.com
- orety
- Posty: 402
- Rejestracja: 07 gru 2009, 09:50
- Lokalizacja: z innej bajki
- Tytuł użytkownika: Podróże kształcą
- Płeć:
to i dobrzekopek329 pisze:(...)Nóż RAMBO należy do kolegi Kuby. Chłopak nie miał nic innego (co miał zabrać kuchenny) ? A na marginesie rozleciał się pierwszego dnia.(...)
gorzej gdyby miał sytuację awaryjną i wtedy by Mu się rozleciał
pewnie teraz, nauczony doświadczeniem, kupi coś innego
pozdrawiam
maciek
Odmiana: orety oretego oretym poproszę.
Jestem wolny jak konik polny
Jestem wolny jak konik polny
- Abscessus Perianalis
- Posty: 919
- Rejestracja: 24 mar 2010, 06:38
- Lokalizacja: CK / Wa-wa
- Gadu Gadu: 1505060
- Tytuł użytkownika: Dziki Dzik
- Płeć:
Ja noszę kuchenny, w dodatku w pochwie wykonanej z kawałka kartonu, folii spożywczej i taśmy izolacyjnej.. =P Żaden wstyd, a jak na razie się nie rozleciał.. =PQazimodo pisze:Nóż RAMBO należy do kolegi Kuby. Chłopak nie miał nic innego (co miał zabrać kuchenny) ?
ReDół: Czas chyba wrzucić zdjęcia do wątku - pochwal się swoim nożem. =P
Ostatnio zmieniony 30 wrz 2010, 18:24 przez Abscessus Perianalis, łącznie zmieniany 1 raz.
"Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, kiedy umrzesz."
"Pokonał ich swoją siłą, poraził skrzeniem, oślepił światłem, ogłuszył rykiem, padł na nich strachem, zmógł mocą po stokroć większą niż ich pospólna siła."
Forumowa Facebookowa Grupa Szturmowa: http://www.facebook.com/groups/160111940703089/
"Pokonał ich swoją siłą, poraził skrzeniem, oślepił światłem, ogłuszył rykiem, padł na nich strachem, zmógł mocą po stokroć większą niż ich pospólna siła."
Forumowa Facebookowa Grupa Szturmowa: http://www.facebook.com/groups/160111940703089/
- thrackan
- Posty: 911
- Rejestracja: 16 cze 2009, 03:38
- Lokalizacja: Warszawa
- Gadu Gadu: 2123627
- Tytuł użytkownika: Manufaktura strużyn
- Płeć:
- Kontakt:
Buhahah, moim ulubieńcem też jest od pewnego czasu kuchenniak, którego też noszę w pochwie z papieru pakowego, kawałka dętki rowerowej i taśmy izolacyjnejAbscessus Perianalis pisze:Ja noszę kuchenny, w dodatku w pochwie wykonanej z kawałka kartonu, folii spożywczej i taśmy izolacyjnej.. =P Żaden wstyd, a jak na razie się nie rozleciał.. =P

Kilka zdjęć: http://www.23hq.com/thrackan/album/list
- Parthagas
- Posty: 816
- Rejestracja: 28 sie 2007, 08:46
- Lokalizacja: Mława
- Tytuł użytkownika: kumpel staffików
- Płeć:
Dlaczego się tłumaczycie? Jeśli ktoś lubi spać na materacu, a ma potencjał, by go nosić - niech nosi i używa. Liczyłem, że nóż Rambo się sprawdził i wrzucicie kilka pozytywnych opinii na jego temat.
Wyprawy organizujcie tak, jak Wam jest wygodnie, a nie tak, jak wypada to czynić. Wnioski wysnuliście już pewnie sami.
Wyprawy organizujcie tak, jak Wam jest wygodnie, a nie tak, jak wypada to czynić. Wnioski wysnuliście już pewnie sami.
"Mężczyzna musi mieć nałogi, najlepiej wyszukane, w przeciwnym wypadku nie ma się z czego wyzwalać."
http://prymitywnetechnikiprzetrwania.blogspot.com/
http://prymitywnetechnikiprzetrwania.blogspot.com/
- Bastion
- Posty: 392
- Rejestracja: 05 maja 2010, 10:21
- Lokalizacja: Gdansk
- Tytuł użytkownika: nizinny taternik
- Płeć:
Re: ...
Witam Michal.Qazimodo pisze:Piszę się na taką wyprawękopek329 pisze: Ja planuje, ale to za jakiś czas, przejść plażą ze Świnoujścia na Hel.
Juz mam spakowany plecak:)
[ Dodano: 2010-09-30, 23:49 ]
Mam nadzieje, ze spotamy sie w przyszlym roku na marszu.Qazimodo pisze:Co do saperki to uważam iż bardzo się przydała. Nie było by drugiego tak wspaniałego obozowiska bez niej (wkopane pale), dołków w lesie na ognisko, ich zasypywania, i obóz na plaży.
Odnosnie wyposazenia, niech kazdy zabierze to co uwaza za stosowne.
Pozdrawiam.
Co nas nie zabije to nas wzmocni...