Oglądałem wczoraj program z nowego cyklu Misiaczka.
Jeśli chodzi o ogólne wrażenie, to program wydaje mi się połączeniem Matrixa i Karate Kida, choć momentami kojarzy się też z telewizyjnymi reklamami z Turbodymomanem w roli głównej.
Neokarateturbodymobear biega, skacze, kopie, rozbija się autem po górskich drogach, ratuje lasencje z opresji przeprowadzając im doraźną deratyzację w chałupach i robi pewnie wiele innych cudów – niewidów, których nigdy nie zobaczę. W ciągu 30 minut przerywanych reklamami nauczymy się prowadzić auto, poznamy podstawy krav magi, wyrwiemy blond laseczkę i żeby było jeszcze fajniej to na końcu zobaczymy powtórkę tego samego programu byśmy sobie lepiej utrwalili „wiedzę”.
Wszystkie te rewelacje oczywiście okraszone są życiowymi mądrościami Wujka Dobra Rada (np. „Gdy na górskiej drodze zepsują się wam hamulce, zadzwońcie po policję”) a także pretendującymi do Nagrody Darwina historiami z życia Misiaka („Jechałem autostradą i chciałem wyciągnąć coś ze schowka ale był zamknięty więc wyciągnąłem kluczyk ze stacyjki, kierownica się zablokowała i prawie zginąłem”).
Aha, program nie jest raczej przeznaczony dla epileptyków, dla wzmocnienia napięcia kamera miejscami strasznie się kołysze i może głowa boleć.
Przyznam się szczerze, że nieco się rozczarowałem. Zabrzmi to pewnie kontrowersyjnie ale mi się „szkoła przetrwania” nawet podobała bo pokazane były ciekawe miejsca, a co do zawartych tam mądrości to mogę powiedzieć tylko, że gdybym był uczulony na głupotę to już dawno w ciągu tych 30 przeżytych wiosen by mi uszy zwiędły albo włosy wyrosły między palcami i to nawet bez Misiaka. W tym nowym cyklu nie ma natomiast nic, brakuje nawet aspektu humorystycznego w postaci wysysania kupy słonia czy tam jeszcze czegoś. Normalnie dno
