Problemem może być spożywanie świeżo zerwanych śliwek ze względu na cierpki smak spowodowany obecnością tanin i kwasu jabłkowego.

Aby te substancje ulotniły się, należy śliweczki rozbić na miazgę. Ja posłużyłem się drewnianym tłuczkiem (wykonanym tego samego dnia z gałęzi leszczyny) i moim turystycznym garnkiem.

Po rozbiciu na prawie jednolitą masę czeka nas dość żmudne zajęcie oddzielania miąższu od pestek.

Gdy już to zrobimy, można zacząć formować placki grubości ok. 1cm i średnicy 5cm. Tak wykonane porcje układamy na ruszcie. Można go wykonać samemu np. z kijków leszczynowych, kilku witek wierzbowych, jednej grubszej gałęzi, która posłuży za ramę, oraz 3 rozwidlonych patyków, które to będą stojakiem.

Podczas pieczenia (lub suszenia, jak kto woli) tarniny należy pilnować, aby płomień ogniska znajdował się nie bliżej niż kilka cm od naszej konstrukcji.
Tarninę w formie ususzonych placków możemy przechowywać bardzo długo. Można je spożyć w postaci przekąski, można też wykonać z nich świetną herbatkę.
Sposób przygotowania tarniny do spożycia zaczerpnąłem z książki wybitnego znawcy survivalu i bushcraftu Raya Mearsa pt. „Wild Food”.