Kula.
Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw
- minizbowid
- Posty: 10
- Rejestracja: 02 gru 2023, 07:50
- Lokalizacja: Lublin
Kula.
To chyba dobry dział.
Wszystko by się zgadzało...
Bawię się (o zgrozo, pewnie jak większość tu) w buszkrafty.
Pewnego razu, w okolicy kwietnia, wybraliśmy się z kumplami na nockę do lasu.
Miałem fajną zgraję, mieliśmy identyczny ekwipunek - jak coś się popsuje, to bierzemy od drugiego.
Mieliśmy wspólny namiot, piecyk, i parę innych dupereli.
Dodam, że było to za czasów licealnych - nie było funduszy na hiperultraprofitacticool szpej.
Do rzeczy.
Poszliśmy do lasu Krępieckiego, las położony obok mojej mieściny, w zasadzie całkiem sporawy, są wilki, łosie, dziki - bogaty.
Łącznie z tym, że w czasach 2WŚ miały tam miejsce egzekucje żydów i lokalesów - z uwagi na rozmiar lasu, przeprowadzane były w centrum lasu, teraz to są już obrzeża.
Poszliśmy z kumplami zapalić znicza, z uwagi, że pradziadek Sołtysa (Sołtys to kumpel), zginął w tym lesie z rąk SS.
Potem obraliśmy cel - rezerwat dębów.
Piękny sektor lasu, czysty, daleko od dróg, madki z dzieckami się tam nie zapuszczały, więc można było się zresetować.
Dosłownie zresetować, nie było tam zasięgu, nie było nic. Żywej duszy...
Do czasu....
Rozbiliśmy nasz namiot. Było nas 3. Ja, Sołtys i Kazek.
Kazek to kumpel leśnik - straszny świr jeśli chodzi o lasy.
Zaraziłem go bushcraftem, poszło tak daleko, że skończył na leśnictwie.
Po namiocie przyszedł czas na piecyk, piecyk jakiś wtedy top of the top. Kosztował chyba ze 4 kafle.
Spanie na skórach, bo wygodniej, bez czołówek, ino lampy naftowe.
Taki trochę oldschool, ale jednak newschool.
Drzewno nazbierane, wszystko rozłożone, to stwierdziliśmy, że pora rozpocząć imprezę.
Opiszę sylwetki, bo to dosyć ważne.
Ja - postawny, wesoły, gaduła, zawadiaka, raczej ekstrawertyk.
Sołtys - średni w gabarycie, dusza towarzystwa, człowiek uśmiech, mocno przesadzony próg bólu - w sensie, nic go nie boli, niczego się nie boi, nawet własnej głupoty.
Kazek - tzw. cienkopis, chudzina straszna, nasz ''mózg'', najstarszy z nas, obrzydliwie chory - coś z płucami (nie pamiętam teraz), człowiek encyklopedia.
Impreza start. Siedliśmy, dłubiemy łyżki, w tle leci jakieś country, no zwykłe rozmowy chłopaków przy ognisku.
Co jakiś czas ktoś wychodził się odlać, po drewno - no normalne rzeczy.
Dopijamy pierwszą flaszkę Capitana Morgana, Sołtys stwierdził, że jego wiewiórczy pęcherz, nie pozwoli mu usiedzieć chwili dłużej i on musi iść, a skubany miał takie ruchy, że nam cały namiot wietrzył.
Kilkukrotnie.
To może wydawać się infantylne, ale słuchaliśmy jak sikał.
Nagle, słyszymy jak wzdycha, stęka... No dziwne przy sikaniu, zwłaszcza w tym wieku.
Po czym pada magiczny zwrot, charakteru dodały emocje - raczej dramatyczne, zwrot brzmiący ''o, ku*wa... o japie*dole...".
Najsampierw, myśleliśmy, że może jakieś kamienie w nerkach
Tak jak pisałem, Sołtys, to ten najbardziej odważny całej 3.
Zawołał nas: "Ej, chodźcie na dwór, bo chyba mi się coś we łbie lasuje".
Po tych słowach, Ja i Kazek, spojrzeliśmy na siebie, miny mieliśmy nietęgie.
Wychodzimy, i widzimy coś naprawdę dziwnego.
Nieopodal nas, w sektorze obok rezerwatu dębów, nad młodnikiem świerkowym, na wysokości pi razy drzwi - 5/6 metrów, około 40 metrów w linii prostej od nas pojawiła się duża kula światła.
Ale nie jest najważniejsze to, że to kula światła.. To kula światła, która świeci, w sensie widać ją ewidentnie na tle lasu - ale ona niczego nie oświetlała. Bujała się jak wahadło, ale nie w jednej osi. Ona chodziła góra-dół-lewo-prawo.
Żeby było lepiej, ona schodziła w dół, i zasłaniała świerki, jednocześnie wiedzieliśmy, że ona nie jest na "ścianie", tylko nad młodnikiem.
Tak jakby wycinała fragment obrazu. Jak gumka w paincie.
Staliśmy jak (proszę się nie obrażać, ale autentycznie) dałny i gapiliśmy się w kule
Nie była to mała kulka. To była olbrzymia kula, o średnicy 1.5m-2m.
Kolor jakim świeciła, można najbardziej przyrównać do tego, jak przystawimy do palca latarkę, taki ciepły, ale biały ciepły.
Światło rzucała też jak latarka przez palec. Czyli widać, że świeci, ale nic w koło nie jest oświetlone.
Nie widzieliśmy, żeby młodnik od tej kuli rzucał cień.
Kula ta nie wydawała żadnych dźwięków, słyszeliśmy tylko wiatr.
Dalej staliśmy, to było dla nas niesamowite to co zobaczyliśmy.
Nasze biedne 18letnie umysły, nie były w stanie sobie tego wytłumaczyć, gapiliśmy się jak sroka w gnat.
Nagle, zniknęło. Po prostu, nie odleciało, nie skurczyło się - po prostu zgasło.
Tak jak żarówka.
Świeciliśmy latarkami, ale niczego tam nie było, cały czas w jakimś szoku, amoku - nie wiem jak nazwać uczucie które nas wtedy wypełniało.
Po prostu nie jest ono do opisania. Nie to że było ponure, złe, czy był to strach - bardziej przerażająca ciekawość.
Najlepiej było później. Bo jak kula zgasła, to my automatycznie dostaliśmy ''liścia'', tak jakby ktoś kubeł zimnej wody wylał.
Dotarło do nas, że no heloł... Siedzimy w środku lasu, pojawiła nam się jakaś kula, a my zamiast spieprzać, to stoimy we 3 jak głupki i się nie możemy nadziwić.
Po tej refleksji, całe nasze obozowisko, zostało popakowane w 10 minut, a my sprintem uciekliśmy do chałup - to był mój pomysł.
Bo to ja jestem ten odważny
Do tej pory, a minęło już parę ładnych lat, żaden z nas nie potrafi znaleźć informacji, co to takiego było.
Najlepsze jest to, że każdy z naszej 3 widział to samo - bezsprzecznie.
Raz jeden jedyny słyszałem o podobnej akcji, przeżył ją mój teściu. Opisywał dokładnie to samo co ja.
Od razu mówię - piorun kulisty wykluczony. On oświetla, i nie porusza się z taką gracją jak tamta kula.
nikt z naszej fantastycznej 3, nie może znaleźć informacji odnośnie tego co tam się stało. Zginiona dusza nie, piorun nie, wszystkie podobne rzeczy, miały jakieś ale. Inny kolor, dźwięki, prędkość, rozmiar, wysokość, kształt - no przypadek jeden na milion.
Jeśli ktoś z was interesuje się takimi sprawami, chętnie dowiem się co to mogło być... Wierci mi to dziurę w brzuchu od kilku lat.
No i zapraszam do dyskusji - bo jest o czym.
Pozdr.
Wiktor.
Wszystko by się zgadzało...
Bawię się (o zgrozo, pewnie jak większość tu) w buszkrafty.
Pewnego razu, w okolicy kwietnia, wybraliśmy się z kumplami na nockę do lasu.
Miałem fajną zgraję, mieliśmy identyczny ekwipunek - jak coś się popsuje, to bierzemy od drugiego.
Mieliśmy wspólny namiot, piecyk, i parę innych dupereli.
Dodam, że było to za czasów licealnych - nie było funduszy na hiperultraprofitacticool szpej.
Do rzeczy.
Poszliśmy do lasu Krępieckiego, las położony obok mojej mieściny, w zasadzie całkiem sporawy, są wilki, łosie, dziki - bogaty.
Łącznie z tym, że w czasach 2WŚ miały tam miejsce egzekucje żydów i lokalesów - z uwagi na rozmiar lasu, przeprowadzane były w centrum lasu, teraz to są już obrzeża.
Poszliśmy z kumplami zapalić znicza, z uwagi, że pradziadek Sołtysa (Sołtys to kumpel), zginął w tym lesie z rąk SS.
Potem obraliśmy cel - rezerwat dębów.
Piękny sektor lasu, czysty, daleko od dróg, madki z dzieckami się tam nie zapuszczały, więc można było się zresetować.
Dosłownie zresetować, nie było tam zasięgu, nie było nic. Żywej duszy...
Do czasu....
Rozbiliśmy nasz namiot. Było nas 3. Ja, Sołtys i Kazek.
Kazek to kumpel leśnik - straszny świr jeśli chodzi o lasy.
Zaraziłem go bushcraftem, poszło tak daleko, że skończył na leśnictwie.
Po namiocie przyszedł czas na piecyk, piecyk jakiś wtedy top of the top. Kosztował chyba ze 4 kafle.
Spanie na skórach, bo wygodniej, bez czołówek, ino lampy naftowe.
Taki trochę oldschool, ale jednak newschool.
Drzewno nazbierane, wszystko rozłożone, to stwierdziliśmy, że pora rozpocząć imprezę.
Opiszę sylwetki, bo to dosyć ważne.
Ja - postawny, wesoły, gaduła, zawadiaka, raczej ekstrawertyk.
Sołtys - średni w gabarycie, dusza towarzystwa, człowiek uśmiech, mocno przesadzony próg bólu - w sensie, nic go nie boli, niczego się nie boi, nawet własnej głupoty.
Kazek - tzw. cienkopis, chudzina straszna, nasz ''mózg'', najstarszy z nas, obrzydliwie chory - coś z płucami (nie pamiętam teraz), człowiek encyklopedia.
Impreza start. Siedliśmy, dłubiemy łyżki, w tle leci jakieś country, no zwykłe rozmowy chłopaków przy ognisku.
Co jakiś czas ktoś wychodził się odlać, po drewno - no normalne rzeczy.
Dopijamy pierwszą flaszkę Capitana Morgana, Sołtys stwierdził, że jego wiewiórczy pęcherz, nie pozwoli mu usiedzieć chwili dłużej i on musi iść, a skubany miał takie ruchy, że nam cały namiot wietrzył.
Kilkukrotnie.
To może wydawać się infantylne, ale słuchaliśmy jak sikał.
Nagle, słyszymy jak wzdycha, stęka... No dziwne przy sikaniu, zwłaszcza w tym wieku.
Po czym pada magiczny zwrot, charakteru dodały emocje - raczej dramatyczne, zwrot brzmiący ''o, ku*wa... o japie*dole...".
Najsampierw, myśleliśmy, że może jakieś kamienie w nerkach
Tak jak pisałem, Sołtys, to ten najbardziej odważny całej 3.
Zawołał nas: "Ej, chodźcie na dwór, bo chyba mi się coś we łbie lasuje".
Po tych słowach, Ja i Kazek, spojrzeliśmy na siebie, miny mieliśmy nietęgie.
Wychodzimy, i widzimy coś naprawdę dziwnego.
Nieopodal nas, w sektorze obok rezerwatu dębów, nad młodnikiem świerkowym, na wysokości pi razy drzwi - 5/6 metrów, około 40 metrów w linii prostej od nas pojawiła się duża kula światła.
Ale nie jest najważniejsze to, że to kula światła.. To kula światła, która świeci, w sensie widać ją ewidentnie na tle lasu - ale ona niczego nie oświetlała. Bujała się jak wahadło, ale nie w jednej osi. Ona chodziła góra-dół-lewo-prawo.
Żeby było lepiej, ona schodziła w dół, i zasłaniała świerki, jednocześnie wiedzieliśmy, że ona nie jest na "ścianie", tylko nad młodnikiem.
Tak jakby wycinała fragment obrazu. Jak gumka w paincie.
Staliśmy jak (proszę się nie obrażać, ale autentycznie) dałny i gapiliśmy się w kule
Nie była to mała kulka. To była olbrzymia kula, o średnicy 1.5m-2m.
Kolor jakim świeciła, można najbardziej przyrównać do tego, jak przystawimy do palca latarkę, taki ciepły, ale biały ciepły.
Światło rzucała też jak latarka przez palec. Czyli widać, że świeci, ale nic w koło nie jest oświetlone.
Nie widzieliśmy, żeby młodnik od tej kuli rzucał cień.
Kula ta nie wydawała żadnych dźwięków, słyszeliśmy tylko wiatr.
Dalej staliśmy, to było dla nas niesamowite to co zobaczyliśmy.
Nasze biedne 18letnie umysły, nie były w stanie sobie tego wytłumaczyć, gapiliśmy się jak sroka w gnat.
Nagle, zniknęło. Po prostu, nie odleciało, nie skurczyło się - po prostu zgasło.
Tak jak żarówka.
Świeciliśmy latarkami, ale niczego tam nie było, cały czas w jakimś szoku, amoku - nie wiem jak nazwać uczucie które nas wtedy wypełniało.
Po prostu nie jest ono do opisania. Nie to że było ponure, złe, czy był to strach - bardziej przerażająca ciekawość.
Najlepiej było później. Bo jak kula zgasła, to my automatycznie dostaliśmy ''liścia'', tak jakby ktoś kubeł zimnej wody wylał.
Dotarło do nas, że no heloł... Siedzimy w środku lasu, pojawiła nam się jakaś kula, a my zamiast spieprzać, to stoimy we 3 jak głupki i się nie możemy nadziwić.
Po tej refleksji, całe nasze obozowisko, zostało popakowane w 10 minut, a my sprintem uciekliśmy do chałup - to był mój pomysł.
Bo to ja jestem ten odważny
Do tej pory, a minęło już parę ładnych lat, żaden z nas nie potrafi znaleźć informacji, co to takiego było.
Najlepsze jest to, że każdy z naszej 3 widział to samo - bezsprzecznie.
Raz jeden jedyny słyszałem o podobnej akcji, przeżył ją mój teściu. Opisywał dokładnie to samo co ja.
Od razu mówię - piorun kulisty wykluczony. On oświetla, i nie porusza się z taką gracją jak tamta kula.
nikt z naszej fantastycznej 3, nie może znaleźć informacji odnośnie tego co tam się stało. Zginiona dusza nie, piorun nie, wszystkie podobne rzeczy, miały jakieś ale. Inny kolor, dźwięki, prędkość, rozmiar, wysokość, kształt - no przypadek jeden na milion.
Jeśli ktoś z was interesuje się takimi sprawami, chętnie dowiem się co to mogło być... Wierci mi to dziurę w brzuchu od kilku lat.
No i zapraszam do dyskusji - bo jest o czym.
Pozdr.
Wiktor.
- Tanto
- Administrator
- Posty: 1079
- Rejestracja: 26 sie 2007, 19:17
- Lokalizacja: Szczecin
- Gadu Gadu: 1743064
- Płeć:
Re: Kula.
Dobra, zacznijmy od rzeczy najważniejszej - gdzie można kupić tego całego "Capitana Morgana"? Ewentualnie poproszę o oryginalny przepis jeśli to samoróbka
...a już na poważnie - fajnie opowiedziana historia, przypuszczam że nocą przy ognisku wyobraźnia słuchacza dorobiła by to co umyka między literkami na monitorze. O świecących kulach się nie wypowiem, nie spotkałem. Podobnie jak rusałek...
...a już na poważnie - fajnie opowiedziana historia, przypuszczam że nocą przy ognisku wyobraźnia słuchacza dorobiła by to co umyka między literkami na monitorze. O świecących kulach się nie wypowiem, nie spotkałem. Podobnie jak rusałek...
"...wszystkie koty z pyszczkami, które wyglądają, jakby ktoś wkręcił je w imadło, a potem wielokrotnie walił młotkiem owiniętym skarpetą, są Prawdziwmi kotami."
- mwitek
- Posty: 1127
- Rejestracja: 23 lut 2010, 15:09
- Lokalizacja: Łódź
- Gadu Gadu: 4861234
- Tytuł użytkownika: HopsasaDoLasa
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Kula.
Cze
historia świetna
Kuli też nie widziałem, ale domyślam się, że czasami to co nam się wydaje że widzimy nie pokrywa się z rzeczywistością. Wystarczy popatrzeć na obrady sejmu i zupełnie różne punkty widzenia na jedną i tą samą sprawę Ale, ni ot polityce. Mam wrażenie że niejednokrotnie padamy ofiarą własnej wyobraźni lub sugestii osób z otoczenia. Więc może sołtys Wam coś wmówił albo... Kazek przypadkiem nie jest chemikiem amatorem? Może cpt Morgan został wzbogacony jakąś przyjemną substancją?
Wydaje mi się, że pewnie miałbym podobny pomysł co Ty z natychmiastową ewakuacją po takich atrakcjach.
Peace
historia świetna
Kuli też nie widziałem, ale domyślam się, że czasami to co nam się wydaje że widzimy nie pokrywa się z rzeczywistością. Wystarczy popatrzeć na obrady sejmu i zupełnie różne punkty widzenia na jedną i tą samą sprawę Ale, ni ot polityce. Mam wrażenie że niejednokrotnie padamy ofiarą własnej wyobraźni lub sugestii osób z otoczenia. Więc może sołtys Wam coś wmówił albo... Kazek przypadkiem nie jest chemikiem amatorem? Może cpt Morgan został wzbogacony jakąś przyjemną substancją?
Wydaje mi się, że pewnie miałbym podobny pomysł co Ty z natychmiastową ewakuacją po takich atrakcjach.
Peace
- minizbowid
- Posty: 10
- Rejestracja: 02 gru 2023, 07:50
- Lokalizacja: Lublin
Re: Kula.
To było 0.5 na 3.
Więc efekty upojenia też wykluczone.
Nam się nie wydawało - każdy widział to samo
Więc efekty upojenia też wykluczone.
Nam się nie wydawało - każdy widział to samo
- minizbowid
- Posty: 10
- Rejestracja: 02 gru 2023, 07:50
- Lokalizacja: Lublin
Re: Kula.
Kaufland, wersja Spiced GoldTanto pisze: ↑13 gru 2023, 07:24 Dobra, zacznijmy od rzeczy najważniejszej - gdzie można kupić tego całego "Capitana Morgana"? Ewentualnie poproszę o oryginalny przepis jeśli to samoróbka
...a już na poważnie - fajnie opowiedziana historia, przypuszczam że nocą przy ognisku wyobraźnia słuchacza dorobiła by to co umyka między literkami na monitorze. O świecących kulach się nie wypowiem, nie spotkałem. Podobnie jak rusałek...
- Kopek
- Posty: 1037
- Rejestracja: 10 mar 2009, 11:00
- Lokalizacja: Z największej dziury
- Tytuł użytkownika: TRAMPek łikendowy
- Płeć:
Re: Kula.
Widziałem kiedyś nocą świecącą próchnicę. Pochodziła ona ze sterty drewna, którą dzień wcześniej uprzątneliśmy z teściem. A ponieważ przy pracy rozrzuciliśmy to po terenie to świeciło chyba ze 100m2. Z tego co czytałem to sprawka jakichś fluorescencyjnych grzybów. Efekt wspaniały. Nie mogłem się napatrzyć. Fluorescencja świeci ale nie oświetla. Może tendy droga do rozwiązania zagadki.
"Czasem- i mówię to zupełnie szczerze - żal mi, że nie wychowano mnie jak włóczęgi. Nie związanego z żadnym miejscem, obowiązkami i ludźmi.
www.kopsegrob.blogspot.com
www.kopsegrob.blogspot.com
- minizbowid
- Posty: 10
- Rejestracja: 02 gru 2023, 07:50
- Lokalizacja: Lublin
Re: Kula.
Zgadzam się, ale czy mogła się poruszać w 2 osiach?
Braliśmy pod uwagę wszystkie aspekty na które nasza głowa i wiedza pozwalała.
Braliśmy pod uwagę wszystkie aspekty na które nasza głowa i wiedza pozwalała.
- Kopek
- Posty: 1037
- Rejestracja: 10 mar 2009, 11:00
- Lokalizacja: Z największej dziury
- Tytuł użytkownika: TRAMPek łikendowy
- Płeć:
Re: Kula.
To miejsce jeszcze istnieje? Można się tak wybrać i posiedzieć nocą? Może trzeba jeszcze raz tam się wybrać.
"Czasem- i mówię to zupełnie szczerze - żal mi, że nie wychowano mnie jak włóczęgi. Nie związanego z żadnym miejscem, obowiązkami i ludźmi.
www.kopsegrob.blogspot.com
www.kopsegrob.blogspot.com
- minizbowid
- Posty: 10
- Rejestracja: 02 gru 2023, 07:50
- Lokalizacja: Lublin
Re: Kula.
Istnieje. To jest normalny las.
Mogę podrzucić pinezkę. Idź, ja mam to gdzieś
Mogę podrzucić pinezkę. Idź, ja mam to gdzieś
- minizbowid
- Posty: 10
- Rejestracja: 02 gru 2023, 07:50
- Lokalizacja: Lublin
Re: Kula.
Idę właśnie się przejść do lasu. Zrobie zdjęcia miejscówki i wieczorem wrzucę.
- Tanto
- Administrator
- Posty: 1079
- Rejestracja: 26 sie 2007, 19:17
- Lokalizacja: Szczecin
- Gadu Gadu: 1743064
- Płeć:
Re: Kula.
Mamy już 3 dni później, zdjęć nie ma... kolegi nie ma...
...a nawet nie wiemy gdzie ekipę ratunkową wysyłać
...a nawet nie wiemy gdzie ekipę ratunkową wysyłać
"...wszystkie koty z pyszczkami, które wyglądają, jakby ktoś wkręcił je w imadło, a potem wielokrotnie walił młotkiem owiniętym skarpetą, są Prawdziwmi kotami."
Re: Kula.
Dokładnie identyczne doświadczenia bodaj 10 razy. W lesie wieczorem/nocą jestem około 4 razy w tygodniu od lat. Raz leciała idealnie na mnie nad bardzo długą sporą leśną drogą jakieś 7-9 metrów nad ziemią. Cisza wokół absolutna, mokra styczniowa noc mysz w ściółce słyszalna z 20 metrów a ta franca ani szelestu nie wydawała. Byle dron jest słyszalny 40 metrów nad głową w dzień w trakcie muzycznego festiwalu a tu zupełnie k..wa nic. Stoję i czekam, odpalam latarkę i... i gówno. Nic nie widzę z sylwetki tym bardziej że w tym zamgleniu latarka nie wiadomo czy poprawia widoczność czy ogranicza. Jaka reakcja obiektu? Żadna.minizbowid pisze: ↑12 gru 2023, 19:57 To kula światła, która świeci, w sensie widać ją ewidentnie na tle lasu - ale ona niczego nie oświetlała. Bujała się jak wahadło, ale nie w jednej osi. Ona chodziła góra-dół-lewo-prawo.
Żeby było lepiej, ona schodziła w dół, i zasłaniała świerki, jednocześnie wiedzieliśmy, że ona nie jest na "ścianie", tylko nad młodnikiem.
Tak jakby wycinała fragment obrazu. Jak gumka w paincie.
Wiktor.
Nie będę opisywał wszystkich sytuacji ale mam zagadkę od kilku już lat. Pierwsze spotkanie było w 2015 roku potem była długa przerwa do bodaj 2019 no ale ja też dużo w mieście wówczas siedziałem.
Pierwszy raz się spotykam z podobnymi doświadczeniami innej osoby. No dobra drugi ale tamte obserwacje bardzo inne.
Admin bana masz na google? W sklepie nigdy nie widziałeś? A Kapitan Morgan tylko ten prawie najciemniejszy nie lubię tych przyprawianych głównie wanilią. No chyba że zwykły do mieszanki soku pomarańczowego i grapefruitowego ale to jak ktoś chce się upić bo bardzo fajnie się pije taki prosty drink tylko bardzo szybko nie wiadomo kiedy bardzo niefajnie się chodzi. Ale teraz już nie piję żadnego i jestem szczęśliwy z tego powodu mimo że pijałem tylko max 60ml na raz. Takie smakoszowe kupowanie trunków tez portfel drenuje. Nigdy nie lubiłem być pijany a smakowało mi to wielce. I pamiętajcie herbata z rumem psuje zdrowie.
- minizbowid
- Posty: 10
- Rejestracja: 02 gru 2023, 07:50
- Lokalizacja: Lublin