Proste przepisy kulinarne
Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw
No toż właśnie eksperyment przeprowadziłem już dwukrotnie i kuchnie mam dalej całą. Podobno można kupić szybkowar, który służy tylko do gotowania słoików, także nie tylko ja tak eksperymentuję. Szama bardzo dobra nie ma co rozważać tylko gotować. Na wycieczki lepsze od tyrolskiej.
http://www.pickyourown.org/pressure_can ... ctions.php
Chociaż na ile zrozumiałem to kobita na filmie mówi że ktoś zginął gotując w szybkowarze :566:
a mięso wygląda tak samo jak na tym filmie
ale babka nawiedzona - lepsze niż rudetube
http://www.pickyourown.org/pressure_can ... ctions.php
Chociaż na ile zrozumiałem to kobita na filmie mówi że ktoś zginął gotując w szybkowarze :566:
a mięso wygląda tak samo jak na tym filmie
ale babka nawiedzona - lepsze niż rudetube
Ostatnio zmieniony 19 cze 2015, 14:32 przez czarski, łącznie zmieniany 2 razy.
Powietrze w słoiku działa korzystnie (przeciw pękaniu słoika) jako poduszka powietrzna o dużej ściśliwości.lukasz_sp pisze:Ciśnienie w szybkowarze jest takie samo jak w pojemniku który podgrzewamy. Na tym polega ten myk! (oczywiście zależy to też od rozszerzalności cieplnej obu substancji)....
Powietrze w słoiku chyba nie działa na korzyść eksperymentu. Tak mi się wydaje...
Gdyby substancja w słoiku miała większą rozszerzalność termiczną od wody, go taka 'poduszka' zrównoważy ciśnienia.
Dodatkowo w szybkowarze zawsze jest tak poduszka powietrzna pod pokrywką => nie wypełniać słoików po samą zakrętkę.
Inżynier
Proces pasteryzacji słoików w szybkowarze nie różni się zbytnio od gotowania w zwykłym garnku.
Jedyne różnice to, to że odbywa się pod większym ciśnieniem, a wiec w wyższej temperaturze.
Z mojego doświadczenia:
szmata na dno,
nie wypełniamy słoika do pełna (bo zawartość wycieknie, lub słoik pęknie)
w słoiku musi być choć trochę wody (w kupowanym mięsie jest wpompowanej sporo).
Nie dokręcany pokrywki "na chama" tylko delikatnie.
Po wyjęciu stawiamy denkiem do góry - na zakrętce -do ostygnięcia.
A dlaczego słoik nie pęknie, bo wewnątrz i na zewnątrz (w szybkowarze) wytworzy się para wodna, więc ciśnienie będzie podobne (poza niewielkimi wahaniami wynikającymi z szybkości nagrzewania.
Po wtóre słoiki za zakrętki i słoje wecka skonstruowane są tak, że podczas gotowania część zawartego w nich powietrza z parą wodną uchodzą pod pokrywką - dlatego nie dokręcamy "na chama", bo słoik może pęknąć.
Po ochłodzeniu w słoiku tworzy się podciśnienie, które przysysa i uszczelnia pokrywkę - jak otwieramy - to jest "psyk".
Co do jednokrotnej pasteryzacji mięsa, to byłbym, jednak ostrożny.
Przetwory niekwaśne trzeba tyndalizować, a więc: mięsa, groszek, grzyby, fasolę.
Za Wiki:
Tyndalizacja, pasteryzacja frakcjonowana – metoda konserwacji żywności, która polega na trzykrotnej pasteryzacji przeprowadzanej co 24 godziny. Termin wywodzi się od nazwiska irlandzkiego uczonego Johna Tyndalla.
Mechanizm działania:
-pierwsza pasteryzacja zabija głównie formy wegetatywne, nie jest w stanie zabić niektórych form przetrwalnych;
-po upływie doby, pod wpływem impulsu termicznego z przetrwalników rozwijają się kolejne formy wegetatywne bakterii, które giną po drugiej pasteryzacji;
-trzecia pasteryzacja działa podobnie jak druga, zabijając ewentualne opóźnione bakterie.
Pasteryzacja w szybkowarze odbywa się w podwyższonej temperaturze - 120*, ale jednak nie zabije wszystkich form przetrwalnikowych.
Ja bym jednak pasteryzował mięso w szybkowarze dwukrotnie dwa razy po 45 min co 24 godz. i może stać kilka lat.
W celu przedłużenia trwałości trzeba posolić i ewentualnie zakwasić (np dodać pomidorów).
U nas w piwnicach zburzonych podczas wojny budynków do tej pory znajdowane są słoiki z mięskiem - które całkiem ładnie wygląda .
Jedyne różnice to, to że odbywa się pod większym ciśnieniem, a wiec w wyższej temperaturze.
Z mojego doświadczenia:
szmata na dno,
nie wypełniamy słoika do pełna (bo zawartość wycieknie, lub słoik pęknie)
w słoiku musi być choć trochę wody (w kupowanym mięsie jest wpompowanej sporo).
Nie dokręcany pokrywki "na chama" tylko delikatnie.
Po wyjęciu stawiamy denkiem do góry - na zakrętce -do ostygnięcia.
A dlaczego słoik nie pęknie, bo wewnątrz i na zewnątrz (w szybkowarze) wytworzy się para wodna, więc ciśnienie będzie podobne (poza niewielkimi wahaniami wynikającymi z szybkości nagrzewania.
Po wtóre słoiki za zakrętki i słoje wecka skonstruowane są tak, że podczas gotowania część zawartego w nich powietrza z parą wodną uchodzą pod pokrywką - dlatego nie dokręcamy "na chama", bo słoik może pęknąć.
Po ochłodzeniu w słoiku tworzy się podciśnienie, które przysysa i uszczelnia pokrywkę - jak otwieramy - to jest "psyk".
Co do jednokrotnej pasteryzacji mięsa, to byłbym, jednak ostrożny.
Przetwory niekwaśne trzeba tyndalizować, a więc: mięsa, groszek, grzyby, fasolę.
Za Wiki:
Tyndalizacja, pasteryzacja frakcjonowana – metoda konserwacji żywności, która polega na trzykrotnej pasteryzacji przeprowadzanej co 24 godziny. Termin wywodzi się od nazwiska irlandzkiego uczonego Johna Tyndalla.
Mechanizm działania:
-pierwsza pasteryzacja zabija głównie formy wegetatywne, nie jest w stanie zabić niektórych form przetrwalnych;
-po upływie doby, pod wpływem impulsu termicznego z przetrwalników rozwijają się kolejne formy wegetatywne bakterii, które giną po drugiej pasteryzacji;
-trzecia pasteryzacja działa podobnie jak druga, zabijając ewentualne opóźnione bakterie.
Pasteryzacja w szybkowarze odbywa się w podwyższonej temperaturze - 120*, ale jednak nie zabije wszystkich form przetrwalnikowych.
Ja bym jednak pasteryzował mięso w szybkowarze dwukrotnie dwa razy po 45 min co 24 godz. i może stać kilka lat.
W celu przedłużenia trwałości trzeba posolić i ewentualnie zakwasić (np dodać pomidorów).
U nas w piwnicach zburzonych podczas wojny budynków do tej pory znajdowane są słoiki z mięskiem - które całkiem ładnie wygląda .
O, nie wrzucałem to wrzucę. Okres największej obfitości jeżyn już minął, ale do późnej jesieni możemy spotkać owoce.
Rozdrobniłem trochę jeżyn z cukrem w kubku, do drugiego naczynia wrzuciłem dwa jajka, trochę mąki i szczyptę proszku do pieczenia. Wyrobiłem konsystencję przypominającą jogurt pitny. Zmieszałem trochę jeżyn z ciastem i usmażyłem na tłuszczu, raz obracając całość. Wierzch również posmarowałem jeżynami z cukrem.
Smacznego.
Rozdrobniłem trochę jeżyn z cukrem w kubku, do drugiego naczynia wrzuciłem dwa jajka, trochę mąki i szczyptę proszku do pieczenia. Wyrobiłem konsystencję przypominającą jogurt pitny. Zmieszałem trochę jeżyn z ciastem i usmażyłem na tłuszczu, raz obracając całość. Wierzch również posmarowałem jeżynami z cukrem.
Smacznego.
Re: Proste przepisy kulinarne
Przebijam wszystkich!
Bierzemy zupkę chińską, ściskając kruszymy makaron, otwieramy opakowanie wsypując do miseczki zawartość, znalezione torebeczki otwieramy i posypujemy makaron. Całość zalewamy wrzątkiem o dowolnej objętości ... .
A teraz poważnie.
RISOTTO ZIELONE (vel ZIOŁOWE)
Odmierzamy 3,5 szklanki wody i stawiamy na dowolne źródło ciepła, celem doprowadzenia do wrzenia, w międzyczasie rozłamujemy na 4 części 1 kostkę rosołową i wrzucamy do tej wody. Gdy woda zawrze wsypujemy do niej 1 szklankę ryżu. Odczekujemy chwilkę i mieszamy łyżką. Aby ryż nie przywarł do dna, należy czynność powtarzać kilkukrotnie co około 0,5 minuty. gdy wyczujemy, że przestał przywierać zmniejszamy intensywność grzania i dodajemy tłuszcz jadalny (np. oliwa, olej, masło, smalec) w ilości 4-6 łyżek stołowych. Zamieszać.
Następnie dodajemy wcześniej posiekaną cebulę (1-2 sztuki. Koneserzy mogą z jeszcze 2 ale to już kwestia gustu).
Kolejnym składnikiem jest zebrana, opłukana w wodzie i otrzepana z nadmiaru wody zielenina, którą po tych czynnościach rozdrabniamy na deseczce nożem (na 1-3 cm odcinki).
Kontrolujemy stopień wrzenia wody, aby nie wrzała "jak wściekła".
Skład zieleniny zawsze będzie zmienny (okolica, pory roku, obfitość poszczególnych składników w terenie) ważne aby zielone było młode (w miarę) i nie włókniste i łykowate). Proporcje ustala pod swoje gusta pichcący risotto.
Co ja proponuję: liść mniszka, młode zielone liście lipy, liść babki (wąskolistna, szerokolistna, pośrednia), młode jasnozielone listki poziomki (nie za dużo), listki krwawnika (nie za dużo), listki szczawiu, liście rzepaku, rzeżucha łąkowa, tasznik pospolity, młode liście chrzanu (nie za dużo, ogonki też jeśli młode), liść i kwiat stokrotki, młode listki jabłoni (nie za dużo - garbniki), młode listki jeżyny/maliny (mało - garbniki), szczawik zajęczy, młodziutkie pędy rdestowca japońskiego (uwaga -specyficzny posmak, czym starszy tym intensywniejszy), młode listki i kwiaty klonów, listki rdestu plamistego, młode ziele podagrycznika (jasnozielone, gdyż starszy jest zbyt intensywny w smaku) tego składnika można dodać więcej, dziki szczypiorek, czosnek niedźwiedzi, bluszczyk kurdybanek (niewiele) etc.
Oczywiście jednocześnie można dodać zieleniny uprawnej; nać pietruszki i marchwi (TAK jest jadalna!), szczypior, jarmuż, liść miodunki plamistej, etc.
Można teraz dodać typowe przyprawy: liść laurowy, ziele angielskie, łyżeczkę (całego)kminku. Ale nie ma musu.
Przy zbiorze dzikiej zieleniny (po umyciu), kosztować surowiec, to będziecie wiedzieć czy dodać więcej/mniej.
Oczywiście nie musi być zupełnie zielono i nic nie stoi na przeszkodzie by dodać korzeń: pietruszki, marchewki, selera, pasternaku.
To tylko najczęściej spotykana zielenina.
Ważna zasada: DODAJEMY TYLKO TO CZEGO JESTEŚMY PEWNI ABSOLUTNIE!
Objętość zielonego 2-3 szklanki nie ubijanej dobrze posiekanej zieleniny.
Warzyw uprawnych jeśli ktoś chce, też 2-3 szklanki (wersja półdzika)
Całość od zagotowania wody i wsypania ryżu ogrzewamy ok. 20- 25 minut (gatunek ryżu/intensywność grzania), trzeba sprawdzić smakowo stopień ugotowania.
Pod koniec trzeba sprawdzić słoność i można dodać ulubionych przypraw (najlepiej tuż po odstawieniu z palnika).
Ja polecam: zioła prowansalskie, majeranek, oregano, cząber. Świetnie komponują się z dzikim zielonym.
Jeśli trzeba dodać jeszcze (po zdjęciu z palnika) trochę tłuszczu i przypraw pikantnych (pieprz, chili) ale ostrożnie, by nie dominowały smaku zielonego.
Porcja na 2 facetów, ale jak ktoś jest mocno głodny to sam da radę.
Moje zielone risotta ZAWSZE mają inny skład, bo i pory roku i okolica różna.
Po 1 próbie będziecie widzieć czy chcecie tyle czy jeszcze kolejne szklanki/kubki zielonego. Sparzona zielenina "znika"- kurcząc się w potrawie.
Kto się orientuje w dzikim jadalnym, moje sugestie są zbędne.
Nic nie stoi na przeszkodzie zrobić pierwszy raz z połowy składników.
Po zdjęciu z palnika oczywiście przykryte (podczas gotowania też) odstawiamy na bok aby doszło i podstygło na jakieś 15 minut.
Po 2-3 risottach sami będziecie wiedzieć co wam i w jakiej proporcji odpowiada, dlatego pisałem: kosztować. Co mniej pasuje, dodawać symbolicznie aby była różnorodność. Mam tu na myśli zieleninę zawierającą garbniki, aby nie zdominowały smaku.
Jak wcześniej pisałem równie dobre będzie z zieleniną uprawną w każdej proporcji z dzikim.
Bierzemy zupkę chińską, ściskając kruszymy makaron, otwieramy opakowanie wsypując do miseczki zawartość, znalezione torebeczki otwieramy i posypujemy makaron. Całość zalewamy wrzątkiem o dowolnej objętości ... .
A teraz poważnie.
RISOTTO ZIELONE (vel ZIOŁOWE)
Odmierzamy 3,5 szklanki wody i stawiamy na dowolne źródło ciepła, celem doprowadzenia do wrzenia, w międzyczasie rozłamujemy na 4 części 1 kostkę rosołową i wrzucamy do tej wody. Gdy woda zawrze wsypujemy do niej 1 szklankę ryżu. Odczekujemy chwilkę i mieszamy łyżką. Aby ryż nie przywarł do dna, należy czynność powtarzać kilkukrotnie co około 0,5 minuty. gdy wyczujemy, że przestał przywierać zmniejszamy intensywność grzania i dodajemy tłuszcz jadalny (np. oliwa, olej, masło, smalec) w ilości 4-6 łyżek stołowych. Zamieszać.
Następnie dodajemy wcześniej posiekaną cebulę (1-2 sztuki. Koneserzy mogą z jeszcze 2 ale to już kwestia gustu).
Kolejnym składnikiem jest zebrana, opłukana w wodzie i otrzepana z nadmiaru wody zielenina, którą po tych czynnościach rozdrabniamy na deseczce nożem (na 1-3 cm odcinki).
Kontrolujemy stopień wrzenia wody, aby nie wrzała "jak wściekła".
Skład zieleniny zawsze będzie zmienny (okolica, pory roku, obfitość poszczególnych składników w terenie) ważne aby zielone było młode (w miarę) i nie włókniste i łykowate). Proporcje ustala pod swoje gusta pichcący risotto.
Co ja proponuję: liść mniszka, młode zielone liście lipy, liść babki (wąskolistna, szerokolistna, pośrednia), młode jasnozielone listki poziomki (nie za dużo), listki krwawnika (nie za dużo), listki szczawiu, liście rzepaku, rzeżucha łąkowa, tasznik pospolity, młode liście chrzanu (nie za dużo, ogonki też jeśli młode), liść i kwiat stokrotki, młode listki jabłoni (nie za dużo - garbniki), młode listki jeżyny/maliny (mało - garbniki), szczawik zajęczy, młodziutkie pędy rdestowca japońskiego (uwaga -specyficzny posmak, czym starszy tym intensywniejszy), młode listki i kwiaty klonów, listki rdestu plamistego, młode ziele podagrycznika (jasnozielone, gdyż starszy jest zbyt intensywny w smaku) tego składnika można dodać więcej, dziki szczypiorek, czosnek niedźwiedzi, bluszczyk kurdybanek (niewiele) etc.
Oczywiście jednocześnie można dodać zieleniny uprawnej; nać pietruszki i marchwi (TAK jest jadalna!), szczypior, jarmuż, liść miodunki plamistej, etc.
Można teraz dodać typowe przyprawy: liść laurowy, ziele angielskie, łyżeczkę (całego)kminku. Ale nie ma musu.
Przy zbiorze dzikiej zieleniny (po umyciu), kosztować surowiec, to będziecie wiedzieć czy dodać więcej/mniej.
Oczywiście nie musi być zupełnie zielono i nic nie stoi na przeszkodzie by dodać korzeń: pietruszki, marchewki, selera, pasternaku.
To tylko najczęściej spotykana zielenina.
Ważna zasada: DODAJEMY TYLKO TO CZEGO JESTEŚMY PEWNI ABSOLUTNIE!
Objętość zielonego 2-3 szklanki nie ubijanej dobrze posiekanej zieleniny.
Warzyw uprawnych jeśli ktoś chce, też 2-3 szklanki (wersja półdzika)
Całość od zagotowania wody i wsypania ryżu ogrzewamy ok. 20- 25 minut (gatunek ryżu/intensywność grzania), trzeba sprawdzić smakowo stopień ugotowania.
Pod koniec trzeba sprawdzić słoność i można dodać ulubionych przypraw (najlepiej tuż po odstawieniu z palnika).
Ja polecam: zioła prowansalskie, majeranek, oregano, cząber. Świetnie komponują się z dzikim zielonym.
Jeśli trzeba dodać jeszcze (po zdjęciu z palnika) trochę tłuszczu i przypraw pikantnych (pieprz, chili) ale ostrożnie, by nie dominowały smaku zielonego.
Porcja na 2 facetów, ale jak ktoś jest mocno głodny to sam da radę.
Moje zielone risotta ZAWSZE mają inny skład, bo i pory roku i okolica różna.
Po 1 próbie będziecie widzieć czy chcecie tyle czy jeszcze kolejne szklanki/kubki zielonego. Sparzona zielenina "znika"- kurcząc się w potrawie.
Kto się orientuje w dzikim jadalnym, moje sugestie są zbędne.
Nic nie stoi na przeszkodzie zrobić pierwszy raz z połowy składników.
Po zdjęciu z palnika oczywiście przykryte (podczas gotowania też) odstawiamy na bok aby doszło i podstygło na jakieś 15 minut.
Po 2-3 risottach sami będziecie wiedzieć co wam i w jakiej proporcji odpowiada, dlatego pisałem: kosztować. Co mniej pasuje, dodawać symbolicznie aby była różnorodność. Mam tu na myśli zieleninę zawierającą garbniki, aby nie zdominowały smaku.
Jak wcześniej pisałem równie dobre będzie z zieleniną uprawną w każdej proporcji z dzikim.