Po wspomnianym wcześniej forumowym zlocie w kilka osób udaliśmy się na Jeziorko Bobrowe, w jesiennym klimacie to miejsce prezentuje się chyba najlepiej. Dalej na Chryszczatą stromym i pięknym lasem, po śladach stada żubrów. Nocujemy w chatce z piecykiem a przed tym gotujemy samo dobro i na piecu i na ognisku na zewnątrz. Zaczęło padać, jutro ma być podobnie, więc dopiero kolejnego pójdziemy w góry.
Po dwunastu kilometrach dotarliśmy do samochodu, a dalej ruszyliśmy pod Hon, po chwili przerwy i naładowaniu baterii do aparatu kierujemy się na rezerwat Sine Wiry. Spokojna a zarazem rwąca rzeka ładnie prezentuje przełom skalny. Powoli zapada zmrok, jednak coś jeszcze widać.... Przy samochodzie jesteśmy już po ciemku. Wieczór przy ognisku, noc w namiotach w towarzystwie lisa, który co chwila przybiegał w nasza okolicę...
Padło na Rabią Skałę, przeszliśmy z Wetliny żółtym szlakiem na Jawornik i dalej w stronę granicy. Las od środka jest całkowicie żółty, zanim weszliśmy na samą górę, od słowackiej strony pojawiło się mnóstwo chmur, chwilami z drobną mżawką. Krótki i spokojny dzień, po którym wracam do domu na dwa dni zostawić część rzeczy i przepakować plecak żeby z powrotem wrócić w Bieszczady na dalszą część jesieni...
Kolejny raz padło na Rawki, akurat że do Wetliny przyjechałem przed 15.00 padło na zachód słońca w okolicach Rawek. Tym razem umówiłem się tutaj z Tomkiem, z którym poznaliśmy się dwa i pół roku temu, kiedy mniej więcej w tym samym czasie przemierzaliśmy GSB. Zaczęło mocno wiać, jednak warunki zapowiadały ładny zachód słońca. Przed zmrokiem schodzimy kawałek dalej i nocujemy gdzieś w namiocie. Po herbacie i chwili rozmowy, nastała bardzo ciemna, pochmurna noc - wcześnie jest ciemno więc idziemy spać, najwyżej wcześnie wstaniemy i ruszymy dalej.
Mamy bardzo spokojny, elastyczny plan czyli nie spieszyć z kilometrami i chłonąć piękno przyrody jak najbardziej jest to możliwe. Kolejnego dnia przeszliśmy przez Przełęcz Orłowicza, gdzie ilość ludzi powoduje że kolejną przerwę zrobimy sobie w lesie. Spokojnym tempem, czarnym szlakiem kierujemy się na Jaworzec. Pochmurne niebo niestety nie pozwoliło na obserwację gwiazd. Swoją drogą w schronisku ciągle trwają zmiany w dobrym kierunku, atmosfera jest typowo schroniskowa i klimat tworzy fajna ekipa, którą pozdrawiam.
Ciepła noc w namiocie i w drogę. Przez opuszczoną wieś Jaworzec i Łuh, po bosej przeprawie przez Wetlinkę dotarliśmy szutrową drogą na most w Studennym. Tutaj zaczyna się najdłuższe pasmo naszych Bieszczadów, mające około 15 km ciągnące się aż do Smolnika. Na grani w lesie rozpalamy mały ogień, czas na kiełbaskę. Trafiliśmy na szlak konny, którym mniej więcej trzymamy się do Przełęczy Hulskie, gdzie zaczyna się niebieski szlak przez Otryt do Dwernika. Początkowo spokojnym tempem, później szybszym krokiem jesteśmy przy chacie, jednak schodzimy do Dwernika spotkać się ze znajomymi Tomka u Lestka. Swoją drogą bardzo fajne i spokojne miejsce na uboczu drogi. Ogarnęliśmy się, zjedliśmy coś bo akurat skończył nam się prowiant.
Przenocowaliśmy ponownie w namiocie a o poranku obudziła nas gęsta mgła i wilgoć w powietrzu. Świetnie wypić sobie poranną herbatę w takich warunkach, kiedy mgły uchodzą a nad nami jest błękitne niebo. Tego dnia rozjeżdżamy się w swoje strony... Dzięki za podwózkę pod Caryńską. Słoneczna pogoda spowodowała, że przeszedłem przez Caryńską do Berehów Górnych. Schodząc, do góry idzie mnóstwo osób, korzystając z idealnej pogody. Jest dokładnie połowa października, to pierwszy w tym miesiącu słoneczny dzień.
Miałem w planie pojeździć jeszcze na rowerze, tak też zrobiłem. Podjechałem na stopa do schroniska Pod Wysoką Połoniną, gdzie rozbiłem namiot i przepakowałem plecak. Wypożyczyłem rower i pojechałem przed siebie, zatrzymując się w atrakcyjniejszych terenach. Jazda samochodem jako pasażer jest przyjemna, kiedy podziwiamy okoliczne ściany lasu. Jadąc rowerem, wolniej jest na to więcej czasu, można więcej dostrzec i poznać nowe miejsca. Pojechałem do Cisnej a dalej przez Żubracze doliną Solinki do Roztok Górnych. Wróciłem do Cisnej i pojechałem z powrotem do Wetliny. Trasa około 50 km spokojnym tempem z przerwami zajęła mi prawie 5 godzin.
Obecnie, pod koniec października spadł śnieg. Myślę że zdecydowanie to już czas po kolorowej jesieni, która trwała krótko i przeminęła z wiatrem bardzo szybko...
Następnym razem pojadę gdzie indziej niż w Biesy
