Norwegia - Hardangervidda + cywilizacja 4-17.07.2013r.

Relacje, zaproszenia i pomysły na ...

Moderatorzy: Morg, GawroN, thrackan, Abscessus Perianalis, Valdi, Dąb, puchalsw

Awatar użytkownika
Pratschman
Posty: 214
Rejestracja: 01 gru 2009, 13:31
Lokalizacja: Jarocin/Poznań
Płeć:

Norwegia - Hardangervidda + cywilizacja 4-17.07.2013r.

Post autor: Pratschman »

Chciałbym opowiedzieć Wam o wyjeździe do Norwegii, który odbyliśmy razem z moją narzeczoną Asią w dniach 4-17.07.2013r. Nie ukrywam, że wyjazd ten planowałem od końca zeszłego roku, inspirowany wyjazdami Marcela vel Rzeza :-) Jednak od samego początku, znając możliwości moje i Asi oraz nasze zainteresowania, postanowiłem w planowaniu wyjazdu iść swoją drogą.

Plan był dość prosty: Poznań – Lotnisko Torp – Oslo (3 noce pobytu, zwiedzanie) – dojazd pociągiem na Płaskowyż – wędrowanie po Hardangervidda przez około tydzień – przejazd do Bergen czym się da – 3 noce w Begen, zwiedzanie – powrót do kraju.
Jak się okazało, bardzo słusznie stwierdziliśmy, że nie jesteśmy tak hardcore’owi, żeby spędzać 2 lub 3 tygodnie na Płaskowyżu i nie pozwiedzać przez to ani trochę cywilizowanych miejsc. Aby jednak braci forumowej nie zanudzać opowiem tylko, jak przebiegła nasza podróż od początku do końca, w cywilizowanych miejscach nie rozpisując się o zabytkach, a kładąc nacisk na to, jak oszczędzaliśmy kasę, a na Hardangervidda opowiem ze szczegółami jak przebiegła wędrówka.

Wyruszyliśmy w czwartek 4.07 zaraz po ostatnim w tym roku egzaminie, pisanym tego dnia w południe. Na Ławicy okazuje się, że Asia zapomniała „dość” ważnej rzeczy – kurtki przeciwdeszczowej. Na szczęście współlokator stanął na wysokości zadania i dowiózł nam ją, póki nie było za późno :-) Przelot bez zakłóceń, nasz bagaż wyglądał następująco: Mój Golite Jam z przypiętą karimatą i dwoma parami kijków i owinięty stretchem leciał jako bagaż główny. Ważył 16kg, zawierając w sobie 2 wielkie słoje bigosu i butelkę piwa! Asi Deuter Futura robił za bagaż podręczy, nie zanotowałem ile ważył. Do tego, jako mój podręczy, miałem zwijany w kulkę plecaczek z Decathlonu, pełen książek, przekąsek i tym podobnych elementów.

Po przylocie do Torp (100km od Oslo) zebraliśmy się w sobie i postanowiliśmy, że spytamy stojących po odbiór bagażu współpasażerów, czy ktoś z nich nie jedzie czasem samochodem do Oslo. Bardzo szybko znalazły się dwie dziewczyny, które zgodziły się podwieźć nas za friko do Drammen – 30km od Oslo. W aucie zdobyliśmy pierwsze porcje informacji o Norwegii. Z Drammen do Oslo podjechaliśmy pociągiem za 100 koron od łebka, a w stolicy już czekał na nas nasz gospodarz. Otóż, drodzy Forumowicze, podczas pobytu w Oslo korzystaliśmy z Couchsurfingu. Nie chcę się o tym rozpisywać, powiem krótko – jest to niesamowicie fajny sposób na podróżowanie i poznawanie nowych ludzi, a nasz gospodarz był naprawdę wspaniałym człowiekiem!

W Oslo zostaliśmy do niedzieli, 7.07, kiedy to o 12.00 mieliśmy pociąg na Hardangervidda. Podczas pobytu tam czułem , że naprawdę, bez pośpiechu i całkiem dobrze poznajemy miasto. Zwiedzaliśmy zabytki i muzea, pływaliśmy promem po zatoce i zwiedzaliśmy wyspy, kąpaliśmy się w Oslofiordzie, chodziliśmy na kawę, gadaliśmy przez długie jasne wieczory z gospodarzem… Pogoda była piękna, ponad 20st., bez deszczu, szaro dopiero o północy  Co do kosztów, to bilet dobowy, który był konieczny, kosztował 80 koron a co ciekawe dwie kawy w dobrej kawiarni… też 80 koron, co okazywało się w porównaniu z cenami „wszystkiego” tanie. Jedzenie jedliśmy praktycznie tylko przywiezione z Polski, kupiliśmy raz najtańszy norweski chleb za 8 koron oraz jakieś jeszcze drobiazgi.

Pociąg 7.07 zabierał nas na słynną stację Finse. Bilety kupiłem 3 miesiące wcześniej w dużej promocji, za 250 koron od osoby. Pociąg oczywiście wypasiony, jechaliśmy 4,5h podziwiając najpierw norweskie niziny, a potem coraz większe góry. O 16.30 podjeżdżamy pod stację. Termometr w pociągu pokazuje 14st. Pierwsze co widzimy po wysiadce to… śnieg. Ogromne płaty śniegu leżące wszędzie po drugiej stronie sporego jeziora. Ok, spodziewałem się śniegu, ale aż tyle? Pierwsze, co czujemy, to wiatr – przenikliwy i mocny, którego zimno łagodzi świecące na czystym niebie słońce. W osadzie, bo to nawet nie jest wieś, żadnej drogi dla samochodów nie ma. Ale dobra nasza – patrzymy na mapę, widzimy ścieżkę i ruszamy nią – do przodu!

W tym miejscu zapraszam na stronę ut.no/kart , znajdźcie Finse i śledźcie dalej moją trasę na mapie. Ten norweski odpowiednik geoportalu jest naprawdę świetny – dzięki, Rzez! Jak już patrzycie na mapę, to powiem Wam, że przed wyjazdem planowaliśmy dojść z Finse do miejscowości Odda, położonej na samym końcu Sorfjordu. Jak później się okaże, w tym krótkim czasie 7 i pół dnia nie było to wykonalne...

Na dziś to tyle, reszta po weekendzie :-) Wtedy dodam też listę sprzętu.

Zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/1138805304 ... rvidda2013
Mokry
Posty: 39
Rejestracja: 18 lip 2013, 19:31
Lokalizacja: Trójmiasto
Płeć:
Kontakt:

Post autor: Mokry »

Świetna wyprawa, gratulacje i zazdroszcze :)
Awatar użytkownika
kubush
Posty: 285
Rejestracja: 16 lut 2012, 21:11
Lokalizacja: Silesia
Gadu Gadu: 25553
Płeć:

Post autor: kubush »

Fajny wypad, piękne zdjęcia :-)
Widzę, że gotowałeś na palniku, kartusz kupowałeś na miejscu czy miałeś w bagażu? Pytam bo ja w tamtym roku zgodnie z regulaminem wizzair nie brałem go z domu tylko kupiłem na miejscu, wiadomo w bardzo atrakcyjnej cenie, jak wszystko w Norwegii :-)
Ja we wrześniu lecę drugi raz w rejony Finnemark na północ od Drammen, a może uda się wyskoczyć gdzieś dalej.
Awatar użytkownika
Pratschman
Posty: 214
Rejestracja: 01 gru 2009, 13:31
Lokalizacja: Jarocin/Poznań
Płeć:

Post autor: Pratschman »

Kubush, kupowałem na miejscu kartusz, ale bardzo tanio - 50 koron za 230g Primusa- to prawie tak jak w Polsce. Porada - wejdź do centrum handlowego przy stacji Oslo S i w jedynym tam sklepie sportowym kup - jeśli będziesz w Oslo. W sklepie sportowym na ulicy kartusz kosztował już 80 koron...

Fajnie, opisałeś gdzieś te wyjazdy? Chętnie by poczytał :-)
Asiątko
Posty: 1
Rejestracja: 01 sie 2013, 15:48
Lokalizacja: Polska
Płeć:

Post autor: Asiątko »

Kochanie zapomniałeś dodać parę zdjęć z sanitariatami
Awatar użytkownika
Pratschman
Posty: 214
Rejestracja: 01 gru 2009, 13:31
Lokalizacja: Jarocin/Poznań
Płeć:

Post autor: Pratschman »

Dopiero w następnej części relacji bedzie opis kapieli w strumykach i jeziorach :-) ale zdjęć z tej kąpieli nie będzie :-D
Awatar użytkownika
kubush
Posty: 285
Rejestracja: 16 lut 2012, 21:11
Lokalizacja: Silesia
Gadu Gadu: 25553
Płeć:

Post autor: kubush »

Pratschman pisze:opisałeś gdzieś te wyjazdy? Chętnie by poczytał :-)
Opisu nie robiłem, mam zdjęcia + filmik (tylko wyłącz dźwięk :P)
Awatar użytkownika
kalyk3
Posty: 270
Rejestracja: 22 lis 2009, 21:51
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Post autor: kalyk3 »

Fajny wyjazd ;-)
Prawdopodobnie się mijaliśmy gdzieś na szlaku bo ja też byłem tam mniej więcej w tym samym okresie. (Teraz nie wiem dokładnie kiedy, musiałbym poszukać dziennika)
Pratschman pisze:Co do kosztów, to bilet dobowy, który był konieczny, kosztował 80 koron a co ciekawe dwie kawy w dobrej kawiarni… też 80 koron, co okazywało się w porównaniu z cenami „wszystkiego” tanie. Jedzenie jedliśmy praktycznie tylko przywiezione z Polski, kupiliśmy raz najtańszy norweski chleb za 8 koron oraz jakieś jeszcze drobiazgi.
Przekonałem się, że jak się poszuka to niektóre produkty znajdzie się w cenie zbliżonej do polskiej, a nawet tańsze ;-) No ale oczywiście o dobrym żywieniu nie może wtedy być mowy.
“All good things are wild and free.” Henry David Thoreau
Awatar użytkownika
earthtraveler
Posty: 79
Rejestracja: 04 cze 2010, 09:35
Lokalizacja: Kozłowo
Gadu Gadu: 6793090
Tytuł użytkownika: Lubię sobie połazić
Płeć:

Post autor: earthtraveler »

Zimna ,surowa ,piękna Norwegia wow!! fajna wyprawa ;-)
Awatar użytkownika
Pratschman
Posty: 214
Rejestracja: 01 gru 2009, 13:31
Lokalizacja: Jarocin/Poznań
Płeć:

Post autor: Pratschman »

Oto dalsza, ale nie ostatnia część relacji :-)

Na rzeczonej stacji Finse wysiadło z nami kilkadziesiąt osób z plecakami i sprzętem turystycznym. Pomyśleliśmy – oho, będziemy mieli towarzystwo na szlaku! Jednak Norwegowie wszyscy skierowali się do schroniska w osadzie, a my mieliśmy w planach pójść jeszcze ze dwie godzinki szlakiem w kierunku południowym. Koniec końców tego dnia szliśmy tylko godzinkę z hakiem, gdyż znaleźliśmy bardzo sympatyczne miejsce, w którym mało wiało i gdzie postanowiliśmy się rozbić. Ilość zdjęć z tego krótkiego marszu świadczy o tym, jak wszystko tam nas dziwiło – ledwie oznaczony i widoczny szlak (w porównaniu z Polską), rwące strumienie i solidne, ale chwiejące mosty nad nimi, potężny wiatr wiejący tak, jak w naszych górach wieje tylko na szczytach i graniach, surowy i pełen płatów śniegu krajobraz… Nasze miejsce biwakowe było przyjemnie osłonięte od wiatru, a jednocześnie nasłonecznione aż do 22, dzięki czemu w namiocie utrzymywało się miłe ciepełko. Przyznaję, że to Asia je odnalazła! Po rozbiciu namiotu postanowiłem, że wykąpię się w pobliskim oczku wodnym. Rzeczywiście, miało ono jakieś 5 na 5 metrów, głębokość do pół łydki i lodowatą, ale i tak cieplejszą niż w strumieniu wodę. Mycie zaplanowałem dokładnie – temperatura około 12st. (tak pokazał termometr w pociągu o 16.30) i silny wiatr nie pozostawiają miejsca na taplanie się. Wyglądało to tak – wejście do wody w samej opasce na głowie, opryskanie się intensywne, aby się zwilżyć i nabranie wody do składanego wiadra MFH. Następnie wyjście na brzeg, namydlenie Białym Jeleniem, spłukanie nabraną wodą i natychmiastowe wycieranie się dużym ręcznikiem turystycznym. Następnie natychmiast zakładałem spodnie, najgrubszy polar i windshirt. Te ablucje powtarzałem codziennie wieczorem (poza cywilizowanym noclegiem w Liseth), jednak gdy było bliżej 20st. zanurzałem się, z zapartym tchem, w wodzie po szyję i tak trochę się taplałem.


Gotowanie było kolejną wielką przyjemnością i charakterystycznym punktem naszego wyjazdu. Używaliśmy zwykłego palnika Primus i menażki czeskiej. Jednak nieodzownym elementem naszego zestawu do gotowania była osłona samoróbka z puszek po piwie! Używaliśmy jej cały czas, zarówno gotując w namiocie, jak i na dworze. Tak, gotowaliśmy w namiocie, ale tylko herbatę przed spaniem i mleko w proszku z płatkami rano. Świetnie rozgrzewało to namiot i dodawało siły do życia! Jeśli chodzi o nasze obiady, to wszystkie poza puree (liofil) zostały zaprojektowane przez nas ze zwykłych produktów – makaronów, kasz, ryżu w 6 minut itp., suszonego mięsa, kostki sojowej, pomidorów i włoszczyzny, sosów w proszku i jeszcze jakiś cudów. Jesteśmy bardzo dumni z tych obiadów i chętnie opowiem o nich w innym miejscu. Co do gazu, to gotując przez ten tydzień obficie, łącznie z wodą dla Asi do mycia głowy, zużyliśmy niecały jeden kartusz 230g.


Wracając do pierwszego dnia –noc była dość chłodna, bliska 0st., za to dzień przywitał nas brakiem wiatru i przyjemnym ciepłem! Po codziennych rutynowych czynnościach zwinęliśmy się i w krótkich rękawach i spodniach (przynajmniej ja) ruszyliśmy na południe. Okazało się, że nocowaliśmy blisko rozwidlenia szlaków na Kjeldebu i Kraekkja. Marsz tego dnia znaczyły, jak można dostrzec na zdjęciach, najcięższe spośród spotkanych na Płaskowyżu tereny. Trudne do przebycia pola głazów, strumienie, przez które trzeba przejść po kamieniach leżących pod wodą, zamarznięte jeziora, odcinek szlaku zalany wodą, wielkie pola śnieżne nie topniejące nigdy, gdyż oznaczone na mapie na biało, tak jak lodowiec, ostre podejścia i zejścia… To wszystko nie było specjalnie niebezpieczne, ale nas, „nierozgrzanych” i nieprzyzwyczajonych do kluczenia i szukania łatwego przejścia, gdy w polskich górach wszystko jest podane na tacy, bardzo spowolniło. Koniec końców godzina 18 zastała nas na południowym brzegu jeziora Skaltjorna, jeszcze daleeeko od zaplanowanego Kjeldebu. Jednak byliśmy już bardzo zmęczeni i rozbiliśmy się. Na szczęście ładna pogoda dopisywała cały dzień, łącznie z wieczorem, więc się trochę potaplałem. Wyjaśnię przy tej okazji kolejny element naszej rutyny – spać chodziliśmy około godziny 22.30, a wstawaliśmy około 7.30. Jasność w środku nocy w ogóle nam nie przeszkadzała! Czas przed spaniem umilaliśmy sobie czytaniem.


Kolejnego dnia obudziliśmy się z mocnym postanowieniem – dojść do Liseth! Niestety, pogoda się pogorszyła i musieliśmy od tego momentu wędrować w kurtkach przeciwdeszczowych, bo padało i wiało, z przerwami, cały dzień. Ruszyliśmy z kopyta, idąc cały czas doliną rzeki, która wypływała z naszego jeziora. Był to już teren dużo uboższy w śnieg, a bogatszy w roślinność, łącznie ze sporymi krzewinkami, błoto i … owce! Spotykaliśmy wiele owiec, wędrujących samopas grupkami. Dopiero później zrozumieliśmy norweski system wypasu. Również ukształtowanie terenu stało się łagodniejsze. Jednak do skrzyżowania, będącego 0,5h drogi od nieszczęsnego, niedoszłego Kjeldebu, dreptaliśmy aż 3 godziny! Wyszło na to, że trasę oznaczoną na 9h, pokonaliśmy w 12… Przepowiednie Rzeza okazały się prawdziwe. Od skrzyżowania szlak na zachód prowadził stromym podejściem, a wiatr akurat wtedy wiał z ogromną siłą od ogromnego Sysenvatnet i deszcz mocno zacinał. Najedliśmy się strachu, ale odkryliśmy też duży plus Płaskowyżu – żadne podejście ani zejście nie trwa to ciurkiem więcej, niż pół godziny.


Po podejściu naszym oczom ukazał się najbardziej płaski jak do tej pory teren – wyglądający jak wielki step z licznymi jeziorkami, ale z niewielką ilością skał. Owiec była tu mnogość i chyba używały szlak, bo wreszcie był on dobrze wydeptany. Dzięki temu naszymi przeciwnikami pozostały tylko błoto i deszcz, ale nasze tempo mogło bardzo wzrosnąć. Jednak przez tak dziwny teren trasa strasznie się dłużyła, jednak w końcu wieczorem dostrzegliśmy przed nami głęboką dolinę, oświetloną słońcem… Koniec końców zeszliśmy na jej dno, gdzie było mnóstwo letnich chatek, brzozowy las (drzewa!) oraz morze błota. Bardzo zmęczeni dowlekliśmy się do Liseth. Jest to schronisko full-service, z przytulnymi 2-osobowymi pokojami i prysznicami! Widziałem, że jesteśmy bardzo zmęczeni i Asia może znienawidzić płaskowyż, jeśli jutro będę kazał nam ruszać dalej. Postanowiłem więc, że zostaniemy tam na 2 noce, a jeden dzień spędzimy na obijaniu, łażeniu po dolinie i tym podobnym czynnościach. Jak się okazało, była to bardzo dobra decyzja, choć nocleg kosztował tam 250kr za osobę za noc.


Ostatnia część i lista sprzętu wkrótce! :-)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Imprezy, wyprawy oraz spacery”